Rozdział 49
-Matt-
Obudziłem się przed dziesiątą, podczas gdy Christie już nie było w łóżku. Ubrany w same bokserki i podkoszulek udałem się do łazienki, stanąłem przed lustrem i zimną wodą przemysłem twarz. Gdy doprowadziłem się nieco do porządku i postanowiłem się przebrać. Idąc znów na piętro zauważyłem, że Tysia robi coś w kuchni.
- Chyba pora zjeść śniadanie - powiedziałem dam po siebie gładząc się po brzuchu.
Zaraz potem byłem już na dole i cicho weszłam do kuchni i usiadłem przy wyspie kuchennej kładąc kask na drogie krzesło.
Przyglądałem się jej od tyłu. Była ubrana w czarne leginsy i dopasowaną białą koszulkę z nadrukiem.
- Dzisiaj to ja robię śniadanie - powiedziała zauważając mnie kątem oka.
Podeszła do wyspy kuchennej, wzięła go i wracając do smażenia naleśników założyła go na głowę.
- Ty moja słodka wariatko - byłem nieco rozbawiony spoglądając na to co robi.
- Nigdzie nie jedziesz - wskazała na mnie drewnianą łyżką - Robię naleśniki.
- Ty wiesz, że cię kocham - objąłem ją od tyłu i pocałowałam czule w ramie.
- Wiem o tym doskonale skarbie - pogłaskała mnie po dłoni, która znajdowała się na jej biodrze.
Usiadłem znów przy wyspie i postanowiłem wykonać telefon do przyjaciół z którymi byłem umówiony na wspólną przejażdżkę na motocyklach.
- Panowie - powiedziałem jak tylko usłyszałem głos Luisa - Mogę się trochę spóźnić. Później się wytłumaczę. Cześć.
Miałem nadzieję, że się na mnie nie obrażą. Ale nie mogłem przepuścić okazji, aby nie zjeść na naleśników przygotowanych przez najważniejszą kobietę w moim życiu. Minęło kilka minut, naleśniki były gotowe a my siedzieliśmy przy stole razem zajadając się nimi.
- Kochanie jesteś brudna? - powiedziałem biorąc gryza naleśnika ze słodką nutellą i bananem.
- Gdzie? - skończyła przeżuwać kładąc delikatnie dłoń na moim udzie.
- Tu - starłem wnętrze naleśnika spod jej ust.
- Z pełną buzią się nie mówi. Mama nie nauczyła?
Chwyciłem delikatnie dłonią za jej żuchwę marszcząc delikatnie jej gładziutki policzek i złożyłem na jej ustach wspaniałych ustach subtelny, aczkolwiek czuły pocałunek.
-Oj. A mama nie uczyła, że nie ładnie tak kusić? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie kończąc pocałunek, następnie oblizując delikatnie górną wargę.
- Nie. Nie uczyła - nasze twarze nadal dzieliło tylko kilka centymetrów.
- No to ja muszę cię jeszcze parę rzeczy nauczyć - pocałowałem ją szybko w noc - Ja już będę się zbierał skarbie. Podczas mojej nieobecności proszę uważaj na siebie, to jest dla mnie bardzo ważne; martwię się - wstałem od stołu i udałem się w stronę wyspy kuchennej po to, aby wziąć swój czarny motocyklowy kask.
- Ja zawsze uważam na siebie. Dziękuję za troskę - czule mnie przytuliła wsuwając dłonie pod górę mojego kombinezonu - Jedź ostrożnie. Pamiętaj kocham cię.
- Dobrze kochanie, będę grzeczny - odgarnąłem włosy z jej czoła i delikatnie musnąłem je ustami.
Wyszedłem z domu trzymając w dłoni kask. Udałem się do garażu a po otworzeniu drzwi wszedłem do niego, aby wyjechać Kawą. Wsiadłem na motocykl, przekręciłem klucz w stacyjce. Zanim wyjechałam na ulice stanąłem na podjeździe, zamknąłem garaż oraz założyłem kask po czym zrobiłem znak krzyża.
***
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - zapytał Luis, gdy siedzieliśmy w barze i piliśmy zimne napoje.
Myślałem nad tym co planuję wpatrzony w szklankę. Wiedziałem, że moja decyzja wiele może zmienić, nie tylko zresztą w moim życiu, ale i w życiu innych. Chwilami zastanawiałem się jak na to zareagują inni, miałem nawet wątpliwości czy zwierzyć się najlepszemu przyjacielowi, lecz wiedząc, że zawsze mam w nim wsparcie zdecydowałem się mu o tym powiedzieć.
- Tak przyjacielu. Jestem pewien - odpowiedziałem zdecydowanie patrząc mu prosto w oczy.
Przyglądał się mi bacznie. W jego oczach widziałem zrozumienie, którego tak bardzo oczekiwałem, był on pierwszą osobą, której o tym powiedziałem.
- W twoich rozmowach z Christie przewijał się już ten temat? - dopytywał ze szczerym zainteresowaniem.
- Nie. Nie byłem pewien czy mogę rozpoczynać w ogóle rozmowy na takie tematy, nie chciałem jej speszyć - wyjaśniłem, chcąc, aby widział jasno całą sytuację.
- Rozumiem. Ale co cię akurat teraz do tego skłoniło? - mówił popijając colę.
- Sam nie wiem - uśmiechnąłem się szczerze - Jak to mówią chyba dorosłem do tego - śmiałem się pod nosem przypominając sobie słowa mojej mamy.
- Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie po twojej myśli.
Piliśmy napoje w ciszy. W pewnej chwili wpadł Dan razem z Olivierem. Podeszli do nas cicho i przykuli na nas swoją uwagę klepiąc nas lekko po plecach. Usiedli obok nas przy barze.
- Ktoś umarł ze tu taka grobowa cisza? - zapytał Olivier opierając się łokciem o bar.
- Nie - zacząłem się lekko śmiać.
- To co ty taki jakiś nie swój? - zapytał Dan przyglądając się mi.
- Zdaje ci się - odpowiedziałem uspokajając przyjaciela jednocześnie nie chcąc pokazać mojego zamyślenia.
Spędziliśmy w barze około trzy godziny w bardzo przyjemnej atmosferze. Wracając do domu jechałem w towarzystwie Oliviera. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zatankować nasze pojazdy. Płacąc na stacji kupiłem za paliwo zakupiłem również trochę słodyczy, ponieważ Tysia w ostatnim czasie bardzo często miała na nie ochotę.
- Kochanie, jesteśmy - weszliśmy do środka i zauważając, że Christie siedzi w salonie w towarzystwie moich rodziców i Miriam.
Kaski położyliśmy na komódce stojącej przy wejściu i po zawieszeniu naszych kurtek od kombinezonu na wieszaki usiedliśmy obok dziewczyn na kanapie.
- No kochanie, proszę - wręczyłem jej reklamówkę z niedawno kupionymi słodyczami.
- Skąd wiedziałeś? - była zaskoczona.
- Znam cię tak dobrze, że jestem w stanie się tego domyślić - pocałowałem ją w czoło, podczas gdy ona otwierała tabliczkę czekolady mlecznej, która była jej ulubioną.
- Ty też byś się potrafił takich rzeczy domyślić - Miriam skierowała pytanie w stronę Oliviera głaszcząc go delikatnie po klatce piersiowej będąc wtulona w jego bok.
Olivier spojrzał na mnie nieco niepewnym wzrokiem, jakby szukając pomocy w odpowiedzeniu na pytanie, lecz jego mina sugerowała, że jest nieco mi rozbawiony. Spojrzał czule na Miriam i odpowiedział, nie uzyskując niewerbalnej odpowiedzi.
- Oczywiście kochanie - udzielił odpowiedzi z wielkim uśmiechem na twarzy.
Wybuchliśmy wszyscy śmiechem. Miriam patrzyła się na każdego z nas zdziwionym wzrokiem, nie wiedząc co jest powodem naszego śmiechu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro