Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ꞩɵʞʈᴑɾ ❶

Wdychał pył. Gardło miał zaschnięte na twardą skorupę. Próbował przełknąć ślinę, ale tylko poczuł, jakby coś mu przecinało przełyk.

- Kurwa... - usłyszał nad sobą szept.

Na pewno nie trafił do nieba. Kto by w niebie przeklinał?

Chwycił nadgarstek osoby, która przeszukiwała jego kieszenie w spodniach. Z trudem otworzył oczy.

- To nic osobistego. Jeszcze ci się poszczęści - powiedział mu chłopak niestarszy od niego. Miał ciemne błyszczące włosy założone za uszy i słodki uśmiech. - Ale nie dziś - dodał i wstał, wpychając do torby „znaleziska".

Hongjoong był zbyt słaby, by go ścigać. Zakaszlał, a jego płuca ogarnął rwący ból. Chłopak dalej stał kilka metrów dalej i ciekawsko się przyglądał.

- Gdzie jestem? To piekło?

Wreszcie wizja przestała mu się rozmazywać i zobaczył czarne sklepienie. Wciąż nie widział gwiazd, tylko łunę żółtych świateł wokół.

- Jeszcze nie - odparł nieznajomy. - Sektor 1.

Po tych słowach odwrócił się i niespiesznie podążył pustą drogą pomiędzy niskimi budynkami zbitymi ze spróchniałych desek i metalowych śmieci.

Hongjoong nikogo więcej nie zobaczył, ale słyszał krzyki, śmiechy i rozmowy z oddali. W końcu zebrał w sobie tyle sił, by przeczołgać się na bok i oprzeć o ścianę. Poczuł jak drzazga wbija mu się w łopatkę. Spuścił wzrok, żeby zorientować się, że nie ma już na sobie skórzanej kurtki ani pasa z nożami. Została mu podarta i poplamiona koszula, która kiedyś chyba była biała. Rozszerzane u dołu spodnie też miały dziury, ale przynajmniej zachował się w ich szlufkach pasek ze srebrnymi łańcuszkami. Albo złodziej nie zorientował się, że to srebro, albo z uprzejmości zostawił swojej ofierze coś, co podtrzyma jej spodnie. Miły gest.

Sięgnął do kieszeni, nie spodziewając się na nic natrafić, lecz wyciągnął z niej mały płaski krążek. Przejechał kciukiem po wypukłej jedynce, która widniała na powierzchni. Ta moneta była dowodem na istnienie innej rzeczywistości niż Cyberpunk. Lecz nie sądził, by się teraz w niej znajdował. Nieważne, jak okropny był inny świat - na pewno miał niebo. Tutaj wisiała nad miastem jedynie wyblakła czerń. To miejsce wyglądało jak cień Cyberpunku. Jak jego ściek.

Zamknął oczy na parę sekund. A może na godzinę. Nie był pewien, ale następne, co zobaczył to opalona twarz o ostrym konturze i cienko wyciętych oczach. Nasunięty na czoło kapelusz rzucał cień na zmarszczone brwi mężczyzny.

- Samobójca? - jego głos zadudnił Hongjoongowi w uszach. - Czy szczur? - Odsunął się odrobinę i zlustrował całą jego poturbowaną postać. - Nigdy jeszcze cię tu nie widziałem.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - wykrztusił. W ogóle już nie czuł języka w ustach.

- Zdecydowałem - oznajmił i podniósł się z kucek. Teraz wyglądał na prawdziwego giganta. Jego koszulka sięgała tylko do połowy brzucha, ale na ramiona miał narzucony długi skórzany płaszcz. Wyciągnął z kieszeni metalową butelkę, odkręcił ją i podał Hongjoongowi, lecz tamtemu za bardzo trzęsła się ręka, by mógł się napić. W końcu mężczyzna mu pomógł i przyłożył gwint do warg. Zabolało, gdy strumień ciepłej wody przeleciał przez wyschnięte gardło, ale po chwili zrobiło mu się znacznie lepiej. Po chwili głośno zakaszlał, pochylając się gwałtownie w przód. Nie miał już siły. Oparł czoło na ramieniu nieznajomego.

- Jestem Mingi - przedstawił się, podnosząc go i przerzucając sobie przez bark.

- Hongjoong - wyszeptał, choć wiedział, że tamten go nie słyszy. Czuł na policzku gładką powierzchnię płaszcza. Droga za maszerującymi wysokimi butami uciekała mu z pola widzenia. Znów zamknął oczy.

Ciężki ból w rdzeniu jego ciała przygwoździ go do twardej powierzchni, na której leżał przykryty cienkim materiałem. Miał nad sobą sufit z desek, po prawej ścianę, a po lewej rozległe pomieszczenie ginęło w cieniu. Daleko na jakimś stoliku zawalonym drobiazgami i papierami paliła się lampka. Rzucała blask na odwróconą do niego tyłem postać o krótkich włosach i szerokich ramionach.

Wtedy coś zadrapało go w płucach i zakaszlał, zwijając się z bólu na pryczy. Głowa na drugim końcu pokoju powoli przekręciła się i zobaczył zacieniony profil otoczony żółtą linią światła z lampki.

- Polepszy ci się - odezwał się. Jego głos przyjemnie wibrował w przestrzeni. - Tu jest inne powietrze.

Znów odwrócił się do biurka i przez chwilę trwał w bezruchu. Hongjoong przyglądał się kształtowi jego szczęki.

- Więc jesteś samobójcą? - przerwał znowu ciszę Mingi. Nie otrzymał odpowiedzi, więc zaszurał krzesłem i przemierzył pokój, a z każdym krokiem deski skrzypiały pod jego masywnym ciałem. Hongjoong był od niego znacznie drobniejszy, lecz mimo to się nie bał. Wyczuwał w tym mężczyźnie coś dobrego.

- Możesz mówić?

Stanął nad nim zasłaniając jedyne źródło światła.

- Nazywam się Hongjoong - wychrypiał niewyraźnie. Nie panował nad swoimi płucami ani strunami głosowymi. Odkaszlnął i znów ból ogarnął jego klatkę piersiową.

- Joong?

Hongjoong uśmiechnął się przez ból. Mogło być i Joong.

- Popełniłeś samobójstwo?

Mingi przysunął sobie pudło i usiadł na nim opierając łokcie na udach.

Hongjoong pokręcił głową nieco zmieszany.

- Ale skoczyłeś? - Uniósł brwi w oczekiwaniu i tym razem zobaczył, jak tamten lekko kiwa głową. - Wiedziałeś o Sektorze 1?

Pokręcił głową. Mingi się uśmiechnął.

- Więc jesteś szaleńcem.

Hongjoong patrzył na niego pełen spokoju. Niech i będzie szaleńcem.

- Nie dam ci jeszcze jedzenia. Spróbujesz i się porzygasz. Dobrze, że jeszcze nie rzygasz po wodzie. Jak ci się polepszy, spotkamy się z Sanem.

Hongjoong uniósł brwi.

- Zna kogoś, kto kogoś zna. Oni wychodzą na górę.

Spojrzał kątem oka za małe okienko, skąd słychać było krzyki i dźwięk tłuczonego szkła.

- Póki co trzymaj się mnie, Joong. - Nie spuszczał uważnego wzroku z okna, mimo że nic nie było przez nie widać poza rozmazanymi światłami. - To Sektor 1. Tu panuje bezprawie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro