Rozdział 39
-Matt-
Podobno z kim spędzisz sylwestra z tym spędzisz cały rok. Ja swojego sylwestra zaplanowałem spędzić z ukochaną. Pragnąłem uczynić, aby długo wspominała ten czas, lecz jednocześnie chciałem swoje plany wobec Christie zachować przed nią w tajemnicy, aby zrobić jej niespodziankę. Na ten dzień miałem wszystko doskonale rozplanowane. Christie tak jak wymyśliłem myślała, że spędzimy go z moimi rodzicami, spokojnie bez szumu i zbędnego tłoku, który zazwyczaj panował na klubowych zabawach. Na takie spędzanie tej nocy namówiłem są dzięki tłumaczeniom, że w jej stanie nie jest to wskazane. Chciałem ją tym zmylić, sprawić, aby myślała, że w tym roku ten dzień będzie spędzony w domowej atmosferze, można powiedzieć, że powiewający nudą. Dzięki temu byłem spokojny o powodzenie mojej intrygi.
Wypełnianie mojego planu zacząłem o dwunastej. Korzystając z okazji, że Tysi nie ma w domu, ponieważ poszła do Miriam przygotowałem kosz piknikowy w którym nie mogło zabraknąć bezalkoholowego szampana, który był odpowiedni patrząc na wszystkie okoliczności, przyszykowałem koc. W koszu miało się znaleźć jeszcze kilka potrzebnych rzeczy, między innymi termosy z ciepłymi napojami, ale o to zadbam później.
Teraz muszę pojechać do Cassandry i zabrać babcie od niej do swojego domu. Po drodze wstąpiłem do małego sklepu i kupiłem kilka potrzebnych rzeczy na tą okazję. Wracając do auta z siatkami z zakupami zadzwonił mój telefon. Postawiłem jedną z siatek na ziemi i odebrałem. Dzwonił mój szwagier z prośbą o przywiezienie z cukierni przyszykowy karton z naczyniami, więc po piętnastu minutach byłem po babcie przynosząc jednocześnie karton.
- Część babciu- pocałowałem babcie w policzek wchodząc do mieszkania Cass trzymając jednocześnie pakunek w rękach.
- Kochany wnuczek po mnie przyjechał- pogłaskała mnie po ramieniu, gdy przekazywałem Rafaelowi to o co mnie poprosił.
- Nie taki kochany. Jak byłem mały dawałem ci babuniu popalić jak ze mną zostawałaś, gdy rodzice byli zajęci. Sam jeszcze to pamiętam.
- Każde dziecko takie jest- ustosunkowała się do mojej wypowiedzi.
- No ale nie aż takie rozszalałe- zaśmiałem się cicho pod nosem.
Wziąłem rzeczy babci i udałem się z nią w kierunku mojego auta. Wsiedliśmy do Hondy i ruszyliśmy. Prowadziłem uważnie nie wdając się w zbytnie rozmowy. Będąc na miejscu wysiadłem z samochodu, otworzyłem tylnie drzwi i udałem się razem z babcią w stronę drzwi.
- Przywiozłem babcie- powiedziałem wchodząc do środka, odkładając klucze na komodę.
- Dobre z ciebie dziecko- powiedziała moja rodzicielka wycierając ręce o ścierkę.
- Ja zawsze byłem dobrym dzieckiem- powiedziałem z udawaną zarozumiałością.
- Matt ta twoja skromność- babcia pogłaskała mnie po policzku.
- No wiem. Mam bardzo niskie mniemanie o sobie- udawałem zarozumiałego po czym zaczęłam się śmiać z samego siebie.
korzystając z dalszej nieobecności Christie przygotowałem ze starannością resztę rzeczy które miałem zamiar wpakować do kosza piknikowego. Nie zapomniałem także o owocach i ulubionych słodyczach Tysi. Kosz był prawie gotowy, brakowało w nim jedynie ciepłych napojów w termosach. Aby Tysia nie widziała tego co przygotowałem schowałem go do schowka, w którym znajdowała się przede wszystkim deska do prasowania i mop. Słysząc, że moja ukochana wróciła do domu jakby nigdy nic usiadłem obok razem z moimi rodzicami, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Mam nadzieję, że nic mnie nie ominęło- powiedziała moja ukochana zawieszając kurtkę na wieszak.
- Nic, a nic- odpowiedziałem próbując nic po sobie nie pokazać.
- Coś jakiś dziwnie się teraz zachowujesz- powiedziała przyglądając się mi uważnie.
- Jak dziwnie? Zachowuje się tak jak zawsze.
- No dobrze, nie będę dopytywać.
Po chwili wszyscy wspólnie w kuchni zaczęliśmy przygotowywać dania na wieczorny stół między innymi sałatki, koreczki, kanapki, panierowane skrzydełka. Sprawnie nam to poszło przez co już po ponad godzinie wszystko było gotowe. Położyliśmy wszystko co przygotowaliśmy na stoliku kawowym stojącym w salonie przy kanapie.
-Christie-
Około godziny przez północą Matthew kazał mi się ciepło ubrać, a on w tym czasie coś zaniósł do auta. Gdy pytałam się co on znowu wymyślił powiedział, że wszystkiego dowiem się w swoim czasie. Wsiedliśmy do auta i pomału jechaliśmy w znanym mi kierunku; nad jezioro, w miejscu, gdzie Olivier miał swoją imprezę urodzinową. Gdy się zatrzymaliśmy Matt wyciągnął z tylnego siedzenia kosz piknikowy którego wcześniej nie widziałam oraz plecak. Idąc za rękę poszliśmy na molo po czym usiedliśmy na nim. Wpatrzona w gwiazdy nie zauważyłam, kiedy Matt wyciągnął Szymanówki, bezalkoholowy szampan, winogrona, kanapki.
- Skarbie ty mnie zawsze zaskakujesz- powiedziałam pocierając go po ręce patrząc z wdzięcznością i miłością.
- Chciałam, aby ten dzień był wyjątkowy.
- Z tobą każdy dzień jest wyjątkowy.
- Wiesz co Christie? - zrobiłem przerwę w mówieniu- Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mnie w tym roku spotkać. Jest takie powiedzenie, że cały następny rok się spędzi z tą osobą, z którą spędziło się sylwestra. Mam nadzieję, że te słowa się spełnią- powiedział rozmazany przenosząc wzrok z oddali na mnie.
- Jakby te słowa się spełniły byłabym najszczęśliwszą osoba na ziemi. Ponoć niema większego szczęścia od miłości- powiedziałam spłacając namiętny pocałunek na jego ustach.
- W pełni się z tobą zgadzam- gdy wypowiedział te słowa kolejny raz nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
- Matt zobacz! Już północ- powiedziałam odrywając się od niego słysząc odgłosy fajerwerek.
- No to czas się napić- otworzył szampana i nalał do szkliwa.
- Twoje zdrowie i tego maluszka- powiedział głaskając mnie po brzuchu po tym jak wziął szampana do ręki.
- Za nasze zdrowie; naszej rodziny, która zakładamy, aby wszystko się ułożyło i poszło po naszej myśli, aby nasza miłość nigdy nie osłabła.
Opróżnione szampanówki włożyliśmy do wiklinowego kosza, po czym leżąc na molo obściskiwaliśmy się. Było nam tak cudownie. Jego ręka masowała mój brzuch, a ja wpatrując się w jego ciemne oczy położyłam swoją dłoń na jego dłoni. Pocałowałam go namiętnie przysuwając się do niego. Widząc, że jest mi zimno wyjął koc z plecaka. Siedząc nakryci kocem piliśmy gorącą herbatę z termosów. Nasze rozmowa wywoływała u nas ataki śmiechu. Nic nie było dla nas również wspaniałe jak takie spędzanie sylwestra. Był to dla mnie wyjątkowy czas. Czułam, że mimo trudność które na nas spadły mogę być pewna, że Matt mnie nie zostawi, będzie przy mnie na dobre i na złe. Czułam się przy nim nadzwyczajnie bezpiecznie. Był on spełnieniem wszystkich moich marzeń.
Wróciliśmy do domu około drugiej, rodzice Matthew u babcia dalej siedzieli w salonie a by poszliśmy na górę, do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro