Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Otwarty na potrzeby całego świata.

ARCHER

   – Czy tak jest wygodnie?

    Moja mama pyta mnie oto przynajmniej kilka razy w ciągu dnia, a może bardziej wieczora. Bo ostatnio każdy dzień zlewa mi się z nocą. A nie wiem, ile ich minęło, odkąd tu jestem. Ciągle ktoś bez przerwy zakłóca mój spokój. Drzwi się otwierają i zamykają. Przynajmniej nie ma tu przeciągów. Ale co z tego, skoro mimo tego, że mam na sobie ciepłą szarą bluzę z kapturem marznę od środka.

   To ten rodzaj bólu, który jest wewnątrz. Schowany głęboko w środku. Ten, który ryje sobie ciemne korytarze w mojej psychice. Natrętne myśli są oceanem dla mojej paranoi.

   Jak zrobiłem coś dobrze, myślałem o tym, że mogło wyjść jeszcze lepiej. Doszukiwałem się błędów, wpadek tam, gdzie ich nie było. Po każdym występie sprawdzałem social media. Chciałem znać reakcję moich fanów. Wiedzieć, co mógłbym poprawić, aby wszystko grało. I było na jak najlepszym poziomie. Każdą uwagę brałem do siebie.

Noce spędzałem na analizowaniu każdej sytuacji, czy przeprowadzonej rozmowy. Musiałem uważać na to co mówię czy robię, ponieważ byłem brany pod lupę. Zanim się odezwałem musiałem przemyśleć sobie w głowie, czy moja wypowiedz nikogo nie urazi, ponieważ często moje słowa były wyrywane z kontekstu. Wiele razy musiałem się tłumaczyć z czegoś co nie rozpętało się z mojej winy. Gasić ten pożar, którego sam nie wznieciłem.

    Potrafiłem spędzić kilka godzin totalnie zatopiony we własnych myślach. Lubiłem swoje towarzystwo, ale bałem się samotności, bo nikt nie chciał jej doświadczać, nie z własnego wyboru. Byłem duszą introwertyka, ale ciągnęło mnie do ludzi i nieraz przerażała mnie ta świadomość, że kiedyś zostanę sam jak palec. Bo przecież przyjaźń nie trwa wiecznie, a relacje międzyludzkie zanikają.

  Spędzasz z kimś tyle lat, otwierasz się, budujecie swoje relacje, aby były wystarczające silne na tyle, żeby przetrwały. Kiedy widzisz, że wasza relacja zmierza ku końcowi, wiesz, że to jest nieuchronne. Znacznie gorzej jest, gdy ktoś zostawia cię bez żadnego wytłumaczenia. Usuwa się z twojego życia po cichu, gdy zdążył razem z tobą wykrzyczeć tyle słów.

   Wiesz, że nigdy tego nie przebolejesz, ponieważ zawsze będziesz, zadawał sobie pytanie: dlaczego?

  Dlaczego zostawiłaś mnie?

  Choć przyrzekaliśmy sobie, że będziemy razem nawet, gdy będzie źle

Drażni mnie właściwie wszystko. Każdy ruch, to, że wszyscy, którzy się przewijają przez moją salę pytają, jak się czuję. Na to pytanie nie znam i nie chcę udzielać odpowiedzi.

   Drzwi znowu się otwierają. Salę przekracza mój kumpel Ryan. Ten sam, z którym się przyjaźnię od podstawówki. Ten, który nigdy nie owija niczego w bawełnę. Kiedy się dowiedział o tym, co nawyprawiałem przyleciał chociaż był w trakcie sesji zimowej. Powiedział, że jego przyjaciel walczy o życie, a on woli nie zaliczyć egzaminu niż przegapić te momenty, w których mógł mi pomóc.

   Był tu ze mną. Czekał w poczekalni, bo nie chcieli wpuszczać nikogo spoza grona bliskich mi osób i rodziny. Słyszałem, jak odrobinę awanturował się z pielęgniarką, bo usilnie zabraniała mu do mnie wchodzić. Wymyślił wiec sposób.

  Ukrył się w wózku z brudną pościelą. Ujawnił się, kiedy salowa zmieniała mi poszewkę. Odwróciłem się i wtedy go zobaczyłem. Stał za drzwiami, kładł palec na ustach bym był cicho. Wojskowe spodnie zamienił na kurtkę moro. Ściął włosy, zapuścił kilkudniowy zarost. Ale i tak go poznałem. W jego oczach cały czas gościł ten łobuzerski błysk.

   Wszystko by się nie wydało, bo akurat wózek był zabierany i mogliśmy wreszcie mieć tą chwilę dla siebie, gdyby nie kwiaty. A dokładnie ich intensywny zapach, który podrażnił nozdrza mojego przyjaciela. Wstrzymywał się z kichaniem, ale nie na długo. W sali rozległo się głośne „apsik".

  I było już pozamiatane.

Brunet z czarującym uśmiechem spojrzał się salowej w oczy.

–No to skoro już się ujawniłem, to może zachowamy to w tajemnicy, hmm?

–Nie wolno tutaj wchodzić. Pacjent potrzebuje spokoju.

– Chyba opierdolu.

Kobieta patrzyła się na niego z zaskoczeniem i delikatnym oburzeniem.

–Archer jest dla mnie jak brat. Zawsze to on nakładał mi oleju do głowy, gdy mi odpierd... – ugryzł się w język, widząc jej wzrok poprawił się – odpierdzielało, a umówmy się jako gówniarze mieliśmy łeb wypełniony durnymi pomysłami. Kiedy usłyszałem o tym wszystkim byłem w szoku. Nie znam jednak szczegółów. Ale wiem jedno: nie wyobrażam sobie teraz przy nim nie być. Jeśli mnie stąd teraz wyrzucicie, wejdę oknami. Kratką wentylacyjna, wydrążę tunel pod ziemią, odnajdę tajemne przejście, wskoczę przez komin w przebraniu zabierając fuchę Świętemu Mikołajowi. Nie pozbędziecie się mnie.

Kobieta westchnęła i wychodząc rzuciła tylko:

– Macie pięć minut.

Ryan przysunął sobie krzesło do mojego łóżka i przez kilka minut trwał w bezruchu, przenikliwie mi się przyglądając. A potem po prostu patrząc się prosto w moje przemęczone spojówki szepnął:

–Żyjesz, stary.

Nie było nic bardziej prawdziwszego od tych słów. Bo owszem żyłem, ale jednocześnie coś we mnie umarło. Ta jedna cześć odpowiedzialna za przepływ krwi do tętnic i żył, zatrzymała się. Serce pompowało krew i wciąż biło, ale od środka zamarzło. Coś we mnie totalnie zgasło.

Byłem zmęczony ciągłym próbowaniem, by być takim jakim chcą mnie widzieć inni. Zmęczony dostosowaniem się do każdego, byciem na każde skinienie palca o każdej porze dnia i nocy. Byłem tą osobą, na którą każdy mógł zawsze liczyć. Otwarty na potrzeby całego świata. Ale powoli świat przestawał być dla mnie.

Byłem tylko wyrwaną stroną, wkładem w długopisie, który łatwo mógł zostać wymieniony na nowy, pomimo wcześniejszych zapewnień, że jest się najlepszym.

Dlatego tak bardzo starałem się być tą osobą, która jest warta poznania. Podchodziłem ciepło do każdej nowo poznanej osoby, chętnie robiłem sobie zdjęcia na dywanie. Bo moja mama zaszczepiła we mnie szacunek.

Szybko przekonałem się o tym, że twoje sukcesy dosyć łatwo pozwalają odkryć, kto tak naprawdę ciebie wspiera. Dużo znajomości rozpadło się właśnie przez to, że udało mi się coś osiągnąć.

Ale przenigdy nie spodziewałem się tego, że zostawi mnie osoba, dla której byłem w stanie eliminować przeciwników i wysyłać ostrzegawczą strzałę, aby tylko ani jeden włos nie spadł jej z głowy.

Chciałem o niej zapomnieć. O tym co kiedyś nas łączyło, ale jej śmiech powracał do mnie i przywoływał echo tamtych wspomnień. Nie chciałem do nich wracać.

Nie pamiętam dokładnie samego momentu, kiedy sięgnąłem po amfetaminę, ale chyba wszystko zaczęło się od jakiejś gali, dziewczyny, siedziały w łazience, Dołączyłem do nich.

  Przyjaciółka Serafiny mówiła, że dzięki niej, nie odczuje stresu na scenie, kiedy będę występował i ogólnie będę się cudownie i euforycznie czuł. Będę miał poczucie, że mogę wszystko. Moja dziewczyna nie chciała.

  Wręcz mi sama odradzała spróbowania. Ale pomyślałem sobie, co mi szkodzi jeden raz? Przecież po jednym się nie uzależnię. Wtedy byłem dosyć zestresowany, bo tej nocy, a właściwie ranka, miała być premiera mojego nowego singla na żywo. Obawiałem się reakcji ludzi na swój występ.

A potem kumpel mnie poczęstował, a ja wcale za specjalnie nie protestowałem. Znałem co się za tym kryje.

Niebiański stan nieświadomości i odcięcia się od rzeczywistości był tego wart choć na chwilę. Alkohol w połączeniu z narkotykami dawał potężnego kaca, ale jednocześnie zapewniał krainę jednorożców.

   Żyłeś w zupełnie innym świecie. Ucieczka od rzeczywistości. Od ciągłej presji narzucanej przez ludzi od pijarów, czy samej wytwórni.

Szukałem nowych okazji do zażycia substancji psychoaktywnej. Na początku brałem tylko okazjonalnie. Nie chciałem przesadzać.

  Dbałem też oto, żeby mój manager nie dowiedział się o tym. Ale trudniej było mi to ukryć, gdy dopadał mnie głód. Wtedy na pomoc przyszedł mi metadon.

Szybko odkryłem, że w pewnych sensie dragi zastępują mi, to, czego w danym momencie potrzebuję. Były w różnej formie, łatwo dostępne zwłaszcza, jeśli się było sławną osobą. Szukałem nowych okazji do zażycia substancji psychoaktywnej.

Do tej pory nie rozumiałem czemu ludzie sięgają po takie rzeczy. Dzisiaj wszystko jest jasne.

Bo dzięki nim nie słyszałem głosów. Ani krytyki.

Wraz z amfą ustawał powoli ten dźwięczny, radosny dziewczęcy śmiech, który obijał mi się o uszy, aż w końcu ucichł kompletnie.

– Jasna cholera!

Mój manager jest wściekły.

Czuję jakby w mojej głowie wybuchł pocisk armatni.

Internet huczał od najświeższych wiadomości.

Archer Grant w objęciach brazylijskiej panny do towarzystwa.

Zobacz zapisany live.

Pod nim był link.

Wyciągam rękę i patrzę na ekran, na którym po kolei pojawiają się serduszka. Widzę w nim swoją twarz, a pod spodem komentarze innych osób. Co to ma znaczyć. Kieruję spojrzenie na kobietę, która podpiera się na łokciu. Kołdra, którą przytrzymuje przy szyi, nagle opada, ukazując nagi biust i resztę skóry w odcieniu oliwkowym. Uświadamiam sobie, że to jest hotelu, ponieważ nie posiadam takich mebli. W swojej sypialni mam magnetyczne rolety dopasowane pod kolor ścian. A tam jest otwarta i jasna przestrzeń.

Nagły blask lampy telefonu, który działa niczym ogień na moje oczy, sprawia, że je zamykam, sycząc z nagłego bólu.

Nagle zrywam się gwałtownie, a w moim żołądku wszystko się przewraca. Przed oczami migają kolorowe plamki.

Kiedy to było?

Jakim cudem?

Nie pamiętam niczego takiego.

Film się urywa. Następuje stop klatka praktycznie bez żadnych przejść.

–Odpowie za wykorzystanie twojej twarzy i naruszenie mienia do użytku komercyjnego bez wyraźnego zezwolenia. A live zaraz zniknie, ale...

Jest już za późno. Dużo osób już mnie widziało. Skojarzyło wszystkie fakty. Media mogły z niego zrobić użytek.

Chryste.

Live kończy się w momencie, gdy wyciągam portfel i rzucam zwitek dolarów na łóżko.

To się nie dzieje...

–Możesz mi to wytłumaczyć, synu?

Corner każe mu ściszyć ton głosu.

–Zadzwonię do tych szmatławców i każę im to usunąć. Wykonam telefon.

Wychodzi. Widzę przez szybę jak rozmawia przez telefon.

–Jaa... nie wiem co mam ci odpowiedzieć, tato.

Ojciec prycha. Jego szczęka jest zaciśniętą, oczy pozostają chłodne. Spojrzenie jakim mnie obdarza mogłoby zamrozić każdą pustynię. To właśnie on. Tatuś roku, proszę państwa.

–Oczywiście. Ale nie jest ci wstyd? Przed nami? Przed sobą samym?

–Nie zrobiłem tego z nią.
–Twoje wytłumaczenia zaprzeczają temu co widoczne. Liczą się fakty. Chcesz mi powiedzieć, że to jest fotomontaż? To twój klon?

Fakty. Wyniki. Tylko to się dla niego liczyło od zawsze.

–Widać przecież, że to ty. Nie poznałbym swojego dziecka?
–A kiedy ostatnio chciałeś go poznawać? –mówię to tonem kompletnie wyprutym z emocji.

  Moja mama ma szklanki w oczach. Łapie mnie za dłoń i ściska, a ja pragnę tylko tego, żeby to ciepłe, które mi przekazuje, zaczęło kiedyś mnie rozgrzewać od środka na tyle, że poczuję to domowe ognisko.

Zaskoczyłem go tymi słowami. Ale nie pokazuje tego po sobie. Milknie i poprawia kant w spodniach. Zawsze elegancki, trzymający emocje na wodzy, kompletne przeciwieństwo mojej mamy. Kiedy miałem problem, szedłem do mamy. Ona mnie nigdy nie oceniała.

– Archer, kochanie możesz nam powiedzieć wszystko. – Czule gładzi moją zewnętrzną stronę dłoni. Tą, w która mam wbity wenflon.

–Powiedz nam prawdę.

–To jest prawda. Nie spałem z tą dziewczyna. Nie wiem, bo wtedy...

Straciłem rachubę, ile dokładnie wypiłem, ponieważ paliłem też trawkę.

To pamiętam, bo o mało nie wyrzygałem wszystkich swoich wnętrzności, ale nie powiem tego.

Wybawia mnie lekarz prowadzący. Rodzice podnoszą się na jego widok.

–Ustalili już państwo formę pomocy?

–Tak. Nie zmieniliśmy decyzji – odzywa się mama. Patrzy przy tym na ojca. Ten kiwa głową.

Mężczyzna w białym kitlu, poprawia środkowym palcem okulary. Wygląda na około pięćdziesiątkę, zmarszczki postarzają go trochę, ale jednocześnie świadczą o tym, że jest to człowiek, który poświęca się dla innych dlatego, że taka jest jego rola- nie przymus.

– Dobrze. Pański syn kwalifikuje się do odbycia leczenia w takiej formie i tak teżsię ono będzie odbywać. Leczenie środowiskowe, główną zasadąjest umożliwienie pacjentowi uzyskania pomocy w miejscu zamieszkania.Któryś z naszych terapeutówbędzie do niego przychodził. Z racji wykonywanego zawodu będzie to dlaniego najlepsze. Zapewnimy w ten sposób pełną dyskrecję. Musicie jednak jakorodzice: przygotować się na wszystko. Omówimy teraz plan działania. Proszę zamną. Jedna osoba musi z nim zostać. Żona wszystko panu przekaże.

Przepuszcza moja rodzicielkę w drzwiach.

– Synu, może zamówię coś do jedzenia? Pewnie  tutaj nie jest za...

Przerywam mu.

–Nie. Nie mam ochoty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro