Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Nikt nie spodziewał się wstrętnej kobiety, która często przychodzi do biblioteki, żeby dowiedzieć się o nowych plotek. Kiedy szli alejką między sklepowymi półkami, staruszka rzuciła na nich okiem. 

Gloria przestała śmiać się z żartu Paula i zbladła. Staruszka wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Uśmiechnęła się i powiedziała "dzień dobry", ale bibliotekarka zobaczyła jej wyraz twarzy. 
Obie były zaskoczone i chciały jak najszybciej uciec. Gloria chciała zapaść się pod ziemię, jednak starsza pani na pewno nie mogła doczekać się aż opowie o wszystkim swoim koleżankom. 

- Co ci się stało? - zapytał Paul. 
- Ta stara, która nas widziała... - zaczęła tłumaczyć, ale nie widziała co więcej powiedzieć, jakby zabrakło jej słów.  Pisarz na to westchnął ciężko i schował rękę do kieszeni. 

- Będą ploteczki? - spytał. 

- Jestem tego pewna - odparła Gloria biorąc produkty z półki. 

- Ludzie lubią opowiadać o innych - zdenerwował się mężczyzna. - Nie da się tego uniknąć - nie pokazywał, że był wkurzony, gdyż to nie było w jego naturze. 

- Niech pan nie udaje, że wcale się tym nie przejmuje - mruknęła dziewczyna. 

- Masz rację, że wolałbym, żeby ona nas nie zauważyła - znów westchnął i pomógł wziąć bibliotekarce płatki śniadaniowe z wysokiej półki. - No, ale nie mamy na to wpływu. 

- Boję się wracać do własnego domu. Jak wyjdę do biblioteki wszyscy będą wytykali mnie palcami. 

- Na pewno tak będzie - kiwnął głową. 

Dwudziestolatka skarciła go wzrokiem i prychnęła cicho kręcąc głową z niedowierzaniem. 

- Nikogo więcej nie pocieszaj - zaśmiała się, a on poszedł w jej ślady. Jego twarz pokryły zmarszczki. Nie często się śmiał. Zazwyczaj był po prostu poważny. 

- Pogadają i przestaną. Nie jestem taki stary - wzruszył ramionami. 

- Ale ja jestem za młoda - dziewczyna przygryzła wargę. 

- Dziesięć lat... - zamyślił się na chwilę. - Okej będzie o czym gadać - przyznał. - Tak szybko to nie wypadnie im z głowy. 

- No serio... Pocieszanie nie jest twoją dobrą stroną. 

- Po co się oszukiwać - mruknął. - Bądźmy realistami. 

- I jak to rozwiążemy? - popchała wózek z zakupami w stronę lady, ale Paul wyręczył ją. 

- A co możemy zrobić? - odpowiedział pytaniem na pytanie. 

- Nie wiem - uniosła ramiona do góry i opuściła je. - Możemy udawać, że nic się nie stało, albo przestać to robić. 

- To nie tak, że się ukrywamy - oburzył się. 

- Nie mamy co ukrywać- cmoknęła i odeszła szybkim krokiem. 

No tak, przecież między nimi nic nie było. Kilka pocałunków? A co to takiego? Nie muszą wychodzić na ulicę i krzyczeć "hej słuchajcie wszyscy, pocałowaliśmy się!". 
Nie było o czym rozmawiać. 

Brnęła przed siebie rozglądając się po półkach. Słyszała jak Paul szedł krok za nią, ale milczała. Czuła się beznadziejnie. Była zbyt nieśmiała, żeby rozkręcić ten temat. Lepiej było uciec, udawać, że nic się nie dzieje. Starała się, żeby wszystko wyszło tak, jak chciała. 
Wmawiała sobie, że nie potrzebuje kontaktu z pisarzem, że w każdej chwili mogą przestać się spotykać i uniknąć gadania ludzi, bo przecież nie byli związani i nic między nimi nie było. 

Paul nie powiedział już nic, chociaż słowa blondynki dotknęły go. Podświadomie wiedział, że to nie było nic, co miałoby przyszłość. 

- Chcesz to mleko, czy to? - kiedy cisza trwała dłuższą chwilę Paul przerwał ją pytaniem. 

Bibliotekarka odwróciła głowę w jego stronę i zauważył lekkie rumieńce na jej policzkach, ale zignorował je. 
Nie chciał tylko zagadać. Miał pomóc jej w zakupach. 

Gloria wzięła jeden z kartonów trzymanych przez sąsiada. 

- To jest najlepsze - włożyła je do koszyka, ale unikała kontaktu wzrokowego. 

- Mama też zawsze je kupowała. Edith też - zaczął temat. 

- Przyjazne dzieciom - pokazała palcem na etykietę, a Paul kiwnął głową. 

- Więc po co ty je kupujesz? Nie masz dzieci. 

- Ale jest... dobre - zamyśliła się Gloria znów idąc przed siebie. - To tak jak z bajkami. Ogląda się je nawet będąc dorosłymi ludźmi. 

- Ja oglądam tylko z dziećmi brata - wzruszył ramionami Paul. 

- To podświadome działanie. Po prostu wtedy masz jakieś wytłumaczenie. Że oglądasz tylko z nimi. Teoretycznie możliwe było by, żeby oglądali  bajki sami, bez twojego towarzystwa. 

- Nie wymądrzaj się - mrukną po chwili ciszy. 

Bibliotekarka zaśmiała się i chyba dobry humor znów jej wrócił, a przynajmniej tak jej się wydawało. Lepiej było zapomnieć o tym, co powiedziała. 

- Chyba wszystko już mam - powiedziała kiwając głową na koszyk. - Możemy wracać. 

- Trochę tego dużo. Mówiłem, żeby jechać samochodem - szedł za dziewczyną powoli popychając wózek. 

- Pisarz też powinien czasami używać ruchu - sprzeciwiła się. 

- Używam. Zawsze pomagam w domu i wtedy czuję się jak po siłowni. Nieraz przez cały dzień koszę trawnik, kopię w ogrodzie, kiedyś pomagałem mamie przesadzać kwiaty. 

- Zuch chłopak - zaśmiała się Gloria. 

- Ale jesteś złośliwa - fuknął, ale widać, że nie był zły. Zmarszczki przy oczach go zdradziły. 

- A skąd! - obroniła się z uśmiechem. - Teraz pomożesz nieść mi zakupy. To LEPSZE niż siłownia. 

Paul przewrócił oczami, jakby chciał udać obrażonego. 

- Zrobię sobie krzywdę jak wezmę tyle zakupów - zażartował. 

- Silny jesteś, poradzisz sobie - cmoknęła blondynka stając przy kasie. - Dałbyś radę nawet mnie zanieść do domu. 

- Możemy innym razem? - prychnął zaraz śmiejąc się. 

- Królowe w końcu nie mogą chodzić same - wzruszyła ramionami bibliotekarka. 

- Dlatego ty chodzisz. 

- Ty wredoto! - oburzyła się blondynka, ale wybuchła śmiechem. Jej usta szeroko uśmiechały się ukazując zęby i powodując zmarszczki przy oczach. 



                                                                                               ***

 - Jakiś czas temu miałem spotkanie z czytelnikami. Kolega dotrzymywał mi towarzystwa i niektóre małolaty chciały mu się przypodobać - opowiadał z zaangażowaniem Paul, kiedy powoli szli do domu, a Gloria uważnie słuchała go i na znak zrozumienia kiwała co chwila głową. 

- Dlaczego jemu, przecież to było twoje spotkanie? 

- Przychodziły nie ze względu na książki... 

- Aaa, rozumiem - prychnęła bibliotekarka. - Podobałeś im się? 

- Nie wiem czy ja, czy tylko nas myliły.  On pomaga mi się promować, więc raczej często można nas spotkać razem. Na tym spotkaniu były osoby, które nigdy nie miały moich książek w ręku. Mój kolega ma narzeczoną i jest o niego piekielnie zazdrosna, czytelniczki o tym wiedzą sam nie wiem skąd, ale kręcą się przy nim i próbują rozwalić im związek - Paul prychnął. - On nie daje jej odejść ma już zaplanowane całe życie. 

- Ciekawe jest to życie... - odezwała się bibliotekarka. 

- Jakie? 

- Sławne. Jesteś rozchwytywany. 

- Nie jest to takie dobre - mruknął. - Jest o mnie dużo plotek. 

Jesteś nieśmiały i boisz się ludzi, przyznaj to - chciała powiedzieć dziewczyna, ale  z trudem ugryzła się w język. 

- Jest dużo fałszywych przyjaciół i łatwych kobiet - zaśmiał się, a bibliotekarka poszła w jego ślady. 

- To źle? Niby ci to nie pasuje? 

- To beznadziejne! - wyrzucił ręce w powietrze, aż prawie zakupy wypadły z toreb. - Są puste, to wariatki! 

Gloria wybuchła głośnym śmiechem. Sam krzyczący Paul był śmiesznym widokiem. Przecież to oaza spokoju. 

Dochodząc do domu pisarza, zauważyli starego Williama pracującego na podwórku. Podniósł się i zobaczył kto idzie. Uśmiechnął się przyjaźnie i kiwnął im głową na przywitanie. 
Glorii zawsze wydawało się, że William jest burakiem, typowym starym gościem, który nienawidzi ludzi i świata. Może wyglądał na takiego, ale raczej taki nie był. 
Jej rodzice twierdzili, że to niezły żartowniś. 

Widząc ich nie uśmiechał się złośliwie, albo kpiąco. To był po prostu zwykły uśmiech, nie znaczący wiele. 

- Zaraz wrócę! - powiedział głośno Paul do ojca. On w odpowiedzi machnął ręką i wrócił do swoich zadań. 

- W porządku, nie spiesz się - usłyszeli i poszli dalej. 



-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie! Na samym początku chciałam przeprosić, że rozdział nie pojawił się od długiego czasu. Miałam strasznie dużo na głowie, ale dziś na przeprosiny chcę dać wam mini maratonik. Trzymajcie rozdział, a za chwilę dostaniecie kolejny! Mam nadzieję, że wam się podoba. 

Napiszcie w komentarzach, co sądzicie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro