Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.

Nadszedł nowy dzień. W Paryżu jak zawsze w godzinach porannych rozpoczęły się straszne korki, które uniemożliwiały sprawną komunikację. Był to kolejny dzień w życiu naszych bohaterów, niestety strasznie ponury i chłodny, bo listopad miał ten klimat.

W domu Marinette, dziewczyna jak gdyby nic przygotowywała się do szkoły, oczywiście ZNOWU zapominając o kilku książkach. Miała naprawdę sporo energii, czuła to doładowanie, jakim została obdarzona. Wczoraj jak wróciła do domu, robiła to co kochała, czyli szycie. Oczywiście Martin Roth dalej nie wyleciał z jej głowy, a wręcz przez ten okres coraz bardziej  miłość dawała się w znaki. Często Marinette, korzystając z mediów społecznościowych, przeglądała jego profil, wyobrażała sobie jak pisze w jego kierunku wyznania miłosne, coraz bardziej zaczęła dbać o swój wygląd. Jakiś lakier bezbarwny, niewielki makijaż, drobny (ponieważ w szkole obowiązywał zakaz), stosowanie odpowiednich kremów wygładzających. Przepełniona była radością życia. 

A Felix..... Wręcz odwrotnie. Po aresztowaniu jego ojca, Gabriela Agresta nie mógł się łatwo podnieść. Bardzo go kochał, bo był jedną z osób, która była Felixowi od młodości najbliższa. A uwierzcie, utrata najbliższej osoby boli naprawdę mocno. 

Wracając do naszej historii, Felix z ogromnym bólem w kolanie, dużą niechęcią wstał z łóżka. Oczywiście dokonał zastrzyku insuliny, tak jak każdego dnia. Musiał dosięgnąć kuli, która poprzez jego ruch, spadła na podłogę, a to dla osoby z taką niepełnosprawnością dosyć spore wyzwanie. Kiedy po kilku próbach nie mógł dosięgnąć, chciał zawołać swojego ojca, ale przypomniał sobie wczorajsze wydarzenia. 

- Muszę jakoś dać sobie radę!- szepnął do siebie. 

Postanowił więc spróbować ponownie, ale tym razem jedną ręką chwycił oparcia, a drugą schylił się. I tym razem na szczęście się udało, podniósł nasz nastolatek kulę, po czym, z niemałym trudem powstał z łóżka. Udało się mu utrzymać równowagę, przez co nie wywrócił się na podłogę. 

Teraz tylko musiał spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ostrożnie i powoli podszedł do szafki, gdzie trzymał swoje książki. Chwycił się specjalnego uchwytu, który zamontował jeszcze przed zatrzymaniem Gabriel, po czym lekko otworzył półkę, wyciągając najpotrzebniejsze podręczniki i ćwiczenia. Przerzucił to do plecaka, po czym usiadł na fotelu, gdzie łatwiej było mu narzucić plecak na ramię.

 Wyszedł powoli na korytarz. Jego tata, jakby tu był, pewnie w tym miejscu czekałby na niego, aby go odprowadzić na dół, ale niestety tym razem nasz bohater musiał radzić sobie sam. 

Na szczęście kilka dni przed aresztowaniem jego ojca, Gabriel zdołał zamontować specjalne uchwyty, dzięki czemu Felix ostrożnie schodził, schodek po schodku. Nie chciał się wywrócić, bo wtedy nikt by mu nie pomógł. Dlatego schodzenie zajęło mu o wiele dłużej, niż zdrowego człowieka. Na szczęście po chwili dotarł na parter, skąd udał się do kuchni. Czekali już na niego dziadkowie. 

Felix wszedł ledwo przez drzwi, rzucił jakieś dzień dobry pod nosem, po czym usiadł do stołu. Po kuchni panoszyła się jakaś kobieta, na którą nie zwrócił początkowo uwagi, ale po chwili się zorientował. 

- Kim pani jest?- zapytał.

Kobieta odwróciła się gwałtownie. Wyglądała bardzo młodo, na oko miała 25 lat. Popatrzyła bardzo mile w kierunku nastolatka. 

- Witaj! Jestem Marguerite, ale możesz do mnie zwracać się Margarytka. Państwo Graham de Vanily zatrudnili mnie, aby mogła się tobą zajmować. 

Felix, jak to usłyszał był w ogromnym szoku. 

Już zaczęli się rządzić, jakby byli u siebie. Panoszyli się w domu swojego ojca!

Sama kobieta zobaczyła wściekłość w oczach Felixa i przestraszyła się. Felix spojrzał na nią i zrozumiał, że chyba przez przypadek ją przestraszył.

- Przepraszam cię, Margarytka!- odpowiedział jej- ale wkurzyłem się na moich dziadków. To nie jest ich dom, a oni już zaczęli się w nim panoszyć. 

- Nic się nie stało. Widzę, że bardzo kochasz swojego tatę. 

- Tak. Jest dla mnie wszystkim. Gdy straciłem mamę w wypadku samochodowym, on od młodości się mną zajmował, pracował oraz utrzymywał naszą rodzinę. Nasi dziadkowie wtedy siedzieli sobie w Londynie i totalnie mieli nas w czterech literach. A teraz przyjechali, bo aresztowali mojego tatę. 

- Rozumiem cię. W każdym razie powinno być już lepiej.

- Nic nie będzie lepiej!- krzyknął Felix - Znam ich na wylot. Teraz niby kombinują, ale mają wzgardę nawet do mnie. Widzą we mnie Gabriela Agresta. 

- A za co go tak nienawidzą?- dopytała się młoda kobieta. 

Felix popatrzył na nią z dosyć przybitą miną. Chyba nie miał ochoty rozmawiać z nią. 

- Przepraszam cię. Co chciałbyś zjeść na śniadanie?

- Poprosiłbym jedną kanapkę z szynką. Za chwilę muszę iść do szkoły. 

- Wiem. Państwo Graham de Vanily wydali też polecenie, abym ciebie odwiozła. Nie pogniewasz się?

- Nie. Dziękuję Margaretko. 

Nastolatek zjadł śniadanie, po czym kobieta podprowadziła go do drzwi wyjściowych. Felix narzucił sobie kurtkę przeciwdeszczową, bo strasznie padało. Miał poczekać na swoją opiekunkę, która odpaliła samochód. Następnie z prawdziwą troską wsadziła Felixa do samochodu i wyjechała spod domu Agrestów. 

Nastolatek zwrócił uwagę na to, że kobieta traktowała go jak własnego syna. 

- Być może dobrze jej płacą! - pomyślał i spojrzał przez drzwi na nią. 

Opiekunka uśmiechnęła się tylko i podeszła do nastolatka. 

- Chodź. Będę cię asekurować. 

***

- Jestem pewna, że dzisiaj to zrobię!- krzyknęła Marinette w kierunku Alyi. 

- Nareszcie!- szepnęła. 

- Za bardzo go kocham. Ale boję się.....

- Czego znowu się boisz?- spytała trochę niegrzecznie Alya.

- Wiesz.- odrzekła- że mnie odrzuci. Że nie będę w stanie powiedzieć to, co do niego czuję. 

- Dasz sobie radę. Wierzę ci. Naprawdę przygotowałaś się na bóstwo. Na pewno cię nie odrzuci. 

- Jesteś pewna?

- Tak, jestem. Kiedy zamierzasz z nim porozmawiać?

- Planuję go szkole go zatrzymać. Wiem, że będzie przechodził przez most Pont des Arts, tam, gdzie moi rodzice zawiesili kłódkę na dowód swojej miłości po ślubie. To miejsce symbolizuje ogromną miłość. 

- Dobrze. A ja jako przyjaciółka dopilnuje, aby nic nie przeszkodziło w tym wyznaniu. Umowa?

- Umowa! - krzyknęła radośnie dziewczyna, przybijając piątkę. 

- Musisz dzisiaj skupić się uważnie. W końcu nie możesz zepsuć sobie dnia zdobywając gorszą ocenę. 

- Nie ma sprawy! Będę uważać! - powiedziała dziewczyna. 

Przez chwilę przypomniała sobie jednak, że ona jest Biedronką i może dojść do jakieś akumanizacji. Jednak odtrąciła tą myśl powtarzając:

- To niemożliwe! Sprawca jest aresztowany!

***

Nowy poranek zawitał także w Zakładzie Karnym, gdzie odsiadywał tymczasowo aresztowany Gabriel Agrest. W celi było ciemno, a na zewnątrz dosyć ponuro. Gabriel spał, próbując przyzwyczaić się do więziennej karimaty, ale strasznie szprychy z łóżka obijały się o jego kręgosłup. Ból był ogromny. A tata Felixa coraz bardziej się denerwował. Martwił się o swojego syna. 

Jego myśli przerwało otwarcie celi przez oddziałowego. Przyniósł jakieś podstawowe jedzenie. Kilka kromków chleba, masło i jakąś wędlinę. Spojrzał nienawistnie na Gabriela, widząc w nim zło tego świata, po czym tak szybko jak się pojawił, opuścił celę. 

Mężczyzna lekko zsunął się z łóżka piętrowego, próbując dostać się do tacki z jedzeniem, ale poczuł, że ktoś zawadził mu drogę. Był to ten sam dwudziestolatek, co wcześniej. 

- Spadaj szczylu! Nie zasługujesz na żarcie!

Mężczyzna miał mu już odpowiedzieć, ale postanowił posłuchać się jeszcze głosu rozsądku i zamiast się z nim sprzeczać, postanowił spokojnie zagadać. 

Odsunął się od niego na bezpieczną odległość. 

- Czemu mnie nie lubisz? Co ci złego zrobiłem?- zapytał. 

- Mi?- odrzekł mężczyzna pogardliwie- mi nic. Ale to, co robiłeś Paryżanom zasługuje na największe potępienie. 

- Ja nie byłem Władcą Ciem- zareagował błyskawicznie Gabriel. 

- Jak nim nie byłeś? W telewizji już trąbią o tym już od wczoraj. Znaleźli oni w twoim domu bardzo wiele dowodów wskazujących na twoją winę. Chciałeś uratować egoisto swoją rodzinę, a nie pomyślałeś o innych mieszkańcach miasta.

- Nie jestem tacy, jak niektórzy!- odrzekł Gabriel- Kocham swoją rodzinę, to prawda. Jednak ja nikogo nie skrzywdziłem. 

- Możesz lżyć, ile chcesz, ale nas nie nabierzesz, Władco Ciem.

Gabriel postanowił odpuścić, gdyż nikt mu nie wierzył. Wszyscy traktowali go jak tego złego, co go tylko bardziej denerwowało...

***

 Felix wraz z Margaretką, swoją opiekunką podjechał pod szkołę College Francois Dupont. Kobieta postanowiła zaparkować, jak to tylko było możliwe najdalej od budynku. Wyczuła obawy Felixa i chciała mu choć trochę pomóc. Dlatego stanęła tam, gdzie to możliwe. 

Nastolatek bardzo się bał szkoły, gdyż wieści o aresztowaniu jego ojca już pewnie dawno się rozniosły. A Martin, który gnębił nastolatka, miał dostarczoną dodatkową amunicję. Jednak tego co się miało dzisiaj wydarzyć, to chyba tylko najgorsze koszmary mogły przewidzieć. 

Niania pomogła chłopakowi wyjść z samochodu oraz rozpakowała jego rzeczy. 

- Trzymaj się, zdrów Felixie! Przyjadę po ciebie po pierwszej. 

- Dobrze, Margaretko. 

Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie w kierunku chłopaka, po czym odjechała swoim samochodem. Felix rozejrzał się niepewnie. Widział wiele uśmiechniętych uczniów, którzy wchodzili do placówki, wiele osób się cieszyło, rozmawiało ze sobą. A on jak zawsze był tylko markotny i smutny, typowy przegryw życiowy. 

- Trzeba wejść do szkoły- pomyślał nastolatek. 

Westchnął i wkroczył na schody. Każdy patrzył się na niego z dosyć dużą wrogością. O ile kiedyś Felix był im obojętny, tak teraz stał się ich wrogiem. Jeden z uczniów zaraz zaczął szeptać do drugiego. I tak wszyscy na raz. 

Chłopak czuł się jeszcze bardziej zdezorientowany i wystraszony. 

Dziewczyny, które go widziały, natychmiast się odsuwały od niego. Dzieci uciekały. Chłopaki szeptały. Jeszcze nie spotkał Martina, ale to też była tylko kwestia czasu, jak pojawił się z swoją bandą. 

- Syn Władcy Ciem wtargnął na teren szkoły! - krzyknął jeden z opryszków.

- Jest niebezpieczny! - wrzasnął drugi. 

- Wyrzucić go ze szkoły!- ryknął trzeci. 

Felix próbował ich zbywać, ale do akcji jak zawsze wkroczył Martin, który powiedział:

- On próbował mnie postawić przed dyrekcją, chciał ze mnie zrobić zagrożenie i pośmiewisko, ale tak naprawdę to on jest zagrożeniem. On stwarza niebezpieczeństwo dla nas. 

Felix poczuł się jeszcze bardziej tym dotknięty, niż namawianiem do samobójstwa przez Martina na początku roku szkolnego. Jednak Martin dalej kontynuował swoje wypociny.

- Dzisiaj nadszedł czas, aby wreszcie wyrzucić go ze szkoły i przenieść do innej klasy!

- Do policyjnej izby dziecka! Tam jest jego miejsce!

Wszyscy zaczęli buczeć na znak zgody. Wszyscy zaczęli skandować hasło rzucone przez jednego z grupy. Cała szkoła nie chciała mieć styczności z Felixem, bo fałszywie uważali, że on może być synem Władcy Ciem. Jednak to nie był koniec obelg. 

- Dobrze, że posadzili swojego tatuśka - krzyknął ktoś z tłumu- takie śmiecie powinno się eliminować z zdrowego społeczeństwa. 

Chcieli dalej kontynuować swój festiwal żenady, ale na szczęście zadzwonił dzwonek na lekcję. Wszyscy rozpierzchli się do klas, prócz właśnie Felixa. Nikt nie chciał mu pomóc, każdy splunął na niego pogardliwie. Wszystko z szyby klasowej obserwowała Marinette, której naprawdę żal było nastolatka. Został w końcu antybohaterem całej szkoły, która tylko przynosiła straty, aniżeli korzyści. Jednak nie mogła mu pomóc. Była zbyt daleko od niego. 

Po części czuła żal, gdyż zdała sobie sprawę, że to była jej wina. Ona w końcu jako Biedronka dokonała akcji, po której tak wszyscy znienawidzili niepełnosprawnego ucznia. Jednak niestety, jak czytelnicy doskonale wiedzą, wszystkie dowody wskazywały na jego ojca. 

Felix strasznie się rozpłakał. Jego łzy robiły się silne, ale postanowił pójść do swojej sali. Podszedł do schodów, po czym zaczął się piąć w górę. Szło to dosyć powoli i ślamazarnie, ale po kilku chwilach znalazł się na górnej części korytarza. Lekko zapukał do drzwi klasy, a je otwarł  Martin Roth. Kiedy Martin go ujrzał, zaraz próbował zamknąć drzwi, ale gdy zobaczyli nauczycielkę, powoli zmierzającą w ich kierunku, puścił je. 

Wszyscy w klasie spojrzeli na niego z wrogą miną, prócz Nina, Alyi i Marinette, którzy nie zorientowali się, że chłopak jest w klasie. Wszyscy zaczęli buczeć na Felixa, co lekko oprzytomniała całą trójcę, jednak nikt nie zareagował. 

Nino tylko z bólem popatrzył na swojego przyjaciela, bo czuł się strasznie głupio. Zawiódł go. Nie pomógł w trudnych chwilach. 

Felix usiadł samotnie w ławce. Niemal wszyscy odsunęli się od niego, bo nikt nie chciał mieć z nim styczności. Jednak i to było tymczasowe. 

Do klasy wszedł pan dyrektor wraz z nauczycielką prowadzącą lekcję. Wszyscy powstali. 

- Dzień dobry, panie dyrektorze!- rzekli wszyscy chórem. 

- Dzień dobry. Chcę poprosić Felixa Agresta do mojego gabinetu! Natychmiast!

Zaraz po sali znowu wznowiło się buczenie, którym zagłuszali dalsze słowa dyrektora. Nastolatek z zbytą miną wyruszył w kierunku gabinetu, ledwo stawiając kroki. Kule szły bardzo opornie. 

***

Policjanci z Wydziału Kryminalnego KMP w Paryżu przyjechało pod więzienie, gdzie tymczasowo przebywał aresztowany Gabriel Agreste. Mieli zabrać go na przesłuchanie do jednostki policji i spróbować wycisnąć z niego prawdę. 

Brama zakładu karnego lekko się otworzyła. Do środka wjechała grupa policjantów, uzbrojona na wszelkie okoliczności, jakie mogły zaistnieć przy zatrzymaniu. Zdali oni broń w magazynie głównym, po czym poszli po podejrzanego. 

***

Pov. Felix

Szedłem za dyrektorem, który nie odzywał się do mnie żadnym słowem. Przeszliśmy przez kilkanaście korytarzy, które wydawałoby się, że nie miały one końca, ani początka. Po minucie wędrówki dotarłem do gabinetu dyrektora, który otworzył mi drzwi. Zrobił to jednak bardzo niechętnie, bo było to widać po jego minie i zaciętej twarzy, jaka mu towarzyszyła. 

Weszłem do jego gabinetu i zostałem posadzony na krześle. Szef placówki popatrzył się na mnie znowu skrzywiony. Wreszcie odrzekł:

- Dostałem dzisiaj petycję od rodziców w twojej sprawie. Dzieci się ciebie boją. Uważają, że syn Władcy Ciem może zrobić im krzywdę. 

- Mój ojciec nie jest Władcą Ciem!- wrzasnąłem. 

- Uważaj, do kogo mówisz- syknął dyrektor- w petycji, którą podpisali niemal wszyscy rodzice, chcą, aby ja wydalił cię ze szkoły z powodu stwarzanego zagrożenia. 

Kiedy to usłyszałem to wpadłem w naprawdę ogromną furię. Jednak postanowił dalej słuchać to, co do powiedzenia ma dyrektor. 

- Rodzice grożą, że jeżeli nie podejmę wobec syna antagonisty jakiś ostrych działań to oni przestaną posyłać dzieci do szkoły. A wtedy sprawą zainteresuje się kuratorium i....

- i wtedy wyjdą na jaw wszystkie pana przekręty- dodałem. 

Dyrektor również się wściekł. 

- Nie będę się z tobą użerać, bo w mojej opinii jesteś zwykłym gówniarzem. Słuchaj, co następuje. Otóż oficjalnie zostajesz wydalony z naszej placówki, jaką jest College Francois Dupont i zostajesz przeniesiony do innej szkoły. 

- Że co takiego? Na jakiej podstawie? Że mój ojciec został aresztowany, bo ktoś podrobił dowody?

Byłem w coraz okropnej złości. 

- Nie kłam, synu Władcy Ciem. Biedronka dobrze wie, co mówi. Twój ojciec jest zwykłym bandytą, który śmie pouczać uczciwego Marca Rotha, a sam w głębi jest antagonistą. 

Wtedy poczułem jak coś we mnie wstąpiło. Całkowicie zapomniałem o swojej niepełnosprawności. 

Wstałem i z ogromnym trudem wykrzyczałem do niego:

- Jesteście potworami! Idiotami bez żadnych uczuć!

Ledwo doczołgałem się do drzwi, kiedy usłyszałem za sobą:

- Nie chcę cię tutaj widzieć, synu Władcy Ciem! Nikt nie będzie za tobą płakać!

W odpowiedzi trzasnąłem mocno drzwiami i zacząłem iść przed siebie. Z wielkim płaczem.... 

Wszyscy mnie znienawidzili. 

Wyjąłem swój telefon i z wielkim trudem wykręciłem numer do mojej opiekunki. 

- Margaretko, przyjedz po mnie! 

- Co się stało Felixie?- zapytała mocno przerażona. 

- Zostałem wyrzucony ze szkoły. Nie mogę już wytrzymać- szeptałem. Deszcz ociekał po mojej skórze, leżałem na schodach. 

***

Pov. Narrator

Minęło kilka godzin. 

Dobiegał już koniec lekcji. Deszcz, który padał z ogromną intensywnością, odszedł na wschód, a nad Paryżem zaczęło przebijać się słońce. Do południa  bardzo dobrze się rozpogodziło. 

Marinette ucieszyła ta wiadomość. Jeżeli chciała poderwać chłopaka swoich marzeń, to musiała szybko podjąć jakieś kroki, nim będzie za późno. Dlatego postanowiła wprowadzić swój plan w życie. 

Oczywiście dziewczyna nie zapomniała tego, co dzisiaj spotkało Felixa, ale dalej była zaślepiona miłością do Martina Rotha. A Alya postanowiła jej pomóc w realizacji planu. 

Pod pretekstem jakiegoś fałszywego zwolnienia, Marinette wyszła wcześniej niż powinna. Rowerem, który zostawiła pod szkołą, postanowiła dojechać na most Pont des Arts i zaczekać na Martina. 

Po kilku minutach dojrzała go. Był naprawdę niesamowicie przystojny oraz schludnie ubrany. Znowu poczuła motylki w brzuszku, ale postanowiła się wreszcie odważyć. Mobilizowana przez Alyę wyszła na most, gdzie wisiały kłódki. 

- Martin! - krzyknęła. 

Chłopak dojrzał ją i machnął na przywitanie, a ona do niego podeszła. 

- Cześć Marinette! - rzekł- Chciałaś mi coś powiedzieć?

Dziewczyna stała się cała czerwona jak burak, ale musiała opanować to uczucie zakochania. Oddychała miarowo i głęboko. 

- Martin zanim ci coś powiem, chcę cię bardzo prosić, abyś mnie wysłuchał do końca, dobrze?

- Tak, jak najbardziej- odpowiedział. 

Marinette spojrzała ponownie na Most, gdzie wisiało masę kłódek, w tym też ta, która należała do państwa Dupain-Chengów. Uśmiechnęła się i odwróciła w jego stronę. 

- Martin, chciałabym cię na początku przeprosić za siebie. Majętna nie jestem, moje myśli się często plączą i nie mam tej pewności siebie. Jestem taką szarą myszką, która nic nie może powiedzieć i często boi się podejmować radykalne kroki. Jednak teraz staję tutaj, aby ci wyznać prawdę. 

Martin spoglądał na nią z coraz większym zaciekawieniem. 

- Czuję, że nie jestem dla ciebie, zdaję sobie sprawę, że gdzieś w świecie ktoś tam na ciebie czeka, specjalnie dla ciebie, ktoś na kogo długo czekasz,  bo naprawdę jesteś tego wart, ale nie mogę już wytrzymać. Martin, kiedy mnie uratowałeś przed ulewą, zakochałam się w tobie bez pamięci. Poczułam od ciebie coś, czego nie czułam od nikogo. Kiedy mnie broniłeś przed Chloe, gdy mnie wyśmiewała w klasie, kiedy mnie podnosiłeś z tej podłogi w muzeum, poczułam, że masz w sobie serce, które bardzo kocha i jest szczere. I w tym sercu się zakochałam. 

Chłopak zmieniał swoje minę na coraz bardziej speszonego całą sytuacją.

- Ja wiem, że jestem osobą bez wartości, ale wiedz, że cię kocham i bardzo chciałabym z tobą być. 

Kiedy to powiedziała, spojrzała w oczy nastolatka, które kręciły się na wszystkie strony. 

- Przepraszam. - wyszeptała dziewczyna i po jej policzku spłynęła łza.

Martin zdecydował się przejąć inicjatywę i otarł swoją dłonią jej policzek. Następnie delikatnie podniósł jej twarz do góry. 

- Marinette! Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. Pomimo twoich potknięć potrafisz je naprawiać. Pomagasz innym. Troszczysz się o innych. Wspierasz tych, którzy cierpią. Nie możesz tak o sobie mówić. Ja też od dłuższego czasu czuję do ciebie o wiele więcej, niż sądziłem. Każdej nocy nawiedzałaś mnie w snach, chodziłaś ze mną do kina, walczyłaś na poduszki. Bardzo cię kocham i chcę ci powiedzieć, że chcę z tobą chodzić. Chcę, abyś wiedziała, że nigdy cię nie opuszczę. 

Mówiąc to, pocałował ją, a ona odwzajemniła ten miły gest. 

Od tej chwili stali się parą. 

Jednak, gdy oni dzielili się swoim szczęściem, cierpieli ludzie, którzy naprawdę byli niewinni....

Ciąg dalszy nastąpi w kolejnych rozdziałach....

Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał, bo uwaga, to nie jest koniec historii. :) Proszę o jakieś gwiazdki i komentarze, będzie mi niezmiernie miło :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro