40.
Kiedy pisarz obudził się w łóżku bibliotekarki, dziewczyny przy nim nie było, co zdawało się być dziwne, bo zazwyczaj to on był rannym ptaszkiem. Spojrzał na zegarek i przymrużonymi oczami zauważył, że dochodzi siódma. Jęknął cicho, kiedy musiał wstać. Odsłonił okna i wyjrzał na zewnątrz. W nocy padało, co oboje z Glorią słyszeli, kiedy leżeli obok siebie i wsłuchiwali się w uderzające o szybę krople.
- Lubię słuchać deszczu - powiedziała wtedy dziewczyna, a Paul przejechał palcami po jej nagim ramieniu. - Jak byłam mała, to bałam się burzy, ale mi przeszło.
- Teraz jesteś tak odważna, że niczego się nie boisz? - zaśmiał się.
- Życie takie jest, że czasem musi być też burza - mruknęła. Opierała głowę o klatkę piersiową pisarza i słuchała bicia jego serca.
Teraz, Paul zwrócił tylko uwagę, że nie znalazł też żadnej rzeczy Glorii. Niemożliwe, żeby poszła już do biblioteki. Wyszedł z sypialni, rozejrzał się dookoła, ale wszędzie panowała głucha cisza. Skorzystał z łazienki, ubrał się we wczorajsze ubrania i poszedł do kuchni coś zjeść. Wpadło mu do głowy, że niegrzecznie było grzebać w rzeczach dziewczyny, ale ból brzucha zwyciężył. Później jakoś wytłumaczy to, że bez pytania czuje się w jej domu jak u siebie.
Zrobił sobie dużą porcję śniadania, a dziewczyny wciąż nigdzie nie było. Wybrał jej numer i przyłożył komórkę z potłuczonym szkłem do ucha. Odebrała po kilku sygnałach.
- Gdzie jesteś? - zapytał przechowując jedzenie w policzku.
- Wyszłam się odstresować - sapnęła.
- Co robisz? - zmarszczył brwi.
- Bie-biegam. Próbuję - uściśliła. - Z moją kondycją, nie da się tego nazwać bieganiem...
- Nie wiedziałem, że biegasz - wziął do ust kolejną dawkę posiłku.
- Ja też... Muszę kończyć, bo czas mi ucieka.
Wzruszył ramionami i dokończył jedzenie. Zaraz potem ulotnił się do swojego domu.
***
To był dobry trening dla bibliotekarki, która nie uprawia za wiele sportu. Chociaż jej kondycja dawała się we znaki i dziewczyna była zmęczona po kilku krokach, nie dawała za wygraną, bo był to jej cel i jej postanowienie, które postawiła sama przed sobą. Przy okazji miała okazję pomyśleć o wszystkim, nie słuchając niczyjej opinii, tylko swojej. Sapała głośno i zaciskała pięści, żeby przebiec jeszcze kilka metrów.
Chciało jej się płakać, kiedy pomyślała, że wkrótce przyjdzie czas na pożegnanie Paula, swojego wakacyjnego kochanka, ale patrząc obiektywnie, przyjechał on tu tylko na pogrzeb matki. Dziewczyna w głębi duszy była na siebie zła, że oddała się pożądaniu i była pewna, że rozstanie nie będzie łatwe. Wiedziała to od samego początku, chociaż zaraz usprawiedliwiła się tym, że kiedy mężczyzna pojawił się w domu sąsiadów, nie przypuszczałaby, że będzie mówić mu na "ty", a co mowa o romansie. Zdawała sobie sprawę, że pisarz jest zapracowany i nie zwiąże się z nią na dłużej.
Przebiegła jeszcze kilka kroków i stanęła wymęczona, opierając się dłoniami o kolana. Wokół nie było innych ludzi, bo przybiegła w nieznane opuszczone miejsce, gdzie przebywała tylko młodzież, żeby palić po kryjomu papierosy. Teraz na szczęście nikogo tam nie było ze względu na poranną godzinę. Kiedy jej oddech uspokoił się, stwierdziła, że musi zacząć działaś. Dlatego, kiedy mówiła normalnym tonem, wybrała numer Darshana.
- Śpisz? - zapytała na wejściu.
- Szykuję się do pracy - odpowiedział chłopak. Z pewnością jadł śniadanie, bo mówił niewyraźnie. - Nie spodziewałem się twojego telefonu, Glorio - mruknął wesoło. - Dlatego też przypuszczam, że masz do mnie jakąś sprawę.
- Miałam czas, żeby przemyśleć twoje słowa... - powiedziała niepewnie i przygryzła dolną wargę, czkając z niecierpliwością na reakcję.
- Hmm? - po raz kolejny mruknął Darshan, tym razem pytająco.
- Zdałam sobie sprawę, że mogłeś pomyśleć sobie coś...
- A, o to chodzi - stwierdził chłopak. - Dlatego też myślałem, że się gniewasz.
- Wolałam wyjaśnić tą sytuację, bo nie lubię mieć niezamkniętych spraw.
- Chcesz zamknąć ze mną sprawę? - dopytał.
Gloria westchnęła. Mówił czułym tonem, którego używał mówiąc tylko do niej. Mogła sobie niestety tylko wyobrazić jego świdrujące spojrzenie, które na niej zawieszał.
- To trochę skomplikowane, nie sądzisz? - mruknęła.
- Głupio wyszło - zgodził się. - Ja jednak mam nadzieję, że uda nam się jakoś to rozwiązać...
- Tylko, jeśli się postarasz - zaśmiała się nieśmiało.
- Wykazałem inicjatywę, chciałbym się z tobą spotkać - odparł. - Kurwa - mruknął ciszej.
- Słucham? - zdziwiła się Gloria.
- To mój pies - usprawiedliwił się chłopak.
- Co? - po raz kolejny dziewczyna zdezorientowana zaśmiała się.
- Tak się nazywa - mruknął. - Wszyscy tak mówili, kiedy spotkali go pierwszy raz. Tak już mu zostało.
- Głębokie - zaśmiała się wesoło dziewczyna.
- Jasne! Wszystko ma drugie dno. Co myślisz o spotkaniu?
- Yyy - zaczęła, ale zganiła się w myślach. - Chciałabym się z tobą zobaczyć Darshan - uśmiechnęła się sama do siebie, kiedy usłyszała w słuchawce cichy pomruk.
- Śniłem o tym momencie - westchnął i zaczął ugadywać szczegóły spotkania.
Dziewczyna zaczęła biegiem wracać do domu, gdzie miała nadzieję, że czekał na nią pisarz. Zanim dobiegła do celu, musiała zrobić kilka przerw, bo płuca paliły jej żywym ogniem i ledwie łapała powietrze. Zdawała sobie sprawę, że musi być czerwona jak pomidor, więc kiedy weszła do domu od razu skierowała się do łazienki. Wzięła zimny prysznic, a kiedy już wyszła i wysuszyła włosy, zaczęła wykonywać makijaż do biblioteki. Wyszła z łazienki w samym ręczniku, ale Paula niestety już nigdzie nie spotkała. W kuchni widziała tylko nieumyty talerz, więc domyśliła się, że mężczyzna wyszedł zaraz po śniadaniu. Gloria miała nadzieję, że przez bieg zrzuci parę kilogramów.
Dziewczyna nie chciała siedzieć sama w czterech kątach, więc wybrała się wcześniej do biblioteki. Wpisała w notatniku co musi zrobić tego dnia. Samodzielne prowadzenie biblioteki było trudne, za trudne dla nie jednej osoby, ale dziewczyna chciała sobie pokazać, że potrafi być niezależna. Nie chciała też dać satysfakcji tym, którzy od początku mówili, że nie da rady.
Przeszła się pieszo do biblioteki, czując, że łydki i uda bolą ją z każdym krokiem przez intensywny bieg. Pomyślała o tym, że wkrótce będzie musiała pożegnać pisarza i znów zalała ją fala smutku. Dał jej powód do odczuwania szczęścia. Przypomniały jej się słowa Holly, która radziła, żeby załatwiła sprawę na dwieście procent. Stwierdziła, że nie ma o co walczyć.
Przy drzwiach do biblioteki stało już kilka osób, czekających najwyraźniej na otwarcie. Wpuściła ich do środka z szerokim uśmiechem na ustach i poprosiła o chwilę, żeby się ogarnąć. Ludzie nie mieli nic przeciwko.
Zostawiła na zapleczu torbę i bluzę. Włożyła komórkę do kieszeni spodni i wyszła do klientów. Włączyła komputer, a zanim system załadował się, doradziła kilku osobom w wyborze książek.
- Zapraszam - powiedziała usiadając do biurka. Pierwsza osoba podeszła do niej i bacznie jej się przyglądała, kiedy Gloria wsunęła książki pod czytnik.
- Ma pani kontakt z Paulem Beckettem? - kobieta była młoda, chociaż starsza od bibliotekarki. Gloria nie przyglądała jej się uważnie.
- Owszem - nie podniosła nawet wzroku, tylko pokiwała głową i dalej wykonywała swoją pracę.
- Ma czas się z panią spotykać? - teraz Gloria podniosła oczy i zmierzyła wzrokiem osobę przed sobą. Pachniała mocnymi perfumami i była nieźle ubrana. Gloria nigdy wcześniej nie widziała jej w swojej bibliotece. Blond włosy miała związane w kucyk.
- Nie rozumiem - odparła twardo bibliotekarka, ale nie chciała być niemiła, bo przez to odstraszała klientów. Trzymała książki ułożone w stos dłonią, żeby kobieta ich nie zabrała bez wyjaśnienia słów.
- Taki pisarz musi mieć dużo pracy, kiedy się spotykacie?
- Uważa pani, że on jest maszyną do pisania? Ma też życie poza książkami, nie pisze cały czas.
- Rozumiem, ale... - odparła przepraszająco.
- Zapraszam w przyszłości - Gloria ucięła dyskusję i posunęła stos książek po ladzie. Uśmiechnęła się miło. Nie czuła niechęci do klientki, bo zdawała sobie sprawę, że wszyscy wokół wciąż o nich plotkują, ale bibliotekarka razem z pisarzem starali się nie zwracać już na to uwagi.
Zaprosiła do biurka kolejną osobę, a kątem oka widziała, jak blondynka mierzy ją jeszcze wzrokiem i wychodzi z biblioteki.
Paul po raz kolejny nie odchodził od komputera przez większość dnia, ale pisał jak szalony, motywowało go to, że ma coraz mniej pracy. Gonił go termin i chciał jak najszybciej odciąć się od tego stresu. Wybrał numer do bibliotekarki, kiedy zszedł na dół, żeby wypić kawę.
- Mów szybko, bo mam masę pracy - powiedziała na powitanie dziewczyna.
- Chcesz przejść się ze mną do kina? - zapytał biorąc łyk.
- Kiedy? - Gloria jakby straciła entuzjazm.
- Dziś, bo nie mamy wiele czasu.
Gloria milczała przez jakiś czas i Paul nie rozumiał jaki jest to dla niej problem. Przecież już się nie gniewali i nie było nic dziwnego w tym, że chciał gdzieś ją wyciągnąć.
- Niestety, dziś nie mogę - odpowiedziała w końcu, a mężczyzna zmarszczył czoło. - Mam dużo roboty...
- Rozumiem - uciął. - Nie będę zawracał ci głowy. Wracam do pisania. - Rozłączył się i z dziwnym uczuciem w środku znów skierował się na górę. Wziął laptop i wyszedł do ogrodu na świeże powietrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro