18
W południe wyszliśmy na miasto, żeby spotkać się ze znajomymi. Ma to być coś w rodzaju poprawin, ale w o wiele luźniejszym wydaniu. Ot, zwykłe spotkanie paczki przyjaciół w Wedlu. Żeby się pośmiać, pogadać o weselu i przy okazji jeszcze na chwilę oderwać się od nadal trwającej wojny.Bez tej napiętej ślubno -weselnej otoczki i podniosłej do granic możliwości atmosfery.
- Jak wyglądam?- spytałam, podchodząc do Alka ubrana w długą białą sukienkę z wycięciem na nodze i złotych sandałach na wysokim słupku.
- Wiesz, nie chciałbym nic mówić, ale...ta sukienka chyba wyglądałaby lepiej na podłodze obok łóżka-uśmiechnął się znacząco.- Co nie zmienia faktu, że wyglądasz w niej bosko- dodał po chwili.
-Wariat- orzekłam, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
- Po co ci aż tak wysokie buty?- zmienił temat.
-Żeby jakoś przy tobie wyglądać.
***
-Cześć!- zawołałam, gdy już byliśmy na miejscu. Moją uwagę przykuł Zośka. Blady bardziej niż zwykle.
- Coś ci jest?- spytałam, uważniej mu się przyglądając.
-Nic, nic- mruknął wymijająco.
-Jakie nic? Proszę, braciszku, pochwal się wszystkim, jakiego zgona zaliczyłeś!
-Hanka, bądź cicho.
- Nie. Pół nocy z głową w kiblu przesiedział.Już nie wiedziałam, czy dzwonić po karetkę, czy po księdza, żeby temu deklowi ostatecznego namaszczenia udzielił. A mówiłam: nie pij. To nie słuchał, bo on jest dorosły Idź do diabła z tą swoją dorosłością- machnęła ręką.
- Właśnie od niego wracam. Serdecznie cię pozdrawia i szykuje wyjątkowe miejsce w piekle.
- Czy wy możecie się, z łaski swojej, nie kłócić przy wszystkich?
-Może jeszcze mamy sobie podać rączki i się przeprosić?
-Właśnie to macie zrobić- stwierdził mój mąż z rosnącym z minuty na minutę rozbawieniem.
- Ja go za nic nie będę przepraszać!
-Zośka?
-Chyba cię coś boli, jeżeli myślisz, że ją przeproszę. Nie mam za co. No chyba, że za dobrą zabawę na ślubie kumpla. Tego ode mnie chcesz? W porządku. Haniu, przepraszam, za to, że za dobrze się bawiłem.
-Jak ja cię, Tadeusz, nienawidzę, wiesz- syknęła, patrząc mu w oczy.
- Ja też cię kocham, siostrzyczko- poklepał ją po ramieniu, a ona zrobiła minę cierpiętnicy.
***
- No to opowiadaj- zachęciła mnie Monia, popijając mrożoną kawę, a oczy reszty dziewczyn zwróciły się na mnie z oczekiwaniem.
-O czym niby?- zapytałam, nie do końca rozumiejąc. Choć , przyznaję, powoli się domyślałam, o co chciały ode mnie usłyszeć.
-No jak to o czym? O waszej nocy poślubnej-wyjaśniła.
- I to ze wszystkimi pikantnymi szczegółami- odezwała się na ogół małomówna i zawsze raczej skryta Hala. Ona i Zośka byli najbardziej elegancką parą, jaką w życiu poznałam. Do głowy by mi nie przyszło, że mogłaby mnie o to zapytać. A jednak zadała mi to pytanie i domagała się mojej odpowiedzi.
-No dobra, ale pikantne szczegóły zostawiam dla siebie- zastrzegłam.
-Serio? No weź... powiedz mi chociaż, czy się zabezpieczaliście.
-Co? Tak. Pewnie, że tak.
- Jakaś taka niepewna tego jesteś. Czyżbyś nie pamiętała?
- Przestań. Jasne, że to pamiętam!
- Daj nam jakiś szczegół. Proszę- zatrzepotała rzęsami moja szwagierka.
Wywróciłam oczami.
- Przez chwilę myślałam, że...rozwaliliśmy łóżko- wybuchnęłam śmiechem.
-Aż tak? Matko, co wyście tam robili?
- Nic niezwykłego- ucięłam.
-Na pewno?
- A czego ty się spodziewałaś? Kajdanek? Dziewczyny, ja was wkręcam! Nic nie rozwaliliśmy Były tylko świeczki, wino i księżyc za oknem. No i oczywiście my. Bez szaleństw. Tak, jak chcieliśmy. Tak...normalnie - uściśliłam, starając się nie śmiać- Ale się dałyście wkręcić!-zawołałam, wręcz zaskoczona powodzeniem mojego żartu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro