Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

             -Christie-

Wakacje dobiegały końca. Pozostał już tylko weekend wolności; Matt właśnie w poniedziałek zaczyna pracę w restauracji, a ja kolejny rok szkolny. Czekałam na przyjazd Matthew z niecierpliwością. Chciałam mu pokazać coś co pewnie by go zainteresowało. Siedziałam na kanapie skąd miałam widok na ulicę, przy której mieszkam. Oglądałam powtórkę serialu, aby zabić czas. Słysząc warkot silnika i widząc ukochanego przez okno wstałam z kanapy, wyłączyłam pilotem telewizor i czym prędzej chwytając za klucze od garażu wyszłam przed dom. Zaraz jak tylko Matthew zszedł z motocykla mocno go przytuliłam.

- Tak biegłaś, że o mało co się nie przewróciłaś. Co się stało? - zapytał z uśmiechem ściągając rękawiczki motocyklowe.

- Nic po prostu cię kocham- powiedziałam odejmując go- A tak na serio. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym, że mój tata jeździł kiedyś na motocyklu?

Otworzyłam bramę garażową, chwyciłam chłopaka za rękę i delikatnie pociągnęłam za sobą. Odkryłam folię, pod którą znajdował się motocykl, Matt był zdumiony.

- Oto jest stary motocykl mojego ojca- wskazałem ręką.

- Jestem zdumiony nim. To nie jest tylko stary motocykl. To BMW R 51 z 1939 roku. Ma ogromną wartość historyczną- przykucnął przy motocyklu i zaczął go dokładnie oglądać.

- Mój tata zawsze mówił, że kiedyś będzie on należał do mnie, ale mi bardziej podobają się nowsze motocykle. Pomyślałam nad jego sprzedażą i kupnie jakiegoś innego motocykla. Jak myślisz, ile może być warty? - zapytałam.

- Szczerze to nie mam pojęcia. Wiem, że tata Luisa ma znajomego kolekcjonera starych motocykli. Poproszę o kontakt do niego. Twoja mama nie będzie przeciwna sprzedaży? - mówił zapatrzony w motocykl.

- Nie. Zgodziła się- odpowiedziałam.

- Rozmawiałam dzisiaj z instruktorem jazdy. Za tydzień mam egzaminy- zwróciłam wzrok Matthew na siebie.

- Mówiłem Ci kiedyś jak jestem z ciebie dumny? - zapytał obejmując mnie.

- Wspominałeś coś o tym kiedyś- powiedziałam z uśmiechem w chwili, gdy zadzwonił telefon Matthew który znajdował się w jego torbie nerce.

- Poczekaj chwileczkę. Odbiorę telefon.

Wyciągnął telefon z nerki, spojrzał na wyświetlacz i odszedł krok ode mnie po czym odebrał.

- Witaj siostrzyczko- powiedział radośnie przeczesując palcami włosy.

- Tak. Zgadza się, jestem właśnie u Christie- spojrzał na mnie i złapał mnie za dłoń- Coś się stało?

- Myślę, że nie będzie problemu, albo czekaj zapytam się jej.

- Cass musi pojechać z naszą do hurtowni, nie ma z kim zostawić Maxa. Nie byłabyś zła jakbym na godzinkę lub dwie cię opuścił? - zapytał.

- Nie byłabym, spokojnie. A co byś powiedział na to jakbyśmy razem zajęli się nim? - zaproponowałam swoją pomoc, ponieważ bardzo lubię dzieci, a szczególnie małe.

- Wspaniała jesteś- pocałował mnie w czoło.

- Nie dość, że nie będzie miała mi za złe, to jeszcze sama zaproponowała swoją pomoc- objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Właśnie przed chwilą jej to samo powiedziałem. To co za piętnaście minut u ciebie? - zapytał wychodząc ze mną za rękę z garażu po tym jak ja przykryłam pojazd folią ochronną.

- No dobrze, to za chwilę będziemy.

Poszłam szybko do domu i ubrałam jeansy i skórzaną kurtkę. Zbiegłam prędko ze schodów i chwytając klucze i kask wiszący na wieszaku wyszliśmy z mojego domu. W chwili, gdy zamykałam dom i garaż, Matt odjechał z podjazdu i czekał na mnie na ulicy. Idąc w jego stronę włożyłam klucze do torebki. Stojąc przy czarnej Ninji ubrałam swój kask, po czym wsiadłam na motocykl.

Droga do mieszkania Cassandry w centrum zajęła nam piętnaście minut, ponieważ miasto było odrobinę zakorkowane. Pozostawiliśmy motocykl na parkingu i weszliśmy na czwarte piętro. Chciałam zapukać do drzwi, a Matt, jak gdyby nigdy nic otworzył je. Przywitała nas gotowa do wyjścia Cass; przytuliła mnie i Matthew, po czym wzięła na ręce raczkującego w jej stronę syna.

- Jestem wam tak bardzo wdzięczna, że zrezygnowaliście ze swoich planów i zgodziliście się zostać z Maxem- powiedziała chwytając za torebkę.

- Nie ma za co, naprawdę- powiedzieliśmy, gdy Matt brał małego od Cass.

- Potrzebne rzeczy macie przyszykowane na komodzie w pokoiku małego- powiedziała nieco się śpiesząc.

- Matt, a co byś powiedział na to abyśmy poszli na spacer, jest ciepło- zapytałam przytulając bruneta.

- Myślę, że to by był fajny pomysł, tylko nie wiem czy Cass się zgodzi- oboje spojrzeliśmy ma siostrę Matthew.

- Pewnie, że się zgadzam. On jest już śpiący więc pewnie zaśnie na tym spacerze i będą dwie godziny ciszy. No to ja już idę. Mam nadzieję, że nie da wam popalić za bardzo- powiedziała wychodząc.
Spakowaliśmy potrzebne rzeczy do torby, małego ubraliśmy i wsadziliśmy do wózka po czym wyszliśmy na spacer uprzednio zamykając mieszkanie. Szliśmy powoli w stronę centrum objęci. Starsze panie patrzyły na nas z uśmiechem pewne myśląc, że to nasz dziecko.

- Wiesz co kochana? Sam kiedyś bym tak chciał; mieć własną rodzinę. Móc z żoną i dzieckiem iść przez miasto.

- Własna rodzina do czegoś zobowiązuje. Nie będzie wtedy częstych imprez, spontanicznych wyjazdów. Nasze potrzeby i plany zupełnie się zmienią. Będziemy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i za dziecko które nie poradzi sobie same- powiedziałam prowadząc wózek.

Znaleźliśmy się w naleśnikarni. Matt poszedł złożyć nasze zamówienia, a ja w tym czasie postanowiłam nakarmić Maxa jedzeniem ze słoiczka. Wzięłam go na kolana, ponieważ w wózku był nieco niespokojny i zaczęłam karmić łyżeczką.

- Zamówiłem dla nas naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. Myślę, że będą ci smakować- usiadł do stolika.

- Jak ty wybierałeś to na pewno będą mi smakować. Mój drogi, jak wiadomo rodzina niesie za sobą obowiązki, a że ty nie masz rodziny, ale twoja siostra ma czeka ciebie prawie ojcowskie zadanie- mówiłam ze śmiechem- A tak prościej mówiąc to trzeba przewinąć Maxa.

- Lecę szukać przewijaka- powiedział zabierając malucha chwytając także za torbę z rzeczami dla małego.

- Przewijak zazwyczaj znajduje się w damskiej toalecie- powiedziałam widząc, jak idzie w stronę męskiej.

Oczekując na ich powrót, spojrzałam na telefon czy czasem do mnie mama nie dzwoniła. Pewnie jak zawsze o tej godzinie jest w drodze do domu. Wspominałam o tym, że się umówiłam z Matthew, ale nie chciałam by się niepotrzebnie martwiła moją nieobecnością. Moje lekkie zamyślenie przerwał kelner, który przyniósł nasze zamówienie. Wypatrywałam, czy Matt nie wraca, myśląc o naszej wcześniejszej rozmowie na temat rodziny. Drzwi toalety się otworzyły po czym wyszedł z niej Matthew z nietęgą moną. Ciekawiło mnie jaki był tego powód. Włożył siostrzeńca do wózka, usiadł do stolika i zabrał się do jedzenia, a ja w tym czasie zaczęłam go wypytywać.

- Skąd ta mina? - zapytałam biorąc do ręki widelec.

- Jakaś baba dziwnie na mnie patrzyła, jak zobaczyła mnie wychodząc z toalety- powiedział jedząc naleśnika.

- No wiesz. Nie jest codziennym widokiem jest faceta w damskiej toalecie- powiedziałam z delikatnym śmiechem.

Oprócz wyjścia do kawiarni tego dnia nie robiliśmy nie ciekawego. Chwile posiedzieliśmy w mieszkaniu Cass pijąc herbatę, po czym zostawiając małego pod opieką mamy i prababci udaliśmy się do mojego domu, aby wspólnie wykorzystać ostatnie chwile wolności, przygotowując się jednocześnie na dosyć ciężki poniedziałek. Tak spędziliśmy resztę dnia.

                *Poniedziałek*

- Kochany, wstałeś już? - zapytałam Matthew zastawiając telefon na funkcję głośnomówiącą.

- Jeszcze leżę w łóżku, a ty pewnie w łazience przed lustrem ślęczysz- powiedział z lekkim śmiechem.

- Nie, akurat nie. Właśnie prasuję sobie spódnicę.

- Czyli jeszcze makijażu nie zrobiłaś? Myślałem, że jesteś na późniejszych etapach przygotowań. Teraz tak prosto z mostu. Ile Ci to jeszcze zajmie? Nie wiem o której mam po ciebie przyjechać- mówił najprawdopodobniej szukając ubrań w szafie.

- Za około czterdzieści minut powinnam być gotowa. A ty na którą masz do pracy? - zapytałam kończąc prasować.

- Na ósmą. Niestety dzisiaj jestem w pracy do piętnastej i nie będę mógł po ciebie przyjechać.

- Nic się nie stało. Wrócę z Miriam i Olivierem. Za bardzo już i tak ciebie wykorzystuje.

- Ale ja lubię być wykorzystywanym- mówił ponętnym głosem.

                        ***

Matt stał już na moim podjeździe. Idąc w jego stronę włożyłam klucze do małej torebki. Będąc już o krok od niego bez słowa mocno go przytuliłam. Pocałował mnie w czoło przez co patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez kilka sekund. Nie spuszczając z niego oka, wsiadłam na motocykl.

- Ej kochana nie myśl sobie, że pozwolę jechać ci bez kasku. Trzymaj mój-założyłam kask i pojechaliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro