Rozdział 13
-Matt-
Tego dnia skończyłem lekcje o trzynastej. Przed treningiem pojechałem jeszcze do Luisa, który mieszka trzy przecznice od hali sportowej. Parkując swój pojazd na podjeździe Luisa spotkałem jego tatę pana George'a, który jest mechanikiem samochodowym.
- Cześć Matt. Do Luisa pewnie przyjechałeś? - zapytał pan Black przestając grzebiąc przy samochodzie.
- Dzień dobry. Tak, ja do Luisa. Jest może w domu? - zapytałem poprawiając na ramieniu swoją torbę na trening.
- Tak. Jest pewnie u siebie w pokoju- wrócił do grzebania przy silniku samochodu.
Podszedłem do drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem po chwili wpuściła mnie do środka pani Black.
- Dzień dobry. Ja do Luisa.
- Dzień dobry. Zapraszam. Wejdź, jest u siebie- poprawiała fartuszek kuchenny.
- Dziękuje- wszedłem do środka od razu kierując się w stronę pokoju przyjaciela.
- Cześć- przywitałem się z Luisem po tym jak wszedłem do pokoju.
- Cześć. A co ty tak wcześnie? Miałeś być przed piętnastą- siadłem na fotel.
- Tak po prostu przyjechałem. Nie mam z resztą nic innego do roboty. Za ponad godzinę mamy trening więc pomyślałem, żeby wpaść. Mam dla ciebie pewną propozycję, może pojeździlibyśmy dzisiaj na motocyklach? - zapytałem bawiąc się piłeczką tenisową znajdującą się na jego komodzie.
- Przecież wiesz, że ja zawsze jestem do tego pierwszy- uśmiechnął się- A mianowicie gdzie jedziemy?
- No... na przykład... obrzeża Filadelfii? - zapytałem po chwili namysłu.
- Wchodzę w to- zgodził się ochoczo.
Po chwili rozmowy na temat trasy naszej "podróży" musieliśmy pójść wcześniej na trening, ponieważ dostałem telefon od trenera z prośbą o wcześniejsze spotkanie. Miało ono dotyczyć omówienia spraw związanych z naszym wyjazdem do Nowego Jurku. Razem z Luisem wzięliśmy swoje torby treningowe po czym poszliśmy pieszo, ponieważ do hali z domu Luisa było naprawdę blisko.
Przy wejściu czekał na nas już trener w towarzystwie Dana, Oliviera i innych członków drużyny. Pan Scotler przedstawił nam dokładny plan rozgrywek, ustaliliśmy skład podstawowy oraz rezerwowy naszej drużyny.
Po skończeniu zbiórki poszliśmy przygotować się do treningu. W szatni rozmawiałem z Danem.
- Dan, a Nicol jedzie z nami na zawody? - zapytałem przebierając się.
- Tak. Powiedziała, że jedzie- powiedział blondyn.
- Czyli łącznie w autokarze będzie nas czternastka? - zapytał ubierając buty.
- Tak. Jedzie cały nasz zespół, czyli dziesięć osób, trener, Miriam, Christie i Nicol- odpowiedziałem w chwili, gdy zadzwoniła do mnie siostra.
- Halo.
- Cześć Matt. Możesz teraz rozmawiać?
- Właśnie szykuję się do treningu, a coś się stało?
- Nic się nie stało. Mam do ciebie pewną prośbę. Muszę z babcią pojechać do lekarza w piątek, a nie mam z kim Maxa zostawić. Nasi rodzice są w pracy, a Rafael w delegacji. Dałbyś radę może nim się zając prze około dwie godzinki?
- W piątek? Myślę, że tak, a o której godzinie?
- Babcia ma wizytę u lekarza o szesnastej, więc myślę, że gdzieś tak o piętnastej bym go do ciebie przywiozła.
- Nie ma sprawy. Zajmę się nim.
- Jesteś wielki braciszku. Wynagrodzę ci to jakoś. Dziękuje.
- Nie ma za co.
- Pa.
- Cześć.
***
Czwartek siódma lekcja. Siedziałem w ławce udając, że słucham tego co mówi nauczyciel historii. Byłem już zmęczony tym tygodniem z resztą tak samo jak większość osób z mojej klasy. Każdy z czekał na zbawienny dzwonek kończący nasze zajęcia. Kilka osób rozmawiało między sobą. Ja wymieniałem się dyskretnie liścikami z Luisem, który siedział ławkę za mną razem z Danem.
- Wiem, że jesteście zmęczeni. Rozumiem was jest siódma lekcja, ale skupcie się jeszcze, choć na chwilę- powiedział pan Smitch zirytowany naszymi rozmowami.
Po dziesięciu minutach wszyscy niemalże wybiegliśmy z sali, ponieważ doczekaliśmy dzwonka. Jadąc do domu na swojej Ninji zatrzymałem się w sklepie, aby kupić lody. Niemal błyskawicznie znalazłem się w domu po czym udałem się na taras, usiadłem na bujanym fotelu i zająłem objadaniem się lodami jednocześnie przeglądając Facebooka.
- Hej. Co słychać? -napisała do mnie Christie
- Cześć. Wczoraj byłem na przejażdżce na motocyklu z Luisem na obrzeżach Filadelfii. Są tam naprawdę wspaniałe widoki. Muszę cię tam kiedyś zabrać. A u ciebie co słychać? -odpowiedziałem.
- U mnie wszystko dobrze. Z chęcią bym je zobaczyła. Znasz może kogoś kto dobrze zna francuski, osobę, która mogłaby mnie podszkolić? - zapytała szukając u mnie swojej pomocy.
- W sumie to nie znam, ale ja dosyć dobrze radzę sobie z tym językiem. Więc jeśli by chciała to mogę ci pomóc. Nie będzie z tym żadnego problemu- tworzyłem pretekst do spotkania z Christie, lecz nie kłamałem, naprawdę dobrze radziłem sobie z tym językiem.
- Naprawdę? Jesteś w stanie mi pomóc?
- Na tym polega przyjaźń. Na pomaganiu sobie nawzajem.
- Dziękuje :)
- To kiedy do mnie wpadasz?
- Może jutro o siedemnastej?
- Dobrze. Przygotuję się na to spotkanie. :*
- Matt, co ty kombinujesz?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Powinnam się obawiać?
- Skądże :*
Gdy była godzina szesnasta postanowiłem sobie zrobić coś do jedzenia. Ponieważ moje umiejętności kulinarne były niewielkie postanowiłem zrobić sobie jajecznicę. Ubrałem fartuszek kuchenny mojej mamy, włączyłem muzykę w radiu i zabrałem się do przyrządzania mojego obiadu jednocześnie nucąc przy tym piosenkę lecącą z magnetofonu. Po przygotowaniu i zjedzeniu posiłku pojechałem do baru. W czasie mojej pracy w barze nie działo się nic ciekawego. Po godzinie 20.00 przyszła grupka osób. Zamówili napoje po czym poszli grać w bilard. Zachowywali się zbyt głośno co przeszkadzało innym klientom. Gdy wraz z szefem poszliśmy poprosić ich o zmianę zachowanie zauważyłem Vanesse. Widząc mnie przyglądającą się jej w objęciach bogatego mężczyzny posłała mi dziwne spojrzenie. W tamtej chwili zrozumiałem, że mam szczęście, ponieważ nic mnie już z nią nie łączy, ona leci tylko na kasę. Wróciłem za bar nie zwracając na nią uwagi. Wychodziło mi to do momentu, gdy mężczyzna, którego wcześniej widziałem podszedł do baru.
- Widziałem, jak się patrzysz na Vann- powiedział kilka lat starszy ode mnie mężczyzna z drogim zegarkiem na nadgarstku- Ona jest ze mną.
- Coś ci się przywidziało- wycierałem szklanki szmatką nie utrzymując kontaktu wzrokowego z rozmówcą.
- Przecież nie jestem głupi- odparł nieco zdenerwowany najprawdopodobniej z zazdrości.
- Ja nic takiego nie mówię- wbiłem wzrok w bruneta około trzydziestoletniego.
- Przepraszam. Jestem zajęty- powiedziałem z udawaną uprzejmością chcąc zakończyć tą rozmowę.
Wyszedłem z baru po skończonej pracy i udałem się do domu. Zmęczony wziąłem szybki prysznic. Leżąc w łóżku przeglądałem kilka minut Facebooka. Zmęczony odłożyłem komórkę na biurko stojące obok mojego łóżka. Leżąc w łóżku rozmyślałem o dzisiejszym dniu nim się spostrzegłem zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro