Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

TT:AlexaMrorers

Dedykacja należy się mojej kochanej mamie. Za wieczną wiarę we mnie❤️

  Niczego w życiu nie możemy być pewni. Wszystko jest zmienne. Życie. To to, co nas otacza. Nawet krajobraz za oknem się zmienia. Patrzysz się na niebo, które zaraz zabarwi się na inny kolor. Chmury się przemieszczają, obiekty na niebie zmieniają swoje położenie. Patrzymy się na to samo niebo, ale czas na świecie nie płynie tak samo. U ciebie jest rano, u kogoś może być noc. Nic nie jest stałe. Ludzie się zmieniają. Nasze zmysły. Jednego dnia czujemy wszystko – drugiego jesteśmy pogrążeni w bezdennej pustce i nie potrafimy wykrzesać z siebie życia. Ale żyjemy w czasach, gdzie uśmiech na twarzy potwierdza, że wszystko u ciebie jest okej.

Ludzie szczęśliwi przecież pokazują swoją radość na zewnątrz. Ale prawda jest taka, że najbardziej cierpią te osoby, które uśmiechają się najpiękniej. Przytulają najmocniej sami potrzebujący ciepła. Pomagają innym w potrzebie, niepotrafiący poradzić sobie z własnym bagażem. Chronią cię, będąc twoją tarczą, sami idąc na odstrzał. Bronią ci, którzy często w różnych sytuacjach nie potrafią zawalczyć o samego siebie.

Przez dość długo potrafiłam się śmiać, cieszyć z różnych głupot, żyć pełnią życia jednak za dzieciaka tak już jest, że wydaje ci, ze każde drzwi stoją przed tobą otworem. A społeczność ludzka jest przecież taka życzliwa. Zwłaszcza w szkole. A w klasie to już ogóle. Dzieciaki nie mają zmartwień. Dziewczyny trzymają się razem. Nie wypychają cię z domku na placu zabaw tylko dlatego, że nie chcesz robić z nimi żartów chłopakom. Nie podcinają ci nogi, abyś wyszła na totalną łamagę przed wszystkimi. A już na pewno nie kłamią, robiąc to po to, żebyś w oczach znajomych wyszła na winną. A potem udają przed twoimi rodzicami, jaka to jesteś super, gdy w rzeczywistości za plecami śmieją się z ciebie.

Nie tracisz z siebie dziecka, po prostu czasem powrócenie do tego okresu jest trudne. Dzieciństwo jest takie kolorowe, ale co, jeśli ktoś dba oto, abyś miał w zasięgu tylko czarne kredki? To, co wnosisz z domu, przekłada się nad twoje życie. Nieprzepracowane traumy dzieciństwa w pewnym momencie uderzą. A ty w końcu będziesz się z nimi musiał zmierzyć.

Na szczęście miałam jego.

On był moim wszystkim. Dbał, aby zawsze moja poduszka była zimna z obu stron. Odganiał deszczowe chmury, witając słońce. Malował mój świat. Był moim największym motywatorem. Moją ostoją. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Od rozmów porannych, przeszliśmy do codziennych – a z nich do życzenia sobie "Jednorożcowych "co noc.

***

10 lat wcześniej Archer 11 lat, Melody 10 lat

– Dawno temu za górami, za lasami mieścił się zamek. Mieszkała w nim księżniczka o cerze bladej jak śnieg, oczach tak niebieskich jak ocean i białych ustach. Z tego też powodu nazywano ją...

– Śnieżką! – Odpowiedź nadchodzi z prawej strony.

Przewracam oczami i czytam dalej.

– Z tego powodu nazywano ją Zimą – akcentuję wolno i wyraźnie.

– Ale w bajce tak wcale nie było – upiera się przy swoim chlopak. – Poza tym Zima to pora roku – zauważa.

– Pani Jordan nam powiedziała, że interpretacja opowiadania może być dowolna. To my w końcu tworzymy historię. Jeśli ci się nie podoba, to zatkaj uszy.

– Nie powiedziałem, że mi się nie podoba.

– Ale pochwały też jakoś nie usłyszałam z twoich ust.

– Oj, no nie przesadzaj.

Zaciskam usta w wąską linijkę, po czym odwracam się do swego towarzysza plecami.

Słyszę jak kanapa, skrzypi pod jego ciężarem. A mówiłam mu, żeby nie objadał się tak tym spaghetti. Choć fakt, że Olivia Grant – jego mama robi je przepyszne. Zasłaniam twarz kosmykami swoich długich brązowych włosów i podkulam kolana pod brodę. Czuję szturchnięcie w ramię. Ani drgnę.

– Mel...– słyszę szept tuż za uchem. Czyjeś palce odsłaniają moją kurtynę włosów, ciepły dotyk dłoni na policzku powoduje, że trudno mi zachować powagę, a co najważniejsze – udawać obrażoną. Bo jakoś już tak bardzo się nie gniewam, a z drugiej strony niech się bardziej wysili.

– No się nie obrażaj. Dobrze wiesz, że w pisaniu opowiadań nie masz sobie równych.
Podlizuje się.

Łypię na niego ostrożnie.

– To prawda. Szczerość płynie z moich ust, dziewczyno. No nie bądź taka. – Karmelowe oczy patrzą się ze smutkiem w moje, a jego wyraz twarzy jest zbolały. – Się od obraź.

To słowo sprawia, że nie wytrzymuję.

Wybucham śmiechem.

W pierwszej chwili jest zdezorientowany. A ja tarzam się ze śmiechu, bo jego mina jest przekomiczna.

– Ale o co...

– Poczekaj...– wykrztuszam, ocierając łzy z kącików oczów. Łapię wdech i siadam prosto, bo wcześniej padłam i – to dosłownie ze śmiechu. Szatyn marszczy brwi.

– Jesteś słodki – mówię z uśmiechem – właściwie to powinnam się dalej na ciebie gniewać, ale...

– Nie potrafisz być długo zła na mnie. No cóż, ma się ten urok osobisty. Ciepłe serce potrafi roztopić nawet te najzimniejsze.

Mrużę oczy w odpowiedzi.

Przybiera niewinny uśmiech.

– Co masz na myśli?

– Opowiedziałem zakończenie twojej historii.

– Ale go nie znasz.

– Przecież wiadomo, że będzie happy end i wielka miłość. Wy dziewczyny lubicie historie, w których jest szczęśliwy koniec.

Przysuwam sobie kartkę i czytam dalej.

– Królewicz przybliżył usta do pocałunku i kiedy był pewny, że już za chwilę pocałuje księżniczkę, zdarzyła się rzecz niesłychana. Ta złapała go za fraki i wypchnęła przez okno.

– Ale... ał, ała... to jest okrutne. Jak mogłaś? – patrzy na mnie z wyrzutem.

– Kręcił się przy innych, a ją chciał pocałować? Niedoczekanie. Z takimi to krótko.

Zapada cisza.

Kończę pisać ostatnie zdanie, gdy nagle słyszę szybkie kroki. Unoszę wzrok i widzę go stojącego przy oknie, z nosem przyklejonym do szyby.

– Napadało dużo śniegu. Chodźmy na dwór.

Nie trzeba mi tego powtarzać dwa razy. Kierujemy się do korytarza, łapiemy za nasze kurtki, szaliki, czapki i rękawiczki, a potem błyskawicznie wskakujemy w buty zimowe.

***
– To co? Bitwa na śnieżki?

Kiwam głową i formuje ze śniegu sporą kulkę, a potem rzucam w przyjaciela. Niestety chybię. Ale się nie poddaję. Zabawa trwa w najlepsze od dobrych piętnastu minut. Kucam, gdy widzę, że zamierza się na mnie, a sama rzucam w niego pociskiem. I tym razem trafiam do celu.

Pada jak długi i nie rusza się.

Z początku myślę, że to żart. Ale minuty upływają, a ten dalej leży. Podchodzę do niego i trącam go stopą. Nic. Zero reakcji. No trafiłam go jak nic. Przykucam obok niego i przyglądam się mu. Oczy ma zamknięte.

Przybliżam twarz, kładę policzek na jego brzuchu i się wsłuchuję. Słyszę jakiś bulgot. Ale nic mi on nie mówi. Jak się sprawdza oddech?
Przenoszę wzrok na jego usta.

A w życiu fuj.

Trzeba posunąć się do drastyczniejszych środków. Nabieram garść puchu i wsadzam mu za kołnierz. Nic. Ani drgnie.

– Chyba go zabiłam – szepczę zduszonym głosem. – co ja powiem jego rodzicom? O Boże... –Archer! Nie wygłupiaj się!– wykonuję ruch i strzelam mu z otwartej dłoni w policzek. Dobiega mnie jęknięcie.

     – Oszalałaś? –patrzy na mnie z wyrzutem i przeciera policzek, a potem jak gdyby nic wstaje.

     – Ty bałwanie! – krzyczę i obrzucam go śniegiem.

     – No, faktycznie mogę się w niego zamienić, jak dalej będziesz tak sypać na mnie.

    – Bawi cię to? – pytam po chwili – Myślałam, że serio coś ci zrobiłam.

    –Jednak Zima ma serce? – pyta z przekąsem, ale nie zdąża powiedzieć nic więcej, bo wpadam na niego i mocno go przytulam.

     – Nie rób tak więcej.
     Odwzajemnia mój uścisk.

      – I jak coś to królewicz spadł, ale prosto w krzak jeżyn. 

Czuję jego uśmiech.

   – Wiedziałem, że nie postąpiłabyś tak okrutnie.

  Ten powiew spłynął do mnie nagle. I ta wersja już zostanie.

 Całuję, Aleksandra. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro