Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21.

- Dobrze, że pomogłaś Roni - powiedział ojciec dziewczyn, kiedy Gloria siedziała z rodzicami przy stole. - Pomoc zawsze się opłaca. 

- Ale Roni jak zawsze nie liczy się z innymi! - matka Glorii zirytowała się po czym założyła nogę na nogę. 

Była tą, która często się denerwuje. Była wybuchowa i często mówiła więcej, niż wszyscy by chcieli. Jej dzieci często miały jej dość. Potrafiła być męcząca, ale również kochana.
Ojciec Glorii, Frank był spokojniejszy od małżonki. Miał większą cierpliwość niż ona. 
Gloria była ich mieszanką. Trochę matki, trochę ojca. Nie potrafiła sama się wybadać i tego stwierdzić. 

- No dobra, nie ważne - bibliotekarka nie chciała, żeby rodzice się kłócili. Często to robili, a ona szczerze tego nie znosiła. - Był u was Connie? - zmieniła temat.  

- Nie. Tylko do niego dzwoniłam - odpowiedziała Sophie. 

- I co u niego? 

- Nie mówił nic konkretnego, tylko zaraz musiał kończy, bo Sandra chciała wyjść na zakupy.

- Dlaczego nie wyszła sama? - dociekała Gloria, ale jej rodzice tylko wzruszyli ramionami. 

- Mówiłem, że ona jest jakaś pieprznięta - odezwał się po chwili ciszy Frank. Potrafił powiedzieć co myśli... 

- Od zawsze jej nie lubiłeś - oburzyła się jego żona. - Daj jej już spokój. 

- Tata ma rację, nie bądź naiwna i nie udawaj, że nic nie widzisz - wkurzyła się dwudziestolatka. Jej mama często zmieniała zdanie co do swojej synowej. Raz była jej największym wrogiem, innym razem były najlepszymi przyjaciółkami. Nie dało się stwierdzić, którą jest w danym momencie.  

- Oni sami dojdą do porozumienia - odrzekła twardo matka. - Nie ma co się wtrącać. 

- Jak rozmawiałaś z Roni, mówiłaś co innego - podsumowała bibliotekarka. 

- Wy wszyscy nie lubicie Sandry i dlatego szukacie problemów. 

- A ty jesteś ślepa i nie widzisz, że ona trzyma twojego syna w klatce! - krzyknęła Gloria, bo dłużej nie mogła wytrzymać. - Nawet nie można z nim porozmawiać. 

- Jeśli chcesz się mieszać w ich sprawy, mnie w to nie wciągaj - odburknęła Sophie. 

- Jak będę miała wolny weekend to ich odwiedzę - pozostawała przy swoim młodsza. 

- Dajcie już spokój - wtrącił Frank. - Opowiedz lepiej co słychać w bibliotece. 




                                                                                               ***
Gloria przed zachodem słońca wróciła od rodziców. Więcej nie kłóciła się z mamą, tylko omijała niewygodne tematy. Miała niezły kontakt z rodzicielką, ale często też ich zdania różniły się. Miała podobnie z siostrą. Sophie to mieszanka wybuchowa, nigdy nie wiadomo kiedy postanowi twardo zostać przy swoim i nawet zacząć krzyczeć.

W domu Gloria przebrała się w wygodne buty. Spoconą koszulkę wrzuciła od razu do kosza na pranie, ponieważ nie znosiła nieporządku w domu. Wzięła szybki prysznic, kiedy przypomniało jej się o spotkaniu z Paulem. Nie chciała specjalnie się stroić, ale lepiej zachowywać podstawy higieny. 

Wyskoczyła szybko w samym ręczniku, bo usłyszała dźwięk telefonu. Prawie przewróciła się na mokrej podłodze, ale popędziła, bo wiedziała kto dzwoni. 

- Halo? - zdała się na spokojny głos, umiejętnie ukrywając jego drżenie i sapanie przez szybki bieg. 

- Hej, chyba kontaktowałaś się z moim mężem? - zdziwienie Glorii wypadło poza skalę. Nie sprawdziła numeru, była to Sandra. 

No tak, pomyślała, przecież Paul nie ma mojego numeru. 

Pobladła na twarzy, panika zaczęła wzrastać i bibliotekarka zaczęła się jąkać. Rzeczywiście napisała wiadomość do brata z prośbą o spotkanie. Nie otrzymała jednak odpowiedzi. 

- Tak - powiedziała powolnie. - Dawno go nie widziałam. 

- Tu u nas, wszystko dobrze - zapewniła Sandra. 

Gloria musiała udać miłą, bo Sandra nigdy nie dowiedziała się co o niej sądzi. Chyba nawet myślała, że są przyjaciółkami. 

U nas, oczywiście. Nie pytałam o ciebie, tylko o mojego brata zdziro, myślała dwudziestolatka. 

- Świetnie, może Connie przyjedzie mi pomóc w pracach domowych? Muszę zrobić mały... remont - dokończyła kłamstwo na poczekaniu. 

- Pojedziemy do ciebie, kiedy wróci z pracy - powiedziała zadowolona Sandra. Zawsze była zachwycona, kiedy miała zbliżyć kontakt z rodziną. 

- Nie! - przeciągnęła Gloria. - Nie chcę zawracać ci głowy. Potrzebny mi tylko silny mężczyzna, żeby przesunął kilka mebli. Nie musisz się fatygować. 

- Pojadę z nim. Też pomogę - zostawała przy swoim. - No to kiedy? Dziś, jutro? 

- Dam jeszcze znać - warknęła zdenerwowana bibliotekarka i rzuciła telefon na stół. 

Sandra podniosła jej ciśnienie. Niby nic nie robiła, niby tylko kochała Conniego, ale robiła to z przesadą. Jedna rozmowa sam na sam z siostrą, nie sprawiłaby, że mężczyzna ją zostawi. 
Musiała mieć bardzo niską samoocenę, jeśli tak robiła wszystko, żeby małżeństwo było takie, jak ona chce. Nigdy nie pozwalała, żeby była na przegranej pozycji. 

Z grymasem na twarzy, bibliotekarka postanowiła się ubrać. Wciąż miała w głowie głos Sandry. Czekała tylko na okazję, kiedy będzie mogła wygarnąć co o niej myśli. To będzie wielka wojna. 



                                                                                     ***

- Masz ochotę przejść się do sklepu? Muszę zrobić zakupy, miałam dziś strasznie zabiegany dzień... - zaczęła mówić Gloria do pisarza, który dopiero wszedł do jej domu. 

- Pewnie - zgodził się. - Co robiłaś? Biblioteka była zamknięta, sam widziałem. 

- Musiałam pomóc Roni i zamknęłam wcześniej... 

- Chciałem dopytać o to spotkanie z czytelnikami. 

- Wstępnie planuję to w przyszłym tygodniu - sapnęła. - Miałam wywiesić plakat, ale wypadło mi to z głowy - przepraszająco pokręciła głową. 

- A książki są już w bibliotece? 

- Niedawno przyszły. Zaczęłam je rozpakowywać. 

- Mógłbym je podpisać. Taki autograf. 

- To dobry pomysł - pokiwała głową i włożyła na siebie bluzę. Wzięła klucze do domu i skierowała się do drzwi. 

- To dla nas niezła bonanza - zaśmiał się i otworzył przed nią drzwi. 

- Podziękuje pan, kiedy wszystko się uda - cmoknęła i posłała nieśmiały uśmiech. 

- Możemy pojechać moim samochodem - zaproponował. 

Gloria rzuciła okiem na auto z podwórka Beckett'ów. Wyglądało na drogie. Jej nigdy nie byłoby na takie stać. 
Sąsiedzi nie byli specjalnie bogaci, ale w porównaniu z nią mieli kasy pod dostatkiem.
Paul dobrze sobie radził z zarabianiem pieniędzy. Miał do tego talent. 

- Nie ma potrzeby - odrzekła zawstydzona. 

- To drobnostka. Ale jak chcesz. 

- Spacerowanie jest zdrowsze - mruknęła z uśmiechem. 

- Dla nas i dla środowiska - dodał. 

- Właśnie! - zachwyciła się, bo pomyśleli o tym samym. 

- Tak poza tym nie mogę doczekać się tego wesela. 

- I tak byłbyś zaproszony. 

- Co? - zdziwił się. 

- Jako sąsiad. To nawet duża impreza - zmrużyła oczy. 

- Nie dostałem żadnego zaproszenia - Paul wzruszył ramionami. 

- Może niech pan prywatną pocztę otwiera sam - puściła oczko. 

Paul na to kiwną głową na przyznanie racji i spuścił głowę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro