29.
Pov. Felix
Zakończyło się moje przesłuchanie na komendzie policji w Paryżu. Powiedziałem mundurowym wszystko, co wiedziałem, jednak nie wskazałem sprawców tych zdarzeń z pewnych powodów.
Bardzo się bałem. Byłem w ogromnym szoku, kiedy Martin napadł na mnie i groził mi nożem i kiedy widziałem, jak zdradza dziewczynę, która kochała go nad życie. Udowodniło to tylko, że jest to bardzo niebezpieczny człowiek, zdesperowany sprytny i co gorsza, bezkarny, podły. Nie widziałem sensu wyjawiania jego tożsamości.
Policjanci przyjęli zgłoszenie. Mieli się udać następnego dnia do szkoły, aby spróbować zdobyć nagrania z monitoringu, gdzie doszło do tego zdarzenia. Pewnie na tych również niczego nie znajdą....
Było już po 23. Coraz bardziej chciało mi się spać i płakać. W głowie ciągle widziałem oczyma tę sytuację. Tę podłą zdradę. To jak wykorzystał najtroskliwszą dziewczynę z całej klasy, dla której zawsze liczyli się inni. Zestawiłem to z deklaracją, jaką złożył jej jeszcze nie tak dawno, czego sam byłem świadkiem. (patrz rozdział 26).
Po części zarumieniłem się na tę myśl. Coraz częściej łapałem się na tym, że myślę coraz więcej o Marinette. Od czasu, kiedy Biedronka posądziła mojego ojca o bycie Władcą Ciem, moje uczucia do niej przygasły. Nie to, że zniknęły całkowicie, jednak już nie patrzyłem tak na moją partnerkę, jak jeszcze miesiąc wcześniej. Była to typowa relacja na zasadzie zaufania, gdzie skupiałem się głównie na zadaniu, jakie było przed nami do zrobienia. Rutynowe patrole, walki ze złoczyńcami itd...
Wracając do bieżących wydarzeń, z upływem kolejnych minut, gdy poruszałem się samochodem mojego ojca po niemalże pustych ulicach Paryża, czułem jeszcze bardziej to przybicie.
Mój tata oraz opiekunka próbowali ze mną rozmawiać, ale tak się bałem tego, co teraz może zrobić mi Martin, że nie chciałem już więcej nic na niego mówić... Plagg również był ciekawy tego, co się wydarzyło, jednak kiedy nic nie chciałem mówić, nie narzekał.
Następnego dnia, policja była już pod szkołą. Miałem akurat czwartą lekcję, gdy przyszli do dyrektora sprawdzić nagrania z monitoringu. I jak możecie się domyślić, z powodu panującego zmroku, jaka już panowała o tej godzinie, nic nie dostrzegli. Pytali również uczniów, jednak każdy zaprzeczał, żeby widział cokolwiek lub kogokolwiek podejrzanego, który kręcił się w pobliżu budynku szkoły.
W czasie tego zamieszania widziałem Martina, który patrzył na mnie lodowatym wzrokiem. Pokazał mi gest cięcia nożem, co zaraz wzbudziło moją traumę z ostatnich doświadczeń, co spowodowało, że znowu pogrążyłem się w sporym stresie.
Wkrótce policja opuściła już szkołę, a życie wróciło do dawnej formy. No może prawie dawnej, przynajmniej dla mnie.
Jeżeli chodzi o mojego przyjaciela Nina, on również dostrzegł zmianę mojego postępowania. Chciał się czegoś dowiedzieć na temat moich rozważań oraz zadum, lecz nic nie chciałem mu mówić, aby nie narazić zarówno jego, jak i Alyę na niebezpieczeństwo. Poza tym miał już dosyć zmartwień jako szkolny policjant, który na bieżąco pilnował porządku na każdej przerwie.
I tak upływały kolejne dni. Zadręczanie, myśli, sceny nie dawały mi spokoju. Nie miałem tego zapału, co dawniej. Wstawałem sam, patrząc się w sufit i myśląc o Marinette. Potem, bez cienia radości jadłem śniadanie, a w szkole zamknąłem się na prawie każdego. Nastolatkowie, o których mówiłem, ciągle ze sobą chodzili, pomimo tego, że chłopak ją zdradzał. Kiedy widziałem, jak trzymał ją za rękę, całował ją, czułem te same mdłości, jak podczas nakrycia jego z Lilą Rossi.
Co jeszcze gorsze, Martin był na tyle bezczelny, że kiedy tylko Marinette od niego odchodziła, to zaraz zaczął znacząco uśmiechać się do Lilii, a w moim kierunku pokazywał wiadomości z pogróżkami. Często te kartki wrzucał do mojego tornistra, kiedy nikt nie patrzył. Każdego dnia znajdowałem taką nieprzyjemną niespodziankę. Chłopak w niej życzył mojej śmierci, groził, że prawdę zabiorę ze sobą do grobu albo zamorduje moją rodzinę. I nic nie mogłem z tym zrobić, bo miał za swoimi plecami niemalże całą tę budę. Dyrektor w szachu, bo uzależniony od pieniążków tatusia Rotha, zastraszona wychowawczyni i wreszcie pozostali uczniowie.
Pomimo tych wszystkich przerażających dla mnie momentów, czułem ogromne wyrzuty sumienia wobec tej dziewczyny, która naiwnie myśli, że ten idiota ją kocha. Ona była taka szczęśliwa, uśmiechnięta, a on to wykorzystywał. W czasie Wigilii Klasowej, gdy Wilson Makuszyński odwiedził naszą szkołę i opowiadał co nieco o historii swojej ojczyzny, oni się do siebie tulili. Nowy Rok? Wspólne zdjęcie na Instagramie. Granie Jasełek? Oczywiście główne role. Koncert kolęd? Wspólne i z pasją.
Nie chciałem być potworem i niszczyć im szczęścia, ale coraz bardziej moje sumienie wyrzucało, że powinienem reagować.
Co wówczas robiłem? Chciałem wyładować wszystkie negatywne emocje, więc przemieniałem się w Czarnego Kota i chodziłem na rutynowe patrole. Oczywiście po nich czułem się bardzo słaby, jednak chciałem ryzykować dla tej chwili, kiedy wreszcie nikt nie ma mnie głęboko w czterech literach.
Coraz częściej cierpiałem na migreny. Ledwo się podnosiłem z łóżka, kiedy zbierałem się do szkoły.
Co do mojej kariery jako Czarny Kot....
Jak wspomniałem wcześniej, moje relacje z Biedronką wciąż były bardzo chłodne, bo ciągle pamiętałem jej czyn związany z moim ojcem. Nie mogłem jej tego do końca wybaczyć, ale chyba większość z was mnie rozumie.
Walczyliśmy również z kilkoma złoczyńcami, jednak chcę się podzielić pewnym przypadkiem, jaki mnie mocno wzruszył.
Otóż.... Zaakumanizowany został jeden chłopak z podparyskiego Poissy (miejscowość położona na zachód od Sekwany i stolicy), z tego powodu, że podobnie jak ja był prześladowany. Rówieśnicy często wyzywali go od downów, klaunów, debilów, uprzykrzali życie, chowali buty. Te emocje narastały w nim, aż wreszcie postanowił to wykorzystać Władca Ciem, który zamienił go w Pożeraczy Idiotów. Miał moc robienia z oprawcy niespodziewanej ofiary, tak, aby odegrać się za wszystkie upokorzenia, jakie doznał.
Oczywiście my, dostaliśmy zlecenie, więc musieliśmy je wykonać. Wyruszyliśmy zatem do Poissy, gdzie on na nas czekał i postanowił urządzić sobie walkę o przetrwanie pomiędzy mną a nim. Odczytałem jednak jego intencję i w porę zdecydowałem się na przeprowadzenie ataku dystansowego, rzucając w niego kocim- kijem. On jednak zdołał schylić głowę i pocisk śmignął gdzieś hen.
Wraz z Biedronką szukaliśmy gorączkowego rozwiązania, aż ostatecznie postanowiliśmy posłużyć się pewnym sprytnym fortelem. Mianowicie tak go sprowokować, aby w nerwach zaczął popełniać błędy i w konsekwencji ułatwić nam nieco robotę. Ona uznała to za nawet dobry plan, więc zaraz przeszliśmy do wdrożenia go w życie.
Chłopak z furią rzucił się na nas. Walczył mocno i zacięcie, próbując za wszelką cenę odebrać nam miraculum. Jednak przez te jego bardzo silne ataki coraz mocniej schodziła mu energia i siła. Czuł się coraz słabszy, aż w końcu jego moc nie była w stanie nas zdominować. Wykorzystaliśmy to momentalnie.
Zlokalizowaliśmy zaakumanizowany przedmiot i go zniszczyliśmy. Następnie Biedronka naprawiła tym razem Poissy, bo sprawcy nie udało się dosięgnąć stolicy.
Pewnie zastanawiacie się, skąd znaliśmy powód akumanizacji? Otóż miałem okazję rozmawiać z tym młodszym człowiekiem i przeto jego historia wzruszyła mnie bardzo.
Wracając do obecnego biegu zdarzeń, z każdym upływającym tygodniem, dniem, godziną czy minutą czułem cały czas to przybicie. Zwłaszcza kiedy przechodziłem obok tej przeklętej ubikacji, myśli dawały się mi ciągle we znaki. Chyba już na zawsze będzie mi się kojarzyć z rozpustą i wstydem.
***
Pov. Narrator
W międzyczasie projekt, jaki przygotowywał Władca Ciem, coraz bardziej ewoluował. Nowe doniesienia na bieżąco przekazywała jego prawa ręka, która już od ponad 2 miesięcy przebywała w Edynburgu. Instalacja systemów operacyjnych, montaż wszystkich komputerów, odpowiednie konstrukcja, stworzenie kilku różnych rozsiewników na cały Paryż pochłaniały naprawdę sporą ilość czasu.
Nasz główny antagonista nieco się niecierpliwił, zwłaszcza po kolejnych nieudanych walkach z Biedronką, które nie przynosiły większych korzyści. Dalej w gruncie rzeczy Władca Ciem nie wiedział nic, co mogło przybliżyć go do zwycięstwa, jego jedyną przewagą były emocje.
Jednak nie tylko on zmagał się z pewnymi zmartwieniami. Również nasz Mistrz Fu, wiedział, że ostatnie ataki były coraz dziwniejsze. Rzadsze, a co najciekawsze potyczki trwały bardzo szybko, tak jakby Władca Ciem całe swoje wysiłki przygotowywał się na coś większego i raczej niezbyt przejmował się kolejnym mięsem armatnim, jaki posyłał na front. A nasz strażnik doskonale wiedział, że przyszedł czas na wytłumaczenie następnych funkcjonalności, jakie posiadają te magiczne klejnoty.
Tak czy siak to była kwestia czasu, kiedy główny wróg naszych protagonistów odkryje większość swoich dodatkowych mocy. Pomimo tego najbardziej obawiał się, że może posłużyć się mroczną przeszłością, jaką wiązało Miraculum Motyla.
Przez wiele dni zastanawiał się, jak ma wezwać do siebie bohaterów. W końcu wpadł na pewien oryginalny pomysł.
Otóż za niedługo Tikki i Plagg mieli obchodzić swój kolejny cykl. Dzięki temu magiczne stworzonka mogły kontaktować się między sobą na dalekie odległości. Żeby nie ryzykować tożsamościami głównych bohaterów i swojej uznał to za bezpieczną formę, zwłaszcza że żadne maszyny nie potrafiły odczytać tych sygnałów. Uznał to za dobry pomysł.
Swój plan przedstawił Wayzowi, który również go zaakceptował i odpowiednią dyspozycję przekazał kwami innych Miraculi znajdujących się w szkatułce.
***
Pov. Marinette
Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie. Kolejny raz doznałem od Martina wielkiego zaszczytu.
Otóż zostałam zaproszona na wesele jego wujka jako osoba towarzysząca, co bardzo mnie ucieszyło. Moi rodzice również byli z tego powodu dumni.
Cała uroczystość miało odbyć się za dwa tygodnie, toteż już teraz postanowiłam podjąć przygotowania, aby jak najlepiej wypaść.
Pierwsze co postanowiłam, to odwiedzić kilka drogich sklepów z ubraniami, aby mieć się w co ubrać. Jako że w środę miałam najkrócej zajęcia postanowiłam wspólnie z Alyą wybrać się do sklepu.
Błądziliśmy przez kilka po pięknej galerii handlowej i jednej z największych w Paryżu. Moi rodzice byli bardzo mili i dali mi trochę pieniędzy, a część dorobiłam sobie sama, dalej szyjąc sukienki dla innych.
Ostatecznie trafiłam na bardzo ciekawą kreację. Sukienka koktajlowa w kolorze fuksjowym z falbankami nie dość, że była naprawdę ciekawa, to jeszcze nie była bardzo droga. Poza tym dobrałam do tego czerwone szpilki na część kościelną, a potem postanowiłam przebrać sobie obuwie na ciekawsze.
Wraz z szukaniem kreacji już dawno nie miałam okazji chodzić ze swoją przyjaciółką do sklepu. Zarówno Martin, jak i moja rola jako Biedronka nie pozwalały wygospodarować tyle czasu, ile jeszcze miałam kilka miesięcy temu.
Wraz z łażeniem po odzieżówkach, rozmawiałam z Alyą na wiele ciekawych, babskich tematów. Opowiadała mi o swoim chłopaku Ninie, o tym, jak bardzo go kocha i jak się jej powodzi. Cieszyłam się z jej szczęścia, a ona z mojego.
Nasze zakupy przerwał telefon od Martina. Oczywiście odebrałam od razu, w końcu dzwonił mój chłopak.
- Cześć kochanie! Słyszałam, że wybrałaś się z przyjaciółką na zakupy.
- Tak- odpowiedziałam, rozpromieniając się. On ciągle kochał mnie zaskakiwać.
- Super. Kochanie posłuchaj, wypadła mi jedna sprawa i niestety nie będę mógł do ciebie dołączyć....
- Co się stało? - dopytałam.
- Niestety.... Sprawy rodzinne. Mój tata troszeczkę słabiej się czuje.
Poczułam się nieco zawiedziona. Bardzo liczyłam na to, że mnie odbierze spod galerii.
Jednak życie bywa różne.
- W każdym razie- dodał- baw się dobrze. Zadzwonię do ciebie wieczorem. Ok? Jak trochę się sytuacja uspokoi.
- Ok. Dziękuje ci za telefon. Cześć.
- Pa, Marinette.
***
Pov. Felix
Martin rozłączył się ze swoją dziewczyną. Znowu był w tej łazience, gdzie po raz pierwszy odkryłem potajemny romans gagatka. Oczywiście nie był sam, tylko towarzyszyła mu ta podła jędza.
- Ok. - zamruczał do niej - mamy czas do wieczora. Muszę się tobą w końcu porządnie zająć.
Znowu zaczął ją całować.
Widziałem to. Jednak tym razem, nie przyszedłem tutaj dobrowolnie.
Za mną stali moi prześladowcy, dręczyciele, którzy próbowali za wszelką cenę, wzbudzać we mnie coraz większe wyrzuty. Chciałem odwrócić głowę, jednak oni nie pozwalali. Miałem patrzyć na tę okropną scenę.
Rozebrał ją..... i dalej nie muszę wam tłumaczyć, co się działo.
To było straszne. Kiedy tylko zakończyli, cali spoceni, ubrali się. Martin podszedł do mnie i popatrzył ze wzgardą.
- I co? Napatrzyłeś się dupku?
Ze strachem pokiwałem głową.
- To kara za tą policję. I tak była najłagodniejsza, w końcu mogło się to inaczej skończyć.
Wiedziałem, o co mu chodzi. Przypomniałem ten nóż, jaki przykładali mi wtedy do szyi.
- Zabrać tego inwalidę!- wydał polecenie.
Wyrzucili mnie z łazienki, po czym szybko się ulotnili, zostawiając mnie powalonego na podłodze, wzgardzonego i brudnego. Widok, jaki mi zagwarantowali, był jeszcze bardziej traumatyczny, niż to co się wydarzyło podczas imprezy mikołajkowej.
Znalazł mnie Nino. Podniósł mnie z podłogi i otrzepałem się z kurzu. Kiedy zapytał się mnie, co się stało, nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Teraz we mnie coś po prostu pękło. Trząsłem się jak jeszcze nigdy.
Mój przyjaciel postanowił zadzwonić po mojego tatę, który przyjechał i mnie wziął. Ze strachem szeptałem:
- Tylko nie na policję! Proszę, błagam cię tatusiu.
Ponownie się we mnie zakotłowało. Dalej nic nie pamiętam.
Kiedy tylko się ocknąłem, zobaczyłem pewnego miłego pana w białym fartuchu. Uśmiechnął się do mnie.
Był to lekarz psychiatra. Dowiedziałem się wówczas, że mój tata tak się przestraszył tego, co się ze mną działo, że udał się do szpitala, gdzie dostał skierowanie do oddziału psychiatrycznego.
Dostałem leki uspakajające, po czym zasnąłem i obudziłem się dopiero tutaj. Od lekarza dowiedziałem się, że przeszedłem załamanie nerwowe.
Próbował się dowiedzieć coś ode mnie, lecz byłem mocno zamknięty w sobie. W głowie ciągle kotłowały mi się te brutalne myśli, kiedy byłem świadkiem bardzo złych zdarzeń. Wyrzuty biły się ze strachem.
Ostatecznie dostałem receptę na inne leki i miałem odbywać z nim zajęcia. I tak dalej płynął czas.
Te tygodnie pełne bólu... Tygodnie rozpaczy.... Tygodnie cierpienia..... i tygodnie kary....
With a taste of your lips, I'm on a ride
You're toxic, I'm slippin' under
With a taste of a poison paradise
I'm addicted to you
Don't you know that you're toxic?
And I love what you do
Don't you know that you're toxic?
Don't you know that you're toxic?
***
Kolejny rozdział z Wykluczenia! Dobijecie gwiazdki? Bardzo byłbym wam wdzięczny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro