15.
Paula zaskoczyła wiadomość od sąsiadki, ale nie mógł odpisać natychmiast. Pisał przez jeszcze jakiś czas nowy rozdział, aż w jego pokoju zapadła ciemność i wstał, aby włączyć lampę.
W głębi swojego cierpiącego serca ucieszył się, że Gloria zgodziła się gdzieś z nim wyjść.
Nie miał na myśli podtekstów, kiedy zaproponował, żeby gdzieś się wybrali. Chciał tylko oderwać się od rzeczywistości i zaznać czegoś nowego, ale nie chodziło mu o seks. Z resztą nawet tak nie myślał, ponieważ sąsiadka była dużo młodsza. Spanie z nią byłoby niemoralne.
Stała się atrakcyjną dziewczyną, ale różnica wieku nie zmalała. Zdaniem pisarza nie było nawet mowy o związku, albo bliższych relacjach. Jedyne co ich łączyło to zamiłowanie do literatury.
- Joe ostatnio skarżył się na ból głowy - powiedział Wiliam Beckett siedząc w kuchni.
- Znów? - zauważył Paul, ale jego ojciec tylko wzruszył ramionami.
- Tak to jest przy dzieciakach - odrzekł. - Jak idzie z książką?
- Jest okej, czasem idzie opornie, bo wena mi umyka.
- Przez śmierć mamy?
- Może - mruknął Paul. - Stałem się rozkojarzony.
- Za jakiś czas to powinno minąć - próbował pocieszyć go ojciec. - Dużo ludzi było na jej pogrzebie...
- Tato...- próbował przerwać, ale William uciszył go ręką.
- Paul ja też potrzebuję się komuś wygadać, podobnie jak ty.
- Wiem, ale to trudne trochę...
- To zdarzenie zawsze będzie w nas. Nie da się udawać, że wszystko jest okej. To trudna rzecz, ludzie nie będą mieli nam za złe, jeśli będziemy smutni, bo wszyscy wiedzą, że ona odeszła.
Z ust staruszka popłynęła nauka życia, którą pisarz wziął sobie do serca. Rodzice byli jego najlepszymi nauczycielami i dowiedział się od nich więcej niż ze szkolnych podręczników.
Paul zdawał sobie sprawę, że jego tata ma rację. Wszyscy wiedzieli, że ich rodzina cierpi.
- Wszyscy za nią tęsknią - powiedział jeszcze starszy Beckett. - Dzieciaki przez cały czas o niej mówią, tak uważa Edith.
- Dzieciaki jeszcze nie rozumieją co się dzieje.
- Nel rozumie aż za dużo -sprzeciwił się William. - Edith wspominała też, że Nel coś ci zrobiła?
- Nie rozumiem... - Paul wstał do czajnika, aby zrobić sobie kawę.
- Coś chodziło o bibliotekę...
- A tak! Już wiem... - skinął głową. - Troszkę za dużo sobie pozwoliła - zaśmiał się. Nie był już zły. Szybko mu przeszło.
- Oliwer chciał pomóc wykosić trawnik.
- Ta? - Paul powiedział to, jakby nic go nie obchodziło, tak jak miał w zwyczaju.
- Świetny chłopak i nawet bardziej pracowity niż Joe - prychnął śmiechem William i pokręcił głową.
- Joe nigdy nie lubił pracować - zgodził się pisarz.
- To prawda. Że też tak mu się poszczęściło w życiu...
- Miał szczęście.
- Powinienem iść. Jestem zmęczony, a ty wracaj do pisania - staruszek wstał od stołu i wyszedł, a jego syn odprowadził go wzrokiem.
- Miał szczęście, co do swojej rodziny - mruknął pisarz po cichu tak, żeby jego ojciec nie mógł usłyszeć ani słowa. Zaraz po tym wstawił kubek do zlewu i również opuścił kuchnię.
Przypomniał sobie o wiadomości od bibliotekarki, kiedy wchodził po schodach.
'' Kiedy masz wolne?'' - odpisał.
Bibliotekarka wyszła spod prysznica i zwinęła włosy w niebieski ręcznik. Wsunęła na stopy kacie i naga opuściła łazienkę.
Skarciła się w myślach, że zapomniała zasłonić okna w salonie, jednak nie przejęła się tym. Kto miałby ją podglądać? Sąsiadka z naprzeciwka? Chora i zmęczona życiem staruszka? To raczej marne szanse.
Była podekscytowana, że Darshan zaprosił ją do kina. Prawdopodobnie zgodzi się na to.
Chociaż z tyłu jej głowy znajdował się sąsiad, który także chciał się z nią spotkać.
Usadowiła mokre ciało na łóżku, jednocześnie biorąc komórkę, żeby dać odpowiedź Paulowi.
Mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie jego niewinnie uśmiechniętej twarzy i nieśmiałego wzroku. Taki człowiek zdarza się raz na milion.
***
Dzień spaceru Glorii i Paula nadszedł wkrótce. Poszedł po nią do biblioteki i prosto skierowali się w stronę budki z lodami.
- Prowadzenie biblioteki nie jest takie łatwe - odparła Gloria, kiedy usiedli na ławce. - Na początku nie potrafiłam za bardzo rozmawiać z ludźmi.
- Nigdy bym nie powiedział, że wymyślisz coś takiego. Widać, że jest to dla ciebie wielka pasja. - Gloria uśmiechnęła się lekko zawstydzona. Pisarz siedział kilka centymetrów dalej i uważnie jej się przyglądał nawet nie mrugając okiem. Czuła się, jakby ją podziwiał. Jakby była dziełem sztuki w muzeum.
- To w końcu coś mojego. Rodzice są raczej temu przeciwni - wzruszyła ramionami.
- Powinni być dumni - kobieta przyjrzała się Paulowi przymrużając oczy przez słońce. - Ja bym był dumny - uśmiechnął się. - Jesteś uzdolniona i masz do tego głowę.
Kobieta nie potrafiła opanować emocji, które panowały wewnątrz niej. Rzuciło jej się w oczy, że Paul zdecydowanie otworzył się i stał się odważniejszy. To ją zawstydzało. Był starszym sąsiadem, który ją onieśmielał za każdym razem. Nawet jeśli na nią nie patrzył.
- To ciekawe zajęcie na wakacje - odparł. - Nie spodziewałem się, że przyjeżdżając tu spotkam coś dla siebie - zaśmiał się cicho.
- Planował pan tu przyjeżdżać?
- Kiedy dowiedziałem się o pogrzebie, to było oczywiste.
- A co, gdyby nie pogrzeb?
- Myślę, że przyjechałbym, tylko odwiedzić rodzinę. Nie zostałbym na całe wakacje.
- Nie lubi pan tu mieszkać?
- Chodzi raczej o to, że przeniosłem swoje życie gdzieś indziej.
Dziewczyna pokiwała w odpowiedzi głową i polizała loda.
- A co z tobą? Lubisz tu mieszkać? - zagadnął.
- Lubię. Tutaj jest wszystko co mam.
- Co z planami na przyszłość? - zdziwił się pisarz.
- Nie wiem - wyznała szczerze bibliotekarka. - Może założę tu rodzinę i wciąż będę prowadziła bibliotekę. Pan wciąż będzie pisał swoje powieści, ale więcej się nie spotkamy - zaśmiała się cicho, a mężczyzna uśmiechając się pokiwał głową.
Zapadła cisza. Nie była to jednak nieprzyjemna cisza, bo oboje liżąc lody myśleli nad swoimi słowami.
Bibliotekarka oblizała usta i kątem oka spojrzała na towarzysza.
Pisarz znów jej się przyglądał. Jego zielone oczy przeszywały ją i czuła, jakby widział całe jej wnętrze i pragnienia.
Powoli zbliżył się jeszcze bliżej. Kobieta nie odrywała od niego wzroku. Wpatrywała się w jego błyszczące oczy.
Paul złączył ich usta w pocałunek.
Bibliotekarka czuła na jego ustach posmak lodów waniliowych. Oddała pocałunek.
Przecież Paul widział jej wszystkie pragnienia i wiedział, czego chce, nawet jeśli nie powiedziała tego głośno.
-----------------------------------------
Dzień dobry! Dziś dostajecie ode mnie dwa rozdziały, w których w końcu zaczyna coś się dziać!
Nie zapomnijcie proszę o gwiazdce pod poprzednim rozdziałem, tak samo jak tutaj :)
Byłoby też niezmiernie miło, gdybyście znaleźli ułamek sekundy na zostawienie komentarza.
Widzimy się za tydzień i miłego czytania! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro