Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Kochani, ten rozdział możecie potraktować jako kontynuację poprzedniego:)


Kiedy wracaliśmy z kościoła, cały stres z tego dnia zaczynał nas opuszczać i po prostu oboje wybuchnęliśmy śmiechem


-Byłam pewna, że powiesz Aleksy- wyjawiłam, opadając na fotel, gdy tylko na chwilę przestałam się śmiać.


-Powiem ci, że gdyby nie Tadeusz, pewnie bym to zrobił. Miałem to na końcu języka.


-Nie wiem, czy  widziałeś, ale mój tata prawie się o welon przewrócił- przypomniałam.


- A kto ci kazał tą firankę na głowę zakładać?- zapytał ironicznie.


- To nie była firanka!- udałam oburzenie.


-Poważnie? Tak wyglądało.


-Bo jesteś facetem i się nie znasz!


-Żartuję, wyglądasz pięknie


-No ja myślę- uśmiechnęłam się


***


Gdy tylko zaparkowaliśmy pod jego domem, zauważyłam już drugi tego dnia szpaler utworzony przez naszych przyjaciół.  Tym razem, w rękach zamiast szabli trzymali kartonowe tuby zawinięte w srebrny, połyskujący papier. Wysiadłam z samochodu, w dłoniach trzymając bukiet  złożony z białych i różowawych róż, ozdobiony białymi wstążkami. To robota Danusi,siostry Janka.


- Dobra, przyjechali!- wrzasnął Rudy na nasz widok. Wszyscy poczekali chwilę, aż podejdziemy bliżej i zostaliśmy z każdej strony obsypani złotym brokatem, który już po chwili  był praktycznie wszędzie. Mieliśmy  go na ubraniach, we włosach i wszędzie, gdzie tylko się obracaliśmy. Z emocji nie doskwierał mi powiewający chłodny wiatr. Tak naprawdę,dowiedziałam się o nim dopiero  przy robieniu zdjęć, kiedy babcia bacznie przyjrzała  się  moim odkrytym ramionom i z kwaśną miną orzekła:


-Dziecko, załóż coś na siebie, zamarzniesz tu zaraz.


-Babciu, czy mogłabyś nie marudzić w temacie mojego ubioru w dzień mojego ślubu?- poprosiłam. Może niezbyt uprzejmie, ale nie umiałam inaczej.


-Patrzcie ją, ledwo od ziemi odrosła, a ma się czelność wykłócać- prychnęła.


- Chyba nie tak ledwo, skoro jakąś godzinę temu wyszłam za mąż.


Pokręciła głową z dezaprobatą.


- Ty się musisz, dziewczyno, zmienić, bo jak się tak dalej będziesz zachowywać, nikt z tobą nie wytrzyma.


To zdanie, wbrew pozorom, wcale mnie nie dotknęło. Wręcz przeciwnie, spłynęło po mnie jak po przysłowiowej kaczce. Gdy coś słyszy się systematycznie przez prawie dziewiętnaście lat, prędzej czy później, staje się to zupełnie obojętne. Wiedziałam, że babcia bardzo mnie kocha. Tylko ma dość trudny i ciężki charakter, przez co czasem potrafi być, delikatnie mówiąc, brutalnie szczera.


- Z całym szacunkiem, ale jeśli mam dla kogokolwiek się zmieniać, to tylko i wyłącznie dla siebie. 


- Oj, Baśka, trzy światy z tobą, a piąty malutki.


***



Przed wejściem do domu, Alek przeniósł mnie przez próg. Wtedy moim oczom ukazała jego mama trzymająca w rękach tackę z dwoma małymi kieliszkami, jak się domyślałam, wódki, trochę soli zaraz obok nich i bochenek chleba pośrodku. Kobieta spojrzała na naszą dwójkę.


- Kochani, witamy was chlebem i solą,żeby wam chleba i soli nigdy w życiu nie zabrakło- uśmiechnęła się, tłumiąc łzy.- W jednym kieliszku jest woda, w drugim wódka. To z was, które wylosuje wódkę, będzie rządziło w małżeństwie- wyjaśniła. Alek wziął jeden z nich i bardzo szybko go wychylił.  Niemal od razu się skrzywił. 


- Teraz ty- rzucił do mnie.


Powtórzyłam czynność, którą on sam zrobił przed chwilą. Moja reakcja była taka sama jak jego. Wniosek był jeden. Dzielimy się władzą.


***


-Gdzie jest ojciec chrzestny naszego małżeństwa?- zaśmiałam się, popijając wino.


- W sensie, że Krzychu?- upewnił się Aleksy.


- Dokładnie.


- Tego ci, kochanie, nie powiem, ale jestem pewny jednego.


-Czego?- spytałam zaciekawiona.


-Że Zocha się nachlał i za chwilę zaliczy zjazd.


-Aż tak? Chyba nie jest z nim tak źle- stwierdziłam.


- Nie jest źle? Baśka, ja go nigdy tak nastukanego nie widziałem!


-Serio?


-Serio, serio. Więc jak chcesz zobaczyć pijanego Zawadzkiego, to się przypatrz, bo drugiej takiej okazji już możesz nie mieć.- poradził mi. - O wilku mowa- mruknął, kiedy Zośka zaczął się do nas zbliżać. O dziwo, wcale nie wyglądał na kogoś,kto przesadził z drinkami.  Nie chwiał się. Mogłabym nawet powiedzieć, że wyglądał całkiem normalnie.


-No cześć, zakochani- wybełkotał. Dobra, Alek nie przesadzał, Zośka był schlany, pomyślałam.


- Jak się bawisz?


-Super! Powiem ci pewną rzecz, Basia.


-Słucham- powiedziałam obojętnie.


-Poznałem twojego męża,zanim ty go poznałaś i...


-I co?


- I weź się lepiej porządnie wyśpij, bo jak on się tobą zajmie, masz jak w banku, że długo nie pójdziesz spać.


-Dzięki, zapamiętam.


- Tadeusz... przystopuj trochę, co?


-Co?


-Ty jesteś pijany, gościu.


- Sam jesteś pijany!


-Ja nawet alkoholu w ustach od paru godzin nie miałem- Alek wybuchł śmiechem, widząc, że dalsza dyskusja z przyjacielem jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu.


-Dajcie spokój, ogarnę go-zadeklarowała się Hanka, uśmiechając się przepraszająco.


Sam się ogarnę- zaprotestował.


-Taa, na pewno. Ty się tak ogarniesz, że cię jutro własny ojciec nie pozna.


- W dupie mam jego zdanie. Zabrał nam matkę, zapomniałaś? Ona nas potrzebowała, a on miał wyjebane.


-Zamknij się! Mama się w grobie przewraca, jak widzi, co tu robisz.


- Co,,zamknij się"? To wszystko jest prawda!


-Przepraszam za niego.


-Hania, nie szkodzi- zapewniłam.


***


Około drugiej nad ranem kończyliśmy wesele. Nie byłam zbytnio zmęczona, a przynajmniej tak mi się wydawało.


- No to dobranoc- mój mąż pożegnał Rudego i Zośkę z dosyć wymownym uśmiechem.


-Bawcie się dobrze-zaśmiał się  Bytnar.


-Tylko się zabezpieczcie- zawołał Zośka.


-Zamknij japę , idioto!- upomniała go siostra.


***


Jedynymi rzeczami, które zrobiliśmy po znalezieniu się w sypialni, było ściągnięcie ubrań z siebie nawzajem i rzucenie się na łóżko, nie przestając się całować...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro