Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27.

Beckett i jego ojciec jak najszybciej znaleźli się w szpitalu. Bardzo się martwili o brata i syna. Edith nie chciała nic zdradzić, co się stało. Była za bardzo roztrzęsiona, żeby rozmawiać przez telefon. 

Mężczyźni znaleźli ją w poczekalni. Siedziała z dziećmi, milcząc. Nikt z nich nie mówił ani słowa. Oliver chyba nie zdawał sobie sprawy co się dzieje, Wendy kręciła włosy na palcu i patrzyła w przestrzeń. Nawet Nel nie panikowała, ale obgryzała skórki przy paznokciach.

- Edith! - przywitał Paul siadając obok niej. - Co z nim? 

- Ma jakiś uraz w głowie - pociągnęła nosem. Widać, że była niesamowicie zdenerwowana i nie wiedziała co ze sobą zrobić. - Nie znam się na tym... To przez te bóle głowy, na które się skarżył. 

Paulowi zrobiło się trochę głupio, że oskarżał brata o chęć zwrócenia na siebie uwagi. Te bóle były prawdziwe, Joe nie wyolbrzymiał. 

- Zemdlał po pracy, stwierdziłam, że dosyć tego. Chciałam, żeby ktoś w końcu się tym zajął. 

- Dobrze zrobiłaś - pocieszył ojciec Paula. 

- Lekarz coś mówił? Coś więcej? Czym to było spowodowane? - pytał pisarz. 

- Przyszedł, powiedział co mu dolega - pokręciła głową Edith. - To mogło być nasilane przez stres, duże emocje. Potem odszedł, chyba się spieszył. 

- Cholera jasna! - zdenerwował się też William. 

- Spokojnie - chciał nad nimi zapanować trzydziestolatek, chociaż w środku wybuchał ze zdenerwowania. 

Dodatkowo Oliver zaczął płakać, kiedy zobaczył wszystkich z grobowymi minami. Paul podszedł do niego i wziął dzieciaka na kolana. 

- Poczekamy ile trzeba - mruknął. 

Chwilę później zadzwoniła do niego komórka. Gloria. Nie spodziewał się jej. Była teraz w bibliotece, przynajmniej powinna być. 

- Chcesz do mnie wpaść na chwilę? - powiedziała zamiast przywitania się. 

- Później. Nie mogę gadać - odpowiedział lodowatym tonem i użył czerwonej słuchawki. 

***

Zapukał do jej drzwi wieczorem. 

- Coś się stało? - wpuściła go do środka. - Nie uprzedziłeś kiedy przyjdziesz, nie byłam przygotowana. 

- Joe trafił do szpitala. Naprawdę nie miałem czasu rozmawiać. 

- O Boże, co z nim? - szczerze przeraziła się bibliotekarka. 

- Jakiś uraz w głowie, nic nie możemy zrobić i wszystko zależy, jak na razie, od lekarzy. Na ten czas jest nieprzytomny. - Opowiadał jakby od niechcenia. Szedł za nią do kuchni i patrzył na jej dłonie, kiedy wsypywała kawę do kubków. 

- To okropne! 

- Tak... Ale co ode mnie potrzebowałaś? Nie spodziewałem się, że sama mnie zaprosisz. 

- Stęskniłam się - wzruszyła ramionami. Brakowało jej jego obecności, ale głównie chciała powiedzieć mu o książkach. W takiej sytuacji, kiedy jego brat był w szpitalu nie zamierzała zawracać mu głowy taką głupotą. 

- Stęskniłaś? - nie dowierzał. Badał jej ruchy, kiedy obfite biodra zamknęły drzwi od lodówki. Chciał jej dotknąć. 

- Ostatnio było w porządku, kiedy przyszedłeś. Miałam ciężki dzień - chciała zasugerować, że odpręża ją jego obecność i to, co razem robią, ale nie musiała. Paul doskonale rozumiał i jego kąciki ust powędrowały lekko do góry. 

- Jestem tu, żeby zyskać doświadczenie - zażartował przypominając sobie moment, kiedy przyszedł do Glorii, żeby oceniła jego wstępny plan rozdziału. Nie podobało jej się wtedy, że wątek z romansem jest źle poprowadzony. 

Gloria uśmiechnęła się, najwyraźniej również przypomniała sobie tą sytuację. 

- Miałaś ciężki dzień - znacząco przybliżył się do niej, a ona poczuła zawstydzenie. Marzyła, żeby ją dotknął tak, jak poprzednio. Chciała się z nim kochać, bo wtedy nie przejmowała się ludźmi, ani niczym innym. Robił z nią co chciał, ona dawała się ponieść fantazji. Wszystko odchodziło na bok, kiedy było jej z nim tak dobrze, jakby latała w powietrzu. 

Paul znał jej ciało lepiej, niż ona sama. 

- Był bardzo ciężki - wydyszała i przez nieśmiałość spuściła głowę. 

Stała przy blacie kuchennym, odwrócona do niego przodem. On stał na wyciągnięcie ręki. 

Dotknij mnie, żebym nie musiała robić tego pierwsza - błagała. 
Dotknij, Paul, tak jak poprzednio...

- Chciałaś, żebym umilił końcówkę tego ciężkiego dnia? - sam nie wiedział, kiedy zyskał taką pewność siebie. 

- Byłoby miło - wzruszyła ramionami w górę i w dół. 

- Też mógłbym się odprężyć - spojrzał w sufit, a później zajrzał głęboko w jej oczy.

 - Co z tym zrobimy? - zaczęła prowokować mężczyznę, on bez problemu wpadł w jej sidła. 

Zbliżył się jeszcze bardziej. Złapał jej twarz w dłoń i przyciągnął jej usta do swoich. Zaskoczona Gloria rozchyliła usta i oddała mokry pocałunek. 

Zaczęła zdejmować jego koszulkę pachnącą męskimi perfumami. Duże dłonie Paula błądziły po jej ciele, nie szczędząc żadnego milimetra. Ich ubrania zostały rozrzucone w kuchni i sypialni, dopóki nie doszli do sypialni. 

Mężczyzna położył dwudziestolatkę na łóżku i usiadł na niej okrakiem. Podziwiała jego klatkę piersiową. Zaczęła całować jego szyję jęcząc przy tym cichutko. Czuł jej gorący oddech zaraz przy uchu. Chciał więcej. 
Zjechał dłonią w dół jej ciała, zszedł i położył się obok niej. Jego palce znajdowały się pod bielizną Glorii. 
Zaskoczył ją. Nigdy nie zaznała takiego uczucia, ale było jej dobrze. 
Jej piersi ocierały się o jego ramię, na którym oparła głowę. Jęczała z rozkoszy, miała ochotę krzyczeć, ale była cichutko jak mysz. 

- Spójrz na mnie - poprosił Paul mówiąc szeptem. Ich twarze znajdowały się bliżej iż przypuszczała. Wstydziła się patrzeć na jego twarz, kiedy sprawiał jej przyjemność. Otworzyła jednak oczy i spotkała jego zielone tęczówki. Była jak zahipnotyzowana. 

Pisarz sam był pod wrażeniem, że tak potrafi zająć się kobietą. Był dumny, że tak na niego reagowała. 

Jemu sprawiało przyjemność to, że jej sprawiał przyjemność. 

Poruszał palcami coraz szybciej i jedną przeszkodą były jej różowe majtki, ale nic sobie z tego nie robili. 
Dziewczyna patrzyła na niego, widział wszystkie emocje i uczucia, które jej towarzyszyły. Z jej oczu można było odczytać wszystko. 
Twarz Paula nic nie wyrażała, jakby wcale nie obchodziło go, że bibliotekarka rozpływa się pod jego dotykiem.

- Tak, proszę - mruczała do jego ucha. Poczuł, że sam chyba zaraz wybuchnie. Ledwie się powstrzymywał. 

- Paul nie przestawaj! - rzekła płaczącym głosem i chwilę później jej jęk rozniósł się po całym domu. 

Mężczyzna uciszył ją pocałunkiem. Jego palce jeszcze przez chwilę znajdowały się pod jej bielizną, aż w końcu wyją dłoń, żeby przyciągnąć jej ciało do siebie. 

Bibliotekarka zjechała ręką w jego krocze. 

- Nie wiem, czy damie przystoi... - zaczęła, ale przerwał jej. 

- Zawsze będziesz dla mnie damą - położył się wygodnie i dał jej pole do popisu. 

Kochali się jeszcze dwa razy, aż na dworze zapadł zmrok. W pokoju zrobiło się na tyle ciemno, że nie widzieli swoich twarzy. 
Za żadnym razem nie mieli dość. 

Leżeli w łóżku, jego dłoń gładziła udo Glorii. Patrzyła na niego z  zachwytem. Nie czuł się zawstydzony. 

Po tym, co robili, nic już nie powinno ich zawstydzać. 

- Przyjdziesz jutro? - zapytała. 

- Może - odpowiedział. Był zamyślony. 

- Mam cię prosić? 

- Ty też możesz do mnie przyjść - zaproponował.
 
- Ale... 

- Jestem dorosły, nikt nie zabrania zapraszać mi dziewczyn do domu. 

- Chodzi o to, że tutaj jesteśmy sami. Nie musimy się ograniczać. 

- Pojedziesz jutro ze mną do Joe? - zmienił temat. 

- Do szpitala? Tam będzie Edith. 

- Nie zamierzam niczego przed kimkolwiek ukrywać - wzruszył ramionami. 

- Będzie niezręcznie. 

- Kiedyś było niezręcznie nawet, kiedy tylko mijaliśmy się na ulicy - zauważył i bibliotekarka prychnęła rozbawiona. 

Nie mogła uwierzyć, że oddawała się Paulowi po dwóch tygodniach znajomości. 

- Możesz zostać na noc - zaproponowała, ale mężczyzna pokręcił głową. 

- Może innym razem - pocałował jej czoło i wstał z łóżka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro