Rozdział 36
-Matt-
Pojechałem tego dnia do cukierni mojej babci. Jadłem ciasto rozmawiając z Rafaelem, który wycierał blat. Naszą rozmowę przerwał telefon od Christie. Odebrałem, lecz po kilku sekundach Christie się rozłączyła. dzwoniłem kilka razy, lecz nie odbierała. Było to dziwne. Słuchając rady szwagra postanowiłem do niej pojechać. wyszedłem szybko z cukierni i udałem się do domu ukochanej.
Dotarłem pod jej dom, zostawiłem auto na podjeździe i podszedłem do drzwi i próbowałem je otworzyć, lecz były zamknięte. Używając kluczy które wcześniej dostałem do Tysi. Zacząłem ją wołać, lecz nie usłyszałem odzewu, zacząłem jej szukać po całym domu. Siedziała w pokoju skulona i oparta o ścianę, płakała. Przytuliłem ją mocno dopytując przyczyny tej rozpaczy. Nic nie mówiła. Jedyne co zrobiła to pokazała mi pewien przedmiot. Na początku nie wiedziałem co to jest, lecz po przyglądnięciu się temu zrozumiałem, że to test ciążowy który wskazuje, na to, że zostanę ojcem. Przytuliłem ją mocno nie chcąc okazać swojego przerażenia.
- Nie zostawisz mnie? - zapytała patrząc na mnie swoimi zaczerwienionymi i zapłakanymi oczami.
- Będę przy tobie- pocałowałem ją w czoło- W końcu spodziewamy się dziecka.
Wciąż trzymałem ukochaną w objęciach chcąc ją choć trochę uspokoić. Chciałem, aby w tamtej chwili czułą wsparcie z mojej strony. Postanowiłem wziąć odpowiedzialność, za rodzinę którą właśnie wspólnie zakładamy. Nie wchodziło w grę zostawienie ją z tym wszystkim samej.
- Wiesz, że musimy o tym wszystkim powiedzieć naszym rodzicom? - zapytałem patrząc na nas troskliwym wzrokiem.
Gdy udało mi się ją choć trochę uspokoić pojechaliśmy do mojego domu. Moi rodzice togo dnia mieli dzień wolny od pracy. Postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Weszliśmy do środka nic nie mówiąc, spoglądając na siebie co chwilę. Wiedząc, że jest przerażona naszą obecną sytuacją i boi się odezwać postanowiłem sam zacząć rozmowę.
- Musimy o czymś z wami porozmawiać- powiedziałem trzymając ją za rękę, gdy siadaliśmy na kanapę.
- No dobrze- mama popatrzyła na nas troskliwie zauważając to, że mamy jakiś problem- Powiedzcie co wam leży na sercu.
- My... To znaczy ja i Christie... Spodziewamy się dziecka- powiedziałem szybko sam będąc zestresowany całą tą sytuacją.
Mój tata wstał z kanapy. Zaczął chodzić nerwowo z miejsca na miejsce, nie wiedząc pewnie co ma na to powiedzieć. Na pewno się tego nie spodziewali, nie teraz. Czekaliśmy na to co powiedzą. Tysia czując na swoich policzkach spływające łzy wtuliła się w moje ramie. Pocałowałem ją troskliwie w czoło spoglądając w oczy mojej mamy.
- Drogie dzieci no co mamy wam powiedzieć? - powiedział po czym wypuściła głośno powietrze z ust - Pomożemy wam. Nie zostawimy was samych. W końcu Christie nosi naszego wnuka- powiedziała do męża, który słysząc te słowa znów usiadł obok nas.
- Czy to pewne? zapytał przenosząc wzrok ze mnie na Tysię.
- Tak. Christie robiła test. Musimy pójść jeszcze do lekarza- odpowiedziałem.
Rozmawialiśmy z moimi rodzicami o tym jakie mamy plany, jak chcemy postąpić. Bałem się, że wybuchną ze złości, lecz tak się nie stało przyjęli to spokojnie i wyrazili chęć pomocy. Byłem im za to wdzięczny.
-Christie-
Po rozmowie z rodzicami Matthew postanowiłam wrócić do domu. Moja mama tego dnia miała być w domu późnym wieczorem, ponieważ musiała gdzieś jeszcze tego dnia jechać. Przekręcając klucze w zamku zdziwiłam się, że drzwi są otwarte. Wchodząc zobaczyłam zapalone światło, mama siedziała na kanapie. Widząc mnie zrobiła ponurą minę, widząc to udawałam wciąż, że wszystko jest w porządku. Po tym jak ją przywitała pokazała mi test ciążowy który trzymała w ręce. Wszystko już wiedziała.
- Możesz mi wytłumaczyć co to jest? - zapytała ze złością prawie że krzycząc.
Byłam wystraszona, nie wiedziałam, jak mam jej się z tego tłumaczyć. Usiadłam na kanapie nic nie mówiąc. Zaczęła wtedy dopytywać.
- Wytłumaczysz mi to wreszcie, czy będziesz dalej tak milczeć- powiedziała krzycząc.
- Jestem w ciąży- powiedziałam cicho zakrywając twarz rękoma.
- Zdążyłam to zauważyć- zaśmiała się ze złością- Niech zgadnę Matt jest ojcem.
- Tak, Matt jest ojcem-przyznałam jej rację.
- Jak wy sobie to wyobrażacie? Urodzi mam się dziecko, a co z twoją szkołą? Skąd będziecie mieli pieniądze, aby to dziecko utrzymać? - wykrzyczała chodząc nerwowo po salonie.
Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach, ocierałam je rękawem. Nie chciałam w tamtej chwili okazać słabości, lecz to było prawie niemożliwe. Brakowało mi bardzo obecności Matthew. Zawsze przy nim czułam, że ze wszystkim sobie damy radę.
- Szkołę skończę, Matthew pracuje więc damy sobie radę. Jego rodzice powiedzieli, że nam pomogą- odpowiedziałam stanowczo wstając z kanapy.
- Ile ty masz lat? Osiemnaście- wykrzyczała podchodząc gwałtownie do mnie- A z niego gówniarz tak samo z resztą jak z ciebie. Co wy chcenie z tym zrobić? Rodzice pomogą? Nie byłabym tego taka pewna. O on? Zostawi cię samą z dzieckiem zastanawiałaś się co wtedy zrobisz? - potrząsała mną.
- Nie masz racji. Matt mnie nie zostawi samej z dzieckiem. On jest inny, a ty go po prostu nie znasz. Mówisz tak bo jesteś przeciwna naszemu związkowi. Tylko zastanawia mnie czy to przez moją ciążę, czy od początku byłaś taka fałszywa- mówiłam chcąc wyjść z domu.
- Jeszcze zobaczysz. Zostawi cię samą z bachorem. I co wtedy zrobisz? Przyjdziesz do mnie z płaczem, bo co innego ci pozostanie- powiedziała, gdy wychodziłam z domu.
Nie wiedziałam co mam zrobić ze sobą tego wieczoru. Moim pierwszym pomysłem było pójście do Miriam, jednakże będąc już w parku, przez który zawsze szłam idąc do niej przypomniałam sobie, że przyjechała do niej na weekend rodzina z Portland. Rezygnując ze swojego planu postanowiłam usiąść na ławce. Zrobiło się już ciemno, a ja wciąż zapłakana siedziałam na ławce. Postanowiłam zadzwonić do Matthew i opowiedziałam mu o wszystkim. Po wysłuchaniu mnie bez żadnej zwłoki postanowił po mnie przyjechać i zabrać do siebie. Po ostatnich słowach mamy zaczęłam myśleć o naszym związku. Nie zgadzałam się z nimi, wierzyłam w to, że Matt dotrzyma słowa i mnie nie zostawi. Ufałam mu bezgranicznie.
- Matt- powiedziałam zapłakana widząc ukochanego, który zmierzał w moim kierunki.
- Ciii skarbie. Nie płacz- powiedział przytulając mnie mocno.
Staliśmy chwilę przytuleni do siebie nic nie mówiąc. Dzięki jego bliskości nieco się uspokoiłam.
- Chodź. Jedziemy- powiedział ścierając moje łzy.
Objęci udaliśmy się do auta Matthew. Będąc u niego w domu od razu poszliśmy na górę i położyliśmy się na łóżku. Będąc zmęczona szybko poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro