Rozdział 20
-Christie-
Dzisiejszy dzień rozpoczęłam jak zawsze; wstałam punkt siódma, ubrałam się w czarne jeansy, białą koronkową koszulkę i skurzaną kurtkę. Związałam włosy w kłosa, zrobiłam delikatny makijaż po czym zeszłam na parter, aby zjeść śniadanie. Moja mama właśnie w tamtej chwili była w jadalni jednocześnie słuchając wiadomości w radiu.
- Dzień dobry. Zawieść cię może do szkoły? - zapytała, gdy usiadłam do stołu.
- Dzień dobry. Z chęcią skorzystam z twojej propozycji- wzięłam świeżą bułkę stojącą w koszyku.
- Kochana powiedz mi co słychać u Matthew? Widziałam jak wczoraj odwiózł cię do domu- zapytała z zainteresowaniem które można było zauważyć w jej spojrzeniu.
- Wczoraj był nieco smutny, byliśmy wspólnie na cmentarzu na grobie jego dziadka. Był bardzo z nim związany tak jak reszta jego rodziny- odpowiedziałam patrząc się na stół smutnym wzrokiem.
Przy stole zapadła cisza. Żadna z nas nie potrafiła mówić o śmierci, a szczególnie po tym co się stało w naszej rodzinie. W głębi serca rozmyślałyśmy o tacie, o tym co mogło być powodem jego decyzji. Czasami miewałam wrażenie, że mama coś przede mną ukrywa, lecz gdy próbowałam o tym rozmawiać zmieniała temat a także często zapewniała mnie, że nic nie więcej nie wie niż mi powiedziała. Nie rozumiałam do końca jej zachowania, lecz po pewnym czasie skończyłam domagać się jej wyjaśnień, ponieważ i tak niczego bym nie osiągnęła.
Około siódmej trzydzieści wyjechałyśmy z domu; ja do szkoły mama do pracy. W samochodzie chwilę rozmawiałyśmy o sobotnim meczu. Będąc pod szkołą pożegnałam się z mama następnie poszłam na schody, na których siedział Matt wraz z Luisem oraz Danem.
- Hej- przybiłam im wszystkim piątkę po czym usiadłam obok Matthew.
- Wyspałaś się? - zapytał Matt obejmując mnie ramieniem.
- Tak, ale z twojej wnioskuję, że ty nie- przyglądałam się chłopakowi.
- Wróciłem od Luisa po drugiej. Zasiedziałem się trochę- przeczesał włosy palcami ziewając przy tym.
- Czyli dobrze się bawiliście? - zapytałam patrząc się na przyjaciół.
- A nie widać tego po nim- Luis wskazał ręką na Matthew.
- Ej. Ty lepiej patrz się na siebie- Matt udawał oburzonego czym wywołał u nas śmiech.
- Z czego się tak śmiejecie? - dołączyła do nas Miriam razem z Olivierem.
- Z Luisa i Matthew, a właściwie z tego w jakim są stanie po ich wczorajszym spotkaniu.
- No widzę, że niezły melanż był- stwierdził Olivier.
- Hey. Jakby tobie się to nigdy nie zdarzyło- powiedział Luis.
Pierwsze cztery lekcje minęły bardzo szybko. W przerwie wszyscy spotkaliśmy się w stołówce. Chłopcy jak co dzień grali w karty, a ja razem z Miriam uczyłyśmy się na sprawdzian z francuskiego.
- Uczycie się? - zapytał Matt kończąc grać w karty.
- Tak, a czy to coś dziwnego? - oderwałam oczy od książki.
- Z tego co wiem sprawdzian macie dopiero jutro.
- Matthew my po prostu chcemy się dobrze przygotować- powiedziała Miriam gestykulując dłońmi.
- Kujonki- zmierzwił mi włosy.
- A mów sobie co chcesz- powiedziałam do Matthew kładąc mu rękę na ramieniu w chwili, gdy szłam do toalety.
***
Do domu po skończonych zajęciach zawiózł mnie Matt. Zapraszałam go na kawę, lecz odmówił, mówiąc, że przed pracą musi gdzieś jechać. Zapowiadało się, że ten wieczór spędzę sama; Matthew idzie do pracy, a Miriam z Olivierem wychodzą gdzieś na miasto. Postanowiłam tego dnia uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z francuskiego. Wieczór pewnie spędzę jedząc słodycze przed telewizorem.
-Matt-
Do pracy dzisiaj jechałem na osiemnastą. Przed pracą musiałem zawieść dokumenty do szkoły więc drugi raz tego dnia jechałem w tamto miejsce. Również przed pojechaniem do klubu odwiedziłem babcię, przykręciłem jej półkę.
Za piętnaście osiemnasta byłem już przygotowany na czekające mnie obowiązki związane z moją pracą jako barman. Tego dnia nie przebywało tam dużo osób, zaledwie kilku nastolatków. Miła niespodzianką było dla mnie pojawienie się brata Miriam Daniela wraz z Suzan.
- Cześć- przywitał mnie Daniel z dziewczyną.
- Hej. Podać wam coś? - zapytałem przecierając blat.
- Dwa drinki bezalkoholowe prosimy- powiedział Daniel dając jednocześnie zapłatę.
- Co u was słychać? - robiłem drinki.
- Wczoraj po długim rozmyślaniu zebrałem się na odwagę- chwycił dziewczynę za rękę- i oświadczyłem się Suzan.
- To wspaniałe, a myśleliście już o organizacji wesela? - podałem im zamówione napoje.
- Tak szczerze to nie, ale pewnie w najbliższym czasie zaczniemy wszystko organizować- odpowiedziała Suzan po czym zrobiła łyk drinka.
- A ty myślałeś już o swoim weselu? - dodała po chwili.
- O moim weselu? - zacząłem się śmiać.
- Przecież jesteś w związku z Christie- mówiła.
- No tak, ale to za wcześnie, żeby o tym myśleć- tłumaczyłem.
- Kochanie nie męcz chłopaka- Daniel sam zaczął się śmiać pod nosem.
- Matt o której macie w sobotę ten mecz, bo mamy zamiar przyjść? - zapytał Daniel.
- O czternastej rozpoczyna się. Zapraszam was.
Pięć godzin mojej pracy minęło mi w dosyć przyjemnej atmosferze; nie spotkałem dzisiaj nikogo pod silnym wpływem alkoholu, nikt się nie awanturował. Nim wyszłam z klubu zabrałem kask pozostawiony na zapleczu. Następnie udałem się na parking, z którego odjechałem na motocyklu. Po drodze do domu zatrzymałem się na stacji benzynowej na której zatankowałem swój pojazd oraz kupiłem napój.
Siedząc w domu przed telewizorem postanowiłem zadzwonić do Tysi, lecz nie pomyślałem o tym która jest godzina.
- Dobry wieczór Tysiu- przywitałam Christie przyciszając telewizor.
- Dobry- ziewnęła- wieczór.
- Spałaś? - zapytałem zmartwiony tym, że ją obudziłem.
- No z reguły o tej godzinie się już śpi- lekko się zaśmiała swoim aksamitnym głosem- Stało się coś?
- Nie tylko chciałem z tobą porozmawiać, ale głupi nie pomyślałam która jest godzina i że możesz już spać.
- Dobrze kochana, to nie przeszkadzam ci w śnie. Słodkich snów. Do jutra- dodałem po chwili nie chcąc doprowadzić do jej niewyspania następnego dnia.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Dobrej nocy. Pa.
Usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach w chwili, gdy skończyłem rozmawiać z Tysią. Tą osobą była moja mama, która weszła na dół, aby się czegoś napić.
- Rozmawiałeś z kimś? - zapytała po tym rąk wypiła wodę z szklanki jednocześnie opierając się o blat kuchenny.
- Tak z Christie- odpowiedziałem ziewając.
- O tej godzinie. Matt czyś ty zwariował?
- Jakbyś nie wiedziała. Ja od zawsze byłem wariatem.
- No dobrze wariacie. Może już poszedłbyś spać? Jutro nie wstaniesz do szkoły.
- Właściwie masz rację. Śpiący jestem- zacząłem iść w stronę schodów prowadzących na poddasze, na którym mam pokój- Dobranoc.
Wziąłem szybki prysznic o czym położyłem się do miękkiego łóżka. Nim się spostrzegłem zacząłem zasypiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro