Rozdział 24
-Christie-
Nadszedł dzień balu absolwentów rocznika Matthew. Aby się jak najlepiej prezentowane tego dnia przygotowania rozpoczęłam już o godzinie piętnastej, z Miriam byłam umówiona na godzinę szesnastą. Przyjaciółka miała mi pomóc w zrobieniu fryzury oraz makijażu. Przed przyjściem Miriam umyłam włosy, wysuszyłam je oraz zdążyłam wypić kawę oraz obejrzeć wiadomości w telewizji.
- Hej- pocałowała mnie w policzek- Mam nadzieję, że wszystko gotowe do przygotowań.
- Zgadza się. Wszystko gotowe. Mam nadzieję, że dzięki tobie będę dobrze wyglądała przy Matthew.
- Możesz być spokojna- położyła swoją torebkę na kanapie w salonie- Bierzmy się do roboty.
Poszłyśmy do mojego pokoju, znajdowało się tam wszystko potrzebne do stylizacji włosów oraz do robienia makijażu. Tak jak miałam w planach poprosiłam Miriam o to, aby zrobiła mi loki oraz lekkie pokreślenie oczu poprzez użycie odpowiednich cieni.
- O której Matt ma po ciebie przyjechać? - zapytała nawijając moje włosy na lokówkę.
- W pół do osiemnastej ma po mnie przyjechać razem z Luisem i Cler- odpowiedziałam przyglądając się paznokciom zrobionym wczoraj u kosmetyczki- Muszę jeszcze przed balem dać Matthew muchę w kolorze mojej sukienki, którą mu wczoraj kupiłam- wskazałam na biurko, gdzie leżał owy element garderoby.
- To dobry pomysł był z tą muszką- stwierdziła patrząc na biurko i opakowanie z ozdobą.
- Szkoda, że ja i Olivier nie idziemy. Pewnie byłaby świetna zabawa. Skończyłam kręcić ci włosy. Spiąć ci je czy pozostawić takie jakie teraz są?
- Nie martw się. W następnym roku razem będziemy się bawić- nieco ją pocieszyłam- A co do włosów to zepnij mi je lekko z tyłu tak aby nie przeszkadzały mi z przodu.
Makijaż był gotowy, włosy ułożone, sukienka w kolorze krwistej czerwieni założona. Czekałam jeszcze tylko na przyjaciół, z którymi miałam jechać na tą zabawę. Mając jeszcze odrobinę wolnego czasu założyłam biżuterie oraz zrobiłam sobie selfie i umieściłam ja na portalu społecznościowy oznaczając jednocześnie paczkę moich przyjaciół. Nim się zdążyłam się zorientować usłyszałam dzwonek oraz głosy Cler i Luisa.
- Po co dzwonisz? -powiedział Luis do Cler po tym jak zadzwoniła dzwonkiem- Wchodź od razu a nie.
- Ja Luisie w przeciwieństwie do ciebie jestem kulturalna- powiedziała z naciskiem na słowo "kulturalna".
- No wchodźcie, co tak stoicie przed drzwiami- powiedziałam głośno z kuchni, gdzie piłam wodę.
- A mówiłem- odpowiedział Luis.
- Jesteś gotowa? - zapytał Matt przytulając mnie, podczas gdy ja ubierałam nowe szpilki.
- Tak- odpowiedziałam krótko- A ty jesteś gotowy? O niczym nie zapewniałeś? - chowałam za plecami muchę.
- Wszystko mam.
- Jesteś pewien- wyjęłam zza pleców prezent i mu go pokazałam.
- A no racja- wziął do ręki ozdobę, wyjął ją z opakowania i dzięki mojej pomocy założył muchę.
- Teraz jesteś przystojny- skomplementowałam go.
- Wcześniej nie byłem? - pytał biorąc mnie pod rękę, gdy wychodziliśmy z domu.
- Byłeś, byłeś- przytuliłam się do jego ramienia.
Idąc do restauracji, w której odbywał się co roku bal absolwentów spotkaliśmy Dana i Nicol zmierzających w tą samą stronę co my.
Już za chwilę miała się odbyć cała uroczystość. Punktem rozpoczynającym miało być powitanie nas przez dyrektora oraz jego przemowa, czyli ta nudniejsza oraz formalna część, która zazwyczaj długo trwała. Około godziny dziewiętnastej zabawa rozkręciła się na dobre. Siedząc przy stoliku cieszyliśmy się wspólnie swoim towarzystwem, śmialiśmy się, wygłupialiśmy się, do chwili, gdy Matt nie poprosił mnie do tańca.
Tańcząc byliśmy do siebie czule przytuleni. Jego ręce znalazły się na moich biodrach, natomiast moja głowa spoczęła na jego piersi. Czułam się wtedy tak beztrosko, jakby w śnie, z którego nigdy nie chciałbym się obudzić.
- Kocham cię- wypowiedział te słowa w moim kierunku przez co nasze twarze zaczęły dzielić centymetry.
Czułam jego ciepły oddech na mojej skórze, zapach jego idealnie dobranych perfum i uczucie które nie jestem w stanie opisać; niewypowiedziane szczęście.
-Wiesz, że wszyscy będą to wiedzieć? - zapytałam nieco bojąc się reakcji innych.
- Wiem-odpowiedział krótko po czym dodał-ale nie obchodzi mnie to. Dla mnie liczysz się ty i tylko ty- wypowiadając te słowa złożył pocałunek na moim nosie wyczuwając moje zestresowanie.
Nasze twarze znów były bardzo blisko siebie, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Na początku pocałował mnie delikatnie w dolną wargę. Moje ręce znalazły się na jego szyi. Przyciągnął mnie do siebie trzymając ręce na mojej talii. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować przez co zaczęliśmy całować się bardziej namiętnie. Po chwili zbliżenia nasze usta oddaliły się od siebie przez co moja głowa znów znalazła się na moim ramieniu. Kołysaliśmy się w rytmie spokojnej muzyki.
- Też ciebie kocham- słysząc wyznanie mojej miłości pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej mnie uścisnął.
Przetańczyliśmy jeszcze jeden kawałek po czym zrobiliśmy sobie krótką przerwę i wyszliśmy na zewnątrz, aby ochłonąć. Oparci o barierkę przy schodach rozmawialiśmy. Matt zauważył, że jest mi zimno i okrył moje ramiona swoją marynarką.
- Dziękuje- położyłam głowę na jego piersi.
- Nie ma za co- objął mnie czule.
- Wiesz, że to był mój pierwszy pocałunek? - zapytałam szeptem nie chcąc, żeby ktoś oprócz niego to usłyszał.
- Domyśliłem się kochanie- gładził moje ramię- byłaś nieco spięta na początku. Ale w sumie cieszę się, że odważyłaś się na ten krok akurat ze mną.
- Jestem w tym kiepska- powiedziałam nieco markotnie.
- Nie myśl tak o tym. Idziemy do środka? - zapytał patrząc się na mnie sugerująco.
- Tak- złapałam go delikatnie za rękę patrząc mu głęboko w oczy.
Całą zabawę przetańczyliśmy w doskonałych nastrojach, jedyne co mi przeszkadzało pod koniec to ból nóg od niewygodnych butów. Była godzin pierwsza, gdy postanowiliśmy wrócić do domu wcześniej niż nasi przyjaciele. Powiadomiliśmy naszych przyjaciół i udaliśmy się w pieszą drogę powrotną.
- Zdejmij buty- powiedział widząc, że bolą mnie nogi.
Pokiwałam głową.
- Dlaczego? - zapytał Matt.
- Co przechodnie sobie o nasz pomyślą? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Najwyżej to że bardzo bolą nas nogi, a tak na serio to miej to gdzieś. Mam zdjąć buty, żeby ci było raźniej?
- Ty na serio? - niedowierzałam.
Uwierzyłam w jego słowa, gdy zdjął buty i skarpety z szerokim uśmiechem na twarzy. Wcześniej uważałam go za wariata, ale jeszcze nigdy nie robiłam z nim nic takiego. Zaskoczył mnie pozytywnie swoją reakcją. To on był tą bardziej romantyczniejszą i zdrowo zwariowaną połową w związku. Dzięki niemu stałam się bardziej otwarta i wyluzowana niż wcześniej zanim go poznałam. Tak więc szliśmy oboje na bosaka ulicą głośno się śmiejąc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro