Rozdział 4
-Matt-
Jak każdego dnia rano niezadowolony opuściłem wygodne łóżko oraz udałem się do łazienki, aby się nieco odświeżyć. Ubrałem się w czarne spodnie oraz szarą koszulkę, po czym zszedłem na dół do kuchni, aby napić się gorącej kawy.
Wychodząc z domu, założyłem skórzaną kurtkę, zabrałem plecak i udałem się do garażu. Założyłem kask i pojechałem w stronę szkoły.
Gdy dojechałem na parking szkolny, czekał już tam na mnie Luis. Jak zwykle. Widać było, że był niewyspany.
- Siema. Co? Zarwana noc? - zapytałem, jednocześnie śmiejąc się ze stanu przyjaciela.
- No jak widać - powiedział, przecierając sobie ręką twarz.
- Znowu na imprezie byłeś? - zapytałem, domyślając się odpowiedzi.
- Nie. Byłem tylko na piwie z kumplem, który niedawno wrócił do naszego miasta. I tak się jakoś nam przeciągnęło do drugiej nad ranem - wytłumaczył.
- Chodźmy już do środka, bo jeszcze się na lekcję spóźnimy - powiedziałem, znając niechętne podejście mojego przyjaciela do szkoły.
- No dobra - odpowiedział znużony.
Podczas lekcji ciągle nie mogłem się skupić. Myślałem o ślicznej brunetce, którą niedawno poznałem, o jej miodowych oczach, pięknych ustach oraz olśniewającej figurze.
- Matt, widzę, że nie za bardzo jesteś zainteresowany lekcją - zwróciła mi uwagę nauczycielka chemii, za którą nie za bardzo przepadałem, tak jak większość klasy.
- Jestem zainteresowany. Proszę mówić dalej - powiedziałem.
W przerwie na lunch, siedząc przy stoliku z Luisem, wciąż przyglądałem się Christie, która rozmawiała z przyjaciółką.
- Matt czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał, gdy spostrzegł, że nie zwracam na niego uwagi.
- Tak, tak - odpowiedziałem, nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny.
- Wpadła ci w oko? - zapytał, patrząc na mnie.
- Co? Nie - skłamałem.
- Stary, przecież widzę, jak się na nią patrzysz - powiedział.
- W sumie... to masz rację.
***
Po zajęciach wróciłem do domu. Rodzice jak zwykle o tej godzinie byli jeszcze w pracy. Mając jeszcze trochę czasu do treningu, postanowiłem odwiedzić siostrę Cassandrę, która mieszka razem z mężem i synem niedaleko hali sportowej.
- Cześć, Cass - przywitałem się z siostrą, całując ją w policzek.
- Cześć, braciszku - odpowiedziała mi, trzymając na rękach swojego pięciomiesięcznego synka Maxa.
- Napijesz się kawy? - zapytała, zmierzając w stronę kuchni.
- Z chęcią - odpowiedziałem.
- Weźmiesz go na chwilę? Ja w tym czasie zrobię dla nas kawę - pytaniem tym wzbudziła we mnie zakłopotanie.
- Nie wiem, czy potrafię - odpowiedziałem niepewnie.
- To nic trudnego - zapewniła mnie.
Już po chwili maluch znajdował się już na moich rękach. W chwili, gdy się do mnie przytulił, poczułem się wspaniale. Niby taki mały człowiek, a może sprawić tyle radości.
- Spodobało ci się? - zapytała, widząc jak przytulam Maxa z uśmiechem na twarzy.
- Owszem - odpowiedziałem uśmiechając się w chwili, gdy Cass brała ode mnie małego.
- Idziesz dzisiaj na trening? - wypiła łyczek kawy.
- Tak. Zaraz będę musiał się zbierać - odpowiedziałem, widząc, że dochodzi 14.45.
- Myślałam, że zostaniesz trochę dłużej, ale widzę, że masz napięty grafik - powiedziała, żartując ze mnie.
- Tak się jakoś składa, siostrzyczko - powiedziałem, przytulając ją i Maxa na pożegnanie.
- Pa - powiedziała, odprowadzając mnie do drzwi.
- Pa - odpowiedziałem.
O piętnastej byłem już z Luisem w hali. Czekając na resztę, swobodnie rozmawialiśmy.
- Może poszlibyśmy na imprezę do klubu w sobotę? - zaproponował.
- Dobry pomysł. Z chęcią bym się zabawił - zgodziłem się na jego propozycję.
- Mam nadzieję, że nie przesadzisz. Pamiętam, co było po naszej ostatniej wspólnej imprezie. Musiałem odprowadzić cię do domu, bo nie byłeś w stanie sam wrócić - dodałem, znając możliwości oraz charakter mojego przyjaciela.
- Spokojnie, nie martw się - odpowiedział, śmiejąc się z moich słów.
Przerwaliśmy rozmowę w chwili, gdy zobaczyłem Christie, która wchodziła do hali wraz z Miriam i Olivierem. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Mimo że znałem ją krótko, nie mogłem przestać o niej myśleć.
- Zagadałbyś do niej. A nie tylko na nią patrzył - powiedział, klepiąc mnie po plecach.
- Właśnie mam zamiar to zrobić - powiedziałem do przyjaciela, zmierzając w jej stronę.
-Christie-
Przyszłam do hali sportowej wraz z Miriam i Olivierem. Olivier poszedł do szatni, aby się przygotować do treningu, a my usiadłyśmy na ławce. W pewnej chwili podszedł do nas Matt.
- Hej - przywitałam go.
- Hej. Mam dla was dobre wieści. Rozmawiałem z trenerem, który powiedział, że pomoże w zamówieniu tej koszulki. Macie tu jego numer. Zadzwońcie do niego, a on poda wam więcej szczegółów - powiedział, jednocześnie podając Miriam kartkę z numerem telefonu.
- Nie wiem jak ci mam dziękować - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy .
- To był tylko drobiazg. A planujecie jakąś imprezę? - zapytał.
- Robimy ognisko nad jeziorem. Zaprosimy kilka znajomych osób. Zorganizujemy jakąś muzykę, napoje oraz przekąski. Na pewno nie będzie nudno - powiedziała moja przyjaciółka.
- Olivier nie może się o tym dowiedzieć- oznajmiła po chwili.
- Nie ma sprawy. Nie puszczę pary z ust - zapewnił nas.
- Zaraz zaczyna się trening. Muszę niestety was zostawić - odszedł w stronę innych zawodników czekających przy wyjściu z szatni.
- Chyba spodobałaś się mu - wyszeptała mi do ucha, a ja popatrzyłam na nią, nie wiedząc, o co jej chodzi.
- Nie widzisz jak się na ciebie patrzy? - zapytała, nie rozumiejąc mojego zdziwienia.
- Nie zauważyłam niczego takiego - odparłam.
Siedząc na trybunach, oglądałyśmy trening. Można było zauważyć, jak bardzo wyczerpujący on był dla nich, jak wielki wysiłek wkładali w dokładne przyjmowanie serwów oraz silną i dobrą zagrywkę.
Gdy trening dobiegł końca, wróciłam do domu wspólnie z moimi przyjaciółmi. Gdy szłam sama ulicą ciągle wydawało mi się, jakby ktoś za mną szedł, ale jak się odwracałam, to nikogo nie widziałam. Było to bardzo dziwne.
Włączyłam płytę Verby i zaczęłam sprzątać dom. W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzywszy je, ujrzałam kolejną białą różę znajdującą się na wycieraczce. Do kwiatu był dołączony liścik.
,,Tylko Tobie chcę powiedzieć to, co czuję, dać białą różę i wszystko to co mam ."
Przez resztę wieczoru rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Mam uważać ten podarunek za zupełnie nieszkodliwy? Czy ta osoba ma dobre intencje? Zadawałam sobie te pytania, lecz nie potrafiłam na nie odpowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro