Rozdział 8
-Christie-
Znienawidzony poniedziałek. Dziś zaczyna się kolejny męczący tydzień. Tego ranka wykonałam rutynowe poranne czynności i udałam się do szkoły. W szkole jak zwykle nie działo się nic specjalnego. Nie miałam na dzisiejszy dzień specjalnych planów oprócz treningu oraz odwiedzin Matthew.
- Masz te zaproszenia? - zapytałam Miriam, gdy byłyśmy blisko hali sportowej.
- Tak mam. Dla Matthew, Dana i Luisa- odpowiedziała wskazując na dużą koperty zaproszeniami w środku.
- Dobrze, że dzisiaj poszłyśmy same bez Olivera. Będziemy mogły je spokojnie rozdać- stwierdziłam.
- Ale co powiemy Olivierowi, jeżeli się nas zapyta, dlaczego przyszłyśmy tak wcześnie? - zapytała o nasze alibi na wszelki wypadek.
- Powiemy, że byłyśmy w bibliotece- odpowiedzialna na jej pytanie zatrzymując się przed halą sportową.
- Cześć- przywitałyśmy się z Matthew, Luisem i Danem.
- Cześć. Co słychać? - zapytał Matt opierając się o budynek.
- Mamy dla was zaproszenia na osiemnastkę Oliviera- odpowiedziała wyjmując koperty.
- Proszę, - powiedziała rozdając zaproszenia- liczymy na waszą obecność.
- Jak chcecie możecie przyjść z osobą towarzyszącą- dodałam.
- Dzięki za zaproszenie-powiedział Matt po czym się uśmiechnął w moją stronę.
- Z chęcią przyjdę- Matt włożył zaproszenie do torby.
- Mam jeszcze do was prośbę- powiedziałam skupiając wzrok na chłopakach.
- W czym możemy pomóc? - zapytał Dan.
- Trzeba pod jakimś pretekstem doprowadzić w sobotę Oliviera nad jezioro. Dalibyście radę... no nie wiem... powiedzieć, że macie spotkanie drużyny, aby omówić sprawy związane z zbliżającymi się meczami albo coś w tym stylu? Tak żeby niczego się nie spodziewając udał się z wami na jezioro- wyjaśniła.
- Nie ma sprawy. Jakoś to załatwimy. O nic się nie martwcie- zapewniał nas Matt.
- Cześć. A co wy dzisiaj tak wcześnie, myślałem, że was nie będzie? - zapytał Olivier zdziwiony naszym wcześniejszym oraz niezapowiedzianym przyjściem na trening siatkówki.
- Byłyśmy w bibliotece- odpowiedziała na pytanie.
- Chodźmy już do środka, zaraz zaczyna się trening- powiedział Dan do wszystkich zebranych.
- Nic się nie zmieniło w sprawie naszego dzisiejszego spotkania? - zapytał mnie Matt, gdy wchodziliśmy do sali.
- Nic, tak jak się umawialiśmy dzisiaj o osiemnastej u mnie- odpowiedziałam po czym uśmiechnęłam się w jego stronę.
***
Zbliżała się osiemnasta. Postanowiłam się przygotować do odwiedzin Matta. Zaczęłam od powierzchownego posprzątania domu. Zadbałam o swój schludny wygląd, a mianowicie odświeżyłam się, przeczesałam włosy oraz ubrałam granatowe leginsy oraz białą tunikę. Punkt o osiemnastej usłuchałam charakterystyczny dźwięk silnika motocykla dzięki czemu wiedziałam, że wyczekiwany przez mnie gość znajduje się na mojej posesji. Po kilkudziesięciu sekundach rozległ się dzwonek do drzwi.
- Hej- przywitałam się z Matthew po tym jak otworzyłam mu drzwi.
- Cześć. Ładnie dziś wyglądasz- powiedział mierząc mnie wzrokiem.
- Dziękuje. Zapraszam do środka. Rozgość się- zaprosiłam Matta do środka.
- Dzięki.
- Napijesz się kawy? - zapytałam w czasie, gdy zdejmował kurtkę.
- Z chęcią- odpowiedział siadając na kanapę w salonie.
Po kilku minutach filiżanki z gorącą kawą oraz szarlotka stałam na stoliku. Usiadłam obok Matthew na kanapie i kontynuowałam z nim rozmowę.
- Powiem ci szczerze, myślałem, że nikt nie potrafi upiec lepszą szarlotkę od mojej babci. Jednak się myliłem- powiedział po tym jak spróbował ciasta.
- Cieszę się, że ci smakuje. Zrobiłam ją wspólnie z mamą.
- Jeśli można wiedzieć to czym się zajmują twoi rodzice? - zapytał przyglądając się zdjęciu stojącemu na szafce.
- Mama jest księgową, a tata- w taj chwili zamilkłam na kilka sekund-był sprzedawcą nieruchomości.
Z trudem wspominałam ten feralny moment. Moje życie tego dnia zupełnie zmieniło swój bieg. Wszystko do czego w tamtym czasie dążyłam przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Moje marzenia, cele w życiu zastąpiło rozmyślanie czy mogłam temu wszystkiemu zapobiec.
-Matt-
- Był? - zadałem pytanie zupełnie nie przemyślawszy tego.
- Zmarł w grudniu- odpowiedziała z bólem roniąc przy tym łzy.
- Przepraszam nie powinienem o to pytać- powiedziałem gładząc Christie za dłoni.
- Nic się nie stało, naprawdę- mówiąc to ocierała łzy spływające po policzku.
Uświadomiłem sobie, że tym pytaniem sprawiłem jej ból. Poruszyłem temat, który był dla niej naprawdę trudny, co było widać po jej reakcji. W tamtej chwili pierwszy raz doprowadziłem ją do łez.
- Słyszałam, że niedawno zacząłeś pracę? - zapytała najprawdopodobniej chcąc zmienić temat naszej rozmowy.
- Tak. Od tygodnia dorabiam sobie w barze kuzyna Luisa jako barman. Może odwiedziłabyś mnie kiedyś w pracy?
- Z chęcią, w jakie dni pracujesz?
- We wtorki, czwartki od osiemnastej do dwudziestej trzeciej- odpowiedziałem na pytanie nastolatki.
- Ja już niestety będę leciał. Obiecałem siostrze, że jej pomogę w domu- dodałem.
- Dziękuje za odwiedziny- powiedziała, gdy ubierałem kurtkę.
- Przyjemność po mojej stronie- powiedziałem do Christie, gdy byliśmy na zewnątrz.
- Do zobaczenia- pożegnałem się wsiadając na motocykl.
- Cześć.
Od razu po tym jak pożegnałem się z Christie pojechałem do Cass. Jadąc myślałem o przebiegu naszego spotkania. No nie oszukujmy się zepsułem je. Powinienem się powstrzymać od drążenia tego tematu. Przez moje bezsensowne pytanie doprowadziłem ją do łez. Nie byłem z tego dumny wręcz przeciwnie czułem się z tym naprawdę źle.
- Hej- przywitałem się z siostrą całując ją w policzek.
- Cześć braciszku. Dziękuje, że przyjechałeś.
- Nie ma za co. W czym mogę ci pomóc? - zapytałem.
- Coś się z drzwiami stało. Ciągle się zatrzaskują. Rafael by je naprawił, ale dopiero w piątek wraca z delegacji- wyjaśniła wskazując na drzwi.
- Zobaczę co da się zrobić. Masz jakiś śrubokręt? - zapytałem przyglądając się zamkowi w drzwiach od mieszkania.
- Jest w skrzynce- wskazała na skrzynkę na narzędzia stojącą na komódce w korytarzu.
- Zrobić ci kawę? - dodała zmierzając w stronę kuchni.
- Za kawę dziękuję, ale z chęcią napiłbym się czegoś zimnego- powiedziałem próbując naprawić zamek drzwiach.
- Już się robi. A tak w ogóle co u ciebie słychać? Słyszałam, że byłeś dzisiaj na kawie u koleżanki- powiedziała z naciskiem na ,,koleżanki".
- Tak to prawda, byłem. A kto ci o tym powiedział? Niech zgadnę Luis się wygadał? - zapytałem jednocześnie domyślając się odpowiedzi jaka padnie z jej ust.
- Po tym jak na początku nie odbierałeś, gdy do ciebie dzwoniłam postanowiłam zadzwonić do Luisa. Wtedy powiedział mi o twojej randce.
- To nie była randka. To tylko koleżeńskie spotkanie-wyjaśniłem po tym jak zrobiłem łyk coli ze szklanki.
- Koleżeńskie spotkanie. Jakoś w to nie wierze.
- Teraz zamek powinien działać. Jak to nie pomoże to po prostu trzeba będzie wymienić go- zakończyłem naprawiać mechanizm.
- Muszę już wrócić do domu zrobiło się późno- przytuliłem siostrę na pożegnanie.
- Pa. Jedź ostrożnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro