Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

Nigdy nie potrzebowałam wokół siebie zbyt wielu ludzi.  Tak naprawdę jedyną osobą, którą uznawałam za przyjaciela, był Krzysiek.Do czasu, kiedy poznałam Alka. Co nie oznacza, że o Baczyńskim zapomniałam. Bo nie zapomniałam i nadal jest jedną z ważniejszych osób w moim życiu. Tyle że teraz mam z lekka inne priorytety niż, powiedzmy, rok temu. Mogę śmiało powiedzieć, że małżeństwo sporo mnie w te kilkanaście tygodni nauczyło. Między innymi tego,że warto podejmować spontaniczne decyzje, bo jak inaczej nazwać zorganizowanie ślubu i wesela w kilka dni?  Albo tego,że warto doceniać wszystko, co się ma, bo można to z dnia na dzień stracić bez możliwości powrotu.


***


-Dawno o tym nie rozmawialiśmy, ale co z twoją maturą?-Alek swoim pytaniem wyrwał mnie z zamyślenia. Zerknęłam na niego przelotnie.


-Matura nie zając, nie ucieknie- odparłam bez zastanowienia, wzruszając ramionami.


-Poważnie? Myślałem, że ci na tym zależy.


- A czy ja mówię, że mi nie zależy? Napiszę, ale później- obiecałam mu z uśmiechem.


-Pamiętaj, że nieważne, jak zdecydujesz. Ja będę cię w tym wspierać.


-Kochany jesteś.


***


Od jakiegoś czasu zdarzało mi się rozpłakać ot tak. Z byle powodu, którego czasem sama nie byłam w stanie określić. I tak było też teraz. Siedziałam na kanapie i tępo gapiłam się w ścianę, a z oczu strumieniem ciekły mi łzy, których pojawienia się nie umiałam wyjaśnić nawet samej sobie.


- Basia...co ci jest?


-I w tym jest właśnie, Aleczku, problem, bo... nie mam pojęcia.


-Czy ja dobrze rozumiem, że zalewasz się łzami, nie wiedząc, dlaczego?- zaśmiał się, delikatnie dotykając mojego ramienia.


-Dokładnie tak.


-Ty zwariowałaś, wiesz o tym, prawda?


-Powiedzmy, że mam taką świadomość.


***


Następnego dnia zdecydowałam się na odwiedzenie moich rodziców i babcię, żeby ich poinformować o tych wielkich zmianach mających w niezbyt długim czasie zajść w naszym życiu, jak i o tym,  jaka tragedia nas dotknęła. To będzie cholernie ciężka rozmowa. Na to jedno jesteśmy stuprocentowo przygotowani.  Pewnie będziemy płakać. Niby zdążyliśmy się po tym już pozbierać, ale ten temat nadal jest( i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie) dość trudny, ciężki i nierzadko bardzo bolesny.


-Damy radę, nie?-Alek przywołał na twarz coś w rodzaju smutnego półuśmiechu, który, jak zdołałam wydedukować, miał na celu choć trochę mnie uspokoić.


-Chciałabym w to wierzyć- westchnęłam ciężko.


-Boisz się?- zapytał, z nerwów chyba nie orientując się, że jest to pytanie czysto retoryczne.


-Nie, jestem zupełną oazą spokoju, wiesz?- rzuciłam ironicznie.- A ty?


-Gdyby nie ty, już bym się rozsypał.


-W takim razie, cieszę się, że mogę ci pomóc.


- Ty mi pomagasz samą swoją obecnością obok, wiesz?


- Teraz wiem- stwierdziłam.


-Byłaś kiedyś w górach?- zmienił temat.


- Tak. Ale byłam mała i niewiele z tego pamiętam.


-Kiedyś was tam zabiorę- obiecał, otaczając mnie opiekuńczo ramieniem.


-Nas, czyli...


-Ciebie i dzieciaki- uśmiechnął się.


***


-Mamy coś ważnego do powiedzenia- zaczęłam, biorąc głębszy oddech. - Jestem w ciąży, ale... nie jest to  moja pierwsza.


-Co?- mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.


- Pierwsze dziecko straciliśmy parę tygodni temu, a teraz...-urwałam, czując się już lekko przytłoczona- a teraz znowu się udało i tym razem będzie ich dwójka- uśmiechnęłam się.


-Boże, dziecko, czemu ty nam nic nie powiedziałaś? Pomoglibyśmy wam...


-Tu nie było w czym pomagać. Chcieliśmy sami to przepracować- wyjaśniłam.


-Ktoś wiedział?


-Nasz przyjaciel. Tak naprawdę  poza nami tylko on. Nie wiedziała jego siostra,ojciec, a nawet jego dziewczyna, którą on bardzo kocha. Przez cały czas trzyma język za zębami. Tadeusz jest już taki, że niczego nie powie, jeśli nie zostanie o to poproszony- odpowiedziałam, czując na sobie pełne wściekłości spojrzenia mojej rodziny.


-Czy wy jesteście nienormalni?


-O co chodzi, babciu?-spytałam z przyklejonym do twarzy uśmiechem.


-No wiecie co?! Żeby przyjaciela przed rodzinę stawiać?!


-Traktujemy go jak brata...- szepnęłam, próbując obronić wyciągnięty przez siebie argument.


-Ale nim nie jest!


-Nie znacie go. Musielibyście go poznać, żeby zrozumieć, o co nam chodzi- przekonywałam, popijając herbatę.- To wspaniały człowiek. Urodzony dowódca...


-Taki z niego dowódca, że ludzie przy nim giną- mruknął mój ojciec.


-Tato!


-Przepraszam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro