Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

6 stycznia 1900r.

[S] - Co to za morderstwo?
[CH] - Tym razem to kobieta, nazywała się Anna O'Kelly, znaleziono ją w parku niedaleko jej domu.
[S] - Kto ją znalazł?
[CH] - Sąsiadka.

Chwilę po naszej krótkiej wymianie zdań dojechaliśmy na miejsce zbrodni. Wysiadając zauważyłam małe zgromadzenie ludzi oraz kilku innych policjantów wraz z Andrew. Nie wiele myśląc udałam się w stronę ludzi a Pan Charles poszedł w moje ślady. Gdy dotarłam do mojego celu od razu zauważyłam piękną młodą kobietę leżącą na trawniku. Niestety martwą. Leżała na plecach, ręce miała ułożone na klatce piersiowej. W prawej dłoni miała zaciśniętą białą różę, również tak samo jak w przypadku Barkley'a była zaplamiona kroplami krwi. Ale tym razem  krwawiła, dokładniej z tyłu głowy.

[S] - Witaj Andrew, co z nią?
[A] - No jak widzisz, nie żyje.
[S] - Ależ to odkrywcze, szczegóły po proszę.
[A] - Zmarła najprawdopodobniej od uderzenia w tył głowy. Ale przeprowadzę jeszcze sekcje zwłok, może jest inna przyczyna. A jeśli chodzi o Pana ładnego to sekcja potwierdziła moją hipotezę.
[CH] - Ale skoro morderstwo Pana Barkley'a i Panny O'Kelly jest tego samego sprawcy, to czemu te morderstwa są całkowicie różne? Mordercy przeważnie działają schematami.
[S] - Może jego schematem jest ta róża. Tylko dlaczego? Andrew, gdzie jest Sąsiadka, która znalazła ciało?
[A] - Tam. - wskazał palcem na dwóch policjantów pilnujących starsza kobietę. Zapewne sąsiadkę Kate. Razem z panem Charlesem ruszyliśmy w ich stronę. Po chwili znajdowaliśmy się przy nich.

[S] - Dzień dobry, pani jest sąsiadką Anny O'Kelly? - zapytałam staruszki.
[SP]-Tak, ona była jeszcze taka młoda, całe życie miała przed sobą!
[S] - Razem z moim kolegą prowadzimy sprawę Anny. Mogłaby coś pani o niej opowiedzieć?
[SP] - Moje drogie dziecko, ona była taka samotna! Nie miała ani partnera ani rodziny. Miała za to przyjaciółkę, Rose. Były nie rozłączne, ale po jej śmierci załamała się. Biedna... Chciałam jej pomóc, ale zawsze odmawiała.
[S] - Kiedy zmarła Rose?
[SP]- Jeżeli dobrze pamiętam to jakieś dwa lata temu.
[CH] - I z nikim się nie spotykała przez ten czas?
[SP]- Tak jak mówiłam, była typem samotnika. Złapcie mordercę, dla Anny, ona nie zasłużyła sobie na to. - powiedziała przejęta staruszka.
[S] - Oczywiście, zrobimy wszystko co możemy żeby go odnaleźć. Niech pani na siebie uważa.

Po przesłuchaniu kobiety zaczęłam rozmowę z Panem Bakerem w cztery oczy.
[S] - I co pan myśli o tej sprawie?
[CH] - Mam nieprzyjemne wrażenie, że to bedzie naprawdę ciężka sprawa.
[S] - Też tak myślę .
[CH] - Intryguje mnie pani opanowanie. Nie każda kobieta byłaby w stanie pracować w takim zawodzie. - wyrwał mnie z zamyślenia.
[S] - Lata praktyki, panie Baker.
[CH] - Może umówilibyśmy się na kawę, skoro mamy razem pracować przydałoby się trochę bardziej poznać.
[S] - Mam nadzieję, że to spotkanie będzie czysto biznesowe. Jutro u mnie o 20.- uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam w stronę samochodu, pan Baker rzucił tylko zwykłe 'oczywiście' bardziej do sobie niż do mnie i podążał moimi śladami.

***

[CH]- Co teraz robimy?
[S] - Myślę, że możemy pojechać do domu Anny i przeszukać go. Może znajdziemy informacje o tej całej Rose.
[CH] - No to jedziemy.

***
Po 5 min byliśmy pod domem Anny. Na szczescie dla nas drzwi wejściowe nie były zamknięte na Klucz. Ale dlaczego Anna ich nie zamknęła? Spieszyła się gdzieś? Spojrzałam na zamyślonego Charlesa, on chyba też się nad tym zastanawiał. Postanowiłam, że najpierw przeszukam jej pokój, bo mogę tam znalesc najwięcej informacji. Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaczęłam szukać jej pokoju, aż nagle znalazłam pokój z dużym łóżkiem i biurkiem przy ścianie. Zakładam, że to właśnie to miejsce, którego szukałam. Podeszłam od razu do biurka nad którym wisiały zdjęcia. Na każdym zdjęciu znajdowały się dwie te same  dziewczyny jedna to Anna a druga zapewne to Rose. Raz były na nich  uśmiechnięte a raz poważne. Ale jedno zdjęcie było bardzo niepokojące, obie miały miny jakby ktoś je przestraszył a na ziemi znajdowały się płatki białych róż. Czyżby osoba która fotografowała dziewczyny coś zrobiła? Właśnie, kim jest ta osoba która zrobiła zdjęcia?

[S] - PANIE BAKER! - zawołałam go. A on przybiegł z prędkością światła.
[CH] - Panno Evans! Wszystko w porządku?! - zawołał przestraszony i lekko...zmartwiony?
[S] - Tak, wszystko w porządku. Zobacz na to. - pokazałam mu niepokojące zdjęcie. - Co o tym myślisz?
[CH] - Coś musiało się tam stać. Choć, poszukajmy jeszcze, może coś znajdziemy.

Przeszukaliśmy cały dom Anny i nic więcej nie znaleźliśmy. Tylko to zdjęcie. Postanowiłam je wziąć, może doprowadzi mnie do czegoś istotnego. Pan Charles zawiózł mnie do domu, a sam gdzieś pojechał bez słowa. Pomyślałam, że w tym zdjęciu musi coś być. Ostrożnie wyciągnęłam je z antyramy, i jak się okazało nie myliłam się. Z antyramy wypadł biały płatek róży i list.

***
Przepraszam za wszystkie błędy.
Ignis.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro