Rozdział 29
-Christie-
Wakacje dobiegały końca. Pozostał już tylko weekend wolności; Matt właśnie w poniedziałek zaczyna pracę w restauracji, a ja kolejny rok szkolny. Czekałam na przyjazd Matthew z niecierpliwością. Chciałam mu pokazać coś co pewnie by go zainteresowało. Siedziałam na kanapie skąd miałam widok na ulicę, przy której mieszkam. Oglądałam powtórkę serialu, aby zabić czas. Słysząc warkot silnika i widząc ukochanego przez okno wstałam z kanapy, wyłączyłam pilotem telewizor i czym prędzej chwytając za klucze od garażu wyszłam przed dom. Zaraz jak tylko Matthew zszedł z motocykla mocno go przytuliłam.
- Tak biegłaś, że o mało co się nie przewróciłaś. Co się stało? - zapytał z uśmiechem ściągając rękawiczki motocyklowe.
- Nic po prostu cię kocham- powiedziałam odejmując go- A tak na serio. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym, że mój tata jeździł kiedyś na motocyklu?
Otworzyłam bramę garażową, chwyciłam chłopaka za rękę i delikatnie pociągnęłam za sobą. Odkryłam folię, pod którą znajdował się motocykl, Matt był zdumiony.
- Oto jest stary motocykl mojego ojca- wskazałem ręką.
- Jestem zdumiony nim. To nie jest tylko stary motocykl. To BMW R 51 z 1939 roku. Ma ogromną wartość historyczną- przykucnął przy motocyklu i zaczął go dokładnie oglądać.
- Mój tata zawsze mówił, że kiedyś będzie on należał do mnie, ale mi bardziej podobają się nowsze motocykle. Pomyślałam nad jego sprzedażą i kupnie jakiegoś innego motocykla. Jak myślisz, ile może być warty? - zapytałam.
- Szczerze to nie mam pojęcia. Wiem, że tata Luisa ma znajomego kolekcjonera starych motocykli. Poproszę o kontakt do niego. Twoja mama nie będzie przeciwna sprzedaży? - mówił zapatrzony w motocykl.
- Nie. Zgodziła się- odpowiedziałam.
- Rozmawiałam dzisiaj z instruktorem jazdy. Za tydzień mam egzaminy- zwróciłam wzrok Matthew na siebie.
- Mówiłem Ci kiedyś jak jestem z ciebie dumny? - zapytał obejmując mnie.
- Wspominałeś coś o tym kiedyś- powiedziałam z uśmiechem w chwili, gdy zadzwonił telefon Matthew który znajdował się w jego torbie nerce.
- Poczekaj chwileczkę. Odbiorę telefon.
Wyciągnął telefon z nerki, spojrzał na wyświetlacz i odszedł krok ode mnie po czym odebrał.
- Witaj siostrzyczko- powiedział radośnie przeczesując palcami włosy.
- Tak. Zgadza się, jestem właśnie u Christie- spojrzał na mnie i złapał mnie za dłoń- Coś się stało?
- Myślę, że nie będzie problemu, albo czekaj zapytam się jej.
- Cass musi pojechać z naszą do hurtowni, nie ma z kim zostawić Maxa. Nie byłabyś zła jakbym na godzinkę lub dwie cię opuścił? - zapytał.
- Nie byłabym, spokojnie. A co byś powiedział na to jakbyśmy razem zajęli się nim? - zaproponowałam swoją pomoc, ponieważ bardzo lubię dzieci, a szczególnie małe.
- Wspaniała jesteś- pocałował mnie w czoło.
- Nie dość, że nie będzie miała mi za złe, to jeszcze sama zaproponowała swoją pomoc- objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Właśnie przed chwilą jej to samo powiedziałem. To co za piętnaście minut u ciebie? - zapytał wychodząc ze mną za rękę z garażu po tym jak ja przykryłam pojazd folią ochronną.
- No dobrze, to za chwilę będziemy.
Poszłam szybko do domu i ubrałam jeansy i skórzaną kurtkę. Zbiegłam prędko ze schodów i chwytając klucze i kask wiszący na wieszaku wyszliśmy z mojego domu. W chwili, gdy zamykałam dom i garaż, Matt odjechał z podjazdu i czekał na mnie na ulicy. Idąc w jego stronę włożyłam klucze do torebki. Stojąc przy czarnej Ninji ubrałam swój kask, po czym wsiadłam na motocykl.
Droga do mieszkania Cassandry w centrum zajęła nam piętnaście minut, ponieważ miasto było odrobinę zakorkowane. Pozostawiliśmy motocykl na parkingu i weszliśmy na czwarte piętro. Chciałam zapukać do drzwi, a Matt, jak gdyby nigdy nic otworzył je. Przywitała nas gotowa do wyjścia Cass; przytuliła mnie i Matthew, po czym wzięła na ręce raczkującego w jej stronę syna.
- Jestem wam tak bardzo wdzięczna, że zrezygnowaliście ze swoich planów i zgodziliście się zostać z Maxem- powiedziała chwytając za torebkę.
- Nie ma za co, naprawdę- powiedzieliśmy, gdy Matt brał małego od Cass.
- Potrzebne rzeczy macie przyszykowane na komodzie w pokoiku małego- powiedziała nieco się śpiesząc.
- Matt, a co byś powiedział na to abyśmy poszli na spacer, jest ciepło- zapytałam przytulając bruneta.
- Myślę, że to by był fajny pomysł, tylko nie wiem czy Cass się zgodzi- oboje spojrzeliśmy ma siostrę Matthew.
- Pewnie, że się zgadzam. On jest już śpiący więc pewnie zaśnie na tym spacerze i będą dwie godziny ciszy. No to ja już idę. Mam nadzieję, że nie da wam popalić za bardzo- powiedziała wychodząc.
Spakowaliśmy potrzebne rzeczy do torby, małego ubraliśmy i wsadziliśmy do wózka po czym wyszliśmy na spacer uprzednio zamykając mieszkanie. Szliśmy powoli w stronę centrum objęci. Starsze panie patrzyły na nas z uśmiechem pewne myśląc, że to nasz dziecko.
- Wiesz co kochana? Sam kiedyś bym tak chciał; mieć własną rodzinę. Móc z żoną i dzieckiem iść przez miasto.
- Własna rodzina do czegoś zobowiązuje. Nie będzie wtedy częstych imprez, spontanicznych wyjazdów. Nasze potrzeby i plany zupełnie się zmienią. Będziemy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i za dziecko które nie poradzi sobie same- powiedziałam prowadząc wózek.
Znaleźliśmy się w naleśnikarni. Matt poszedł złożyć nasze zamówienia, a ja w tym czasie postanowiłam nakarmić Maxa jedzeniem ze słoiczka. Wzięłam go na kolana, ponieważ w wózku był nieco niespokojny i zaczęłam karmić łyżeczką.
- Zamówiłem dla nas naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. Myślę, że będą ci smakować- usiadł do stolika.
- Jak ty wybierałeś to na pewno będą mi smakować. Mój drogi, jak wiadomo rodzina niesie za sobą obowiązki, a że ty nie masz rodziny, ale twoja siostra ma czeka ciebie prawie ojcowskie zadanie- mówiłam ze śmiechem- A tak prościej mówiąc to trzeba przewinąć Maxa.
- Lecę szukać przewijaka- powiedział zabierając malucha chwytając także za torbę z rzeczami dla małego.
- Przewijak zazwyczaj znajduje się w damskiej toalecie- powiedziałam widząc, jak idzie w stronę męskiej.
Oczekując na ich powrót, spojrzałam na telefon czy czasem do mnie mama nie dzwoniła. Pewnie jak zawsze o tej godzinie jest w drodze do domu. Wspominałam o tym, że się umówiłam z Matthew, ale nie chciałam by się niepotrzebnie martwiła moją nieobecnością. Moje lekkie zamyślenie przerwał kelner, który przyniósł nasze zamówienie. Wypatrywałam, czy Matt nie wraca, myśląc o naszej wcześniejszej rozmowie na temat rodziny. Drzwi toalety się otworzyły po czym wyszedł z niej Matthew z nietęgą moną. Ciekawiło mnie jaki był tego powód. Włożył siostrzeńca do wózka, usiadł do stolika i zabrał się do jedzenia, a ja w tym czasie zaczęłam go wypytywać.
- Skąd ta mina? - zapytałam biorąc do ręki widelec.
- Jakaś baba dziwnie na mnie patrzyła, jak zobaczyła mnie wychodząc z toalety- powiedział jedząc naleśnika.
- No wiesz. Nie jest codziennym widokiem jest faceta w damskiej toalecie- powiedziałam z delikatnym śmiechem.
Oprócz wyjścia do kawiarni tego dnia nie robiliśmy nie ciekawego. Chwile posiedzieliśmy w mieszkaniu Cass pijąc herbatę, po czym zostawiając małego pod opieką mamy i prababci udaliśmy się do mojego domu, aby wspólnie wykorzystać ostatnie chwile wolności, przygotowując się jednocześnie na dosyć ciężki poniedziałek. Tak spędziliśmy resztę dnia.
*Poniedziałek*
- Kochany, wstałeś już? - zapytałam Matthew zastawiając telefon na funkcję głośnomówiącą.
- Jeszcze leżę w łóżku, a ty pewnie w łazience przed lustrem ślęczysz- powiedział z lekkim śmiechem.
- Nie, akurat nie. Właśnie prasuję sobie spódnicę.
- Czyli jeszcze makijażu nie zrobiłaś? Myślałem, że jesteś na późniejszych etapach przygotowań. Teraz tak prosto z mostu. Ile Ci to jeszcze zajmie? Nie wiem o której mam po ciebie przyjechać- mówił najprawdopodobniej szukając ubrań w szafie.
- Za około czterdzieści minut powinnam być gotowa. A ty na którą masz do pracy? - zapytałam kończąc prasować.
- Na ósmą. Niestety dzisiaj jestem w pracy do piętnastej i nie będę mógł po ciebie przyjechać.
- Nic się nie stało. Wrócę z Miriam i Olivierem. Za bardzo już i tak ciebie wykorzystuje.
- Ale ja lubię być wykorzystywanym- mówił ponętnym głosem.
***
Matt stał już na moim podjeździe. Idąc w jego stronę włożyłam klucze do małej torebki. Będąc już o krok od niego bez słowa mocno go przytuliłam. Pocałował mnie w czoło przez co patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez kilka sekund. Nie spuszczając z niego oka, wsiadłam na motocykl.
- Ej kochana nie myśl sobie, że pozwolę jechać ci bez kasku. Trzymaj mój-założyłam kask i pojechaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro