Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48

                                -Matt-

Ostatnie dni maja. Promienie słońca delikatnie podały na naszą skórę, podczas gdy my siedzieliśmy na tarasie w oczekiwaniu na gościa, a dokładnie na małego Maxa który zostaje u nas na kilka godzin.

- Czego tak najbardziej pragniesz? - zapytałem Christie której głowa leżała na moich kolanach.

Uśmiechnęła się lekko kierując swój wzrok skierowany w niebo na mnie. Zaczęła delikatnie pocierać brzuszek i po chwili zastanowienia odpowiedziała.

- Najbardziej pragnę tego, aby zawsze byli szczęśliwi tak jak teraz.

Jej delikatny dotyk, każde wypowiedziane przez nią słowo sprawiały, że nieustannie byłem szczęśliwy. Niczego bardziej nie pragnąłem niż być przy niej, lecz chwilami miałem wrażenie, że wszystko może się okazać ulotne. Że coś może się stać i sprawić, że nasze plany okażą się nie do zrealizowania.

- Stało się coś? - powiedziała widząc, że jestem zamyślony.

Patrzyłem na nią chwilę, leż dopiero po chwili wróciłem do rzeczywistości.

- Co mówiłaś? - zapytałem wpatrując się na nią z koncentracją.

- Pytałam, czy stało się coś - powtórzyła nieco się podnosząc.

- Nic się nie stało kochanie - pocałowałem Tysię w czoło trzymając dłoń na jej brzuszku.

Starałem się ją uspokoić. Nie chciałem okazać tego, że coś jest nie tak; Christie nie mogła się martwić. Ważne dla mnie od samego początku było to, żeby doczekała do szczęśliwego, nie chciałem dopuścić do tego, żeby coś zagrażało szczęściu naszej rodziny, za którą odpowiedzialność przypada na mnie.

Dziadek mi kiedyś powtarzał, że kiedy masz czyjeś wsparcie żadna porażka nie jest cię w stanie ściągnąć na dno. Dlatego ja dobrze pamiętając jego słowa postanowiłem być zawsze wsparciem dla Christie.

- No hej - Cass weszła razem z Rafaelem na taras niosąc na rękach małego Maxa.

- Hej - niemal jednocześnie powiedzieliśmy podnosząc się.

- Jestem wam bardzo wdzięczna, że zgodziliście się mi pomóc. Naprawdę nie widziałam co mam zrobić z Maxem, a w ostatniej chwili okazało się, że musimy z Rafim kilka spraw pozałatwiać - powiedziała z wyczuwalną ulgą w głosie, podczas gdy ja brałem od niej małego.

- Spokojnie. Nic się nie stało. Nie miałyśmy żadnych planów na ten dzień więc z przyjemnością się nim zajmiemy. Zabierzemy go na spacer. Tak Max? - Tysia zaczęła łaskotać malucha przez co on się śmiał.

- To co Cass? Będziemy już lecieć? - pytał Rafael stojący obok.

- Tak, tak - powiedziała w stronę mażą szukając czegoś w torebce - Jeszcze raz wam dziękuję - dodała mówiąc w naszą stronę.

Po chwili zostaliśmy sami z Maxem. Ja przygotowywałem obiad dla nas a Tysia w tym czasie bawiła się z nim w salinie. Poruszając się delikatnie w rytmie muzyki płynącej z radia przygotowywałem zupę z pomidorów, która swoją drogą była moją ulubioną.

- No kucharzu, co dla nas wspaniałego dla nas przygotowujesz? - weszła do kuchni trzymając na rękach Maxa.

- Zupę z pomidorami i do tego kluseczki - odpowiedziałem pozostawiając nóż na blacie kuchennym następnie odwracając się w ich stronie - Co ty na to? - chciałem, aby ukochana wyraziła swoje zdanie na ten temat.

- Mmm. Uwielbiam ją. Max pewnie też ją bardzo polubi - znów łaskotała malucha po brzuszku.

- Cieszę się, że tak myślisz - uśmiechnąłem się szczerze - A co powiedzielibyście na to żebyśmy po obiedzie poszli wspólnie na plac zabaw? Sam kiedyś chodziłem na ten plac zabaw razem z dziadkiem.

- To bardzo dobry pomysł. Jako mała dziewczynka w każde niedzielne popołudnie spędzałam razem z obojgiem rodziców. Bardzo dobrze to wspominam, bo wtedy.. tata był razem z nami - widząc, że nagle robi się smutna postanowiłem złożyć pocałunek na jej czole.

Christie wróciła razem z małym do zabawy w salonu, a ja dokończyłem robić obiad. Następnie nakryłem do stołu. Stojąc przy wejściu do salonu przyglądałem się swojemu siostrzeńcowi i swojej największej miłości - Tysi. Wyglądali razem naprawdę uroczo. Odwróciła się z uśmiechem w moją stronę, gdy zauważyła, że nie mogę oderwać on niej wzroku.

- Nie mogę się na was napatrzeć - przyznałem.

Uśmiechnęła się szeroko po chwili znów wracając do zabawy klockami. Stałem nadal nie spuszczając z nich wzroku. Podszedłem do nich i usiadłem na skraju kanapy delikatnie obejmując ukochaną.

- Obiadek gotowy - powiedziałem po czym pocałowałem ją czule w szyję - Chodźcie jeść, bo wystygnie - pogłaskałem ją po przedramieniu.

- Zaraz idziemy - odwróciła się przez ramię.

Udałem się do kuchni i wziąłem garnek zupy pomidorowej po chwili kładąc go na stół na przygotowaną wcześniej do tego deskę. Tysia usiadła na krześle z Maxem na kolanach a ja poszedłem jeszcze wyjąc śliniak z torby pozostawionej przez Cass.

Po tym jak zjedliśmy kolację posprzątaliśmy po sobie i w trójkę udaliśmy się na plac zabaw. Po drodze poinformowałem o tym Cassandrę wysyłając jej wiadomość - nie chciałem jej przeszkadzać. Odkładając telefon do tylnej kieszeni spodni, objąłem jednocześnie drugą ręką Tysię która pchała wózek z Maxem w środku.

- Kocham cię - wyszeptałam jej do ucha.

- Dlaczego szepczesz? - pytała.

Popatrzyła na mnie zdziwionym głosem. Jej wzrok był skoncentrowany na mnie, bez przerwy wpatrywała się w moje oczy. Chwyciłem ją delikatnie za dłoń a lewą zaś delikatnie pogłaskałem po policzku przez co nieco pochyliła głowę w bok.

- Bo jesteś całym moim światem - odpowiedziałem, gdy moje usta były bardzo blisko jej ust, które swoją drogą wspaniale całowały.

Zatrzymaliśmy się w miejscu a nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Uwielbiałem takie chwilę, niby są mało znaczące, ale dzięki nim czuję jakbym wzlatywał ku niebu; szczęście, które jest nie do opisania. Czułem jej delikatną i ciepłą dłoń na swojej którą dotykałem jej brzuszka. Uwielbiałem to a szczególnie dlatego, że Tysia często powiadamiała mnie o ruchach dziecka a ja tak bardzo chciałem sam je poczuć. Byłem chwilami bardzo podekscytowany.

Dotarliśmy na plac zabaw. Tysia zabawiała małego w huśtawce z siedziskiem dla małych dzieci, podczas gdy ja kręciłem filmik za pomocą telefonu. Skoncentrowana na wprawianiu huśtawki w ruch nie zwracała na to co w tamtej chwili robiłem przez co miałem trochę czasu na uchwycenie naprawdę wspaniałego ujęcia; z wielkim uśmiechem i miłością we wzroku odpychała małego łaskocząc go przy tym delikatnie.

- Filmujesz nas? - zapytała zadziwiona moim niecodziennym zachowaniem.

- Tak kochanie - krótko odpowiedziałem nie przerywając zagrywać - Zachowuj się naturalne - dałem wskazówkę.

- Ja zawsze jestem naturalna - ustosunkowała się do tego co powiedziałem delikatnie się śmiejąc.

- No.. tak, tak - przytakiwałem jej śmiejąc się pod nosem.

- Wątpisz w to? - dopytywała z udawaną podejrzliwością.

- Nie - zaprzeczyłem - Jakbym śmiał to robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro