31.
Dziewczyny wyjechały w drogę, żeby rozwiązać sprawę z ich bratem i jego żoną. Gloria nie przyznała się siostrze, że Connie pisał do niej wiadomość prosząc o pomoc. Uznała, że Roni nie musi wszystkiego wiedzieć. Obie skrycie obawiały się tego, co zastaną, gdy dojadą do celu.
Jechały autem Glorii, bo Roni piła wino ze swoim szefem. Jej siostra wciąż była w szoku, bo związek Roni i Luke'a nie trwał od wczoraj, często mieli przeciwności, ale jeśli nikt z nich nie poszedł do kogoś innego przez tyle czasu, dlaczego teraz Roni zapomniała o miłości?
Gloria chciała to przemilczeć, ale nieustannie o tym myślała, ponieważ chciała jakoś im pomóc. Nie wiedziała jeszcze, czy pogadanie o tym z narzeczonym siostry byłoby dobrym wyjściem, czy lepiej trzymać język za zębami, żeby nie zaszkodzić jeszcze bardziej. To niby nie jej sprawa, ale nie chciała, żeby do ślubu nie doszło.
Komórka bibliotekarki wydawała cichy pomruk spowodowany wibracjami. Ktoś do niej dzwonił, ale dziewczyna nie zawracała sobie głowy.
- Masz jakiś plan? - zwróciła się za to do siostry.
- A ty nie masz? - prychnęła rozbawiona Roni. - Nie wiem, będziemy improwizować.
- Oby byli w domu, bo nie chce mi się jechać takiego kawału drogi, żeby spotkać się z niczym.
- Myślisz, że ona odpuści po rozmowie z nami?
- Na pewno nie! - oburzyła się bibliotekarka. - Trzeba to jakoś zmienić. Laska wkurza mnie po całości.
- Mama też jej zawsze nie lubiła, ale jak trzeba było skończyć ten cyrk raz na zawsze, to nagle nie chce się wpieprzać - Roni też zaczynała się irytować. - Zawsze mówi, że jak ktoś ją wkurzy to nie trzyma języka za zębami.
- To trochę naciąga, bo przy grubszej akcji siedzi cicho, zamiast wyrazić swoje zdanie, czego niby zawsze się trzymała - Gloria nie chciała obgadywać mamy, ale teraz zgadzała się ze starszą siostrą. Westchnęła ciężko. - Jest niezłym tchórzem.
- Najpierw dolała oliwy do ognia i mówiła nam jaka Sandra jest zła, a teraz umywa ręce...
- Jakoś to załatwimy.
- Connie jest głupi i nie widzi, że ta wariatka go wykorzystuje.
- Nie jest głupi - Gloria obroniła brata - tylko chciał założyć rodzinę i się pospieszył.
- My też musimy się pospieszyć, bo jak zrobią sobie dziecko, to będzie po wszystkim.
***
Do domu pisarza przyjechała zmęczona życiem Edith, żeby zabrać dzieci, ale Will i Paul nie mieli najmniejszego zamiaru wypuszczać jej przed wypiciem kawy. Kobieta też potrzebowała wsparcia, bo jej stan psychiczny pogarszał się z dnia na dzień. Poza tym, Edith zawsze była mile widziana w ich domu i jeśli chciała, mogła nawet z niego nie wychodzić. Była lubianą dziewczyną. Rodzice zawsze byli dumni z Joe'a, że założył szczęśliwą rodzinę i przy tym upominali Paula, że na niego też już przyszedł czas. Paul czuł się gorszy i wiedział, że Joe jest przez rodziców faworyzowany.
Usiedli w salonie. Edith siedziała w fotelu z założoną na niego stopą, a Paul i ojciec rozsiedli się na kanapie. Przed nimi stał stolik, gdzie ustawili kubki z kawą. Na podłodze chodził Oliver i przeszukiwał zakamarki pomieszczenia. Dziewczynki biegały po ogrodzie przed domem i bawiły się wspólnymi zabawkami.
- Zostaw dzieci u nas. Są wakacje i na pewno się ucieszą, co Oliver? Chcesz mieszkać z dziadkiem? - rzucił pomysłem Will.
- I tak jeździsz do pracy i twoja mama musi się z nimi męczyć - zgodził się pisarz badając wzrokiem swoją bratową. Jej włosy były związane w koński ogon, bo nie myła ich od kilku dni. Nie miała makijażu na twarzy, a ubrania też nie były prosto z szafy.
- Lekarze nawet nie wiedzą jak mu pomóc. Trochę się denerwuję.
- Idź i weź prysznic - poradził William.
- I prześpij się. Jak chcesz, to możesz w moim pokoju. Jest tam cicho - pozwolił Paul. Martwił się o brata, ale też o jego żonę.
- Zaraz tak zrobię - posłuchała się kobieta i przetarła ręką oczy. - Czekam na telefon ze szpitala. Mieli zadzwonić, jeśli tylko coś się ruszy.
- My zajmiemy się dziećmi - zapewnił starszy z mężczyzn.
- Dzięki - uśmiechnęła się Edith. - Chyba pójdę się umyć.
- Pójdę posprzątać mój pokój, żeby nic ci nie przeszkadzało - pisarz wstał zaraz po niej.
- Mogę pójść do pokoju Joe'a.
- Jak chcesz, - wzruszył ramionami - ale w moim będzie ci lepiej.
- Okej, pójdę do twojego - uśmiechnęła się szerzej i poszła do łazienki.
W tym samym czasie siostry Jenkins zdążyły się posprzeczać przez sytuację, którą Gloria zastała w domu Roni. Miała się nie wtrącać, ale słowa same cisnęły się na jej język.
- Chyba powinnaś zapomnieć - burknęła zdenerwowana tym wszystkim Roni. Założyła ręce na piersi i patrzyła twardo na bibliotekarkę, jak miała w zwyczaju, kiedy się na kogoś wkurzyła.
- No jasne, bo ty byś się nie wtrąciła, gdyby chodziło o mnie! - nie siliła się Gloria na cichy ton. Serce biło jej coraz szybciej i nie czuła jak noga naciskała coraz bardziej na pedał gazu. - Zawsze masz dużo do powiedzenia o cudzej sytuacji, ale o swojej to morda w kubeł, co?!
- Nie mów nic Luke'owi i tyle!
- Dlaczego ma nie wiedzieć, że przyprawiasz mu rogi?
- Bo to nic nie znaczyło!- dziewczyny nawzajem się przekrzykiwały, jakby ton głosu świadczył o tym, która ma rację. - To ty robisz Bóg wie co z tym pisarzem, nie ja!
- Nie zmieniaj tematu i jestem dorosła, więc mogę robić co chcę! Zapomnij, że teraz też będziesz mnie pilnować, jak było w dzieciństwie. Pięć lat starsza Roni zna życie i może kontrolować mnie bardziej niż matka, chociaż w rzeczywistości gówno przeżyła! - słowa leciały z ust bibliotekarki. Czuła jak ślina zbiera się w kącikach jej ust.
- Ty nigdy nic nie umiałaś sama załatwić, więc trzeba było cię pilnować!
- Ale nie jestem twoją własnością, żebyś kontrolowała mój każdy krok!
- I tak nigdy mnie nie słuchałaś i robiłaś co ci się podobało - warknęła Roni. Drżała ze zdenerwowania.
- I popatrz, teraz dobrze sobie radzę! Dużo nie straciłam rezygnując z twoich zasad.
- Teraz? Ledwie wiążesz koniec z końcem, więc bierzesz się za bogatego i starego gościa, żeby wyciągnąć kasę. Zawsze byłaś cwana i podstępna!
- Nie wierzę, że pieprzysz takie głupoty! Czasem użyj mózgu i pomyśl, zanim otworzysz gębę!
- Wszyscy to wiedzą, ale ty udajesz biedną małą dziewczynkę i liczysz na litość! Udajesz głupią, że niby nie wiesz o co ludziom chodzi, że wszyscy się na ciebie uwzięli i że najeżdżają na ciebie, bo im się nudzi, ale wiem jaka jest prawda. Szukasz zwykłego sponsora!
- Tak, właśnie znalazłam! Już na pierwszym spotkaniu sypnął groszem, bo jest idiotą i daje się wykorzystywać! - Gloria wkroczyła z sarkazmem.
- Jesteś podła - warknęła z zaciśniętymi zębami Roni.
- Teraz pokaż jaka ty jesteś podła i porozmawiaj z naszą bratową - bibliotekarka siliła się na obojętny ton głosu, ale sprawiało jej to dużą trudność. Siostra podniosła jej ciśnienie, chociaż teraz musiały grać w jednej drużynie. Były już rozgrzane i gotowe do awantury z Sandrą. Teraz były w stanie posunąć się do wszystkiego.
Obie dziewczyny drżały ze zdenerwowania i były podburzone. Nie hamowały się przed niczym.
Zajechały pod dom brata, kiedy słońce chowało się za horyzont. Ciepły wiatr owiał ich twarze i sprawił, że powracały ze swoich myśli do rzeczywistości, a Gloria zdawała sobie sprawę, że Roni pokaże swoją prawdziwą twarz. Potrafiła być potworem, chociaż zdarzało się, że była zupełnie w porządku, a nawet dało się z nią dogadać. Jednak charakter dwudziestopięciolatki był paskudny. Nie miała skrupułów, robiła tylko to, co dla niej byłoby dobre. Była nieokrzesana i podle szła po trupach do celu. Nikt się dla niej nie liczył, często mówiła słowa, które raniły jej bliskich, tak jak chwilę wcześniej powiedziała, że Gloria szuka tylko sponsora. Mieszała się w cudze sprawy i były dla niej albo czarne, albo białe. Nie wiedziała kiedy przestać.
Różniły się z Glorią, chociaż one wiedziały, że bibliotekarka nie jest święta.
Zatrzasnęły drzwi samochodu dwudziestolatki. Gloria poczuła, że robi jej się chłodniej więc okręciła się ciaśniej cienkim sweterkiem mimo, że temperatura wciąż była wysoka. To uczucie na pewno spotkało ją przez zdenerwowanie i stres, który właśnie odczuła. Zarzuciła na ramię torebkę i poszła za siostrą.
Obrażone na siebie dziewczyny zmierzyły do drzwi wejściowych dużego domu, który został niedawno wyremontowany za pieniądze Conniego. Brat dwóch kobiet kupił ruinę i zajął się nią, wkładając wiele pracy i serca, żeby dało się tam przyzwoicie mieszkać. Miał nadzieję, że przeżyje tam najlepsze życia, ale no cóż... przeliczył się.
- Dzwonisz? - odezwała się Gloria do siostry i wskazała kiwnięciem głowy na dzwonek do drzwi.
- Dzwoń - mruknęła druga, widocznie uniesiona honorem.
Bibliotekarka nie chciała po sobie pokazać co czuła. W środku była zdenerwowana, chociaż też czuła ekscytację przez to, co za chwilę miało się wydarzyć. Zadzwoniła do drzwi i ze zniecierpliwieniem czekała, aż Sandra łaskawie ruszy tyłek i je wpuści.
- Co wy tu robicie? - drzwi otworzył ich brat, zdezorientowany i skołowany. Był ubrany w modne ubrania, które na pewno były drogie, bo mimo, że Sandra go wykorzystywała, lubiła pokazać koleżankom, że jej mąż jest modny i przystojny.
- Przyjechałyśmy na kawę - rzuciła sarkazmem Roni i wepchała się do domu mężczyzny bez zaproszenia. - Chyba mamy coś do wyjaśnienia. Gdzie ona jest?
- Nie chcemy na razie z wami rozmawiać.
- Connie... - zaczęła mówić Gloria lekkim, przyciszonym głosem, ale mężczyzna przerwał jej.
- Nie prosiłem was o pomoc!
- Chciałyśmy tylko pokazać tej idiotce, że nie będzie rozpieprzać naszej rodziny! - wcięła się Roni.
- Same ją rozpieprzacie. Dajcie już nam spokój.
- Connie, wiemy, że coś nie jest tak jak powinno być - chciała zachować pozór Gloria.
- Słuchajcie... Ja nie robię wam problemów i proszę, żebyście też pilnowały swoich nosów.
- Dobra. Gdzie ona jest? - kłóciła się Roni.
- Sandra! - krzyknął chłopak w przestrzeń domu. Teraz dopiero Gloria usłyszała, że w odległym pokoju gra muzyka lub włączony jest telewizor.
Czekali chwilę w spokoju, a za chwilę pojawiła się kobieta o dużych kształtach ubrana w drogie ubrania, za które płacił jej mąż.
- Czego wy tu jeszcze chcecie?
- Chcemy do ciebie przemówić - mruknęła Roni, jeszcze bardziej wściekła, kiedy jej oczy ujrzały bratową. Nie oszczędzała jej zirytowanych spojrzeń, na co Sandra odpowiadała w taki sam sposób. Gloria jak zawsze przypatrywała się z boku, żeby ocenić sytuację w obiektywny sposób, wyciągnąć wnioski i wymyślić dobre argumenty, na które trudno będzie odpowiedzieć. W skrócie, czekała kiedy wybuchnąć i doklepać Sandrze.
- Nie wiem, co jeszcze możecie chcieć mi powiedzieć? - próbowała zachować spokój Sandra, ale od razu widać było, że jest zdenerwowana i zaraz straci kontrolę nad sobą.
- Ty możesz się zamknąć i nic nie mówić - prychnęła Roni, po czym z gracją przecisnęła się do salonu.
- Nie będziesz obrażać mnie w moim domu!
- Ten dom jest mojego brata, idiotko. Chyba mu nie przeszkadza, że tu jesteśmy, inaczej by nas nie wpuścił.
- Jesteś psychiczna, pilnuj swojego życia!
- Tak cię rodzice wychowali? Żebyś była jak dziwka? Masz to po matce, czy po ojcu? - w głosie Roni była wyczuwalna złośliwość. - Jesteś w stanie wziąć z kimś ślub, żeby ciągnąć kasę... - kontynuowała.
Gloria wtedy obserwowała zachowanie brata. Mężczyzna zdecydowanie nie był zadowolony z ich wizyty i ucieszyłby się, gdyby siostry sobie poszły. Jego wzrok był nieobecny, zupełnie jakby uczestniczył w tym spotkaniu tylko w sposób fizyczny. Zaciskał pięści i starał się unikać wzroku żony.
- A coś cię to obchodzi? Liczyłaś, że całe życie Connie będzie wspomagać cię finansowo? Przeliczyłaś się kochana, bo założył własną rodzinę.
- Powinnam była cię zniszczyć, kiedy tylko się pojawiłaś - rzuciła jadem Roni.
- Zniszczyć? Nie ośmieszaj się, nic nie możesz mi zrobić, bo jesteś nikim.
- Nikim? Ty rzeczywiście jesteś kimś, jeśli puszczasz się za hajs! - zaśmiała się w twarz siostra bibliotekarki.
Gloria była zdumiona. Atmosfera zagęściła się i w środku czuła dziwne uczucie. Dziewczyny nie miały zamiaru ustępować, a Connie wreszcie się poruszył i po kryjomu złapał dwudziestolatkę za łokieć. Niedelikatnie wyprowadził ją z salonu, ale pozostałe dwie kobiety chyba nawet tego nie zauważyły.
- Puść mnie - prychnęła bibliotekarka na nagły wybuch brata.
- Popierdoliło was! Nie potrafisz trzymać języka za zębami - mówił przyciszonym głosem przez zaciśnięte zęby. Gloria czuła jego ślinę, którą pluł prosto na jej twarz. Wystraszyła się własnego brata.
- Puść, to boli! - szarpała się, ale Connie miał więcej siły. Wbijał jej palce w łokieć.
- Miałaś nie mówić, że się kontaktowałem!
- Nic nie powiedziałam!
- Zajebisty zbieg okoliczności, że teraz sobie tu przyjeżdżacie.
- Opanuj się! - oczy dziewczyny zaczynały piec przez ból w ręce i myślała, że zaraz się rozpłacze. Za ścianą słyszała podniesione głosy kobiet, które nie zwracały uwagi na kulturę słowa.
- Przestańcie mnie wychowywać - warknął Connie przybliżając głowę do głowy młodszej siostry.
- Przyjechałam, bo widziałyśmy, że coś jest nie w porządku. Ona ci wszystkiego zabrania!
- Pogarszacie tylko sprawę, rozumiesz?! - przyciągnął dziewczynę bliżej siebie. Szarpnął z całej siły, aż Gloria jęknęła i powtórzył pytanie. - Rozumiesz?!
- Tak - dwudziestolatka ledwie wypowiedziała jedno słowo przez zaciśnięte gardło. Bała się na poważnie.
Chłopak zaraz puścił ją i wrócił do salonu, gdzie wciąż kłóciły się Roni i Sandra. Roztrzęsiona bibliotekarka rozmasowała rękę i niezadowolona poszła za nim.
Żałowała, że dała się podejść. Była zawiedziona sobą i swoim zachowaniem. Nie miała czasu długo nad tym rozmyślać, bo zobaczyła jak Roni wymierza przeciwniczce policzek, aż ta odkręciła głowę i jej włosy znalazły się na czole.
Wszyscy zamarli na ułamek sekundy. Wstrzymali oddechy. Zauważyli, że na twarzy Roni maluje się dumny uśmiech.
Rodzina wariatów, pomyślała Gloria i zaraz znalazła się obok siostry. Zobaczyła też, że wściekły Connie opuszcza pomieszczenie.
Sandra, jakby odzyskała panowanie nad sobą i rzuciła się na dziewczyny. Złapała Roni za włosy jedną ręką, a Glorię drugą. Obie pisnęły zaskoczone, czuły jak włosy zostają wyrwane ze skóry razem z cebulkami.
Roni złapała nadgarstek bratowej i wbiła w niego paznokcie, aż jeden z nich złamał się, ale na ręce Sandry pojawiła się stróżka krwi. Żona Conniego jak w transie, zacisnęła zęby i nie zluźniała uścisku na włosach.
Gloria przypomniała sobie o gazie pieprzowym w torebce, która dawno zsunęła się z ramienia. Ledwie wygrzebała go z torby. po czym psiknęła na oślep. Nie trafiła za pierwszym razem.
Roni wyrwała jej buteleczkę z ręki i ona trafiła w twarz Sandry. Teraz udało się i żona ich brata odpuściła. Puściła włosy, zaczynając przecierać łzawiące oczy.
Ze względu na to, że wszystkie trzy dziewczyny były blisko siebie, gaz znalazł się też w oczach Glorii i Roni, ale w zdecydowanie mniejszych ilościach.
Bibliotekarka odzyskała racjonalne myślenie i szybko pociągnęła siostrę za rękę.
- Szybko, spieprzamy.
Wybiegły obie z czerwonymi oczami na zewnątrz. Nigdzie nie widziały swojego brata, ale jak tylko do myśli Glorii wróciła sytuacja sprzed kilkunastu minut, jak Connie stał się agresywny, przyspieszyła chcąc jak najszybciej odjechać z tego miejsca. Wciąż nie docierało do niej co się stało. Doszło do rękoczynów, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Teraz miały przechlapane i musiały uciekać, zanim brat je zabije.
Roztrzęsiona Gloria znalazła się za kierownicą i odpaliła silnik. Nigdy się tak nie bała. Miała wrażenie, że Connie zaraz wyskoczy niespodziewanie i zrobi im krzywdę. Nie poznawała swojego rodzeństwa, ani siebie. Czuła się jak w horrorze.
Bała się kierować, bo jej oczy łzawiły i nie widziała za dobrze, jednak strach był silniejszy.
Roni wydobyła ze schowka chusteczki i wydmuchała nos.
- Idiotka złamała mi paznokcia! - fuknęła niezadowolona pociągając nosem.
- Już nic nie mów! - rzuciła Gloria wyciągając rękę po chusteczkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro