Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35.

Bibliotekarka w dzień ślubu swojej siostry obudziła się wtulona w bok Paula.  Od pobicia Roni minął tydzień, rany na jej twarzy i ciele wciąż nie wygoiły się, ale makijaż pomógł z tą sprawą. 
Przez te kilka dni, Gloria większość swojego czasu spędzała w bibliotece i jeździła do Roni, żeby pomóc z przygotowaniami. Paul przychodził do niej na noc, a za dnia zajmował się pisaniem swojej powieści i odwiedzaniem brata. 
Gloria spróbowała skontaktować się z Darshanem, jednak po raz kolejny nie odebrał od niej połączenia, dlatego po czasie dała sobie spokój. 

- Wstawaj Paul - dotknęła nagiego ramienia mężczyzny i potrząsnęła. Pisarz bez problemu otworzył oczy, przeciągnął się i podniósł się do pozycji siedzącej.

- Noc była za krótka, nie wyspałem się - mruknął przecierając oczy. 

- Muszę zaraz jechać do Roni. 

- Kiedy wrócisz?

- Przed ślubem będę. 

Bibliotekarka wstała z łóżka i  włożyła na siebie bieliznę. Wyjęła z szafy czyste ubrania i odchodząc powiadomiła, że weźmie prysznic przed wyjściem. Paul ani myślał o wstawaniu. 

Gloria krzyknęła, żeby przygotował śniadanie i dopiero wtedy, mrucząc z niezadowolenia ubrał się i podreptał do kuchni. Stał przy lodówce do czasu, aż dziewczyna wyszła pachnąca mydłem i szamponem do włosów. 
Zbliżył się do niej od tyłu i przejechał palcami po wilgotnym ramieniu blondynki. 

- Gdzie moje okulary? - mruczała do siebie po cichu, jednocześnie rozglądając się po kuchni. - Jeszcze nie zrobiłeś śniadania? - fuknęła niezadowolona. 

- Już byłem w trakcie  - mówił półszeptem. 

- Przestań, spieszę się - jęknęła, gdy Paul wędrował palcami po jej ciele. - Zjem śniadanie i muszę uciekać. Możesz tu zostać, zostawię ci klucze. 

- Pójdę do siebie - powiedział urażony przez słowa bibliotekarki. Nie chciał być nachalny wobec niej, ale przez chwilę poczuł się, jakby był. - Nie mam tu koszuli i w ogóle. 

Mężczyzna stanął przy lodówce i wyjmował produkty do przyrządzenia posiłku. Pragnął ukryć przed dziewczyną czerwone z zawstydzenia policzki. 

- Zróbmy razem kanapki, padam z głodu - podeszła bliżej, aż ich ramiona dotknęły się. Gloria czuła zapach potu, kiedy odwróciła do niego głowę. Rzuciła okiem na jego twarz, i gdy zauważyła zaczerwienione policzki Paula, poczuła że jej wnętrzności wywijają fikołka. Przygryzła dolną wargę i próbowała skryć uśmiech cisnący się na usta. Taki ją pociągał. Pamiętała czas, kiedy mieszkali obok siebie, nie byli sobą zainteresowani, Paul nie był dostępny dla Glorii. Dziewczyna zamyśliła się, kiedy myślała o dawnych czasach. Od zawsze był spokojny, nie znali się za dobrze. Chociaż byli w podobnym wieku z Connie, nie przyjaźnili się, nie chodzili do tej samej szkoły. Brat bibliotekarki od pamiętnych czasów był małym łobuzem, więc byli z Paulem jak dwie różne planety. 

- Zadzwoń, jak wrócisz do domu. Jak będziesz gotowa, pojedziemy razem na ceremonię - oznajmił. 


***

Dwudziestolatka wygładziła sukienkę rękami, po czym przejrzała się w lustrze. Stwierdziła w myślach, że wygląda fenomenalnie i sama nie mogła się poznać. Czekała z niecierpliwością na swojego partnera przy otwartym oknie, żeby nie zemdleć ze stresu. Nawet nie wyobrażała sobie, co muszą czuć Luke i Roni. 
Był to wyjątkowy dzień, na który wszyscy czekali przez dwa lata, od zaręczyn i musiał być on doskonały. 

Zanim Paul zapukał do drzwi jej domu, zdążyła poprawić usta czerwoną szminką.  

- Wyglądasz... rewelacyjnie - zmierzył jej ciało zaciekawionym wzrokiem. 

- Też wyglądasz bez zarzutu Paul - uśmiechnęła się uroczo. 

- Uśmiech jest twoim najlepszym makijażem. 

- Nie zawstydzaj mnie - mruknęła. 

- Dobrze się czujesz? Jesteś blada. 

- Nieopisanie stresuję się... - wzięła głęboki wdech.

- Masz zimne dłonie, jak trup - nieoczekiwanie złapał jej palce. - Uspokój się, będziemy się dobrze bawić. 

- Oby się wszystko udało... Jedźmy już, nie możemy się spóźnić. 


Mina rodziców Glorii, kiedy zobaczyli córkę ze starszym sąsiadem, była nie do opisania, ale ani matka, ani ojciec nic nie powiedzieli. Powitali ich z szerokim uśmiechem, mężczyźni podali sobie ręce. Connie i Sandra pojawili się jakby nigdy nic. Kobieta uśmiechała się do swojego męża, nie puszczała jego ręki ani na moment. Matka patrzyła kątem oka z kąśliwą uwagą na ustach, której nie miała zamiaru powiedzieć na głos. 

- Roni wygląda jak aniołek - szepnęła Sandra do Conniego. - Piękna suknia, stać ich było?

- Luke jak zarabiał jeszcze dobrze, to odkładali dość sporo swego czasu - odpowiedział Connie ubrany w modny garnitur. Zdaniem Glorii prezentował się nadzwyczajnie. 

Jakby ktoś nie znał sytuacji tego małżeństwa, stwierdziłby, że oboje dogadują się świetnie. Bibliotekarka wiedziała, że tak nie jest. Connie był zastraszony, zmanipulowany i ślepo zapatrzony w Sandrę. Ona wykorzystywała go bez skrupułów, nawet nie mrugając okiem. 

Żona Conniego miała jednak rację, że Roni wyglądała olśniewająco. Nawet Paul z ochotą spoglądał na jej suknię wyszytą diamencikami. Roni była uśmiechnięta, a Gloria mogła sobie tylko wyobrazić jak boli ją szczęka po pobiciu. Luke wyglądał jak młody bóg. Para prezentowała się na szóstkę, aż bibliotekarce zakręciła się w oku łezka. Pisarz śmiał się z niej pod nosem. 

- Na ślubie Joe'go, ja nie płakałem - zażartował szeptem na ceremonii. 

Wieczorem, kiedy zabawa trwała w najlepsze, a Gloria przekomarzała się z kochankiem, które z nich pije alkohol, a kto prowadzi samochód, do stolika młodej pary zbliżyła się Sandra  z  głupim uśmiechem na ustach. Connie o dziwo znikł gdzieś z pola widzenia, co było oczywiście niemałym zaskoczeniem. 

- Co ci się stało w twarz? - odezwała się do pani młodej. 

- Policja do tego dojdzie, odejdź i nie zawracaj mi głowy. Nie będę się z tobą kłócić na własnym weselu. 

Gloria obserwowała sytuację ze swojego stolika. Pozwoliła, żeby Paul gładził jej palce u dłoni. Nie słyszała o czym rozmawiają dziewczyny przez głośną muzykę. Dostrzegła, że Sandra gestykuluje i robi swoje głupie miny. 

- Czemu tak na nich patrzysz? - przerwał rozmyślania dziewczyny. 

- Mamy problemy z żoną brata - udała, że nic się nie dzieje. 

- Nie chcę się z tobą kłócić. Albo będziesz nastawiona do mnie inaczej, albo wcale się do mnie nie zbliżaj - usłyszeli głos Sandry, która krzyknęła. 

- Zaczekaj tu - mruknęła bibliotekarka do Paula i chciała dołączyć się do konwersacji kobiet. 

- Nie mieszaj się w to  - mruknął do jej ucha. Jego ręce wylądowały na talii dziewczyny i przyciągnęły ją do jego ciała. 

- Paul nie rozumiesz - szepnęła w jego usta. - Nienawidzimy Sandry. 

- Wiem. Przecież widziałem w bibliotece. 

- Przepraszam za tamto, teraz muszę to wyjaśnić - próbowała uwolnić się z jego silnego uścisku. 

- Jak pójdziesz, to zrobi się zamieszanie. Nie psuj siostrze tego niesamowitego dnia. Zaraz przyjdzie twój brat. 

- Ciekawe co z nim zrobiła. Oni nie rozstają się od tak... Muszę sprawdzić o co tam chodzi. 

Paul wywrócił oczami, nie kryjąc zirytowania. Na wszelki wypadek poszedł za kochanką. 

- Sandra, gdzie Connie? Przywiązałaś go gdzieś? Do kaloryfera? - wtrąciła Gloria sarkastycznie. 

- Gloria, świetnie wyglądacie -bibliotekarka prawie uwierzyła w prawdziwość tych słów płynących z ust bratowej. 

- Przyszłaś tu, żeby powiedzieć Roni jak świetna jest impreza? 

- Nie. Byłam ciekawa co z jej twarzą. 

- Ja jestem ciekawa co z twoją przyszłością. Widziałaś już swoją celę? 

Sandra zaśmiała  się zaskoczona. 

- O czym ty mówisz? 

- Odejdź stąd - mruknęła bibliotekarka. 

- Idę do Luke'a - westchnęła zniesmaczona panna młoda. - Nie chcę rozmawiać z tym czymś. Nie zamawiałam cyrku. 

Sandra mierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, aż Roni nie zajęła się gośćmi przy stolikach. 

- Nie rozumiem cię, jesteś dorosła, a prowokujesz jak mała dziewczynka - rzuciła kąśliwą uwagę dwudziestolatka. Kątem oka widziała, że rodzice wracali do stolika i zaskoczeni patrzyli na dziewczyny. 

- Polubiłam cię od początku, czemu taka jesteś? - zdziwiła się Sandra. 

- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - podkreślała każde słowo Gloria. 

- Daj już spokój, zaraz ją pogryziesz - usłyszała głos Paula. 

- Gdzie jest Connie?  

- W łazience - mruknęła Sandra, po czym wzięła kieliszek z winem w dłoń. 

- Nie poszłaś z nim? - odparła kąśliwie Gloria. 

- Nie przesadzaj, nie kontroluję go tak, jak ci się zdaje. Coś sobie ubzdurałyście. 

- To chyba musi coś oznaczać? - rzuciła na odchodne bibliotekarka i pociągnęła  Paula na parkiet. Przez chwilę czuła na sobie wzrok bratowej. Nienawidziła jej. Objęła rękami szyję swojego mężczyzny i puściła oczko do Luke'a. 

Pan młody czule obejmował talię swojej żony. Patrzyli sobie w oczy, mrucząc coś po cichu. Pewnie i tak nie słyszeli się, przez muzykę. 

- Nie zaprosiliście Darshan'a? - krzyknęła do nich Gloria. Przypomniała sobie, że był to dobry kolega Luke'a. 

- Zaprosiliśmy, ale chyba się nie pojawił - odparł Luke. 

- A powiedział dlaczego? 

- Nie. Od początku podobno nie mógł się doczekać tego dnia, a koniec końców nie przyszedł. 

Dwudziestolatka pomyślała, że może to lepiej. Ich stosunki bardzo uległy zmianie, ale z jednej strony chciałaby to wyjaśnić i liczyła, że uda im się porozmawiać tego wieczoru. Chłopak jakby przestał istnieć. Nie był dostępny na portalach społecznościowych, nie odpisywał na esemesy, ani nie odbierał telefonu. Dziewczyna nie martwiła się, ale była ciekawa co mogło się wydarzyć.

- Podoba mi się ten dzień - powiedziała do ucha swojego kochanka. - Dobrze, że jesteś tu ze mną. 

Mężczyzna nie odpowiedział. Delikatnie ujął jej dłoń i obrócił dookoła. Po wylądowaniu dziewczyny przy jego klatce piersiowej, bibliotekarka zobaczyła wpatrzone w nią z czułością zielone tęczówki oczu. Czuła się szczęśliwa, kiedy mogła czuć jego zapach i dotknąć upragnionego ciała, ale nie wiedziała czy to stan wywołany alkoholem, czy może alkohol przeczyścił jej umysł i zobaczyła co naprawdę jest dla niej ważne. 

Kołysali się w rytm piosenki ''Home'' zespołu Foo Fighters. Dwudziestolatka oparła głowę o klatkę piersiową i skierowała twarz w stronę stolika, przy którym siedzieli jej rodzice. Nie ukrywali, że patrzą na parę córki i pisarza. Zawzięcie debatowali ze sobą, ale ich miny nie wyrażały złości. Bibliotekarka nawet cieszyła się, że ze sobą rozmawiają, gdyż z jej rodzicami różnie bywało, a ostatni czas pokazał, że daleko im do miłości. 

- Cudowny moment, chyba umieszczę go w mojej książce - Paul pochylił głowę tak, że był przy uchu dziewczyny. 

Bibliotekarka uśmiechnęła się. 

- Ten facet na nas patrzy od dłuższego czasu - pisarz skierował oczy na kogoś za plecami partnerki, a ona przez to szybko odwróciła głowę. Chwilę szukała wzrokiem osoby, o której mówił sąsiad, aż znalazła  ją. Darshan stał przy wejściu. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Stał sam. Pojawił się na weselu niedawno.

Dziewczyna wiedziała, że jest zły. Wyglądał na wściekłego, mierzył ich pełnym pogardy wzrokiem opierając się o drzwi i chowając dłonie w kieszeni. 
Dwudziestolatka patrzyła mu w oczy, była ciekawa co chce zrobić. Pomyślała, że lepiej nie podejdzie do niego, bo jest pijana i mogłaby zrobić coś głupiego. Patrzyli sobie w oczy z dalekiej odległości i nawet na moment Paul jakby znikł i liczył się tylko chłopak przy drzwiach. Dziewczyna skupiła się tylko na nim. 

Oboje nie poruszali się, tylko patrzyli zaciekawionym wzrokiem, aż Darshan odbił się od ściany i chciał odejść, ale nie spuszczał Glorii z oczu. Zrobił jeden krok, a u jego boku nie wiadomo skąd pojawiła się Sandra, znów bez swojego męża. Złapała go za łokieć, aż Darshan odwrócił wzrok od bibliotekarki i spotkał się  z osobą Sandry. 

Gloria nie rozumiała skąd oni się znają i o co w tym chodzi, ale patrzyła na parę ze zmarszczonymi brwiami jeszcze przez chwilę, aż Sandra pocałowała chłopaka w policzek zadowolona ze spotkania i pociągnęła go na zewnątrz. 

- Chodźmy czegoś się napić - bibliotekarka pociągnęła trzydziestolatka za rękę. - Na górze mamy pokój, jeśli chcielibyśmy go jakoś wykorzystać... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro