Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Lekki stres związany z próbnym egzaminem powoli ze mnie schodził, co nie znaczy, że byłam całkowicie spokojna. Nie byłam. Nie potrafiłam cieszyć się urodzinami i tym, że wchodzę w dorosłość. Wystarczyło tylko stanąć w oknie i spojrzeć na ulice pełne przestraszonych, zagubionych ludzi, płaczące dzieci  i pogrążone w ponurych rozmyślaniach kobiety.  Żony, matki, córki walczących Polaków, żeby cały dobry nastrój, jaki się miało, prysł niemal bezpowrotnie. Jak przysłowiowa bańka mydlana. Położyłam dłoń na ścianie obok okna, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, a potem wołanie taty:


- Basia, masz gościa!


Wybiegłam z pokoju, uderzając stopami o mahoniową podłogę


- Alek! -wyszczerzyłam się na jego widok. 


- Wszystkiego najlepszego, krasnalu. Zabiorę cię w pewne miejsce. Zgoda? 


- A- ale teraz?


- Teraz, teraz. Ktoś nie może się doczekać, żeby w końcu móc cię poznać - mrugnął porozumiewawczo do moich rodziców.


- Kto?


- Gdybym powiedział, nie byłoby niespodzianki.


- Alek, czy ty się Boga nie boisz?  Coś ty najlepszego wymyślił?- dociekałam, wychodząc z nim z domu. 


- Nie mogę powiedzieć. Mogę na razie zdradzić, że to dwie osoby.


- Twoi kumple?-  domyśliłam się, szturchając go łokciem pomiędzy żebra. Nasze wzajemne przytyki przerwał głos jakiegoś Niemca. 


- Jasna cholera, łapanka. Baśka, chowaj się za mną!- zawołał do mnie Aleksy, ciągnąc mnie w stronę ściany jakiegoś bloku, żeby nikt nas nie zobaczył. Wystawiłam głowę i powiodłam po twarzach schwytanych ludzi. Dostrzegłam tam mieszkającą naprzeciwko mnie ośmioletnią Helenkę. Śliczną blondyneczkę z wielkimi niebieskimi oczami. Widziałam, że małą targają spazmy, a stojąca obok niej matka starała się ją uspokoić. Jak nietrudno się domyślić,daremnie.


- Boże...- wyszeptałam, czując napływające do oczu łzy.


- Nie patrz na to- rzucił, zasłaniając mi oczy swoją dłonią.  Po chwili rozległy się strzały, a mi wyrwał się spowodowany strachem, niekontrolowany pisk.


- Nie krzycz, bo się Szkopy z całego miasta zlecą!- syknął.- Wiejemy!- dodał po krótkim namyśle, ciągnąc mnie za sobą


***

-Boże,nie wytrzymam tego- jęknęłam, jednocześnie czując, jak bardzo trzęsą mi się nogi.


- To twoje urodziny. Spróbuj chociaż trochę się z nich cieszyć, dobrze?- poprosił, wkładając mi we włosy coś podobnego do lilii.


- Przed chwilą zginęło w mojej obecności jakieś dziesięć osób, a ty mi się każesz cieszyć z urodzin, pogięło cię?!- warknęłam. 


- To wszystko niedługo się skończy. Będzie pięknie, zobaczysz! Po prostu teraz musimy to wszyscy przeżyć.  Ani się obejrzysz, a Hitler z tym swoim koleżką obudzą się w samych skarpetkach, przywiązani do ławki w parku. Będzie dobrze, Baśka!  A teraz idziemy do chłopaków i mi obiecaj, że będziesz się świetnie bawić.


- Dobra, obiecuję- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.


***

-Panowie, to jest Basia - przedstawił mnie chłopakom, obejmując mnie ramieniem, żeby dodać mi otuchy.


-Dzieeeń dooobryyy- zawołali chóralnie, powodując, że udało im się mnie rozweselić.


- Fajnie was poznać- zaśmiałam się


- Zobacz, Tadeusz, ona naprawdę jest taka ładna jak mówił -westchnął Rudy, wyrywając przyjacielowi książkę z dłoni.


- Ty myślisz, że ja nigdy dziewczyny nie widziałem?- prychnął Zośka, udając urażonego.


- Chłopaki, ja tu nadal jestem-  przypomniałam im, tłumiąc cisnący się na usta śmiech.


Podeszłam bliżej Zośki, by przyjrzeć się trzymanej przez niego książce. Odkąd pamiętam, ciągnęło mnie do literatury, więc ucieszyłam się, że i z nim będę miała temat do rozmów. Zdziwiłam się, gdy odkryłam, że wcale jej nie czytał. Zamiast tego obracał w palcach zdjęcie jakiejś kobiety. Całkiem ładnej, około pięćdziesiątki.


- Kto to?- spytałam zaciekawiona.


- Moja mama. Nie żyje. Dostała wylewu.


- Przykro mi. Nie wiedziałam...- speszyłam się.


- Nie szkodzi- zapewnił, uśmiechając się słabo.- Skąd mogłaś wiedzieć?


- Przepraszam.


- Naprawdę, nic się nie stało.


- Na pewno?


- Tak. W porządku.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro