Rozdział 1 List
Nightcore - Nie wstydź się mówić, że kochasz
— Sabina —
Siedziałam w swoim pokoju i — słuchając muzyki — kręciłam się w kółko, gdy nagle przewróciłam się. W rezultacie, czego w całym domu rozniósł się huk, a ja miałam bliskie spotkanie z panelami. Rozmasowałam bolącą stopę. Niedługo po tym usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach na piętro. Nie minęło nawet pięć minut, a do pomieszczenia wparowała moja mama. Na jej twarzy widziałam przerażenie, lecz w chwili, kiedy zauważyła mnie — dalej leżącą na podłodze — posłała mi karcące spojrzenie.
— Sabina... — westchnęła, pomagając mi wstać. Delikatnie utykając podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Ból w stopie zmalał, lecz dalej był obecny. Po chwili dołączyła do mnie starsza kobieta. — Wiesz, że te twoje "tańce" zakończą się kiedyś tragedią? — zapytała, a ja westchnęłam.
— Tak, tak wiem mamo... — mruknęłam lekceważąco.
Kobieta już nic więcej nie powiedziała. Wiedziała, że nawet gdyby chciała nie przemówi mi do rozsądku. Tańcząc w swoim pokoju znajdowałam nowe inspiracje do swoich obrazów, a teraz inspiracja była mi bardzo potrzebna. Przecież dopiero, co zaczęłam uczęszczać do Akademii Sztuk Pięknych. Z zamyślenia wyrwał mnie przyciszony głos rodzicielki.
— Powinnaś więcej czasu spędzać wraz z ludźmi — oznajmiła, a ja jęknęłam z zawodem.
Nie lubiłam rozmawiać na ten temat. Kiedyś — podobno — byłam inna, lecz od kiedy spędziłam rok w przedszkolu mają tylko siebie za towarzystwo zmieniłam się. Zaczęłam odsuwać się od ludzi. Nie potrzebowałam ich. Nauczyłam się żyć bez nich, a występy publiczne stały się dla mnie problemem. Będąc w centrum uwagi chciałam jak najszybciej schować w cieniu. Jednak mimo mojego uprzedzenia miałam jedną przyjaciółkę, która nie zostawiła mnie mimo mojego dziwnego zachowania. Minęło trzynaście lat, od kiedy poznałyśmy się w pierwszej klasie, a my dalej się przyjaźnimy. Można wręcz powiedzieć, że ja i Sara jesteśmy dla siebie bliższe niż rodzone siostry — której ex aequo (czyta się: egzekwo) nie posiadam. Nic nie mówiąc opadłam na miękki materac.
— Tak, wiem mamo — oznajmiłam, wpatrując się w biały sufit.
Nie wiem, dlaczego ale w tamtym momencie stał się on bardzo interesujący.
— Wyjeżdżam — wypaliła nagle, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Gdzie niby chce pojechać?
Z odciąganiem usiadłam obok niej.
— Gdzie? — zapytałam, a w moim głosie pobrzmiewała ciekawość.
— Ha Ha! — zaśmiała się. — Teraz jesteś zainteresowana, co nie? — W odpowiedzi pokiwałam tylko potwierdzająco głową. — Jadę na spotkanie z moimi kolegami z klasy maturalnej. Nie będzie mnie przez jakieś dwa tygodnie — wyjaśniła, a ja posłałam jej delikatny uśmiech.
— To super! Pani Waleria jedzie z tobą?
Mówiąc szczerze cieszyłam się, że będę mogła być sama w domu. Nareszcie będę miała czas by rozwijać swoją pasje — malarstwo — i nikt nie będzie mi mówił, że powinnam posprzątać czy coś podobnego.
— Młoda panno mam tylko nadzieję, że nie zorganizujesz pod moją nieobecność żadnej imprezy! — zawołała srogo. Wiedziałam jednak, że w głębi serca chciałby bym urządziła taką imprezę. Pragnęła, bym otworzyła się na ludzi. Jednak ja nie miałam zamiaru się zmieniać.
— Nie martw się. Będę chodzić spać przed dwudziestą trzecią — obiecałam.
Moje słowa wywołały westchnięcie kobiety.
— Wiesz, wolałabym byś urządziła tę imprezę — wymamrotała, a ja posłałam jej uśmiech.
Zapanowała cisza, którą chciałam w jakiś sposób przerwać, jednak nie wiedziałam, co mam zrobić. Nagle przypomniałam sobie, że nie wiem jeszcze jednej rzeczy dotyczącej małej wycieczki mojej mamy.
— A kiedy wyjeżdżasz? — Moje pytanie najwyraźniej wybiło ją z tropu, bo przez chwilę milczała jak zaklęta.
— Za jakąś godzinę — wyznała, kiedy obudziła się z swojego transu. Uniosłam wyżej brwi. Dlaczego nie powiedziała mi o tym wcześniej? — W chwili, kiedy do ciebie szłam, przekazać tę wiadomość usłyszałam huk — wyjaśniła.
Rozmasowałam swoje czoło.
— Od kiedy wiedziałaś o tym spotkaniu? — Na policzkach brązowowłosej pojawiły się rumieńce.
— Ugh... Od jakiś dwóch miesięcy... — wyszeptała.
— Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? — Mój głos przesiąknięty był żalem.
Brązowowłosa uśmiechnęła się niewinnie.
— Wiesz, że mam słabą pamięć — przypomniała, podchodząc do drzwi. Nie mówiąc już nic wyszła z mojego pokoju. — Pamiętaj tylko o pożegnaniu! — zawołała, będąc już na korytarzu.
Uśmiechnęłam się głupio. Jakbym mogła o tym zapomnieć...? Spojrzałam na stojący na szafce obok zegarek. Była równo dwunasta, tak więc mogę się jeszcze zdrzemnąć. Jednak... muszę się upewnić, że nie zaśpię. Z szybkością światła nastawiłam budzik na za dziesięć pierwsza i położyłam się na miękkim łóżku. Nie myśląc już o niczym oddałam się ramiona snu. Snu, w którym życie wyglądało całkiem inaczej niż w rzeczywistości. Tam każdy mógł podążać za swoimi marzeniami, nie bojąc się, że w pewnym momencie, coś uniemożliwi mu im ich realizacje. Kochałam ten fantastyczny świat. Zawsze w chwilach zwątpienia napełniał mnie nadzieją i pomysłami. Należałam do tego miejsca. Moje miejsce jest tam, gdzie mogę być sobą — nie bojąc się, że ktoś mnie wyśmieję za to, jaka naprawdę jestem... Błogość ogarnęła moje ciało, a ja pozwoliłam by mnie pochłonęła.
***
Podskoczyłam słysząc nagły dźwięk. Dzyń, dzyń! — nawoływał dzwonek. Jęknęłam przeciągle, po czym uderzyłam to hałasujące ustrojstwo. Otworzyłam powoli oczy, lecz prawie, że natychmiast je zamknęłam. Cholerne światło! — krzyknęłam w myślach. Minęła minuta, nim się przyzwyczaiłam do oświetlenia w pokoju. Pół żywa usiadłam i przeciągnęłam się — pocierając przy okazji oczy. Zaczęłam się rozglądać, lecz jedyne, co zauważyłam to swój pokój i przewrócony budzik. Ziewając chwyciłam, biały mechanizm i sprawdziłam, która jest godzina. Moje serce niespodziewanie zamarło, by po chwili zacząć bić jak szalone. Z prędkością światła, zeskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju. Była trzynasta, a to oznacza, że za chwilę mama pojedzie na to swoje spotkanie. Jeśli się z nią nie pożegnam nie będę jej widzieć przez całe dwa tygodnie! Zbiegłam na parter, potykając się o własne nogi i wielokrotnie unikając upadków. Ach, ale ze mnie niezdara... — westchnęłam, wchodząc do ganku. — Uf... Zdążyłam. — Odetchnęłam z ulgą, zauważając ubierającą się kobietę. Brązowowłosa niespodziewanie obróciła się w moją stronę, a ja posłałam jej uśmiech. Zauważyłam w jej oczach iskierki rozbawienia.
— A ciebie to tramwaj przejechał? — zapytała, powstrzymując śmiech. Domyślałam się, że chodzi jej o to gniazdo na mojej głowie. Lecz nie można mnie było winić. Przecież dopiero, co wstałam.
Pokręciłam przecząco głowa. Czasami zastanawiałam się, kto tu jest bardziej dorosły ja, czy ona...
— Masz już wszystko? — Całkowicie zignorowałam jej głupie i niepotrzebne nikomu pytanie. Matka spojrzała na mnie pobłażliwe. — No, co?
Westchnęła, po czym spojrzała na mnie.
— Nie, już nic... — szepnęła. — Po prostu... Nie wiem czy zostawienie ciebie na tak długi czas jest dobrym pomysłem...
Zachichotałam.
— Spokojnie! Jestem już dużą dziewczynką i naprawdę dam sobie radę! — zapewniłam, lecz ona dalej była nieprzekonana.
Delikatnie popchałam ją w kierunku wyjścia.
— Musisz już iść! — krzyknęłam, wskazując ruchem głowy na stojący na podjeździe samochód Walerii Meneten. Moja matka zachichotała.
— Tak bardzo pragniesz się mnie pozbyć? — Przekręciłam zirytowana oczami. Niech ona już jedzie...
Brązowowłosa, zauważając, że nic już więcej nie powiem wyszła wraz ze mną na podwórko. Jej przyjaciółka posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. Moja matka przytuliła się do mnie i szepnęła:
— Będę tęsknić, moje dziecko. — W jej oczach stanęły łzy, a ja uśmiechnęłam się pogodnie.
Kobieta puściła mnie, po czym — przekładając swoją torbę przez ramie — podbiegła do samochodu i spakowała swój niewielki bagaż, do bagażnika. W chwili, kiedy odjeżdżała pomachałam jej. Szatynka odwzajemniła mój gest, po czym odjechała wraz z swoją przyjaciółką. Uśmiechnęłam się, kierując się w kierunku drzwi, gdy nagle się zatrzymałam. Powinnam sprawdzić, czy nie ma niczego w skrzynce... — uznałam, kierują się do wyżej wymienionego przedmiotu — znajdującego się w przy ulicy.
Miałam ochotę zniknąć stamtąd i zaszyć się w swoim pokoju, lecz nim to uczynię powinnam sprawdzić pocztę. Otworzyłam skrzyknę i wyciągnęłam z niej jeden list. W chwili, kiedy czytałam, do kogo został zaadresowany, myślałam, że jak zwykle będzie tam napisane imię mojej matki, lecz tak się nie stało... Wiadomość była do mnie. Zdziwiona tym faktem, wróciłam do domu i w chwili, kiedy zamknęły się za mną drzwi od razu rozerwałam białą kopertę. Wyciągnąwszy kawałek papieru weszłam do salonu — ściskając dalej w dłoniach rozerwany papier — i usiadłam na fotelu. W momencie, w którym zaczęłam czytać, czułam jak moje serce staje by po chwili ruszyć z podwójną szybkością. Co to w ogóle za list?! — zapytałam przerażona w myślach.
CDN
No i kolejny już jest! Następny już w poniedziałek!
(Data opublikowania tego rozdziału: 10.02.17r)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro