Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

- Plagg, chowaj pazury!-zamruczał Felix, gdy powrócił z swojej misji, już na terenie szkoły.

Na jego rozkaz kostium, w jaki był ubrany, zniknął, a on sam stał się znowu tym samym chłopakiem, którego bardzo często Martin wyśmiewał oraz dokuczał.

Z pierścienia wyleciało mocno zmęczone kwami, które szybko dobrało się do serka, jaki rzucił w jego kierunku właściciel. Blondyn ciężko westchnął na widok siebie, przykutego do swoich lasek.
- Dobrze, że Biedronka 🐞 nie wie, kim jestem. Bo pewnie by mnie wyśmiała- pomyślał.

Jak pewnie czytelnicy wiedzą, życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Każdy rodzi się ze swoimi zaletami i wadami. Chłopak miał problem z dostrzeżeniem swoich cnót, a główną przyczyną takiego stanu było ciągłe nękanie oraz trucie głowy, jakiego dokonywał ten celebryta ze swoją bandą.

Bez wahania założył pozostawiony przed akcją plecak i lekko kulejąc, otworzył drzwi kabiny. Na jego szczęście nikogo nie było na korytarzu, więc nikt nie domyśliłby się jego prawdziwej tożsamości.

Szedł tak pogrążony w swoich myślach, myśląc o swoim "lepszym" alter ego, umięśnionym, odważnym, sprawnym.  Zmierzał w kierunku szkolnej szatni, bo już zakończyły się lekcje, jakie miał rozpisane w planie godzin.

Jednak z daleka usłyszał pewien znajomy głos. To był Nino, jego jedyny kolega i przyjaciel.

- Felix! Gdzie byłeś? Strasznie się o ciebie martwiłem- mówił rozemocjonowany nastolatek.

- Przepraszam cię przyjacielu, niestety też ciebie straciłem z oczu. Schowałem się w kabinie i stamtąd oglądałem wiadomości- odpowiedział spokojnie.

Musiał przyznać, był nawet dobry w kłamaniu. Mimo że to było złe, to jednak sekret jego tożsamości musiał pozostać tajemnicą. Nie miał wyboru. 

- Idziesz ze mną? Podprowadziłbym cię pod samochód twojego taty- zaproponował mu chłopak. 

- Nigdzie ci się nie śpieszy?- dopytał Felix.

- Skądże znowu. Po prostu chcę ci pomóc. Jako przyjaciel.

Te słowa znowu rozgrzały serce schorowanego nastolatka. Chyba zawsze na słowo "przyjaciel" będzie tak reagował. 

- Dziękuje ci, Nino. 

- Uważaj, za chwilę będziemy przy schodach! Zaraz cię przeprowadzę!

Młodzieniec wskazał palcem na ciągnące się betonowe stopnie w dół. Chwycił za ramię niepełnosprawnego, po czym powolutku, bez grama pośpiechu zaczęli schodzić. I pomimo tego, że po kilku krokach Nino zdawał się być umordowany, to się nie poddawał. 

- Chłopie- zaprotestował - czy ty nie złamiesz sobie kręgosłupa od mojego ciężaru?

- Brachu- sapnął- jak będę służył w szkolnej policji od przyszłego tygodnia, to muszę być silny i wysportowany, bo tego wymaga moja praca. 

- Od przyszłego tygodnia? Wcześniej mi coś mówiłeś, że już od jutra.

- Zaraz ci odpowiem, tylko dokończę, ciebie znosić, bo bez obrazy, ale trochę ważysz.

Oboje się roześmiali. I tak po kilku chwilach znaleźli się już na dole. Kiedy chłopaczyna opuścił kolegę, można było dostrzec jego twarz, zlaną gorącym potem. Otarł się lekko chusteczkami higienicznymi, po czym kontynuował odpowiedz na wcześniejsze pytanie:

- W czasie ataku akumy zadzwonił do mnie przełożony, od którego dowiedziałem się, że jeszcze nie są gotowi. Brakuje im trochę wyposażenia, więc pierwsza uroczysta odprawa odbędzie się dopiero od początku przyszłego tygodnia. 

Ruszyli w kierunku przebieralni, dalej kontynuując ciekawą pogadankę. Felixa zawsze ciekawiła jedna rzecz, o którą zdecydował się zapytać swojego kolegi:

- Nino, powiedz mi, bo nie rozumiem jednej rzeczy. Czym różni się szkolna policja od tej prawdziwej? Bo nie chcę mi się wierzyć, że latacie codziennie za przestępcami, zamiast skupić się na lekcjach.

Przystanęli przy drzwiach wejściowych do szatni. 

- Oj, mój drogi! Niestety to tak nie wygląda. Tłumaczyli mi to na tym spotkaniu, o którym ci opowiadałem rano. My jako funkcjonariusze mamy bardzo wiele ograniczeń. Po pierwsze nie ścigamy randomowych przestępców, którzy na przykład dokonują napadu na jubilera. My prowadzimy śledztwa powiązane tylko i wyłącznie z uczniami. Po drugie, zazwyczaj nasza praca polega na utrzymywanie porządku w szkole, a nawet jak wychodzimy poza jej teren, musimy uzyskać zgodę dowódcy jednostki, który konsultuje się z dyrektorem. Nie mamy tej samodzielności, jacy mają prawdziwi policjanci. 

- A co was łączy z policjantami?

- To, że możemy wspólnie rozwiązywać śledztwa, nawet te najbardziej mroczne, przepełnione tajemnicą i akcją. Tylko te powiązane z uczniami. Możemy też uzyskiwać akta, ale za każdym razem do KMP musimy kierować wniosek o ich wydanie. Czy twój zasobnik wiedzy wzrósł?- dopytał Nino mocno sarkastycznie.

- Oczywiście- odpowiedział zadowolony chłopak i otworzył drzwi do szatni. Samo pomieszczenie wyglądało jakby niby wszystko było w porządku, jego kurtka oraz buty nie były porozrzucane po całym korytarzu. Jednak obaj doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że pozory mylą i to niekiedy bardzo łatwo.

Kuśtykając 15 latek podszedł do swojej czarnej kurtki, wykonanej z grubego futra. A widok, jaki zobaczył, mocno go zmroził. ONA CAŁA BYŁA WYPAĆKANA w jakieś białej substancji, prawdopodobnie w farbie. Przez jego serce przeniknęło ziarno goryczy, w końcu była to jedna z jego cenniejszych rzeczy, a nie wiadomo było, przynajmniej na razie, czy plamę da się usunąć. 

- Tym razem przesadzili!- wyszeptał jego kolega- Musimy coś z tym zrobić, bo jak widać, ciągle są bezkarni. I dopóki nie zareagujesz, to oni będą myśleć, że mogą robić z tobą, co się żywnie im podoba. Nie możesz do tego dopuścić. 

- A jaki mam inny wybór? Przecież oni nie dadzą mi żyć, jak poskarżę się nauczycielce. A poza tym..... oni nic z tym nie zrobią, bo jego ojciec.... 

- Kumplu, co mnie obchodzi jego ojciec? To, że jest on wspierającym, wcale nie uprawnia Martina do ciągłego napadania na ciebie i nękania. Dosyć się już naznosiłeś.

- Drugą stronę kurtki też mi obazgrali farbą- przerwał mu zrozpaczony blondyn- To jakiś napis. 

- Możesz mi go przeczytać?

- Oczywiście- nastolatek wziął głęboki oddech i ponownie wzrok skierował w białe litery- Pieprz...... inwalida!, Wyp........ z szkoły! 

Można było zauważyć, że twarz nastolatka napełniła się miną smutku oraz kolejnego zawodu. Spojrzał na swojego przyjaciela, który mu jasno komunikował, żeby sprawę poszedł zgłosić dyrektorowi. Bił się w swoich myślach. 

Z jednej strony chciał, aby oni ponieśli sprawiedliwość, a on odczuje ulgę, gdy wygada się o problemie, ale z drugiej strony wiedział też, że może się nie powieść, a spadnie na niego fala zemsty. Nie wiedział, na którą opcję się zdecydować. Zamiast tego, wpadł jednak na inny pomysł, aby dogadać się z swoim tatą, bo w końcu i tak po niego przyjechał, a była to od początku pierwsza osoba, która go wspierała.

- Nino! Mój tata czeka na mnie na dworze. Chcę, aby to on podjął decyzję. Możemy tak zrobić?

Po minie przyjaciela mógł dostrzec, że był raczej nieprzychylny przy tym pomyśle i wolał to załatwić po męsku, jedna ostatecznie się zgodził. 

Wyszli z budynku i dotarli do zaparkowanego samochodu, gdzie czekał Gabriel Agreste. Kiedy zobaczył tą upaćkaną kurtkę, mocno się wściekł. 

- Dosyć tego! Nikt ciebie nie może tak traktować. Zaraz przejdę się do dyrektora i wygarnę jego lenistwo. A ty w międzyczasie- wskazał na swojego syna- poczekaj na mnie w samochodzie, bo trochę mi to zajmie.

Chłopak nie spodziewał się takiej reakcji. Wkurzony ojciec niczym żołnierz ruszył do szkoły i gwałtownie otworzył drzwi, po czym zniknął w czeluściach korytarzy. 

- Oby nic złego się nie stało- pomyślał, po czym wsiadł do samochodu.

***

Dyrektor szkoły wypełniał bardzo ważne dokumenty, gdzie spisywał ostatni tygodniowy raport, który miał wysłać do kuratorium. Dotyczyły ono ogólnego sprawowania szkoły czy decyzji legislacyjnych. Cichutko siedział, rozmyślając o tym, kiedy wreszcie będzie mógł oderwać wzrok od tych papierków. Jego chwile przerwało gwałtowne walenie dłońmi w drzwi. 

- Kto tam?- wrzasnął. 

Nie minęło kilka sekund, a zdenerwowany Gabriel Agreste wszedł do środka. Dyrektor zaczął uśmiechać się niewinnie. 

- To pan?

- Tak, ja- odpowiedział. W jego głosie można było usłyszeć sarkazm oraz mocny przekąs.

- Mogę czymś panu pomóc?

- Tak. Niech mi pan wyjaśni..... to.

Rzucił na biurko dyrektora kurtkę Felixa, która była zmalowana farbą oraz spisane na niej przekleństwa i wulgaryzmy.

- Mój syn znalazł tą kurtkę dzisiaj po południu, w szatni w takim stanie. Jak sam pan widzi,  totalnie zdewastowana i zniszczona, a tania wcale nie była. Jak wy pilnujecie do ch..... tych szatni?

- Przepraszam bardzo, ale....

- Nie ma żadnego ale. To jest absolutnie karygodne, aby takie cyrki się działy w szkole. Mój syn od dłuższego czasu jest gnębiony przez bandę Martina, wyzywany, ciągle wyśmiewany. To, że ktoś chodzi o kulach, wcale nie dozwala na takie zachowanie. 

Dyrektorowi mina się zrzedła i milczał, wpatrując się w wymachującego dłońmi Gabriela.

- Mnie to nie obchodzi! Do jutra macie się dowiedzieć, kto odpowiedzialny jest za zniszczenie kurtki i wyciągnąć wobec sprawców konsekwencje. Jeżeli się tego nie dowiecie, to nie pozostawiacie mi wyboru. Zostaje policja oraz media. Mam nadzieję, że sobie pan to zrozumiał.

- Dobrze! Niech pan ochłonie. Przy szatni mamy kamery. Sprawdzimy je. Jeżeli coś znajdziemy to wtedy do pana zadzwonimy. Rozumiem wszelkie emocje, ale musi pan zrozumieć, że administracja nie śledzi nagrań 24h. Proszę zostawić w sekretariacie swój numer kontaktu.

- W porządku. Czekam na jak najszybsze rozeznanie sprawy. Do widzenia. 

- Do widzenia- odrzekł pan Damocles. Drzwi do jego gabinetu się zamknęły. 

Dyr zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście Martin szaleje po szkole i gnębi Felixa, ale bał się podjąć reakcję. Wziął komórkę i zadzwonił szybko do sekretariatu. 

- Pani Sekretarko! Proszę przygotować dla mnie widok na kamery z monitoringu koło szatni. Dostałem zgłoszenie od ojca tego niepełnosprawnego, że ktoś zdewastował jego synowi kurtkę. Za jakieś 5 minut będę. W porządku?

- Tak. Zaraz wszystko będzie gotowe. 

- Dziękuje Beatrice. 

 Mocno zdenerwowany czarnowłosy mężczyzna wziął oddech i wyszedł z gabinetu. 

***

Wściekły Gabriel wrócił się do samochodu, gdzie czekał już cierpliwie jego syn. Jechali w kierunku swojego skromnego mieszkania. Facet ledwo co manewrował kierownicą, bo ciągle coś rozpraszało go od jazdy. Miał straszne myśli i czuł się po części winny. 

- Gdybym tylko wcześniej zareagował, mój syn nie przechodziłby takich katuszy- dumał. 

- Tato- jego syn wyrwał go z myśli- czemu poszedłeś do szkoły? Przecież oni nic z tym nie zrobią.

- To jest ich pieprzony obowiązek!- krzyknął- Nie może być równych i równiejszych, bo to bardziej szkodzi, niż pomaga. 

- Myślisz, że coś uda się wskórać?

- Nie wiem synku. Administracja ma sprawdzić monitoring. Jak coś znajdą, mają się ze mną kontaktować. Nie rozmawiajmy o tym. 

***

- Beatrice! Macie to nagranie?

Sekretarka spojrzała na niego przerażonym wzrokiem.

- Tak. I niech pan zobaczy, kto jest na tym nagraniu.

Podszedł do monitora. Ewidentnie było widać, że Martin Roth w czasie całej tej akcji superbohaterów, wchodził z swoimi ziomkami do szatni. 

- K......, mogłem się tego spodziewać-  szepnął zrozpaczony włodarz- co ja teraz zrobię?

 Czuł on na sobie łypiący wzrok sekretarki, gdyż przy tym rozmyślaniu dosyć dziwnie się zachowywał, że ciężko było to zignorować. 

- Pani Beatrice. Muszę szybko koniecznie zadzwonić. Niech pani na razie nie wyłącza. 

Wyszedł na korytarz. 

***

Państwo Agrestów dojechali do swojej posesji na obrzeżach Paryża. Był to domek dwupiętrowy, dosyć duży, jednak mimo tego biedny. Ojciec, dalej jeszcze w stanie najwyższego zburzenia zaparkował pojazd w garażu, a Felix otworzył drzwi od domu. Wpuścił swojego tatę, po czym zamknęli za sobą drzwi. 

- Felix, będziesz coś jadł na obiad? Zrobiłem twoje ulubione pierogi z truskawkami.

- Pierogi?- na myśl o tym pysznym daniu, chłopakowi ciekła ślinka. Często sobie je wyobrażał, a smakowały nieziemsko. 

- Tak. Chcesz?

- Owszem. Pierogów to ja nigdy nie odmówię- uśmiechnął się smutno i przysiadł do stołu. Jego ojciec udał się do kuchni. 

Pomimo, że nastolatek kochał jeść takie wspaniałości, to ciągle w głowie siedziała mu sytuacja z szkoły. Niepokoił go fakt, że sprawa została zgłoszona dyrektorowi. Krótko mówiąc, blondyn przestraszył się faktu, że sprawa po prostu zostanie zamieciona za dywan i uciszona, a wraz z tym obawiał się zemsty z strony Martina. A mścić się na pewno będzie, o czym doskonale wiedział młodzieniec. 

Z kuchni do jego uszu dotarły dziwne dźwięki, jak pokrywka spadła z patelni oraz słyszał krzyk typowej wściekłości. Zrozumiał, że jego najbliższa osoba i jedyna, również cierpi katusze, ale zdał sobie też sprawę, że stare rany, które wydawało się, że się zagoiły, znowu się otworzyły i krwawiły. 

- Może to był jego sposób odreagowania na stres- zastanawiał się.

***

Dyrektor chodził po korytarzu, nerwowo próbując ciągle się dodzwonić. Za pierwszym i drugim razem włączyła się poczta, jednak po kolejnej próbie, nawiązał kontakt z ojcem Martina.

 - Dzień dobry, panie Marc! 

- Witaj kierowniku! W jakiej sprawie pan dzwoni?

- Proszę pana, chodzi o pańskiego syna Martina. Znowu się wpakował w jakieś bagno. 

Usłyszał jakieś trzaskanie po drugiej stronie słuchawki.

- Co znowu zmalował?

- Tym razem zniszczenie mienia. Zmalował całą kurtkę Felixa białą farbą, a na wierzchu napisał wulgaryzmy w kierunku ucznia. 

- Macie na to dowody?

- Jakbym nie miał, to bym do pana nie dzwonił. Musimy wyciągnąć konsekwencje wobec pana syna. 

Ton głosu z udawanego przyjemniaczka, zmienił się w bardziej agresywny. 

- Spróbuj tylko, a nigdy nie zobaczysz pieniędzy. A z tego co wiem, potrzebujesz na remont dachu, co nie?

Zarządca spojrzał na stare dachówki, powoli pokrywające się rdzą. 

- Posłuchaj mnie. Jego ojciec postraszył mnie mediami i telewizją. Nie mogę tego tak po prostu zamieść sprawy pod dywan. 

- Owszem możesz. Po prostu usuńcie nagranie z moim synem. Oni nie wiedzą, o której godzinie mój synalek to zrobił?

- Nie wiedzą. Nawet nie będzie to głupie, bo z tego co widziałem, Felix jeszcze wchodził do szatni ok. godziny 11:50, potem nikt inny prócz Martina. Możemy powiedzieć, że to on dokonał zniszczenia kurtki, a pana syn będzie kryty.

- Widzisz. Jak cię zmobilizuje do pracy, to potrafisz myśleć. Widzimy się jutro. Będzie super zabawa! Do widzenia.

Marc Roth się rozłączył. Popatrzył na swojego syna, który akurat przyszedł z szkoły w wyśmienitym humorze. 

- Dobra robota! Ten biedny ojczulek tego kaleki się poskarżył, że zrobiłeś temu kalece głupi żart- zaczął.

- I co w związku z tym?- zapytał się Martin. 

- Spokojnie. Wywiniesz się z tego. Dzięki moim kontaktom mogę zrobić dosłownie wszystko. A potem zemścisz się na tym łamadze, bo w końcu za to donosicielstwo powinien słono zapłacić. 

- O to nie musisz się martwić tato. Wspólnie coś wykombinujemy. 

Oboje się zaśmiali. 

Hejka! Trochę mnie nie było, jednak wracam do was z kolejnym rozdziałem z Wykluczenia! Mam nadzieję, że się wam spodobał. 

Rozdział dedykuje @dtbellamonster , jeszcze raz dziękuje za obserwowanie!

Do następnego!!!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro