Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

                          -Christie-
Znienawidzony poniedziałek. Dziś zaczyna się kolejny męczący tydzień. Tego ranka wykonałam rutynowe poranne czynności i udałam się do szkoły. W szkole jak zwykle nie działo się nic specjalnego. Nie miałam na dzisiejszy dzień specjalnych planów oprócz treningu oraz odwiedzin Matthew.

- Masz te zaproszenia? - zapytałam Miriam, gdy byłyśmy blisko hali sportowej.

- Tak mam. Dla Matthew, Dana i Luisa- odpowiedziała wskazując na dużą koperty zaproszeniami w środku.

- Dobrze, że dzisiaj poszłyśmy same bez Olivera. Będziemy mogły je spokojnie rozdać- stwierdziłam.

- Ale co powiemy Olivierowi, jeżeli się nas zapyta, dlaczego przyszłyśmy tak wcześnie? - zapytała o nasze alibi na wszelki wypadek.

- Powiemy, że byłyśmy w bibliotece- odpowiedzialna na jej pytanie zatrzymując się przed halą sportową.

- Cześć- przywitałyśmy się z Matthew, Luisem i Danem.

- Cześć. Co słychać? - zapytał Matt opierając się o budynek.

- Mamy dla was zaproszenia na osiemnastkę Oliviera- odpowiedziała wyjmując koperty.

- Proszę, - powiedziała rozdając zaproszenia- liczymy na waszą obecność.

- Jak chcecie możecie przyjść z osobą towarzyszącą- dodałam.

- Dzięki za zaproszenie-powiedział Matt po czym się uśmiechnął w moją stronę.

- Z chęcią przyjdę- Matt włożył zaproszenie do torby.

- Mam jeszcze do was prośbę- powiedziałam skupiając wzrok na chłopakach.

- W czym możemy pomóc? - zapytał Dan.

- Trzeba pod jakimś pretekstem doprowadzić w sobotę Oliviera nad jezioro. Dalibyście radę... no nie wiem... powiedzieć, że macie spotkanie drużyny, aby omówić sprawy związane z zbliżającymi się meczami albo coś w tym stylu? Tak żeby niczego się nie spodziewając udał się z wami na jezioro- wyjaśniła.

- Nie ma sprawy. Jakoś to załatwimy. O nic się nie martwcie- zapewniał nas Matt.

- Cześć. A co wy dzisiaj tak wcześnie, myślałem, że was nie będzie? - zapytał Olivier zdziwiony naszym wcześniejszym oraz niezapowiedzianym przyjściem na trening siatkówki.

- Byłyśmy w bibliotece- odpowiedziała na pytanie.

- Chodźmy już do środka, zaraz zaczyna się trening- powiedział Dan do wszystkich zebranych.

- Nic się nie zmieniło w sprawie naszego dzisiejszego spotkania? - zapytał mnie Matt, gdy wchodziliśmy do sali.

- Nic, tak jak się umawialiśmy dzisiaj o osiemnastej u mnie- odpowiedziałam po czym uśmiechnęłam się w jego stronę.

                       ***
Zbliżała się osiemnasta. Postanowiłam się przygotować do odwiedzin Matta. Zaczęłam od powierzchownego posprzątania domu. Zadbałam o swój schludny wygląd, a mianowicie odświeżyłam się, przeczesałam włosy oraz ubrałam granatowe leginsy oraz białą tunikę. Punkt o osiemnastej usłuchałam charakterystyczny dźwięk silnika motocykla dzięki czemu wiedziałam, że wyczekiwany przez mnie gość znajduje się na mojej posesji. Po kilkudziesięciu sekundach rozległ się dzwonek do drzwi.

- Hej- przywitałam się z Matthew po tym jak otworzyłam mu drzwi.

- Cześć. Ładnie dziś wyglądasz- powiedział mierząc mnie wzrokiem.

- Dziękuje. Zapraszam do środka. Rozgość się- zaprosiłam Matta do środka.

- Dzięki.

- Napijesz się kawy? - zapytałam w czasie, gdy zdejmował kurtkę.

- Z chęcią- odpowiedział siadając na kanapę w salonie.

Po kilku minutach filiżanki z gorącą kawą oraz szarlotka stałam na stoliku. Usiadłam obok Matthew na kanapie i kontynuowałam z nim rozmowę.

- Powiem ci szczerze, myślałem, że nikt nie potrafi upiec lepszą szarlotkę od mojej babci. Jednak się myliłem- powiedział po tym jak spróbował ciasta.

- Cieszę się, że ci smakuje. Zrobiłam ją wspólnie z mamą.

- Jeśli można wiedzieć to czym się zajmują twoi rodzice? - zapytał przyglądając się zdjęciu stojącemu na szafce.

- Mama jest księgową, a tata- w taj chwili zamilkłam na kilka sekund-był sprzedawcą nieruchomości.

Z trudem wspominałam ten feralny moment. Moje życie tego dnia zupełnie zmieniło swój bieg. Wszystko do czego w tamtym czasie dążyłam przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Moje marzenia, cele w życiu zastąpiło rozmyślanie czy mogłam temu wszystkiemu zapobiec.

-Matt-
- Był? - zadałem pytanie zupełnie nie przemyślawszy tego.

- Zmarł w grudniu- odpowiedziała z bólem roniąc przy tym łzy.

- Przepraszam nie powinienem o to pytać- powiedziałem gładząc Christie za dłoni.

- Nic się nie stało, naprawdę- mówiąc to ocierała łzy spływające po policzku.

Uświadomiłem sobie, że tym pytaniem sprawiłem jej ból. Poruszyłem temat, który był dla niej naprawdę trudny, co było widać po jej reakcji. W tamtej chwili pierwszy raz doprowadziłem ją do łez.

- Słyszałam, że niedawno zacząłeś pracę? - zapytała najprawdopodobniej chcąc zmienić temat naszej rozmowy.

- Tak. Od tygodnia dorabiam sobie w barze kuzyna Luisa jako barman. Może odwiedziłabyś mnie kiedyś w pracy?

- Z chęcią, w jakie dni pracujesz?

- We wtorki, czwartki od osiemnastej do dwudziestej trzeciej- odpowiedziałem na pytanie nastolatki.

- Ja już niestety będę leciał. Obiecałem siostrze, że jej pomogę w domu- dodałem.

- Dziękuje za odwiedziny- powiedziała, gdy ubierałem kurtkę.

- Przyjemność po mojej stronie- powiedziałem do Christie, gdy byliśmy na zewnątrz.

- Do zobaczenia- pożegnałem się wsiadając na motocykl.

- Cześć.

Od razu po tym jak pożegnałem się z Christie pojechałem do Cass. Jadąc myślałem o przebiegu naszego spotkania. No nie oszukujmy się zepsułem je. Powinienem się powstrzymać od drążenia tego tematu. Przez moje bezsensowne pytanie doprowadziłem ją do łez. Nie byłem z tego dumny wręcz przeciwnie czułem się z tym naprawdę źle.

- Hej- przywitałem się z siostrą całując ją w policzek.

- Cześć braciszku. Dziękuje, że przyjechałeś.

- Nie ma za co. W czym mogę ci pomóc? - zapytałem.

- Coś się z drzwiami stało. Ciągle się zatrzaskują. Rafael by je naprawił, ale dopiero w piątek wraca z delegacji- wyjaśniła wskazując na drzwi.

- Zobaczę co da się zrobić. Masz jakiś śrubokręt? - zapytałem przyglądając się zamkowi w drzwiach od mieszkania.

- Jest w skrzynce- wskazała na skrzynkę na narzędzia stojącą na komódce w korytarzu.

- Zrobić ci kawę? - dodała zmierzając w stronę kuchni.

- Za kawę dziękuję, ale z chęcią napiłbym się czegoś zimnego- powiedziałem próbując naprawić zamek drzwiach.

- Już się robi. A tak w ogóle co u ciebie słychać? Słyszałam, że byłeś dzisiaj na kawie u koleżanki- powiedziała z naciskiem na ,,koleżanki".

- Tak to prawda, byłem. A kto ci o tym powiedział? Niech zgadnę Luis się wygadał? - zapytałem jednocześnie domyślając się odpowiedzi jaka padnie z jej ust.

- Po tym jak na początku nie odbierałeś, gdy do ciebie dzwoniłam postanowiłam zadzwonić do Luisa. Wtedy powiedział mi o twojej randce.

- To nie była randka. To tylko koleżeńskie spotkanie-wyjaśniłem po tym jak zrobiłem łyk coli ze szklanki.

- Koleżeńskie spotkanie. Jakoś w to nie wierze.

- Teraz zamek powinien działać. Jak to nie pomoże to po prostu trzeba będzie wymienić go- zakończyłem naprawiać mechanizm.

- Muszę już wrócić do domu zrobiło się późno- przytuliłem siostrę na pożegnanie.

- Pa. Jedź ostrożnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro