Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

                       -Matt-

Obudziłem się przed dziesiątą, podczas gdy Christie już nie było w łóżku. Ubrany w same bokserki i podkoszulek udałem się do łazienki, stanąłem przed lustrem i zimną wodą przemysłem twarz. Gdy doprowadziłem się nieco do porządku i postanowiłem się przebrać. Idąc znów na piętro zauważyłem, że Tysia robi coś w kuchni.

- Chyba pora zjeść śniadanie - powiedziałem dam po siebie gładząc się po brzuchu.

Zaraz potem byłem już na dole i cicho weszłam do kuchni i usiadłem przy wyspie kuchennej kładąc kask na drogie krzesło.

Przyglądałem się jej od tyłu. Była ubrana w czarne leginsy i dopasowaną białą koszulkę z nadrukiem.

- Dzisiaj to ja robię śniadanie - powiedziała zauważając mnie kątem oka.

Podeszła do wyspy kuchennej, wzięła go i wracając do smażenia naleśników założyła go na głowę.
- Ty moja słodka wariatko - byłem nieco rozbawiony spoglądając na to co robi.

- Nigdzie nie jedziesz - wskazała na mnie drewnianą łyżką - Robię naleśniki.

- Ty wiesz, że cię kocham - objąłem ją od tyłu i pocałowałam czule w ramie.

- Wiem o tym doskonale skarbie - pogłaskała mnie po dłoni, która znajdowała się na jej biodrze.

Usiadłem znów przy wyspie i postanowiłem wykonać telefon do przyjaciół z którymi byłem umówiony na wspólną przejażdżkę na motocyklach.

- Panowie - powiedziałem jak tylko usłyszałem głos Luisa - Mogę się trochę spóźnić. Później się wytłumaczę. Cześć.

Miałem nadzieję, że się na mnie nie obrażą. Ale nie mogłem przepuścić okazji, aby nie zjeść na naleśników przygotowanych przez najważniejszą kobietę w moim życiu. Minęło kilka minut, naleśniki były gotowe a my siedzieliśmy przy stole razem zajadając się nimi.

- Kochanie jesteś brudna? - powiedziałem biorąc gryza naleśnika ze słodką nutellą i bananem.

- Gdzie? - skończyła przeżuwać kładąc delikatnie dłoń na moim udzie.

- Tu - starłem wnętrze naleśnika spod jej ust.

- Z pełną buzią się nie mówi. Mama nie nauczyła?

Chwyciłem delikatnie dłonią za jej żuchwę marszcząc delikatnie jej gładziutki policzek i złożyłem na jej ustach wspaniałych ustach subtelny, aczkolwiek czuły pocałunek.

-Oj. A mama nie uczyła, że nie ładnie tak kusić? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie kończąc pocałunek, następnie oblizując delikatnie górną wargę.

- Nie. Nie uczyła - nasze twarze nadal dzieliło tylko kilka centymetrów.

- No to ja muszę cię jeszcze parę rzeczy nauczyć - pocałowałem ją szybko w noc - Ja już będę się zbierał skarbie. Podczas mojej nieobecności proszę uważaj na siebie, to jest dla mnie bardzo ważne; martwię się - wstałem od stołu i udałem się w stronę wyspy kuchennej po to, aby wziąć swój czarny motocyklowy kask.

- Ja zawsze uważam na siebie. Dziękuję za troskę - czule mnie przytuliła wsuwając dłonie pod górę mojego kombinezonu - Jedź ostrożnie. Pamiętaj kocham cię.

- Dobrze kochanie, będę grzeczny - odgarnąłem włosy z jej czoła i delikatnie musnąłem je ustami.

Wyszedłem z domu trzymając w dłoni kask. Udałem się do garażu a po otworzeniu drzwi wszedłem do niego, aby wyjechać Kawą. Wsiadłem na motocykl, przekręciłem klucz w stacyjce. Zanim wyjechałam na ulice stanąłem na podjeździe, zamknąłem garaż oraz założyłem kask po czym zrobiłem znak krzyża.

***

- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - zapytał Luis, gdy siedzieliśmy w barze i piliśmy zimne napoje.

Myślałem nad tym co planuję wpatrzony w szklankę. Wiedziałem, że moja decyzja wiele może zmienić, nie tylko zresztą w moim życiu, ale i w życiu innych. Chwilami zastanawiałem się jak na to zareagują inni, miałem nawet wątpliwości czy zwierzyć się najlepszemu przyjacielowi, lecz wiedząc, że zawsze mam w nim wsparcie zdecydowałem się mu o tym powiedzieć.

- Tak przyjacielu. Jestem pewien - odpowiedziałem zdecydowanie patrząc mu prosto w oczy.

Przyglądał się mi bacznie. W jego oczach widziałem zrozumienie, którego tak bardzo oczekiwałem, był on pierwszą osobą, której o tym powiedziałem.

- W twoich rozmowach z Christie przewijał się już ten temat? - dopytywał ze szczerym zainteresowaniem.

- Nie. Nie byłem pewien czy mogę rozpoczynać w ogóle rozmowy na takie tematy, nie chciałem jej speszyć - wyjaśniłem, chcąc, aby widział jasno całą sytuację.

- Rozumiem. Ale co cię akurat teraz do tego skłoniło? - mówił popijając colę.

- Sam nie wiem - uśmiechnąłem się szczerze - Jak to mówią chyba dorosłem do tego - śmiałem się pod nosem przypominając sobie słowa mojej mamy.

- Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie po twojej myśli.

Piliśmy napoje w ciszy. W pewnej chwili wpadł Dan razem z Olivierem. Podeszli do nas cicho i przykuli na nas swoją uwagę klepiąc nas lekko po plecach. Usiedli obok nas przy barze.

- Ktoś umarł ze tu taka grobowa cisza? - zapytał Olivier opierając się łokciem o bar.

- Nie - zacząłem się lekko śmiać.

- To co ty taki jakiś nie swój? - zapytał Dan przyglądając się mi.

- Zdaje ci się - odpowiedziałem uspokajając przyjaciela jednocześnie nie chcąc pokazać mojego zamyślenia.

Spędziliśmy w barze około trzy godziny w bardzo przyjemnej atmosferze. Wracając do domu jechałem w towarzystwie Oliviera. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby zatankować nasze pojazdy. Płacąc na stacji kupiłem za paliwo zakupiłem również trochę słodyczy, ponieważ Tysia w ostatnim czasie bardzo często miała na nie ochotę.

- Kochanie, jesteśmy - weszliśmy do środka i zauważając, że Christie siedzi w salonie w towarzystwie moich rodziców i Miriam.

Kaski położyliśmy na komódce stojącej przy wejściu i po zawieszeniu naszych kurtek od kombinezonu na wieszaki usiedliśmy obok dziewczyn na kanapie.

- No kochanie, proszę - wręczyłem jej reklamówkę z niedawno kupionymi słodyczami.

- Skąd wiedziałeś? - była zaskoczona.

- Znam cię tak dobrze, że jestem w stanie się tego domyślić - pocałowałem ją w czoło, podczas gdy ona otwierała tabliczkę czekolady mlecznej, która była jej ulubioną.

- Ty też byś się potrafił takich rzeczy domyślić - Miriam skierowała pytanie w stronę Oliviera głaszcząc go delikatnie po klatce piersiowej będąc wtulona w jego bok.

Olivier spojrzał na mnie nieco niepewnym wzrokiem, jakby szukając pomocy w odpowiedzeniu na pytanie, lecz jego mina sugerowała, że jest nieco mi rozbawiony. Spojrzał czule na Miriam i odpowiedział, nie uzyskując niewerbalnej odpowiedzi.

- Oczywiście kochanie - udzielił odpowiedzi z wielkim uśmiechem na twarzy.

Wybuchliśmy wszyscy śmiechem. Miriam patrzyła się na każdego z nas zdziwionym wzrokiem, nie wiedząc co jest powodem naszego śmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro