Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Przygotowania do ślubu zaczęliśmy niemalże z miejsca. Postanowiliśmy działać tak spontanicznie, jak to tylko możliwe. Gdy tylko  oznajmiliśmy wszystkim, że chcemy się pobrać jeszcze w tym miesiącu, rozpoczęło się pełne ekscytacji planowanie dosłownie  każdego szczegółu.  Moja mama poprosiła naszą znajomą krawcową o uszycie mi sukienki. Moja ( już niedługo) teściowa obleciała chyba wszystkie kościoły w Warszawie, żeby znaleźć księdza, który mógłby praktycznie z marszu udzielić nam ślubu. Nie było łatwo, bo prawie każdy terminarz był po brzegi wypełniony pogrzebami, ale koniec końców, znalazło się dla nas miejsce w kościele świętej Anny na Wilanowie. Mój tata od razu zadeklarował się, że odprowadzi mnie do ołtarza. Rudy i Zośka obiecali zrobić dla nas szpaler pod kościołem i, co najważniejsze,Janek przysiągł niczego jako świadek nie spieprzyć. Dziewczyny natomiast zobowiązały się przygotować mnie od A do Z.  Nie mam pojęcia, skąd Hala wytrzasnęła buty, które uznała za idealne, bo ja na ich widok byłam lekko przerażona. To były białe szpilki z srebrną ozdobą. Były piękne i nie byłoby w nich nic złego, gdyby nie to, że długość obcasa wynosiła równo...dziesięć i pół centymetra.Owszem, miało to swoje plusy, jak na przykład to, że dzięki nim będę mierzyć nieco ponad metr siedemdziesiąt i pierwszy raz w życiu nie będę przy Alku wyglądała jak krasnal.Mimo że starałam się je rozchodzić od kilku dni i nieskromnie powiem, że nieźle mi to szło, bałam się, że jakimś cudem przydepnę sobie nimi sukienkę,a ja za wszelką cenę chciałam uniknąć na swoim ślubie jakiejkolwiek, nawet najmniejszej wpadki. Jako, że moja przyszłą  szwagierka i zarazem świadkowa wierzy, że zobaczenie panny młodej przed ślubem przynosi pecha, orzekła, że ja i Alek nie zobaczymy siebie nawzajem do momentu błogosławieństwa w domu.


***


Do ślubu zostało nam raptem paręnaście godzin. Bladym świtem zostałam dość brutalnie obudzona przez Marylkę. Uderzała drewnianą łyżką o trzymany prawej dłoni garnek, nucąc przy tym marsz weselny.


- Co ty odwalasz?! Sąsiadów pobudzisz!- uciszyłam ją, podnosząc głowę z poduszki.


- I bardzo dobrze!- zawołała.


- Oszalałaś?


- Ktoś tu dzisiaj wychodzi za mąż- zaćwierkała, uśmiechając się szeroko.


- Właśnie.. gdzie jest Alek? Czemu go tu jeszcze nie ma?!- spytałam nerwowo, nadal jeszcze trochę zaspana.


- Ty coś brałaś? Przecież on od wczoraj śpi u Zośki, żeby cię nie widzieć- przypomniała mi.


- Naprawdę nie mógłby tu teraz być?


- No chyba na głowę upadłaś- oburzyła się.- Wy się teraz nie możecie zobaczyć! Ani ty jego, ani tym bardziej on ciebie.


- Ty  naprawdę w to wierzysz, czy tylko udajesz, bo ci mama kazała?


- Idziemy robić makijaż?- zmieniła temat, ignorując moje pytanie. 


- Możemy. Włosy też?


- Pewnie!- klasnęła w dłonie.


***


Po kilku godzinach siedziałam już ze zrobionym makijażem i włosami, które falami opadały mi na ramiona Mimo braku śniadania, wcale nie odczuwałam głodu. Stres, pomyślałam. Nagle rozległo się intensywne pukanie do drzwi, a do mojego domu wpadła Hanka, siostra Zośki. 


- Mój brat tu jedzie!- oznajmiła, stając w progu pokoju.


- Co?! przecież mieli być za czterdzieści minut- jęknęłam wystraszona. Skoro jechał tu Zośka, oznaczało to też wcześniejszy przyjazd Alka.


-Wiem! Ale co ja poradzę, że kretyn pomylił godziny?- wywróciła oczami.


-Zaraz, zaraz. Tadeusz, mistrz układania strategii i planowania wszystkiego, nagle myli godziny?Szczególnie jeśli chodzi o coś tak ważnego jak ślub przyjaciela?- zastanowiłam się na głos z powątpiewaniem.


- To właśnie stres robi z tym człowiekiem- westchnęła.


-Stres? Czym on się niby stresuje?


 - Jego o to pytaj, ja z nim nie wytrzymuję.


Zaraz dołączyła do nas Hala z moją sukienką i butami. Wokół mnie z minuty na minutę było coraz więcej ludzi, co zaczynało powoli mnie przytłaczać. Przebrałam się i czekałam.Moja sukienka była dość długa i odsłaniała ramiona Dopiero teraz spłynął na mnie cały ten stres, który dotąd nie był zbytnio wyczuwalny. Usłyszałam, jak w przedpokoju otworzyły się drzwi, a potem doszło do mnie pukanie do drzwi pokoju, w którym siedziałam. Mimo chęci, mięśnie spięły mi  się do tego stopnia, że nie byłam w stanie się ruszyć.


- Czemu nie otwiera?- spytał Alek ze słyszalnym w głosie strachem.


- Może czeka, aż ją wykupisz?- zasugerował Rudy, śmiejąc się do niego nerwowo.


-Idę!- zapewniłam, chwytając za klamkę. Wyszłam. Wszyscy byli ubrani w mundury.


- O.Mój. Boże- wycedził na mój widok.


-Co jest?


-Ty jesteś piękna!-zawołał, a w oczach stanęły mu łzy.- Powiem ci, siostra, postarałaś się.


- Tak miało być. 


- A gdzie jest Jasiek?- spytałam.


- Rudy! -wrzasnął Zośka.


 -Jestem! Samochód dekorowałem!-wyjaśnił


-Chryste, człowieku...


- Zbieramy się?


- Tak.


***


Stojąc z tatą w przedsionku kościoła, dokładnie słyszałam rozmowę Alka z Rudym.


- Spokojnie, stary. Powiedz tylko,,tak" i po wszystkim. Proste, nie?


- I pamiętaj, masz na imię Maciej- przypomniał mu Zawadzki.


-Dzięki, Tadziu.


Wkrótce potem zabrzmiała muzyka, a ja ruszyłam w stronę ołtarza.


***


I właśnie nadszedł ten moment, kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie i podaliśmy sobie prawe dłonie. Miałam dużo szczęścia, że to nie ja zaczynałam przysięgę, bo ze stresu głos na pewno uwiązłby mi gardle. Spojrzałam na Alka z delikatnie się uśmiechnęłam, a on zaczął mówić:


-Ja Maciej biorę ciebie, Barbaro, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.


Moja kolej.


-Ja Barbara biorę ciebie, Macieju, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.


***


- No i mamy nową Dawidowską w rodzinie- powiedział zadowolony z siebie, kiedy wychodziliśmy. Nad naszymi głowami został utworzony szpaler,a po chwili poczułam delikatne uderzenie w pośladki. Wedle tradycji, powinnam zostać uderzona szablą właśnie w to miejsce. I zostałam. Przez Zośkę.


- Witamy w armii Szarych Szeregów- uśmiechnął się, a ja wiedziałam, że czeka mnie cudowne życie z równie wspaniałymi ludźmi wokół siebie.



Hej!

No i wzięli ślub!

Przyznawać się, kto wzruszył się ze mną? Piszcie!

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro