Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

                            -Matt-
Tego dnia skończyłem lekcje o trzynastej. Przed treningiem pojechałem jeszcze do Luisa, który mieszka trzy przecznice od hali sportowej. Parkując swój pojazd na podjeździe Luisa spotkałem jego tatę pana George'a, który jest mechanikiem samochodowym.

- Cześć Matt. Do Luisa pewnie przyjechałeś? - zapytał pan Black przestając grzebiąc przy samochodzie.

- Dzień dobry. Tak, ja do Luisa. Jest może w domu? - zapytałem poprawiając na ramieniu swoją torbę na trening.

- Tak. Jest pewnie u siebie w pokoju- wrócił do grzebania przy silniku samochodu.

Podszedłem do drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem po chwili wpuściła mnie do środka pani Black.

- Dzień dobry. Ja do Luisa.

- Dzień dobry. Zapraszam. Wejdź, jest u siebie- poprawiała fartuszek kuchenny.

- Dziękuje- wszedłem do środka od razu kierując się w stronę pokoju przyjaciela.

- Cześć- przywitałem się z Luisem po tym jak wszedłem do pokoju.

- Cześć. A co ty tak wcześnie? Miałeś być przed piętnastą- siadłem na fotel.

- Tak po prostu przyjechałem. Nie mam z resztą nic innego do roboty. Za ponad godzinę mamy trening więc pomyślałem, żeby wpaść. Mam dla ciebie pewną propozycję, może pojeździlibyśmy dzisiaj na motocyklach? - zapytałem bawiąc się piłeczką tenisową znajdującą się na jego komodzie.

- Przecież wiesz, że ja zawsze jestem do tego pierwszy- uśmiechnął się- A mianowicie gdzie jedziemy?

- No... na przykład... obrzeża Filadelfii? - zapytałem po chwili namysłu.

- Wchodzę w to- zgodził się ochoczo.

Po chwili rozmowy na temat trasy naszej "podróży" musieliśmy pójść wcześniej na trening, ponieważ dostałem telefon od trenera z prośbą o wcześniejsze spotkanie. Miało ono dotyczyć omówienia spraw związanych z naszym wyjazdem do Nowego Jurku. Razem z Luisem wzięliśmy swoje torby treningowe po czym poszliśmy pieszo, ponieważ do hali z domu Luisa było naprawdę blisko.

Przy wejściu czekał na nas już trener w towarzystwie Dana, Oliviera i innych członków drużyny. Pan Scotler przedstawił nam dokładny plan rozgrywek, ustaliliśmy skład podstawowy oraz rezerwowy naszej drużyny.

Po skończeniu zbiórki poszliśmy przygotować się do treningu. W szatni rozmawiałem z Danem.

- Dan, a Nicol jedzie z nami na zawody? - zapytałem przebierając się.

- Tak. Powiedziała, że jedzie- powiedział blondyn.

- Czyli łącznie w autokarze będzie nas czternastka? - zapytał ubierając buty.

- Tak. Jedzie cały nasz zespół, czyli dziesięć osób, trener, Miriam, Christie i Nicol- odpowiedziałem w chwili, gdy zadzwoniła do mnie siostra.

- Halo.

- Cześć Matt. Możesz teraz rozmawiać?

- Właśnie szykuję się do treningu, a coś się stało?

- Nic się nie stało. Mam do ciebie pewną prośbę. Muszę z babcią pojechać do lekarza w piątek, a nie mam z kim Maxa zostawić. Nasi rodzice są w pracy, a Rafael w delegacji. Dałbyś radę może nim się zając prze około dwie godzinki?

- W piątek? Myślę, że tak, a o której godzinie?

- Babcia ma wizytę u lekarza o szesnastej, więc myślę, że gdzieś tak o piętnastej bym go do ciebie przywiozła.

- Nie ma sprawy. Zajmę się nim.

- Jesteś wielki braciszku. Wynagrodzę ci to jakoś. Dziękuje.

- Nie ma za co.

- Pa.

- Cześć.

                          ***
Czwartek siódma lekcja. Siedziałem w ławce udając, że słucham tego co mówi nauczyciel historii. Byłem już zmęczony tym tygodniem z resztą tak samo jak większość osób z mojej klasy. Każdy z czekał na zbawienny dzwonek kończący nasze zajęcia. Kilka osób rozmawiało między sobą. Ja wymieniałem się dyskretnie liścikami z Luisem, który siedział ławkę za mną razem z Danem.

- Wiem, że jesteście zmęczeni. Rozumiem was jest siódma lekcja, ale skupcie się jeszcze, choć na chwilę- powiedział pan Smitch zirytowany naszymi rozmowami.

Po dziesięciu minutach wszyscy niemalże wybiegliśmy z sali, ponieważ doczekaliśmy dzwonka. Jadąc do domu na swojej Ninji zatrzymałem się w sklepie, aby kupić lody. Niemal błyskawicznie znalazłem się w domu po czym udałem się na taras, usiadłem na bujanym fotelu i zająłem objadaniem się lodami jednocześnie przeglądając Facebooka.

- Hej. Co słychać? -napisała do mnie Christie

- Cześć. Wczoraj byłem na przejażdżce na motocyklu z Luisem na obrzeżach Filadelfii. Są tam naprawdę wspaniałe widoki. Muszę cię tam kiedyś zabrać. A u ciebie co słychać? -odpowiedziałem.

- U mnie wszystko dobrze. Z chęcią bym je zobaczyła. Znasz może kogoś kto dobrze zna francuski, osobę, która mogłaby mnie podszkolić? - zapytała szukając u mnie swojej pomocy.

- W sumie to nie znam, ale ja dosyć dobrze radzę sobie z tym językiem. Więc jeśli by chciała to mogę ci pomóc. Nie będzie z tym żadnego problemu- tworzyłem pretekst do spotkania z Christie, lecz nie kłamałem, naprawdę dobrze radziłem sobie z tym językiem.

- Naprawdę? Jesteś w stanie mi pomóc?

- Na tym polega przyjaźń. Na pomaganiu sobie nawzajem.

- Dziękuje :)

- To kiedy do mnie wpadasz?

- Może jutro o siedemnastej?

- Dobrze. Przygotuję się na to spotkanie. :*

- Matt, co ty kombinujesz?

- Dowiesz się w swoim czasie.

- Powinnam się obawiać?

- Skądże :*

Gdy była godzina szesnasta postanowiłem sobie zrobić coś do jedzenia. Ponieważ moje umiejętności kulinarne były niewielkie postanowiłem zrobić sobie jajecznicę. Ubrałem fartuszek kuchenny mojej mamy, włączyłem muzykę w radiu i zabrałem się do przyrządzania mojego obiadu jednocześnie nucąc przy tym piosenkę lecącą z magnetofonu. Po przygotowaniu i zjedzeniu posiłku pojechałem do baru. W czasie mojej pracy w barze nie działo się nic ciekawego. Po godzinie 20.00 przyszła grupka osób. Zamówili napoje po czym poszli grać w bilard. Zachowywali się zbyt głośno co przeszkadzało innym klientom. Gdy wraz z szefem poszliśmy poprosić ich o zmianę zachowanie zauważyłem Vanesse. Widząc mnie przyglądającą się jej w objęciach bogatego mężczyzny posłała mi dziwne spojrzenie. W tamtej chwili zrozumiałem, że mam szczęście, ponieważ nic mnie już z nią nie łączy, ona leci tylko na kasę. Wróciłem za bar nie zwracając na nią uwagi. Wychodziło mi to do momentu, gdy mężczyzna, którego wcześniej widziałem podszedł do baru.

- Widziałem, jak się patrzysz na Vann- powiedział kilka lat starszy ode mnie mężczyzna z drogim zegarkiem na nadgarstku- Ona jest ze mną.

- Coś ci się przywidziało- wycierałem szklanki szmatką nie utrzymując kontaktu wzrokowego z rozmówcą.

- Przecież nie jestem głupi- odparł nieco zdenerwowany najprawdopodobniej z zazdrości.

- Ja nic takiego nie mówię- wbiłem wzrok w bruneta około trzydziestoletniego.

- Przepraszam. Jestem zajęty- powiedziałem z udawaną uprzejmością chcąc zakończyć tą rozmowę.

Wyszedłem z baru po skończonej pracy i udałem się do domu. Zmęczony wziąłem szybki prysznic. Leżąc w łóżku przeglądałem kilka minut Facebooka. Zmęczony odłożyłem komórkę na biurko stojące obok mojego łóżka. Leżąc w łóżku rozmyślałem o dzisiejszym dniu nim się spostrzegłem zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro