Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Otworzyłem oczy. Nie miałem pojęcia, co się ze mną działo. Gdzie byłem? Jak się tu znalazłem? W głowie miałem jedną wielką psutkę. Ujrzałem nad sobą błękitne niebo, po którym wesoło płynęły chmury. Od czasu do czasu pojawiały się czubki drzew, prelatywały ptaki. W końcu podniosłem się. Siedziałem podśrodku wozu. Na brzegach poukładane były worki ze zbożem. Wóz prowadzony był przez dwa muły. Na koźle siedziała zakapturzona, zgarbiona postać. Podjeżdżaliśmy właśnie do bramy. Na zwodzonym moście stało dwóch strażników w pełnych błyszczących zbrojach. Przy łączeniach przebijał się zielony kaftan. Obydwoje dzierżyli około trzymetrowe halabardy. Ich drzewce wykonane były z dokładnie wyrzeźbionego, ciemnego drewna, którego nie rozpoznałem. Topory były obosieczne, jedno ostrze było stalone, drugie srebrne, wyraźnie jaśniejsze. Były niezwykle cieńskie i ostre, co umożliwiało im przecięcie pancerzy nie małej grubości lub też idealne cięcie w odsłonięty fragment ciała. Wyrazy uznania dla kolawi i tokarzy. Jeden ze strażników podszedł do garbacza i zamienił z nim kilka słów szeptem. W końcu dał mu znak by przejechał. Kiedy mijaliśmy zbrojnych, ci przyglądali mi się dość ciekawsko. Byłem niemal pewny, że rozmowa dotyczyła właśnie mnie. Oparłem się o jeden z worków tak, by moja głowa znalazła sie obok głowy garbacza. Odczekałem chwilę przyglądając się pustemu dziedzińcowi.

-Gdzie my jesteśmy?
-Zaraz się wszystkiego dowiesz. Trochę cierpliwości młodzieńcze.

Niezbyt zadowolony cofnąłem się i ponownie położyłem. Grzywka opadła mi na oczy. Już miałem ją odgarnąć, kiedy moja ręka zastygła w powietrzu. Moje włosy... były białe! Z tego, co pamiętam, byłem zawsze szatynem. Po chwili zauważyłem coś innego, dziwny tatuaż na wewnętrznej stronie przedramienia. Nie miałem pojęcia, co przedstawiał, ale nie podobał mi się zabardzo. Do głowy przyszła mi pewna pełna grozy myśl... Spojrzałem szybko na siebie i odetchnąłem z ulgą. Nie miałem więcej tatuaży. Zauważyłem też, że byłem nagi od pasa w górę, a spodnie, które miałem na sobie, pozostawiały wiele do życzenia, ale cóż... przynajmniej były. Na palcu miałem ubrany sygnet przedstawiający głowę wilka. Zmieniła się w nim tylko jedna rzecz: miał jasnobłękitne kamyczki w miejscu oczu. Wcześniej miał je normalnie wyrzeźbione w żelazie, z którego był cały zrobiony. W tych kamieniach dziwne było to, że miemiły się słabym blaskiem. Rozejrzałem się. Wjeżdżaliśmy właśnie na plac przed ogromną rezydencją. Garbacz zatrzymał muły i zaczął podnosić się z kozła.

-No! Na co jeszcze czekasz? Wysiadka!

Przez chwilę patrzyłem jeszcze na posiadłość  zanim dotarły do mnie jego słowa. Szybko wyskoczyłem z wozu. Początkowo nogi odmówiły mi posłuszeństwa i omal się nie przewróciłem, jednak garbacz zdążył mnie złapać i postawić twardo na ziemi. Był zaskakująco silny. Choć ja też byłem teraz bardzo wychudzony... i głodny. Podeszliśmy do drzwi rezydencji. Kiedy stanąłem na schodach poczułem przez chwilę dziwne uczucie, ale szybko przeminęło. Mimo wszystko jednak, postanowiłem być ostrożny. Garbacz otworzył drzwi i wskazał, bym wszedł do środka. Posłucznie wykonałem polecenia. Drzwi zamknęły się za mną z głuchym hukiem. Od razu przyskoczyłem do nich. Nacisnąłem na klamkę. Zamknięte od zewnątrz. Westchnąłem ciężko i rozejrzałem się po korytarzu. Był bogato urządzony. Meble z hebanowego drewna przykrywały czerwone obrusy i ścierki ze złotymi haftami. Na ścianach z równociosanych kamiennych cegieł wisiały obrazy w złotych i srebrnych ramach. Przedstawiay rycerzy walczcych ze smokami, wiwernami, wężami morskimi i im podobnymi niebezpiecznymi potworami. W ścianach było kilka drzwi, jednak były one pozamykane. Otwarte były jedne, na samym końcu po lewej. Kiedy je otworzyłem, ponownie poczułem to dziwne uczucie. Zatrzymałem się na chwilę. Wachałem się. Może nawet bałem. W końcu jednak pchnąłem drzwi i wszedłem. Pokój był pusty, nie licząc biurka i krzesła pod oknem. Stała przy nich całkiem młoda kobieta, na oko dwudziestopięcioletnia. Miała czarne włosy zwinięte w dwa koki. Musiła długą, czarwoną suknię z wyszytymi złotą nicią dziwnymi znakami. Patrzyła w okno z rękami splecionymi ze plecami.

-W końcu jesteś.
-W końcu?
-Czekałam na ciebie tu od kilku miesięcy.
-Jak to?
-Zostałeś wybrany.
-Możesz jakoś konkretniej?
-Wszystkich szczegółów dowiesz się w swoim czasie. Teraz ubierz się porządnie.

Odsunęła się i wskazała na kufer pod biurkiem. Wysunął się na środek pokoju i otworzył przede mną. W środku znajdował się lekki skórzany napierśnik i czerwone spodnie. Na dnie leżały jeszcze grube buty oraz pas z dwoma sztyletami. Jeden był zwykłym stalonym, drugi srebrnym. Nie wiedziałem dlaczego, ale nie pytałe. Miałem nadzieję, że się dowiem. Ubrałem się szybko. Strój nie był zbyt wygodny, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Podszedłem do kobiety. Odwróciła odemnie wzrok.

-Powiesz mi teraz, co się dzieje?
-Co nieco mogę ci chyba już teraz wyjaścić. Ale na dokładniejsze informacje będziesz musiał poczekać jeszcze trochę czasu. Ministerstwo nie podjęło jeszcze co do ciebie ostatecznej decyzji.
-Ministerstwo? Jakie ministrerstwo? I jaka decyzja?
-Nie tak szybko. Narazie powiem ci, po co cię tu zaciągaliśmy. Masz wyjątkowy talent w posługiwaniu się bronią. Przydałby nam się ktoś taki.
-To czemu mnie porywaliści zamiast poprosić? I dlaczego nic nie pamiętam?
-Tego już dowiesz się od Ministerstwa, sama nie wiem wiele na ten temat.
-A dlaczego mam inny kolor włosów, dziwny tatuaż i podrobiony pierścień?
-Pierścień nie jest podrobiony, tylko ulepszony. Dodałam mu kilka możliwości, ale musisz samemu je poznać. Mogę jedynie uzupełnić twoją wiedzę lub jakoś cię nakierować w stronę rozwiązania. 
-Dobra... uznajmy, że rozumiem. A co z resztą?
-Tego też niestety nie wiem. Twoim zadaniem będzie pomagać ludziom, chronić ich i tak dalej. Ogólnie, bawić się w bohatera.
-To dałoby się zrobić.
-Tylko twoja pomoc ma polegać na zabijaniu potworów, ewentualnie jakichś bandytów lub takich. Nie trać czasu na zabawy z jakimiś błachostkami.

Zmarszczyłem brwi. Nie podobało mi się takie podejście, ale skinąłem głową. Nie ja ustalałem regóły. Kobieta odwróciła się w stronę briurka. Pogrzebała nieco w leżących tam papierach i wybrała z nich trzy. Podała mi je bez słowa. Przyjrzałem im się uważniej. Jeden z nich to była mapa najbliższej, jak się domyśliłem. Drugi zawierał jakiś schemat dwóch mieczy, standardowo, jeden był ze stali, drugi ze srebra. Na trzeciej kartce widniało moje pierwsze zadanie. 

-Możesz mi powiedzieć, czemu jedna z broni jest srebrna, a druga stalowa?
-Srebrne ostrza umożliwiają łatwiejsze zabicie potworów i jest mniejsza szansa, że taki przeżyje. Wiesz, monstra lubią być czasem uparte. Ale srebro zadaje bardzo płytkie rany ludzkim istotom, dlatego też broń stalowa.
-Dobra, chyba rozumiem.

Dała mi ręką znak, bym poszedł. Skinąłem głową i ruszyłem zaznajomić się z okolicą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro