Rozdział 17
-Matt-
Na dzisiejszy dzień miałem zaplanowany trening, ostatni przed meczem więc dlatego poszłam do szkoły nieco wcześniej, aby porozmawiać z kolegami z drużyny. Szybko ubrałem się i wyszłam z domu zabierając jedynie plecak. Dzisiaj do szkoły szedłem pieszo, aby porozmawiać z Christie.
- Witaj kochana- pocałowałem Christie w policzek.
- Cześć- chwyciła mnie za rękę.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? Może poszliśmy do kawiarni? - zapytałem.
- Matthew nie obraź się, ale chciałam dzisiaj pójść na grób taty, ponieważ obchodził by dzisiaj urodziny. Nie mam dzisiaj dobrego nastroju. Przepraszam.
- Jak chcesz to mogę pójść z tobą.
- Nie chcę ci psuć planów.
- Ależ Christie ty mi nigdy nie psujesz planów. Chcę być z tobą na dobre i na złe.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale Olivier prosił abym się spytała czy stroje na mecz dostaniecie na miejscu czy każdy musi odebrać swój? - zapytałam Miriam po tym jak nas dogoniła.
- Trener rozda nam je przed meczem. A tak, poza tym to gdzie jest Olivier? - zapytałem zadziwiony jego nieobecnością.
- Olivier będzie dopiero na drugiej lekcji. Musiał zostać z siostrą w domu, bo jego rodzice musieli coś pilnie załatwić- wyjaśniła.
***
- Może poszlibyśmy na cmentarz jeszcze przed treningiem? Mamy jeszcze dwie godziny- zapytałem po tym jak wyszliśmy ze szkoły.
- Sama nie wiem. Chciałam jeszcze kwiaty kupić.
- Nie ma sprawy. Możemy podjechać do kwiaciarni- powiedziałem.
- No dobrze.
- Daj swój plecak. Ja ci go podniosę. Zostawimy je u mnie i pojedziemy Kawą.
***
- Dzień dobry- powiedzieliśmy z Christie wchodząc do kwiaciarni.
- Dzień dobry. W czym mogę państwu służyć? - zapytała starsza siwowłosa florystka.
- Chcielibyśmy kupić bukiet- odpowiedziała Christie.
- Z jakich kwiatów? - dopytywała kobieta.
- Z lilii? - zaproponowałem Christie.
- Tak. To dobry pomysł.
Po kilku minutach bukiet był gotowy więc pojechaliśmy na cmentarz. Zostawiliśmy motocykl na parkingu i ruszyliśmy w stronę grobu. Położyłem bukiet ma pomniku i zaczęłam się modlić. Z mojego zamyślenia wybudziły mnie ciche słowa Christie.
- Tato tak bardzo brakuje mi ciebie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego postanowiłeś odejść- mówiła cicho płacząc- Czy zrobiłam coś źle?
Widząc łzy Christie które usilnie próbowała ukryć przytuliłem Christie, a ona zaczęła mi płakać w ramię.
- Co się stało z twoim tatą? - zapytałem przez co Christie popatrzyła mi prosto w oczy.
- Przepraszam, jeśli tym pytaniem sprawiłem ci ból- dodałem po chwili żałując pytania które zadałem.
- Mój tata... powiesił się w grudniu. Nie wiem jakie były powody jego decyzji. Wtedy, gdy to się stało nocowałam u Miriam. Gdy wróciłam zastałam zapłakana mamę. Powiedziała mi wtedy co się stało. Czasami nie radzę sobie z tym wszystkim- powiedziała po czym zaczęła bardziej płakać.
- Nie musisz udawać, że jesteś silna. Nie musisz mówić, że jest dobrze. Nie martw się tym co powiedzą inni. Jeśli musisz płacz, tylko wtedy wróci uśmiech- wyszeptałem jej do ucha.
Christie po moich słowach wciąż wtulona we mnie milczała. Postanowiłem zaproponować abyśmy pojechali już na trening, ponieważ jest już przed piętnastą.
Przed halą sportową czekała już większość drużyny wraz z trenerem Scotlerem. Po chwili wspólnie weszliśmy do środka. Poszliśmy się przebierać, a Christie usiadłam na trybunach.
- Witajcie na ostatnim treningu przed naszym meczem wyjazdowym. Dzisiaj musimy dać z siebie sto procent, aby w piątek pokazać na co nas stać- powiedział trener, gdy wszyscy byliśmy gotowi do treningu.
- Jeszcze wam przypomnę, że zbiórkę mamy w piątek o szesnastej trzydzieści. Wyjazd około godziny siedemnastej. Macie jakiś pytania? - zapytał patrząc się na naszą grupę.
- Stroje dostaniemy na miejscu? - zapytał Dan.
- Tak. Dostaniecie przed samym meczem- odpowiedział trener.
Po tym jak trener odpowiedział na kilka pytań zadanych przez nas zaczęliśmy rozgrzewkę, a następnie wspólną grę podzieleni na dwie grupy. Trening skończyliśmy przed godziną osiemnastą.
- W piątek przyjadę po ciebie około godziny piętnastej, dobrze? - zapytałem wychodząc z Christie z hali.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu. Równie dobrze mama może mnie zawieść na miejsce naszej zbiórki.
- Christie, nie jest to dla mnie żadnym problemem. Mogę spokojnie po ciebie podjechać- zapewniałem.
Jadąc do domu po drodze odwiozłem Christie. Będąc już na miejscu czym nie wiedząc co mam ze sobą zrobić postanowiłem szybciej spakować się na wyjazd, aby nie robić tego na ostatni moment. Resztę wieczoru spędziłem na oglądaniu telewizji.
***
-Christie-
Dochodziła godzina piętnasta. Byłam już gotowa do wyjazdu. Nie obeszło się bez prośby mamy abym uważała na siebie. Czasami traktowała mnie jak małe dziecko, a przecież byłam już prawie dorosła. Jednakże ja kocham taką jaką jest, przecież to moja mama.
Poprawiając włosy w łazience usłyszałam dzwonek do drzwi. Wyszłam, aby je otworzyć, ale moja mam mnie uprzedziła.
- Dzień dobry. Jestem Matt- przywitał się z moją mamą po tym jak wszedł do środka.
- Witam. Mam na imię Elizabeth. Miło mi cię poznać- podała mu rękę.
- Cześć kochany- pocałowałam go w policzek.
- Cześć. Jesteś gotowa? - zapytał.
- Tak, jestem gotowa. Możemy już jechać- odpowiedziałam niosąc walizkę.
- Zadzwońcie, jak dojedziecie- powiedziała mama przytulając nas na pożegnanie.
- Oczywiście. Sam tego dopilnuje- zadeklarował Matt.
- Do widzenia- pożegnał moją mamę.
- No to chodźmy- kierował się w stronę drzwi- Daj pomogę ci- powiedział biorąc od mnie walizkę.
- Dziękuję.
- Zapraszam- otworzył mi drzwi od samochodu.
Nim się obejrzałam byliśmy już na miejscu. Gdy doszliśmy z parkingu pod halę czekało tam już kilka osób; Dan z Nicol, Luis, bliźniacy Alex i Adam, Sam który był Libero oraz Emil. Po chwili zjawili się Miriam, Olivier oraz pozostali członkowie drużyny wraz z trenerem.
Po siedemnastej byliśmy już w busie w drodze do Nowego Jorku. W czasie naszej dwugodzinnej jazdy siedziałam obok Matthew oparta o jego ramię.
- Chcesz może kanapkę? - powiedział pokazując na plecak.
- Z chęcią- wzięłam kanapkę- Mama znów pomogła? - zapytałam żartobliwie.
- Nie tym razem sam dałem sobie radę. Muszę ci powiedzieć, że masz miłą mamę- powiedział jedząc kanapkę.
- Jest kochana..., ale czasem bywa nieco nadopiekuńcza- stwierdziłam.
- Mama to mama, zawsze się troszczy. W sumie trudno się dziwić, jesteś jedynaczką.
- Moja mama prosiła abym zapytał ciebie czy wpadniesz do nas na obiad w niedzielę po naszym powrocie- dodał po chwili.
- Dziękuję za zaproszenie. Z chęcią skorzystam z niego.
Dwudziesta pierwsza. Byliśmy już w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy na czas trwania pierwszego etapu turnieju siatkarskiego. Większość nas znajdowała się w swoich pokojach. Siedząc w pokoju, który dzieliłam z Miriam oraz Nicol czytałam książkę do chwili, gdy do naszego pokoju nie przyszli Matthew, Olivier, Luis i Dan.
- Hej. Nie przeszkadza mu? - zapytał Dan wchodząc do pokoju hotelowego.
- Nie, wchodźcie- zezwoliłam przesiadając się obok Miriam, aby chłopcy mogli usiąść.
- Gramy w butelkę. Pomyśleliśmy, że mogłybyście się do nas dołączyć. Co wy na to? - zapytał Luis pokazując nam butelkę napoju gazowanego która trzymał w dłoni.
- Dobry pomysł- odpowiedziała blondynka.
- Gramy? - zapytałam Miriam.
- Może być ciekawie... No dobrze, mogę zagrać.
Usiedliśmy na podłodze w kole dzięki czemu było nam wygodniej grać.
- No to zaczynamy. Kto pierwszy zadaje pytanie? - zapytał Matthew siedzący obok mnie.
- Ja- zgłosił się Dan biorąc butelkę stojącą na środku- No więc Matt. Czy byłeś kiedyś pod silnym wpływem alkoholu?
Matt po tych słowach lekko się uśmiechnął pod nosem, po chwili podając odpowiedz.
- Tak, w dniu swoich osiemnastych urodzin. Wtedy trochę wypiłem- odpowiedział lekko zażenowany dziewiętnastolatek.
- Trochę? - zapytał Luis z niedowierzaniem śmiejąc się- Nie byłeś w stanie sam wrócić do domu. Musiałem cię prowadzić.
- Dlatego teraz nie piję alkoholu- zaśmiał się Matthew- Dobra, teraz ja kręcę butelką.
-Christie. Więc...- zastanawiał się- Chciałabyś sobie zrobić w przyszłości tatuaż? Jak tak to gdzie i jaki? - zapytał Matt patrząc się na mnie jednocześnie z zaciekawieniem wyczekują odpowiedzi z mojej strony.
- Tak. Mały diament na szyi- odpowiedzią po chwili zastanowienie.
- Moja kolej- wylosowałam Luisa- Jaka była twoja największa wpadka?
- Miałem siedemnaście lat- zaczął opowiadać- Razem z znajomym pojechaliśmy na imprezę do jego kuzyna, który mieszka dziesięć mil za Nowym Jorkiem. Powiedzieliśmy, że będziemy nocować u naszego znajomego. Jakimś sposobem się dowiedzieli o tym nasi rodzice, czekali na nas na miejscu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro