30.
Dni pisarzowi uciekały między palcami. Zeszłego wieczoru był u sąsiadki, tak jak go poprosiła.
Od samego rana był na nogach, żeby przed południem odwiedzić brata w szpitalu. Joe wkrótce miał przejść operację, ale lekarze nie dawali mu dużych szans na powrót do zdrowia. Jego jedyny brat, Paul był tym zdruzgotany. Za wiele złego działo się w jego życiu przez ostatnie kilka tygodni, a najmniej chciał powrócić do tego, co stało się na początku wakacji. Z Glorią było mu dobrze, ale nie pisał z nią dłuższej historii. Przede wszystkim skupiał się na swojej najbliższej rodzinie.
Tego poranka nie był w najlepszym humorze. Nie odpowiadał ojcu, kiedy ten coś do niego mówił, a myślami krążył gdzieś daleko i popijał poranną kawę.
Upał był od wczesnych godzin porannych i pisarz przez to włożył tylko koszulkę i spodenki. Edith dzwoniła do nich, żeby poinformować o stanie swojego męża. Kobieta była wyczerpana i zaniedbana. Paul próbował przekonać ją, żeby pojechała do domu lecz to nie było takie proste.
Pisarz podniósł głowę, po czym rzucił okiem na Williama, który kazał mu się pospieszyć. Na twarzy starszego pojawiły się nowe zmarszczki. Widać, że też nie był w najlepszym humorze.
Kiedy w końcu faceci byli gotowi do wyjścia, zamknęli za sobą drzwi do domu i usiedli do auta. Paul nawet nie odkręcił głowy w stronę domu bibliotekarki, która prawdopodobnie już nie spała.
***
Bibliotekarka sprzątała sypialnię, kiedy zadzwoniła jej komórka.
- Po co zrobiłyście taką scenę? - usłyszała w słuchawce głos brata. - Myślałem, że mi pomożesz, ale jak zwykle działasz na własną rękę?
- Przepraszam, ale tak wyszło. Co jest? Co się stało? - przystanęła na środku pokoju.
- Sandra się wkurzyła, już nikt mi nie pomoże. Zapomnij, że o coś cię prosiłem.
- Dowiedziała się o czymś?
- Nie musiała. Przestańcie się wtrącać. Prosiłem o dyskrecję, a ty odwalasz jakiś cyrk. Po co to wszystko? To jakiś sojusz z Roni?
- Powiedz co się stało - zdenerwowała się Gloria. - Z tobą nie da się normalnie porozmawiać!
- Muszę kończyć. - Nim bibliotekarka odpowiedziała na pożegnanie, usłyszała dźwięk oznaczający, że mężczyzna rozłączył się.
Zdezorientowana przysiadła na rogu łóżka, popatrzyła na spodenki, które trzymała w rękach i rzuciła nimi w kąt. Zaczęła myśleć, o co mogło chodzić jej bratu.
Zmartwiła się, bo w tej sytuacji nie było żartów, a Sandra nie wyglądała na taką, która zapomni, nie wyciągając konsekwencji.
Gloria wyjrzała przez okno. Zanim wyszła na zewnątrz, poczuła jak jest duszno i gorąco.
Nie miała ochoty iść do biblioteki. Była też umówiona z Roni, bo jej ślub zbliżał się wielkimi krokami i trzeba było dogadać kilka drobnych spraw.
Nie mogła doczekać się ślubu, chciała już być z Paulem, chociaż on powinien odgrywać najmniej ważną rolę w tym dniu.
Luke i Roni byli ze sobą od prawie dziewięciu lat. Zaczęli się spotykać, kiedy byli jeszcze małolatami. Przeżyli ze sobą chyba wszystko i potrafili wyjść z każdej sytuacji. Dopełniali się, znali na wylot i ufali sobie bezgranicznie. Ślub miał być przypieczętowaniem ich miłości.
Gloria sama była chętna do pomocy. Pękała w środku, że jej siostra wychodzi za mąż.
Ślub jej brata był zorganizowany na szybko. Nie znali Sandry tak dobrze, jak Luke'a. Connie i jego przyszła żona pospieszyli się z tą decyzją. Nie mieli w związku głębszych problemów, wiedzieli jak zachowuje się ich druga połowa tylko, kiedy jest między nimi w porządku. Małżeństwo zaczęło się sypać, kiedy zauważyli, że nie zawsze jest idealnie i miło. Po roku związku zorganizowali wesele po taniości, chcieli mieć to za sobą. Rodzinie Jenkins'ów trudno było zaufać Sandrze, bo za krótko ją znali.
Jak na złość jej brat po ślubie spotkał się z wielkimi problemami. Dopiero po ślubie. Było już za późno.
Gloria zebrała się do wyjścia. Chciała wyjaśnić sytuację z bratem. Ona zawsze chciała dobrze dla wszystkich i nawet jeśli ryzykowała swoim dobrem, robiła wszystko co mogła, żeby uszczęśliwić ludzi.
Dotarła do biblioteki na czas. Nikt nie czekał na nią przed wejściem, więc włączyła komputer i weszła na stronę internetową jej biblioteki. Jakiś czas temu dodała ogłoszenie o pracę, bo ciężko było jej poradzić sobie samej, ale teraz zaczynała mieć wątpliwości. Nie była do końca przekonana, czy jest gotowa wpuścić obcą osobę do biblioteki, którą stworzyła sama, od podstaw. Poświęciła temu swoją młodość i mnóstwo wolnego czasu, żeby teraz mieć problemy finansowe.
Nie myślała wiele. Usunęła ogłoszenie, a zamiast tego napisała podziękowania dla wszystkich, którzy pojawili się na spotkaniu czytelników. Jakoś będzie musiała dać sobie radę sama.
Najlepiej liczyć na siebie.
- Roni musimy wskoczyć do Conniego - Gloria wybrała telefon do siostry, miała czas rozmawiać, bo ludzie nie byli chętni, żeby wypożyczyć książki.
- Żartujesz... - odparła zrezygnowana siostra bibliotekarki. - Po co?
- Chciałabym, żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili.
- Gloria - Roni westchnęła - Sandra tam będzie...
- Wiem, ale co mnie to obchodzi? Trzeba to w końcu skończyć.
- Wiem, ale możemy nie dać sobie rady. Jak ją widzę, mam ochotę wydrapać jej oczy! Pamiętasz, kiedyś Connie był najlepszym bratem, jakiego świat widział.
- Nie sądzisz, że fajnie byłoby go odzyskać?
- Może masz rację. Zajedziemy do nich po drodze, okej?
- W porządku, ale dziś nad sobą panuj - Gloria zaśmiała się.
- Dobra rada, ale wtedy nawet tobie było ciężko zachować spokój.
- Muszę kończyć, mam klienta - prychnęła bibliotekarka rozłączając się.
Wstała od biurka. Zmierzyła przybysza wzrokiem. Mężczyzna był stosunkowo młody, ubrany w ciemne kolory. Dziewczyna zauważyła plamy potu na koszulce w miejscu karku. Przez jego dobrze zbudowane ramię przewieszona była torba z materiału, a przydługie brązowe włosy związane były w mały kucyk.
- Dzień dobry - przywitała się. Nie zapowiadał się za duży ruch, więc żeby cokolwiek robić, chciała porządnie zająć się klientami. - Szuka pan czegoś konkretnego?
- Raczej chciałem tylko wejść gdzieś, gdzie jest chłodniej - jego głos był dość nieprzyjemny, twardy.
- To prawda, jest bardzo upalnie - zgodziła się dwudziestolatka. - Czyta pan?
- Raczej nie - jego szorstki głos trafił do uszu bibliotekarki, ale z racji tego, że była sama nie zamierzała kończyć rozmowy.
- Jeśli jest panu tak tragicznie gorąco - rzekła z ironią w głosie - może chce pan wody?
- Jeśli to nie kłopot - wzruszył ramionami i z ciekawością rozejrzał się dookoła.
- Jeśli ma pan ochotę, mogłabym znaleźć jakąś ciekawą książkę, żeby pan się do nich przekonał.
- Szczerze mówiąc - odebrał szklankę wody od bibliotekarki - jestem tu też w innej sprawie. Pamiętasz Darshana? Głupie pytanie, jestem pewny, że pamiętasz.
Gloria przyjrzała się dokładniej mężczyźnie. Co to była za gra?
- O co chodzi?
- Fajne były jego pieniądze?
- Słucham? - prychnęła dziewczyna.
- Ściągnęłaś z niego kasę, nie sądzisz, że wypada ją oddać?
- Nie ściągnęłam żadnej kasy - wystraszyła się bibliotekarka i dla bezpieczeństwa cofnęła się o krok do tyłu. - Niech pan już idzie.
- Wyjdę, jeśli oddasz hajs. Wykorzystałaś go, nie wiem, czy był ślepy kiedy z tobą spał? Jesteś brzydka jak noc.
- Nie spałam z Darshanem, ale nie będę ci tego tłumaczyć - starała się zachować spokój i precyzję. - Proszę opuścić bibliotekę!
- Oddawaj pieniądze, które ukradłaś, ty dziwko! - ryknął i wtedy dwudziestolatka na poważnie przestraszyła się. Cofnęła się za biurko, ale chciała wyglądać na twardą.
- Nic nie ukradłam! - warknęła i wyjęła z szuflady gaz pieprzowy.
Wykorzystując to, że mężczyzna stał w pobliżu opierając się o ladę, rozpyliła gaz w jego stronę. Zaraz po tym usłyszała warczenie i długi jęk. Facet zakrył oczy dłonią i zgiął się w pół. Przypatrzyła mu się dokładnie, czy nic poważniejszego mu się nie stało.
Była z siebie dumna. Widziała w serialu jak używać gazu pieprzowego. Poczuła podniecenie i adrenalinę. Ucieszyła się, że pokonała tego faceta.
Kupiła ten gaz dla samoobrony, ale nigdy nie przeszło jej przez myśl, że tego użyje w poważnej sytuacji. Z uśmiechem na ustach schowała narzędzie nie do szuflady, ale do torebki. Z miłą chęcią użyje tego jeszcze raz.
- Wypieprzaj z biblioteki i nie chcę cię więcej widzieć - poczuła pewność siebie, więc podeszła bliżej mężczyzny, który cały czas przecierał oczy. Złapała za jego koszulkę, a szklankę wody, którą miał wypić, wylała na jego twarz.
Zdumiała się, że sobie poradziła. Facet wyrwał się z rąk dwudziestolatki i wyszedł z pomieszczenia.
- Ty idiotko - wyrzucił jeszcze z siebie, ale ona zdążyła krzyknąć:
- Teraz ci chłodniej?
Gloria westchnęła, i kiedy zadowolenie wyparowało, pojawiło się zdenerwowanie. O jakie pieniądze chodziło temu gościowi?
Wybrała numer Darshana, bo w końcu lepiej to z nim wyjaśnić tą sprawę, chociaż była pewna, że nic nie zrobiła, ale jego telefon był zajęty.
Wściekła się. Była przekonana, że zakończyli tę znajomość w zgodzie i nie będzie z tym żadnych problemów. Chłopak był informatykiem. Niezłym programistą, więc miał sporo kasy, której dziewczyna na pewno nie tknęła. Nie przeszło jej przez myśl, żeby użyć jego pieniędzy.
Te rozmyślania przerwała młoda dziewczyna w okularach przeciwsłonecznych.
- Dzień dobry, chciałam oddać książki - powiedziała cicho podchodząc do lady.
Gloria musiała teraz zająć się pracą.
***
Pisarz wrócił do domu po południu i był zmęczony pobytem w szpitalu. Edith dała im dzieci, żeby odwiedziły wujka i dziadka.
Jego brat nie czuł się lepiej. Oczekiwał na operację.
- Nel odłóż ten telefon - powiedział Will do wnuczki. - Siedzisz w nim od kilku godzin.
- Zrobiłam zdjęcia tacie - mruknęła mała. - Popatrz, tu ja i on, a tu Wendy i Oliver.
- Ale do jedzenia odłóż - upomniał staruszek.
- Kiedy przyjdzie mama? - wtrącił syn Edith.
- Jak dowie się co u taty - odpowiedział mu Paul.
- Tata jest mocno chory, będzie długo leżał w szpitalu - westchnęła Wendy.
- Niedługo wyjdzie - pocieszał pisarz wlewając wodę do czajnika. - Nie wytrzyma długo bez was.
- Idźcie oglądać telewizję - sapnął ciężko dziadek dzieci usiadając na krześle. Jego prawy łokieć znalazł się na rogu stołu, a czapka, którą miał na głowie, na oparciu krzesła. Widocznie chciał przegonić maluchów i zostać z synem sam na sam.
- Lekarze nie dają mu dużych szans...
- Joe da radę - sprzeciwił się William. Trochę za szybko, żeby Paul mógł uwierzyć, że ojciec w to wierzy.
- Wyniki... - chciał powiedzieć pisarz, ale jego ojciec znów się wtrącił.
- Znasz go, nie odpuści tak łatwo. Ci lekarze się nie znają...
- Da radę, ale to może nie być takie proste.
- Edith miała się dowiedzieć wszystkiego dokładnie. Ona to załatwi i nie pozwoli, żeby oni spitolili robotę - prychnął, jakby powiedział dobry żart. - Niepotrzebnie najemy się stresu.
- Też miałem wrażenie, że lekarze nie wiedzą dokładnie jak mu pomóc. Nawet nie odpowiadali na moje pytania.
- Musimy tylko się modlić, żeby ta operacja wyszła idealnie - ręce staruszka drżały. Bez dwóch zdań denerwował się na samą myśl.
- Później zadzwonię do Edith.
- Miała tu przyjechać.
- Wiem, ale nie zaszkodzi.
Paul opuścił kuchnię myśląc o bratowej.
***
Bibliotekarka skończyła pracę i czekała w swoim domu na siostrę, z którą się umawiała. Roni nie zamierzała nawet dać jej znać.
W jej domu było zimno, z czego dziewczyna ucieszyła się, bo ten dzień był okropny i uciążliwy pod względem pogody. Słońce ani na chwilę nie schowało się za chmury, a wiatr nie był wyczuwalny na skórze ludzi. Gloria czuła jak ubranie przykleja się do ciała i jest mokre w wielu miejscach. Krótki spacer zmęczył ją jak długi bieg. Jej twarz była czerwona, gdy spojrzała w domu w lustro.
Pierwszy raz ucieszyła się, że zapomniała odsłonić okien w sypialni, przez co teraz pomieszczenie nie nagrzało się, i mimo, że było ciemno, panował przyjemny chłód.
Po powrocie z biblioteki natychmiast poszła pod prysznic ubierając od razu świeże ubrania, a następnie pojechała swoim samochodem do domu siostry.
U Roni na podwórku nie zauważyła auta Luke'a, ale to jej nie zdziwiło, bo na pewno o tej godzinie był jeszcze w pracy.
Chcąc uniknąć gorącego powietrza, prawie biegiem wskoczyła na schody i nawet nie czekając na zaproszenie, wtargnęła do środka.
Tam od razu do jej uszu dobiegł śmiech jej siostry i pomrukiwanie jakiegoś mężczyzny. Serce stanęło jej w gardle. Co to miało znaczyć?
Przeszła na palcach do drzwi salonu. To stamtąd dochodziły głosy. Nawet nie zauważyła, kiedy zatrzymała powietrze w płucach. Krew pulsowała w uszach, a bibliotekarka nie wiedziała czego się spodziewać.
Zajrzała bardzo delikatnie, tak jak aktorzy robili to w serialach kryminalnych. Pokręciła głową, gdy jej oczy ujrzały Roni i dojrzalszego od niej mężczyznę siedzących za blisko siebie z winem. Ręka mężczyzny w śnieżnobiałej koszuli dotykała nagiego kolana jej siostry.
- Roni pogięło cię? - wparowała w jednej chwili, nie mogąc dłużej się na to przyglądać. Starsza z sióstr poderwała się z miejsca.
- Miałam do ciebie dzwonić! - pisnęła zadowolona.
- Luke w pracy?
- Przyjechałaś do mnie, czy do niego? - podejrzliwe spojrzenie zbadało bibliotekarkę.
- Nie bądź śmieszna - prychnęła Gloria. - A ten pan, przyjechał do ciebie, czy do niego? - ironiczny ton dotknął Roni.
- To mój szef. Chciał pogratulować i przeprosić, że nie będzie mógł pojawić się na ślubie.
- Niestety, bardzo mi przykro - wtrącił mężczyzna i uśmiechnął się przepraszająco. Gloria zmierzyła go wrogim spojrzeniem, ale nie zatrzymała na nim dłuższej uwagi.
- Luke będzie zawiedziony - uniosła tylko sarkastycznie kąciki ust. - Miałyśmy się spotkać.
- Nawet nie miałam czasu, żeby zadzwonić.
- Niewątpliwie! Byliście bardzo zajęci sobą - nie przestawała się uśmiechać.
Zawsze, gdy używała sarkazmu, potrafiła komuś dokopać z szerokim uśmiechem na ustach i stoickim spokojem.
- Ja już się zbieram - wyminął mężczyzna i jak najszybciej chciał ulotnić się z tej niezręcznej sytuacji. Najwyraźniej siostra jego pracownicy wydała się być dla niego złośliwa, arogancka i bezczelna. Gloria jeszcze raz z pogardą zmierzyła go wzrokiem, ale nie odezwała się słowem. Roni też jakby zapomniała o obecności szefa.
- Musisz być taka bezwzględna i opryskliwa? - zaśmiała się radosna Roni. - Nie możesz ukryć swojej prawdziwej twarzy w pewnych momentach? - zaczęła zbierać kieliszki z małego stolika.
- Co wy tu wyprawialiście? Jesteś niepoważna - warknęła podburzona Gloria. - Wiesz jak to wyglądało?
- To tylko żarty.
- Głupia jesteś.
- Nie mów Luke'owi. On lubi Michaela, ale mógłby odebrać to inaczej.
- Wszyscy odebraliby to inaczej. Masz za tydzień ślub i macasz się z obcym gościem we własnym domu!
- Nie znasz Michaela - zaśmiała się. - Nic byśmy nie zrobili w moim domu. Tylko w jego biurze - Roni wybuchła głośnym i radosnym śmiechem, gdy zobaczyła minę siostry. - Żartuję!
- To nie jest śmieszne! No i wystawiłaś mnie...
- Na prawdę nie chciałam... Ale już się szykuję i jedziemy do braciszka.
- Lepiej się pospiesz - mruknęła Gloria.
Korzystając, że Roni pobiegła do szafy po wygodne ubrania, bibliotekarka napisała wiadomość do swojego kochanka.
"Mam ciężki dzień, szkoda, że Cię tu nie ma..."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro