23.
Pov. Marinette
Wróciłam do domu po zakończonym nagrywaniu orędzia, jakie zostało wygłoszone po wiadomościach. Byłam już spokojna, gdyż wiedziałam o tym, że podjęłam dobrą decyzję i przynajmniej w ten sposób mogłam naprawić swoje błędy, które niewątpliwie były ogromne.
Doleciałam do swojego domu i z powrotem przemieniłam się w zwykłą dziewczynę. Nie mogłam przecież zawieść Martina.
Chciałam wyglądać jak najładniej, toteż wzięłam porządną kąpiel, następnie postanowiłam spiąć włosy w kucyk. Wyjęłam z swojej szafki na ubrania piękną czarną sukienkę, getry, ładną i schludną kurtkę oraz piękną torebeczkę. Zaczęłam się ubierać i po chwili zeszłam pochwalić się rodzicom.
Kiedy mnie tylko zobaczyli, uśmiechnęli się i rzekli:
- Wyglądasz naprawdę świetnie. Przypominasz mnie, jak byłam mała, gdy też chciałam się podobać pewnemu chłopakowi- powiedziała Sabine.
Tom spojrzał na nią zdziwiony.
- O kim ty mówisz?- zapytał.
- Dawne czasy. Byłam wtedy młoda i głupia. Zabujałam się w jakimś chłopaku, który tak samo był bardzo miły i szelmecki. Jednak jego prawdziwa natura okazała się zupełnie inna, niż jaką prezentował. Okazało się, że za moimi plecami miał kilka innych dziewczyn.
- A co się z nim później stało?- zapytałam.
- Odszedł niczym tchórz. Jednak zrobiłam mu na do widzenia taki wstyd w szkole, że przez kilka tygodni było głośno o jego przekrętach. Jednak potem sprawa ucichła. Zmienił szkołę i z tego co słyszałam, zniszczył życie kilku osobom.
- Cierpiałaś wtedy?- znowu się wtrąciłam.
- Bardzo. - odpowiedziała mi mama - Nie mogłam się pozbierać po tym, jak mnie oszukał. Moi rodzice mnie bardzo wspierali. Wtedy też postanowiłam pilniej się uczyć. Wyjechałam do Paryża, gdzie poznałam Toma. Wiedziałam wówczas, że on był inny. I za to cię kocham, skarbie.
Sabine czule pocałowała go w czoło, a ten się zarumienił. Nie przeszkadzał mi ten widok. Moi rodzice dalej się bardzo dobrze dogadywali i do dzisiaj dawali przykład swojej miłości.
Jednak ja nagle poczułam jakiś dziwny niepokój po słowach mamy. Nie potrafiłam sama wytłumaczyć jego źródła, jednak wyglądało to jakbym od własnej siebie dostała ostrzeżenie. Szybko jednak zganiłam emocje i spojrzałam na moich rodziców. Oni się tylko uśmiechnęli, a widziałam, jak tata szybko porywa mamę.
Zaraz ruszyłam do wyjścia. Na zewnątrz było pięknie.
Noc, pomimo, że była chłodna, to jednak przejrzysta i piękna. Księżyc w pełni, gwiazdy pokrywające niebo niczym najpiękniej rozłożony dywan. Ruch był niewielki.
Pod mój dom podjechało dobrze znana limuzyna, mojego ukochanego Martina. Kiedy wyszedł z niej, na mój policzek wstąpiły rumieńce.
Był on tak elegancko ubrany, że nie pomyślałam, że można aż tak wyglądać. Niczym prawdziwy lord, podszedł do mnie i przyklęknął, całując moją dłoń. Czułam się wniebowzięta. A pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu, dla mnie takie coś było nie do pomyślenia.
Wzrosła we mnie pewność siebie, czułam, że ten chłopak swoim uwodzącym spojrzeniem, leczył we mnie wszystkie wady, łatał każdą dziurę na moim sercu, czułam się przez niego doceniana i kochana.
Dawniej za mój priorytet stawiałam naukę, ale dzisiaj uważam, że też warto dbać o życie uczuciowe i nie dać się zaszufladkować.
Wracając jednak, Martin wstał z klęczek i całując mnie w policzek powiedział:
- Zapraszam szanowną damę do limuzyny!
Ukłonił się szarmancko i podał mi swoją dłoń. Ja niczym królewna odwzajemniłam ten gest, ruszyłam za nim i wsiadłam do tyłu pojazdu. On również usiadł obok mnie i powiedział do kierowcy:
- Zawieź nas do Tower Ice Rink- odrzekł słodkim głosem.
Ochroniarz bez chwili wahania odpalił samochód i cicho ruszyliśmy drogą.
Martin po chwili kolejny raz mnie zaskoczył. Wziął pilota do ręki i nacisnął pewien guzik.
Zgasły światła na tyle limuzyny i rozsunęła się pokrywa okalająca cały szklany dach. Było naprawdę pięknie widać niebo oraz gwiazdy. I co jeszcze najciekawsze, Martin wybrał taką porę, kiedy miały spadać gwiazdy z roju Leonidów*, co jeszcze bardziej dolało oliwę do ognia.
Wpatrywałam się w niebo z zachwytem, jaki nie jestem w stanie opisać. Cieszyłam się jak dziecko, które dostało nową zabawkę od wujka lub cioci.
Martin również razem ze mną wpatrywał się uradowany.
- Bardzo cię kocham, Marinette. I chcę, abyś czuła się jak najlepiej.
Spojrzałam na niego ponownie. Bez wahania go pocałowałam.
***
Pov. Felix
Gdy tylko zakończyło się orędzie, jakie zostało wygłoszone przez Biedronkę, spojrzałem na mojego tatę. Widziałem, że jego nastrój się nieco poprawił. Wstaliśmy i poszedłem do łazienki. Wraz z pomocą mojego ojca, umyłem się, a następnie udałem się do łóżka. Plagg wychylił się zza poduszki.
- Felix! Co się stało?- zapytał.
- Biedronka wygłosiła orędzie do narodu. Przeprosiła mojego tatę za fałszywe oskarżenia oraz poinformowała, że trwają poszukiwania sprawców fałszywego donosu.
- To się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło- odrzekł.
Pomimo tego, że mojego ojca oczyszczono z fałszywych zarzutów, to jednak dalej nie nastał w moim sercu pokój. Związane to było właśnie z Martinem, który związał się z Marinette i oszukiwał ją.
Jednak nagle poczułem wyrzuty sumienia. Nie mogłem przecież niszczyć ich związku tylko dlatego, że ktoś czegoś nie dopowiedział. Bo nie byłbym wcale lepszy od niego, a poza tym uległbym czarnej stronie, znowu próbującej przepychać się do swojego szczęścia w drodze totalnego egoizmu.
Tak się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem jak mój tata wszedł do pokoju. Plagg momentalnie schował się za łóżkiem, a on spojrzał na mnie i powiedział:
- Musimy porozmawiać.
Ja, poczułem się trochę dziwnie, że mój ojciec chciał jeszcze ze mną pogadać, jednak szczerze potrzebowałem tej rozmowy, aby wyrwać się z tych okropnych myśli.
- Synku, mogę zadać ci szczere pytanie.
- Proszę, pytaj tato.
- Posłuchaj, to dla mnie ważne. Czy ty kiedykolwiek pomyślałeś, że rzeczywiście jestem potworem, który gra na dwa fronty?
Szczerze zastanowiło mnie to. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Kiedy mój tata siedział w więzieniu, na początku myślałem, że on nie jest Władcą Ciem. Nie chciałem w to wierzyć, bo uważałem, że te niby przedmioty do popełnienia przestępstwa, jakie znalazły się na terenie naszego budynku, widziałem pierwszy raz. Jednak, gdy moja ciemna strona próbowała przekonać mnie do samobójstwa, sugerując rozwiązanie wszystkich problemów, bólu i cierpienia, wszystko stało mi się obojętne. Dopiero potem znowu odzyskałem wiarę w niewinność mojego taty, gdy ten został zaakumanizowany przez Władcę Ciem.
Moje rozważania przerwał mi tata:
- Posłuchaj mnie synu. Owszem straciłem swoją żonę, a ty stałeś się niepełnosprawny. Chciałbym bardzo powrotu dawnych czasów. Kiedy ty byłeś zdrowy, a Emily jeszcze z nami była. Jednak nigdy, ale to przenigdy nie zaryzykowałbym za to zdrowiem i życiem kogoś innego. Życie, każde życie, nieważne, czy osób niepełnosprawnych, osób zdrowych, dzieci nienarodzonych zasługuje na to samo. Na podstawową godność. Ja nigdy nie śmiałbym naruszyć tej godności w imię moich własnych interesów. I chcę, abyś to zapamiętał. Pozory czasami mylą.
Wysłuchałem tego monologu taty z poważną miną.
- Felix!- dodał- chcę, żebyś wiedział, że żaden komentarz, pozytywny, czy negatywny nie ma wpływu na to jaki ty jesteś, co robisz, co czujesz, jaką masz wiarę. Czy cokolwiek wypowiedziane w twoją stronę coś zmieni? ... Nie! Czy jakiekolwiek dobre słowo od innych też coś zmieni? Też nie. Wiadomo, zawsze fajnie usłyszeć jakieś miłe słowo, jednak nadal są to tylko słowa i kluczowego znaczenia nie mają w twoim życiu. Mimo, że spotykamy jakiś ludzi przez których cierpimy, to należy pamiętać, że oni po części spełniają twoją misję, bo dzięki nim odkrywamy kolejne części własnego siebie, ważne, aby się temu nie zatracić i pamiętać o swojej wartości. Ludzie przychodzą, mieszają i niewiele z nich zostaje. Także nie poddawaj się i leć dalej i korzystaj ze wszystkiego, co cię cieszy. **
Popatrzyłem poważnie na mojego tatę, on odwzajemnił wzrok.
- Synu, powiedz mi, dlaczego wtedy chciałeś skoczyć? I powiedz mi, jak się to stało, że zaraz opędziłeś się od swoich myśli?
Nie wytrzymałem. Zacząłem płakać.
- Tato, nie wytrzymywałem tych wszystkich docinków Martina. To prawda. Jednak to nie tylko to było przyczyną mojej decyzji. Zaczął mnie prześladować mój cień, który próbował przekonać mnie do samobójstwa. A najgorsze było to, jak usłyszałem, że dziadkowie mnie nie chcą i jak mnie nienawidzą. Jednak powstrzymała mnie jedna rzecz. Zasłabłem. Zapomniałem zażyć insuliny, przez co zemdlałem. I wtedy....
- Co się stało?
- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale pojawiłem się zawieszony w powietrzu jak w bańce. Moja mama tam ze mną była. Dodała mi dużo otuchy i powiedziała mi, że też muszę zwalczyć swój ból. Nie mogę mu ulegać. Wkrótce potem ona zniknęła, a ja jakimś cudem zdołałem się ocknąć. Miałem insulinę przy sobie i ją wstrzyknąłem. Poczułem się o wiele lepiej.
Mój tata słysząc to, również zaczął płakać. Razem sobie chwilę popłakaliśmy, po czym tata życząc mi dobrej nocy, wyszedł z mojego pokoju. Umownie spojrzałem jeszcze raz na Plagga, po czym zasnąłem.
***
Pov. Marinette
Po kilku minutach dojechaliśmy na to piękne miejsce. Zlokalizowane tuż obok wieży Eiffla lodowisko liczyło 120 metrów kwadratowych i gwarantowała piękne widoki na rozświetlony o tej porze Paryż. O tej późnej porze nie było dużo ludzi, więc nie było takiego natłoku.
W pobliżu zlokalizowane zostało szklane iglo, gdzie można było usiąść i stołować się niczym w restauracji. Razem skierowaliśmy się do tego miejsca.
Martin zamówił na moją prośbę łososia w cieście francuskim, zarówno dla mnie jak i dla siebie. Oczywiście on za wszystko zapłacił. Usiedliśmy sobie przy samym oknie, skąd roztaczał się bardzo piękny widok i panorama.
- Posłuchaj mnie Marinette!- zaczął mówić- cieszę się, że jesteś ze mną. To jest jedno z moich ulubionych miejsc.
- I nie dziwię się. Jest tutaj tak bardzo pięknie.
Martin tylko skinął głową i razem wzięliśmy się do jedzenia. Zajęło nam to dobre 10 minut.
Kiedy skończyliśmy jeść, nagle w sali zaczęła grać romantyczna muzyka. Martin spojrzał na dziewczynę i rzekł:
- Zamierzasz ze mną zatańczyć?
Byłam w szoku. Szła muzyka jednego z moich ulubionych kompozytorów Ed Sheerana "Perfect". Jak tylko zaczął utwór przygrywać, spojrzałam na niego i miałam łzy w oczach. Odpowiedziałam bez wahania:
- Tak. Chcę z tobą tańczyć.
Chłopak uśmiechnął się i podniósł mnie z siedzenia. Poszliśmy na sam środek sali i zaczęliśmy według rytmu tańczyć walca. Prowadził całkiem nieźle i był naprawdę dobrym tancerzem.
Robiliśmy wszystko. Skłony, piruety, obroty. Czułam się jak Bella z filmu Disneya Piękna i Bestia, kiedy wraz z Bestią tańczyła w sali bankietowej. Było magicznie.
Poruszaliśmy się w rytm pięknej muzyki. Nad niebem strzelały fajerwerki. Ruch samochodowy cichł. Skupieni na sobie wtuliliśmy się w rytmie.
Kiedy piosenka się zakończyła, dowiedziałam się, kto krył się za tą intrygą. Okazało się, że Martin nie tylko złożył zamówienie na potrawę, ale także zamówił dla mnie piosenkę. To było naprawdę miłe.
- Wszystko to zrobiłem dla ciebie- dodał.
Spojrzałam w jego oczy. Rozpłakałam się.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał mnie Martin.
- Przepraszam- wyjąkałam- ze wzruszenia. Nigdy nie spodziewałabym się, że taka niezdara zasługuje na takie atrakcje.
- Nie mów tak o sobie!- zaprotestował stanowczo mój chłopak- Ty nie jesteś niezdarna, ale tylko zagubiona. Jednak pomogę ci wyjść z tego doła.
Postanowiliśmy wyjść na zewnątrz i podeszliśmy do krawędzi lodowiska, gdzie mogliśmy również podziwiać istny pokaz. Ludzie na lodzie kręcili różne figury w rytm grającej muzyki. Wpatrywałam się w nich, a Martin tuż za mną stał. Na zewnątrz było tak zimno, że z naszych ust buchnęła para. Zaczęliśmy się razem bawić, każdy dmuchał i chuchał na siebie. Ja uciekałam przed Martinem, a on przede mną. I to wszystko w pięknej scenerii.
Robiło się coraz później. Pomału lodowisko zaczęło pustoszeć. Wówczas Martin postanowił, że pora wracać już do domu. Zgodziłam się z nim, chociaż nie chciałam, aby ta piękna noc się kończyła. On jednak uspokoił mnie i powiedział, że jeszcze niejeden raz zabierze mnie na ponowną wyprawę. Przyznałam mu rację, dlatego już bez żadnych wahań wsiadłam do jego limuzyny, która podjechała. Ruszyliśmy w drogę.
Na ulicy było bardziej pusto. Dochodziła już pomalutku godzina 23:00. Tak szybko czas mi upłynął w bardzo dobrym towarzystwie.
- Jak ci się podobało?- zapytał się chłopak.
- Było magicznie. Dziękuje ci za to- odrzekłam i ponownie go pocałowałam.
Jednak tym razem nie miał ochoty mnie całować. Przytulił się do mnie z całych sił i ścisnął mnie bardzo mocno. Poczułam się miło.
Nie minęła dla mnie chwila, jak dojechałam do swojego domu na Bulwarach. Wysiadłam z samochodu, spojrzałam przez szybę na Martina i wysłałam mu pocałunek. On odwzajemnił ten gest i ruszył swoim samochodem.
Tego wieczoru nie zapomnę nigdy. Z tym przekonaniem udałem się w kierunku piekarni.
***
Pov. Narrator
Limuzyna z Martinem Rothem jechała sobie przez kilka ulic. Chłopak siedział cicho, nie odzywając się.
Nagle na jego telefon ktoś zadzwonił. Był to jego ojciec, Marc Roth. Odebrał telefon.
- Synek! Gdzie mi się po nocy włóczysz z tą lalką?
- Już nigdzie się nie włóczę- odrzekł - ale powiem ci jedno. Do zbajerowania kobiety w dzisiejszych czasach wystarczy odpowiedni nastrój i klimat. Ona łyknęła wszystko. Moje słowa, moje czyny, moje gesty.
- I to mi się podoba. Masz widać krew po tatusiu.
- Oczywiście, że tak.
Obaj się zaśmiali.
- Co zamierzasz potem zrobić- zapytał.
- Potem. Potem będę się nią bawił i wydoję jak do rosołu. A może zaliczę, jak kilka innych. W końcu naiwna poszłaby za mną na koniec świata.
- Synku, bardzo dobrze mówisz. Jak często powtarzam, trzeba cieszyć się życiem. W każdym razie wracaj już pomału.
- Dobrze tato. Cześć.
Rozłączył się.
* - noc między 17 a 18 listopada 2019 r.
** - Te słowa powiedziała mi jedna z najbliższych dla mnie osób. Postanowiłem je zacytować, gdyż idealnie nadają się do Felixa i są po prostu piękne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro