5.
Jeśli ktoś wychowuje dzieci, to wie, że jeśli one coś sobie wymyślą - tak koniecznie musi być. Tak było z dzieciakami Beckett. Nie znały litości dla własnego wujka. Paul chciał się przeciwstawić, ale nie wiedział jak może to zrobić. Próbował już wszystkiego, a mimo to musiał wziąć Nel i Wendy za rękę i udać się do sąsiadki. Dwie książki swojej twórczości dał dziewczynkom.
Wchodząc na posesję Jenkins'ów nic wyjątkowego nie raziło jego wzroku. Przeciętny dom w lekko żółtym kolorze i podwórko z wydeptaną ścieżką do schodów wejściowych.
Na szczęście nie musiał iść daleko. Podniósł palec i zadzwonił dzwonkiem.
Czekali chwilę, ale bibliotekarka nie zamierzała otworzyć.
Nel i Wendy wydawały się rozczarowane.
- Powinna być już w domu - stwierdziła Nel.
- Przyjdziemy kiedy indziej - Paul pociągnął dzieci do wyjścia.
- Może jest w bibliotece?
- Może - stwierdził niezainteresowany mężczyzna.
Po raz kolejny nie zastał Glorii tam, gdzie miała być. Nie chciał, żeby wyglądało na to, że się narzuca, więc wolał się ulotnić i zejść z pola widzenia. Wolał, żeby chłopak bibliotekarki nie wiedział, że Paul w ogóle istnieje i ma coś z nią wspólnego. Chociaż łączyła ich tylko sąsiedzka znajomość. Nic o sobie nie wiedzieli, widywali się tylko na podwórku lub bibliotece.
Jednak Gloria była w mieszkaniu swojej siostry Roni i jej narzeczonego Luke'a. Wyprowadzili się z rodzinnego domu kilka miesięcy wcześniej, zaraz po rodzicach dziewczyn. Luke oświadczył się siostrze Glorii, przez co ich związek zyskał więcej powagi.
Mieszkali w średniej wielkości mieszkaniu. Mieli dwa pokoje, sypialnię, łazienkę i kuchnię. Jeden z pokoi wykorzystali na salon z kanapą i telewizorem. Znajdował się on na prawo od głównego wejścia do domu. Naprzeciwko znajdowała się duża kuchnia z drzwiami do wąskiej łazienki. Za nią była podłużna sypialnia Roni i Luke'a. Jeden pokój, za salonem i naprzeciw sypialni pozostawał pusty i czekał na potomka siostry Glorii.
Gloria cieszyła się, że Roni układa sobie życie z ukochanym. Nieraz nachodziły ją humorki i zazdrościła siostrze jej szczęścia. Nikt jednak o tym nie wiedział, a dwudziestolatka sprawie skrywała tę prawdę w sercu.
- Mieliśmy cię odwiedzić wczoraj, ale rodzice Luke'a mają remont. Zaproponowałam im pomoc - powiedział przepraszającym tonem Roni dając siostrze szklankę z kawą.
- I tak pewnie nie było mnie w domu - machnęła ręką blondynka poprawiając okulary na nosie. - Widziałaś, że do sąsiadów zjechała się cała rodzina?
- Słyszałam od mamy, że przyjechał Paul. Joe i Madeline podobno i tak ciągle tam przesiadują.
- Joe często przyjeżdża, bo mieszka niedaleko. Widziałam, że zostawia dzieci.
- Madeline chyba się zaręczyła?
- Nie wiem.
- Widziałam na facebooku. Wszyscy się zaręczają ostatnio, zauważyłaś?
- Albo są w ciąży - zaśmiała się Gloria.
- My jeszcze z tym czekamy - odparła Roni zakładając nogę na nogę. - Najpierw chcemy załatwić ślub i wyremontować dom.
- Dawno nie odzywał się do mnie Connie - wspomniała bibliotekarka o bracie.
- Sandra nie chce, żeby nas odwiedzał - prychnęła Roni, jakby śmieszyło ją, że bratowa kradnie im brata. - Ostatnio wariuje. Mama mi mówiła, że byli u rodziców, ale zaraz musieli wracać, bo Sandra się obraziła i nie odzywała się ani słowem. Connie jest uległy, zgadza się na wszystko.
- A nie powinien.
- Nie powinien - uniosła ramiona do góry Roni. - Ona robi z nim co chce. On się wkurza, ale i tak nic nie mówi.
- Pomyśleć, że kiedyś był taki wybuchowy.
- Zmienił się. Wszystko przez nią. Biedny Connie nie ma nic do powiedzenia!
- Co w niej takiego jest, że on nie potrafi jej zostawić? - zastanowiła się Gloria, a jej pytanie nie brzmiało jak pytanie.
- Pewnie Sandra nie daje mu odejść. To prawie pewne, bo ona uwielbia mieć ostatnie słowo.
- Dziwna akcja...
- Wyobraź sobie, że nie można z nim normalnie porozmawiać! - Oburzyła się Roni. - On nie chce pisnąć ani słowa. Mama mówi, żeby się nie wtrącać, bo to nie pomoże.
- Tak, ale trochę się o niego martwię.
- Siostra, my wszyscy się martwimy. Mama powiedziała, że on kiedyś zrozumie i to zakończy, a do tego czasu my mamy być cicho, żeby nie wziął nas za wrogów.
- Wątpię, żeby to skończył. Są już pięć lat po ślubie. Sandra może planować dzieci.
- Nawet tak nie mów! On nie wytrzyma. Podobno ona czyta mu wiadomości, wyzywa i nie daje chwili spokoju. Krzyczy za nim nawet kiedy za długo nie wychodzi z łazienki. Ciągle jest na niego obrażona.
- Może spotkam się z nim sam na sam. Wtedy Connie jest innym człowiekiem.
- Nie zrobisz tego. Sandra nie zostawia go samego. Nigdy. Zawsze są razem, albo w ogóle. Nawet do sklepu nie mogą pójść w pojedynkę.
- To jest chore! - wkurzyła się Gloria.
- Tak wygląda szukanie miłości na siłę... Może lepiej, że ty jesteś sama - Gloria zmierzyła siostrę karcącym wzrokiem. - Lepiej być samotnym, niż mieć kogoś, z kim nie będzie się szczęśliwym - broniła się Roni, a Gloria w myślach przyznała jej rację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro