Rozdział 43
-Christie-
Nie mogąc spać obudziłam się po drugiej, siedziałam na łóżku wpatrując się w pogrążonego w śnie Matthew. Pomyślałam, że szklanka wody mi pomoże więc zeszłam na dół po cichu, aby nie obudzić nikogo. Po zejściu ze schodów włączyłam światło, udałam się do kuchni. Wyjęłam szklankę z szafki kuchennej, nalałam do niej wody z dzbanka filtrującego. Pijąc oparta o blat zauważyłam schodzącego po schodach pana Josefa, miał na sobie kraciaste spodnie oraz białą koszulkę.
- Dlaczego nie śpisz? Źle się czujesz? - pytał zmartwiony przyglądając się mojej twarzy.
- Czuję się dobrze, tylko nie mogę spać. Dziękuję za troskę - uśmiechnęłam się do mężczyzny po czterdziestce.
- Wiem co pomaga na sen - podszedł do lodówki - Ciepłe mleko z miodem.
- To wspaniały pomysł.
Po kilku minutach mleko było gotowe. Usiedliśmy przy wyspie kuchennej i razem je wypiliśmy rozmawiając praktycznie o mało znaczących rzeczach. Gdy kubki zostały opróżnione oboje udaliśmy się do łóżek. Pomoc taty Matthew była bardzo przydatna, udało mi się wkrótce zasnąć.
***
- Jak tu by się ubrać? - powiedziałam sama do siebie stojąc przed otwartą szafą, szukałam odpowiedniego ubrania na urodziny Miriam.
- Bez względu na to co ubierzesz i tak będziesz wyglądać słodko - objął mnie od tyłu i czule pocałował w szyję.
- Jesteś kochany - położyłam jego dłonie na swoim lekko już widocznym brzuchu.
- Ja kocham cię najbardziej za to, że po prostu jesteś.
Odkąd jestem z Matthew zaczęłam zupełnie inaczej pojmować miłość. Od tamtej pory moje życie nabrało sensu, od nowa, odkąd odszedł mój tata. Matt pokazał mi co znaczy kochać mimo wszystko, nauczył zawsze dążyć do spełnienia marzeń. Chwilami to on bardziej walczył o mnie niż ja sama, byłam mu za to bardzo wdzięczna.
- A ja w co mam się ubrać? - zapytał przerywając chwilę mojego zamyślenia.
- Granatowe jeansy i.. hmm grafitowa koszula - złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
- A ty się zdecydowałaś już na coś?
- Ubiorę.. tą błękitną - wyciągnęłam wieszak z sukienką z szafy.
Przed siedemnastą zaczęliśmy przygotowywać się na imprezę. Ja prasowałam nasze ubrana a ukochany zajął się pastowaniem butów. Często mówił, że buty mówią dużo o człowieku, to w jakim stopniu są zadbane. Ubrani i prawie gotowi do wyjścia udaliśmy się wspólnie do łazienki. Jak to my wygłupialiśmy się przed lustrem; ja zaplatałam włosy w kłosa, a Matt ustawiał sobie grzywkę.
- No no no. Dobrze wyglądam, teraz mogę lecieć na podryw - zażartował przeczesując palcami włosy.
- Ja ci dam. Ty jesteś mój, nie oddam cię innej - mówiłam zapinając mu guziczek przy kołnierzyku.
- Wiem kochanie - popatrzył mi głęboko w oczy - Ja też bym cię nigdy nikomu nie oddał.
Wychodząc wzięliśmy torebkę z prezentem stojącą na biurku w pokoju, mieliśmy nadzieję, że spodoba się on jej. Sporo czasu spędziliśmy na szukaniu. Chwilę po tym jak wsiedliśmy do Hondy byliśmy na miejscu.
Parkując na podjeździe było już słychać muzykę wydobywającą się ze środka domu Miriam. Wyjęliśmy sałatkę, którą ze sobą przywieźliśmy następnie udając się w stronę wejścia. Zaraz jak tylko przekroczyliśmy próg zobaczyliśmy na schodach naprzeciwko znajome twarze; Dana i Nicol którzy siedzieli przytuleni do siebie. Zostawiliśmy sałatkę w kuchni i udaliśmy się do Miriam która rozmawiała z Luisem i Cler, aby złożyć jej życzenia urodzinowe. O dwudziestej wszyscy goście byli obecni i impreza się rozkręciła się na dobre.
Matt był zajęty rozmową z Luisem i Danem więc postanowiłam zająć się na chwilę telefonem. Przeglądałam w nim zdjęcia na których byłam z mamą. Chwilami bardzo za nią tęskniłam, ale po tym wszystkim co się stało i po tym co przede mną ukryła nie byłam w stanie się do niej odezwać. Mimo że namawiał mnie do pogodzenia się z nią ukochany ja wciąż nie potrafiłam tego zrobić, nie tylko z tego powodu, że byłam na nią zła, lecz jeszcze z innego którego nie byłam w stanie wyjaśnić. Moje zamyślenie przerwał mi ktoś; siedemnastolatek z jasnobrązowymi, kręconymi włosami.
- Cześć, Endy jestem. Pamiętasz jak kiedyś razem z Miriam rozmawiałyście ze mną przez Skype? - zapytał podchodząc do mnie, gdy ja stałam oparta o futrynę i piłam sok z tekturowego kubeczka.
- Cześć. Pewnie, że pamiętam. Co u ciebie słychać? - mówiłam ze szczerym uśmiecham.
- Odwiedziłem wreszcie tą moją kuzyneczkę. Nie spodziewałem się, że spotkam tutaj kogoś tak ślicznego. Aż dziwię się, że jesteś sama.
- Ona nie jest sama - wtrącił się Matt do naszej rozmowy.
- No troszkę kiepsko to wyszło - podrapał się po głowie patrząc na Matthew - Wybacz Christie, tematu nie było. Nie chciałem denerwować twojego faceta.
- Nie no spoko. Nie zdenerwowałeś mnie. Matt jestem - podał rękę blondynowi.
- Endy.
- No Endy, skąd ty się tu wziąłeś? Wielu znajomych Miriam już znam - rozmawiał z kuzynem Miriam wciąż mnie obejmując.
- Jestem kuzynem Miriam. Na co dzień mieszkam w Nowym Orleanie i rzadko przyjeżdżam tutaj, do rodziny. Christie zna mnie dlatego, że razem z Miriam rozmawiała ze mną przez Skype. Swoją drogą - zrobił krótką przerwę w mówieniu - dobrze wybrałeś.
- No Matt. Widzę, że już zdążyliście się poznać - solenizantka dołączyła do naszej rozmowy.
- Jakoś tak się zdarzyło - popatrzył przyjaznym wzrokiem na Miriam a potem na Endy'ego.
- Chodźcie. Potańczmy - powiedział radośnie Luis podchodząc do nas.
Wszyscy zaczęliśmy tańczyć do muzyki wydobywającej się z wierzy. Była nas w sumie dwudziestka, każdy w niesamowitym humorze. Tańczyliśmy w wspaniałej atmosferze, dopóki nasza zabawa została przerwana przez niespodziewanego gościa.
- Dobry wieczór - Miriam otworzyła drzwi, stanęłam obok niej.
- Dobry wieczór. Aspirant Jim Rosweld. Dostaliśmy zgłoszenie o nadmiernym hałasie mimo godzin nocnych.
- Dobrze panie władzo. Przepraszamy i.. ściszymy muzykę - powiedziała jubilatka udając uśmiech do policjantów.
- Christie? - zapytał ze zdziwieniem po chwili zastanowienia policjant patrząc się na mnie.
- Tak - powiedziałam cicho.
Ten policjant był znajomym mojego taty. Kiedyś był u nasz częstym gościem do czasu, gdy nie pokłócił się z moim tatą. Chwilami zastanawiałam się o co im poszło, ale nie chciałam wnikać w sprawy dorosłych.
- Pamiętam, jak byłaś młodsza i zawsze jak przychodziłem do twojego taty przytulałaś się do niego. Był on naprawdę wspaniałym człowiekiem - wspomniał patrząc na mnie ciepłym wzrokiem.
- Doskonale pamiętam to - po wypowiedzeniu tych słów zamilkłam.
- No dobrze to mam nadzieję, że upomnienie wystarczy i nie będziemy się musieli widzieć następny raz, nie w takich okolicznościach. Do widzenia - Policjant pożegnał się bardziej entuzjastycznie po czym obrócił się i poszedł w stronę radiowozu, zamknęłam drzwi.
Wróciliśmy do zabawy.. tym razem przy nieco cichszej muzyce. Impreza, której organizacją zajmował się Olivier była naprawdę świetna. Nie było osoby, która była niezadowolona. Miriam szczęśliwa bawiła się po kolei z każdym, a my z Matthew wyszliśmy na taras, żeby oglądać gwiazdy.
- Nie patrz w gwiazdy które świecą, lecz w oczy które cię kochają - zacytował chwytając mnie za dłoń czym skierował swoją uwagę na siebie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Jedynie co to spojrzałam na niego czując przypływ niesamowitych uczuć. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, lecz po chwili ciszy nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro