Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.

Pov. Narrator

To był wyjątkowy dzień dla uczniów College Francois Dupont. 6 grudnia, dzień św. Mikołaja, zwany powszechnie mikołajkami. 

 Tego dnia każdy obdarowywał się drobnymi upominkami. Główną atrakcją wieczoru bez wątpienia była impreza mikołajkowa, której wyjątkowym gościem miał być Jagged Stone, słynny gitarzysta, rockmen pracujący w tej branży od prawie 20 lat i nagrywający płyty od młodości. 

 Dosyć wiele spekulowało się na temat życia artysty i gwiazdora odnośnie domniemanego romansu między nim, a Anarką, matką Luki oraz Juleki, mieszkającej na kutrze statku przymocowanego przy wybrzeżu Sekwany. Gazety plotkarskie dosyć często huczały na ten temat. A skąd to masowe zainteresowanie? 

 Spekulację narodziły się bowiem po tym, jak nagle po 3 latach wspólnego koncertowania oni rozstali się w wielkiej niezgodzie. Oficjalną przyczyną był brak porozumienia przy dosyć ważnym utworze, jednak media dopatrzyły się nieoficjalnych przyczyn, jakim był właśnie romans.

 W każdym razie coraz mniej było tego szumu, aż wreszcie zniknął całkowicie ze świata publicznego. 

 Wracając do tematu dyskoteki, przygotowania do tego wydarzenia zaczęły się dzień wcześniej. Cała impreza miała odbyć się na sali gimnastycznej, toteż już od 16:00 nie odbywały się zajęcia Wychowania Fizycznego. Uczniowie byli wypuszczeni 5 grudnia nieco wcześniej do swoich domów zostali tylko ci, którzy mocno byli zaangażowani w projekt. W tym także był Martin oraz Marinette, którzy mieli prowadzić tego samego dnia akademię. Ćwiczyli swoje role, tak, aby w czasie imprezy nie zrobili głupiej wtopy.

 Sama sala gimnastyczna była w stanie pomieścić niemal wszystkich uczniów College. Oprócz imprezy zaplanowano wiele gier i zabaw, tak, aby nieco urozmaicić to wydarzenie. Przygotowania były naprawdę intensywne. Potrwały one do wieczora, kiedy ostatecznie zamknięto szkołę, a uczniowie rozeszli się do domów. No może nie wszyscy uczniowie.

 Martin i Marinette po zakończonym występie wyszli razem z budynku tuląc się do siebie. Chcieli ze sobą pospędzać trochę czasu na spacerze po okolicy. W czasie niego dużo rozmawiali, głównie na temat występu, ale nie tylko.

 Zaczęli rozmyślać się nad najbliższą, nadchodzącą przyszłością. Chcieli zrobić wszystko, aby ich związek przetrwał wszystko co dobre i co złe. Martin prawił jej bardzo wiele obietnic, mówił, że jeszcze nigdy nikogo tak cudownego nie spotkał na swojej drodze, że on ją kochał. Dziewczyna bardzo się rumieniła. Gdyby tylko wiedziała, co się stanie w najbliższym czasie....

***

Następnego dnia.... Godzina 7:30

Pov. Felix

Obudziłem się z dosyć dużym bólem głowy i mętlikiem. 

Wczoraj znowu byłem Czarnym Kotem. Wspólnie z Biedronką interweniowaliśmy przeciwko Królowi Zabawek, złoczyńcy, który stworzył własny świat, rządzący się swoimi prawami. Znowu los mnie podkusił, abym był nieco dłużej bohaterem, niż było to wymagane, co szybko się na mnie zemściło.

Ledwo złapałem  położony telefon na komodzie nocnej i spojrzałem na wyświetlacz. Było już po 7:30.

- Tato, Margaretko!- zacząłem krzyczeć.

Po chwili obaj wparowali do pokoju. 

- Co się dzieje Felix?- niemal momentalnie obydwoje zapytali. Widziałem po nich, jak się zmieszali.

- Chcę już iść do szkoły. Nie mogę wstać.

- Oczywiście synku- odrzekł Gabriel- już ci pomogę.

Wziął mnie pod pachę i podał mi kulę. Następnie odpowiednio odmierzyłem dawkę leku, jaki musiałem zażywać jako cukrzyk, po czym byłem gotowy do nauki w szkole, a raczej dzisiejszego szalonego dnia. 

Zjadłem śniadanie, umyłem się i ubrałem, po czym moja najlepsza opiekunka pod słońcem odwiozła mnie do szkoły. Czekał już tutaj na mnie mój przyjaciel, Nino. Uśmiechnąłem się na jego widok. Była to jedyna osoba, która mnie znosiła i lubiła. 

Trochę pogadaliśmy o tym i o tym, jednak dalej chodliwym tematem była ta impreza, która już miała wystartować za kilka godzin. 

 Przebraliśmy się i udaliśmy się do klasy. 

Na pierwszych zajęciach raczej niewiele się ciało. Nic ciekawego. Potem od razu mieliśmy akademię, gdzie wystąpiła Marinette i Martin. Mówili o dobroci serca, jakie powinniśmy okazać, (oboje zostali szkolnymi ambasadorami akcji zbierającej fundusze dla dzieci niepełnosprawnych), co uznałem za swoistą kpinę i ironię. Szczerze śmiać się nam chciało, lecz ukrywaliśmy z całej siły te emocje. 

Po tej akademii rozdano nam prezenty, przygotowane przez uczniów. Raczej niezbyt drogie upominki. Ja dostałem od kogoś, kogo jeszcze wówczas nie znałem trochę czekoladek i przybory szkolne. A mój przyjaciel, dostał od swojej dziewczyny coś wyjątkowo. Pewien własnoręczny wisiorek. On również jej ofiarował pierścionek, zakupiony w jednym drogim jubilerze. 

Oboje się naprawdę kochali. Czasami zazdrość może mnie zjadała, ale starałem się możliwie jak najczęściej tłumić te negatywne, złe emocje.

Potem oczywiście nuda, czyli ciąg dalszy zajęć lekcyjnych, aż wreszcie udaliśmy się do domów, aby się przebrać na wieczorną zabawę, która wystartować miała po 18 i potrwać dosyć długo. 

***

Pov. Narrator

W siedzibie Władcy Ciem posiadacz ciągle siedział w swojej kryjówce, kiedy nagle rozległ się dźwięk z telefonu. Dzwoniła jego prawa ręka. Mężczyzna bez wahania odebrał połączenie.

- I co tam u ciebie? Udało się to zbudować?- chciał się dowiedzieć antagonista.

- Szefie. To dosyć skomplikowane. Mechanizm będzie gotowy dopiero za kilka dni.

- Nic nie szkodzi. Poczekamy. Do następnego.

- Cześć.

***

Pov. Felix

Przygotowywałem się na całą imprezę. Od mojego powrotu do domu minęło trochę czasu, więc zdołałem odrobić wszystkie zadania domowe, po czym przyszedł mój ojciec i zaczął mnie szykować do wzięcia udziału. 

Pomimo tego, że byłem niepełnosprawny, to jednak chciałem uczestniczyć w tej imprezie i jednocześnie nie być odseparowany od innych. Cieszyłem się jak nigdy. 

Moja opiekunka i mój ojciec z czułością mi pomagali w dojściu do najlepszej formy. Delikatnie mnie ubrali we wszystkie odświętne rzeczy. Bardzo czule się ze mną obchodzili. Następnie delikatnie mnie ukąpali, po czym byłem gotowy do wyjścia na imprezę.

Widziałem w błysku oka mojego taty, jak cieszył go widok Margaretki. Zdziwiła mnie jeszcze jedna rzecz. Był elegancko ubrany, wyszykowany, jakby gdzieś miał iść. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że mojemu tacie się udało gdzieś wyciągnąć nasz piękny skarb, jaka stanowiła dla nas właśnie ta niania.

Od jej pojawienia się w naszym życiu, wszystko się zmieniło. Cieszyłem się niemało z tego powodu.

Do szkoły odwiózł mnie tata. Umówiliśmy się, że kiedy będę zmęczony, to mam się z nim skontaktować. Zgodziłem się z nim, lecz szczerze mówiąc, bardzo pragnąłem, aby do takiej sytuacji nie doszło.....

Po jakiś 10 minutach jazdy bezpiecznie dotarliśmy pod moją szkołę. Tata zaparkował na parkingu, po czym delikatnie uchylił mi drzwi i wyprowadził z samochodu. Czekał już tam na mnie Nino oraz jego dziewczyna Alya Cesaire. 

- Cześć stary!- klepnął mnie poufalsko po ramieniu.

- Witaj Felix!- odrzekła przyjaźnie Alya. 

- Hejka- odpowiedziałem. Pomachałem jeszcze mojemu tacie, który już odjeżdżał.

- Bawcie się dobrze- wykrzyczał. 

Weszliśmy do budynku szkoły.

Jak możecie się zapewne domyślić, panował ogromny huk. Impreza się dopiero rozkręcała, jednak już było mocno. 

Przy szatni stał nauczyciel dyżurujący, który pilnował, aby w czasie imprezy nikt postronny się tam nie dostał i nie doszło do kradzieży. 

Zdjąłem kurtkę i powiesiłem na wieszaku. Nino i Alya zrobili to samo, po czym byliśmy gotowi wyjść na parkiet.

Przy bramkach umieszczono scenę, gdzie na górze stał Jagged Stone wraz ze swoją ekipą dźwiękowców. Przy szatniach umiejscowiono stoły, gdzie wręcz roiło się od masy jedzenia, smakołyków, głównie domowej roboty. Impreza zorganizowana była na ogromnym poziomie. 

***

Pov. Narrator

Gabriel powrócił do domu. Przez całą drogę rozmyślał o swojej ukochanej, Margaretce. Kochał ją coraz bardziej. Naprawdę. Nie na żarty. 

Doceniał jej każdy drobny gest. Każde poświęcenie na rzecz swojego syna. Rumienił się, cieszył się. 

Po drodze zatrzymał się w sklepie, gdzie kupił butelkę dobrego wina. I to nie byle jakiego gównianego! Wprost z najwyższej półki. Koszty dla niego nie były ważne. Chciał pokazać się tej dziewczynie z najlepszej możliwej strony. Uśmiechnął się na tę myśl.

Gdy dojechał do swojej posesji, ta złota rączka ciągle mu pomagała. Posprzątała dom, pomyła podłogi. 

- Margaretko! Zostaw to- powiedział mężczyzna, wchodząc przez próg i podziwiając jej pracę- chcę cię zaprosić na kolację.

- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.

- Tak. Mówię prawdę. - odpowiedział pełen przekonania.

Wydawało mu się, że dziewczyna nieco się wahała. Jednak ostatecznie kiwnęła potwierdzająco głową. 

- Ugotuje coś dla nas. Będzie miło, zobaczysz - dodał ojciec Felixa.

- Pan umie gotować? 

- Tak. I proszę nie mów do mnie pan, bo to śmieszne już jest. Chcę, abyś mówiła do mnie po imieniu. Usiądź i odpocznij sobie, a ja wszystko przygotuje. 

*** 

Pov. Felix

Obserwowałem parkiet, gdzie tańczyło kilka par do różnych utworów. Większość była bardzo ruchliwa. Alya pociągnęła Nino na środek, a ja zostałem i obserwowałem. 

Musiałem przyznać jedno. Ten chłopak naprawdę bardzo dobrze tańczył. Znał kroki taneczne mniej więcej na pamięć. Tak fantastycznie prowadził swoją dziewczynę w rytm, że widziałem malujące się na jej ustach zadowolenie. Kiedy zabrzmiał ostatni akord, pocałowali się. Było to bardzo piękne. 

Niespodziewanie muzyka umilkła. Wszyscy skierowali wzrok na wejście do sali gimnastycznej. Ja również instynktownie to zrobiłem.

Przez drzwi weszła wybrana przez dyrektora szkoły, prowadzący tę imprezę, czyli Marinette Dupain Cheng i Martin Roth. Nastolatka ubrana była w różową sukienkę, włosy miała ułożone w falbanki, zrobiony make-up. Martin również fantastyczne się prezentował, jako prowadzący. Garnitur, eleganckie spodnie, krawat. 

Na ich widok wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Oni podeszli pod scenę i dostając mikrofon, rzekli:

- Witajcie na nocnej imprezie mikołajkowej! Dziękujemy wam za tak liczny udział!

Martin przekazał mikrofon swojej dziewczynie.

- Moi drodzy! Bez was nic by się nie udało. Jest to kolejna impreza, jaką organizuje nasza szkoła od prawie 20 lat. Czekają na was wiele atrakcji, zabaw i imprez. 

- I oczywiście tradycyjny konkurs, jakim będzie losowanie nagrody, gdzie do wygrania jest wiele prezentów!- dodał Martin. 

- Zapraszamy do świętowania!- wykrzyczeli ponownie. 

Zaraz po ich wystąpieniu znowu rozległa się dosyć mocna i skoczna muzyka. Wszyscy rzucili się do tańca. Prócz mnie.

Było mi przykro. Nino i Alya bardzo dobrze się bawili, a ja siedziałem jak debil przy stołku, obserwując plac. 

Próbowałem tańczyć o kulach, ale było to bardzo ciężkie, wręcz niemożliwe. Owszem słyszałem o tańcu na wózku, lecz ja nie jeździłem na nim. 

Tak mnie, pochłonęły te myśli, kiedy nagle nie zauważyłem, jak muzyka się skończyła i zaraz zagrali następną, tym razem autorską przez Jaggeda Stone'a. Potem następna, następna, następna itd. w nieskończoność. Tak upłynęły pierwsze minuty.

Mocno błyszczeli i czarowali przez ten cały czas Marinette i Martin. Przyćmiewały blask wszystkich innych par. Nie było w tym jednak nic dziwnego. W końcu bardzo znani, typowi szkolni celebryci. 

Po pewnym czasie całe pasmo tej muzyki wreszcie ucichło. Przerwały je wystąpienie naszych organizatorów. 

- Dobrze się bawicie?- odpowiedzieli.

- TAK!- zapanowała wrzawa.

- Teraz odtańczymy taniec belgijski, potocznie nazwany belgijką. Jeden z najważniejszych punktów tego wieczoru. Dobierzcie się w swoje pary. Prawda kochanie?

- Tak. Moja księżniczko- odrzekł nastolatek.

Wszyscy bili im brawo, w tym także ja. Wszyscy ustawili się do tańca belgijskiego i rozbrzmiała dobrze mi znana muzyka. 

Każdy powtarzał układ tego tańca, który był tak prosty, że każdy raczej go znał na pamięć. Kilka kroków do przodu, kilka kroków do tyłu, następnie do przodu do tyłu, przeplatanka i powtórka układu. W sumie trwało to z jakieś 3 minuty. 

Boże! Jak ja marzyłem to zatańczyć. Bardzo tego pragnąłem. Jednak nie mogłem. 

Zaraz po tym rozległ się kolejny fantastyczny utwór na dyskoteki. Darude "Sandstorm". Muzyka mnie tak pobudzała, że postanowiłem spróbować.

Wstałem od tego krzesła i ruszyłem na salkę. Zacząłem dosyć intensywnie poruszać się w rytm muzyki, odpowiednio ustawiając kulę, aby trzymać się rytmu. Nie powiem, nawet dobrze mi szło. 

- Świetnie tańczysz!- usłyszałem.

To krzyczał Nino. Machał do mnie wraz z Alyą. Uśmiechnąłem się. Porwali mnie do tańca. 

Tańczyliśmy w trójkę. Na wielu osobach zrobiłem pozytywne wrażenie, bo wielu pomyślało, że taka osoba jest totalnie wykluczona z życia. Udowodniłem, że nie jest to prawda. Owszem, miałem ograniczenia, bo poruszałem się znacznie wolniej, niż większość, jednak nie obchodziło to mnie. Ważne, że mogłem cieszyć się tą chwilą. 

Nadeszła przerwa. W końcu hulaliśmy już tak od półtorej godziny. 

Wszyscy niemal rzucili na rozstawione stoły z jedzeniem. Niektórzy podchodzili pod członków Samorządu Uczniowskiego naszej szkoły, aby móc wylosować wróżbę, a inni z kolei brali udział w konkursie zabawek, gdzie można było wygrać jakiś prezent. 

Ja jednak postanowiłem raczej przyjąć defensywną pozycję i trzymałem się głównie Nina oraz jego dziewczyny. Rozmawiałem także z kilkoma moimi kolegami z klasy, głównie o pierdołach, ale nie tylko. 

Niespodziewanie do Marinette zadzwonił telefon. To był tata. Przeprosiła Martina, po czym odeszła na stronę. Wróciła ze smutną miną.

- Co się stało? - zapytał zmartwiony Martin.

- Przepraszam, Martin. Niestety nie będę mogła być dłużej. Zaraz jadę do domu. Moja mama niestety nie najlepiej się czuje. Tata nie daję rady sobie ze wszystkimi obowiązkami. Przykro mi.

Wydawało mi się, że przez Martina przebiegła taka dziwna radość, ale chyba nikt prócz mnie tego nie dostrzegł. 

- Szkoda. Nic się nie dzieje. - odpowiedział. - Jeszcze w tym roku będzie zabawa choinkowa, więc na pewno nadrobimy nasze tańce. Dziękuje za to, że mogłaś uczestniczyć. 

- Ja też się cieszę, że mogłem stać u twojego boku. Kocham cię. 

Pocałowała go, a znowu wszyscy wpadli w wiwat, prócz oczywiście mnie i mojego przyjaciela. 

Wkrótce dziewczyna wyszła. Zaraz tuż po jej wyjściu, skończyła się przerwa, więc  znowu wskoczyliśmy na parkiet. 

***

Pov. Narrator

W jadalni u ojca naszego nastolatka było już pięknie i romantycznie. W szklanym flakonie znajdował się bukiet kwiatów, przygotowane przez Gabriela zastawa oraz pyszny obiad, jaki ugotował. 

Trzymał swoją ukochaną za rękę. Wprowadził ją do jadalni.

- Gabriel. Jak tutaj pięknie. To wszystko dla mnie?

- Tak- szepnął nieśmiało.- Chcę ci podziękować za taką szlachetną duszę, jaką masz. Pomagasz mi przy moim synu, jesteś zawsze przy nas, sprzątasz i jeszcze nie chcesz brać za to pieniędzy. Naprawdę zapłacę ci za to wszystko, jak tylko będę mógł.

- Nie musisz- odrzekła kobieta- bardzo polubiłam Felixa. 

- Cieszę się z tego powodu. A teraz siadaj. Zjemy wspólnie kolację.

***

Pov. Felix

Upływały kolejne minuty naszej imprezy. Graliśmy już w naprawdę sporo gier. Pociąg, kaczuszki, kalambury. Tańczyłem na tyle, ile pozwalały moje zdolności. Cieszyłem się ze wszystkiego.

Zauważyłem jednak, że z parkietu zniknął Martin. Nie wiedziałem, jaki był tego powód, lecz nigdzie nie było go widać. 

- Być może cierpi z tego powodu, że Marinette odeszła- pomyślałem.

Wiem, że dosyć dziwnie to zabrzmiało, ale miałem takie przekonanie. Chciałem go już nareszcie, przestać podejrzewać o wszystko. Być może się zmienił.

Moje rozważania przerwały poczucie, że muszę udać się do toalety, aby załatwić swoją potrzebę. Ludzi było dosyć dużo podczas tej imprezy, jednak łazienka na pewno była pusta.

Przeszedłem schodami w dół, oczywiście powoli i ostrożnie, aby nie spaść,  a następnie dotarłem do WC, gdzie wszedłem. 

 O mało jednak nie dostałem zawału, bo zobaczyłem Martina. Ten nie był skupiony na mnie, patrzył się raczej w inną stronę. 

Nie wiedziałem, dlaczego mnie nie dojrzał, więc postanowiłem się schować za rogiem, aby wszystko dojrzeć. I wówczas zobaczyłem coś, czego chyba nigdy nie powinienem zobaczyć. Otóż w łazience Martin wcale nie był sam, tylko towarzyszyła mu jakaś inna dziewczyna, którą na pewno nie była Marinette. Wkrótce po czyiś kosmykach włosów, poznałem, z kim on miał jeszcze do czynienia. Z Lilą Rossi.

Co ciekawe, w czasie tej dyskoteki, nie widziałem jej zbyt wiele razy, chyba tylko raz czy dwa, co też było mega podejrzane. W każdym razie postanowiłem obserwować bieg wydarzeń i czekać, co się dalej wydarzy. Podeszła do niego. 

- Cześć przystojniaku!- zaszczebiotała słodko. 

- Witaj, tygrysico - odpowiedział również namiętnie Martin.

- Gdzie podziałeś tą wywłokę, niejaką Marionette, albo Marisnette? 

- Ona wcześniej wyszła z imprezy. Mówiła, że jej mama zachorowała,  czy coś takiego. 

- To się bardzo cieszę kociaku. Pozwól, że cię nieco rozluźnię z tej koszulki. 

Podeszła do niego i zaczęła odpinać guziki od górnej części garnituru. On jednak wyrwał się i posadził na parapecie. Pocałował ją mocno namiętnie, po czym schodził coraz niżej, całując po całym ciele, rozpinać bluzkę, mówiąc w skrócie bez rozdrabniania, zwyczajnie się do niej dobrał.

Byłem w szoku. Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły. TEN pajac od początku nie kochał tej "swojej jedynej ukochanej" jak raczył ją nazywać, tylko traktował to jako następną przygodę. Zrobiło mi się niedobrze i zaczęło kręcić się mi w głowie. Miałem wielki mętlik, a myśli buzowały jak szalone.

Chciałem jak najszybciej już stąd uciec. Nie mogłem patrzeć na tą bolesną scenę. Jednak przy próbie ewakuacji, przez przypadek zahaczyłem o kosz laską i wydałem dosyć głośny huk, którzy kochankowie na pewno usłyszeli. Lila przestała jęczeć, a Martin począł za mną krzyczeć, abym się pokazał. Ja postanowiłem wziąć nogi za pas i ledwo kuląc, schowałem się w kantorku. 

Zdążyłem w samą porę, bo chłopak przechodził akurat koło niego i na szczęście nie zauważył, jak skuliłem się do ściany.  

Totalnie mi się ode chciało wszystkiego. Powróciłem mocno roztrzęsiony i zszokowany zdradą na imprezę, która powoli zaczęła gasnąć. Coraz więcej uczniów było odbieranych przez rodziców, toteż uznałem, że na mnie chyba już też nadszedł czas. Zresztą i tak już nie mogłem w spokoju swojego sumienia się bawić....

***

Pov. Narrator

Atmosfera w domu Agrestów coraz bardziej się zagęszczała. Po zjedzeniu wspólnego obiadu, oboje zaczęli coraz mocniejszą i ciekawszą dyskusję na wiele tematów. Zarówno spraw bieżących, jak i też dawniejszych. Oboje się cieszyli chwilą. Gdy Gabriel powiedział jej jakiś żart, śmiała się. Ona odpowiadała mocną anegdotką. Widać, że byli dla siebie stworzeni.

Często oboje się nawzajem rumienili. 

- Posłuchaj mnie, moja droga! Dosyć długo zbierałem się, aby ci to wyznać, jednak muszę ci coś powiedzieć. Bardzo cenię cię za to, jak pomagasz mnie, a zwłaszcza Felixowi, który dla mnie jest wszystkim. Po tragicznym zabójstwie mojej żony przez kierowcę tamtego samochodu, tylko on pozostał przy mnie. Co z tego, że jest niepełnosprawny i sparaliżowany? Że nie może się poruszać bez kuli? Dla mnie jest dalej najważniejszy w życiu. Kocham go.

Wpatrywała się w niego.

- Chcę ci powiedzieć- kontynuował mężczyzna- że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko nianią oraz opiekunką naszego domu. Margaretko, ja...... bardzo ciebie kocham.

Te słowa wprawiły ją w osłupienie. Ona przecież też coś czuła do ojca naszego głównego bohatera, lecz nigdy nie odważyłaby się pierwsza to powiedzieć z przyczyn już nam znanych.

- Ja.... ciebie też kocham już od dawna. - odrzekła dziewczyna. 

- Naprawdę!? - zapytał.

Ich usta niemal zaczęły się stykać.

- Tak. Zawsze bałam się, że ani ty tego nie zaakceptujesz, ani twój syn- wyszeptała.

- Nie mów już nic- odpowiedział mężczyzna.

Zamknął jej usta pocałunkiem. Ona go odwzajemniła. 

Kiedy się od siebie oderwali, Gabriel popatrzył jej prosto w oczy i rzekł:

- Mój syn akceptuje nie odrzuca cię. Powiedział mi to. 

Dziewczyna się tylko uśmiechnęła. Już mieli się ponownie pocałować, kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon. To był nasz Felix. Gabriel odebrał bez wahania.

- Halo.

- Tato- usłyszał zdenerwowany głos syna- przyjedź po mnie, proszę. Już tutaj dłużej nie wytrzymam. 

- Co się stało?

- Później ci opowiem. Błagam cię tato.

Ten ton głosu zaniepokoił naszego rodziciela. Bez wahania postanowił po niego pojechać, kiedy nagle usłyszał.

- Pojadę z tobą Gabriel. Gdzie ty, tam i ja.

- Dziękuje Margaretko.

***

Pov. Felix

Wyszedłem na zewnątrz budynku, gdyż po pierwsze, mój ojciec miał się pojawić w ciągu 15 minut, a po drugie czułem potrzebę odetchnięcia świeżym powietrzem. Było zimno już o tej porze, tak jak przystało na grudzień, wiał dosyć chłodny wiatr. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni mojej kurtki i zacząłem przeglądać internet.

Nawet nie zauważyłem, że ktoś zakradł się do mnie od tyłu. Osoba ta powaliła na ziemię, a w mroku poznałem Martina.

- Czyli się skapnął- pomyślałem.

Zdawałem oczywiście sprawę, że to jest nieuniknione, dlatego postanowiłem zachować zimną krew.

Chłopak spoglądał się na mnie z zimnym, niemal lodowatym wzrokiem. Obok niego z mroku wyłonili się, oczywiście jego kumple. Po chwili tej złowróżbnej ciszy rzekł:

- Posłuchaj mnie inwalido! To co widziałeś, nigdy się nie wydarzyło. To była tylko przyjacielska pogawędka o pierdołach, nic złego. 

- Jak mogłeś zdradzić najlepszą dziewczynę w klasie....!? - wykrzyczałem z oburzeniem.

- Chyba największą wywłokę w klasie- odpowiedział pełen pogardy Martin. Rozległa się największa chmara śmiechu, którego echo niosło się po dalekich zakątkach. 

- Czyli ty jej nigdy nie kochałeś!- dodałem.

- Stul dziób, stara kreaturo!- uderzył mnie w twarz.

Niespodziewanie usłyszałem pewien brzęk metalu. Przez chwilę myślałem, że to tylko mi się wydawało, ale nagle w ręce Martina dostrzegłem dosyć sporej wielkości nóż kuchenny. Nie powiem, bardzo się mocno przestraszyłem.

- I co frajerze? - splunął na mnie pogardliwie- boisz się?

Nerwowo rozglądałem się na boki. Wszędzie panowała ciemność. Gdyby mnie tutaj mocno skatowali, to nikt by sprawców nie odnalazł. A ja leżałbym w jakimś kanarze. 

Nie miałem jednak czasu się zastanawiać. Musiałem zachować trzeźwość myślenia, jeżeli chciałem przeżyć. 

Chłopak się nie patyczkował. Przystawił mi z całym impetem klingę noża do szyi. 

- Posłuchaj mnie teraz uważnie!- odrzekł nastolatek- po co ci czyjeś cudze problemy na łbie. Lepiej rozejść się w pokoju. Robimy tak. Zapominasz o wszystkim, co widziałeś, a ja ci daruje ten twój marny żywot. Tylko decyduj się szybko, bo cierpię na nadpobudliwość i w każdej chwili jeden mój ruch i rozcięta szyja. Czas płynie. Tik tak tik tak. 

***

Pov. Narrator

Gabriel wraz z Maugeritą jechał po swojego syna Felixa do szkoły odebrać go z szkolnej dyskoteki.  Jego głos przez słuchawkę był strasznie niespokojny, jakby wydarzyło się coś złego. Obaj mieli złe przeczucia, a opiekunka nie chciała się rozstawać z nim w trudnych chwilach.

Tata chłopaka najprawdopodobniej łamał wszystkie możliwe przepisy, jednak teraz jechał z bojowym nastawieniem, na wszystko, co mogło się stać.

Wkrótce po 5 minutach dojechał pod szkołę. Chwilę kręcił się w pobliżu placyka, jednak nie mógł dostrzec swojego syna. Aż nagle....

- O k.....! Margaretko trzymaj się siedzenia!

Mężczyzna, niczym rajdowiec dakarski* na mauretańskiej pustyni  gwałtownie zakręcił kierownicą i wjechał na plac, rozpędzony i wściekły. 

***

Pov. Felix

Zobaczyłem gwałtowny błysk reflektorów. Jechał w naszym kierunku dosyć szybko wprawiony samochód. Na początku nie poznałem, kto prowadził, lecz po chwili zorientowałem się, że to mój ojciec. Śpieszył się, aby mnie uratować.

- Spieprzamy!- krzyknął Martin- spieprzamy!

Puścili mnie. Zaczęli uciekać na południe. 

Mój ojciec dokonał gwałtownego driftu. Nie wiedziałem, że on tak potrafił, ale najprawdopodobniej ta adrenalina dodała mu tej odwagi. Wysiadł ze samochodu.

- Margaretko, zostań z Felixem! Dorwę tych gnoi i nogi z dupy powyrywam!

Zacząłem powoli odpływać. Wszystko się kręciło wokół mnie. Słyszałem wrzaski mojego ukochanego taty, który krzyczał za sprawcami. Czułem, że zaczęło brakować mi sił, cały drżałem ze strachu i zimna. Poza tym zapomniałem wstrzyknąć insuliny! Mogłem zaraz stracić przytomność.

Nagle poczułem na swoim policzku dotyk. To Margaretka mnie zaczęła głaskać i próbowała ocucić mnie. 

- Felix, Felix! Gabriel dawaj do niego! Nie ma sensu ich gonić! Felix, jak się czujesz?

Zdołałem wyszeptać:

- Insulinę mi podajcie. 

Oczywiście, moja niania wyjęła z kieszeni kurtki glukometr, odmierzyła odpowiednią dawkę i wstrzyknęła dożylnie. 

Moje samopoczucie po chwili się poprawiło. Gabriel zdecydował przenieść mnie do samochodu. 

- Felix, nic ci nie jest? - zapytała mnie  opiekunka troskliwie. 

- Nie. Na szczęście nie zrobili mi nic złego, prócz kilku zadrapań na twarzy.

- Kto synku ci to zrobił? Kto?- dopytał tata.

Tego pytania bardzo się bałem, gdyż dzisiaj tym razem Martin nie poprzestał na zwykłej groźbie, tylko wziął nóż i groził mi śmiercią. To nie była zwykła sytuacja jak zawsze w szkole. To była katastrofa, która mogła się różnie skończyć. Teraz byłem już pewny, że Martin jest nieobliczalny, a jego przewagą były zarówno jego pozycja we Francji, jak i faktu, że on umięjetnie atakuje, kiedy akurat nikogo nie ma w pobliżu.

- Martin, zgadłem?- odrzekł po chwili poważnie.

Ze strachem skinąłem głową. 

- Coś musimy z tym wreszcie zrobić- wtrąciła niania-  trzeba iść z tym na policję i zgłosić napad. To nie jest zwyczajne dokuczanie, głupia przepychanka. To jest już przestępstwo. Jedziemy od razu na komisariat, dobrze Gabriel?

- Dobrze. Felix pojedziemy na komendę i powiesz wszystko, co wiesz. 

- A co jeżeli znowu go wypuszczą? Przecież nie ma żadnych świadków, ani dowodów. Jest wszędzie ciemna noc. 

- Wiem synku. Dlatego zanim tam się udamy, to najpierw pojedziemy do szpitala, przeprowadzimy obdukcję. Musimy wreszcie raz na zawsze zakończyć to piekło.

- Dobrze tato- szlochałem. 

Posadzili mnie na fotelu, pozbierali moją porzuconą laskę oraz rozbity telefon. Pojechaliśmy na najbliższy komisariat, gdzie miałem złożyć zeznania.

*Dakar-  Wyścigi terenowe. Do 2008 r. rajd odbywał się z Europy, głównie Lizbony, Barcelony, a jeszcze kiedyś Paryża do dzisiejszej stolicy Senegalu, Dakaru. Obecnie rajd odbywa się teraz po różnych zakątkach świata. 

Jak się wam podobał rozdział? Jaki jest wasz ulubiony przebój? Dajcie znać w komentarzach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro