ꞩɵʞʈᴑɾ ❶
Wdychał pył. Gardło miał zaschnięte na twardą skorupę. Próbował przełknąć ślinę, ale tylko poczuł, jakby coś mu przecinało przełyk.
- Kurwa... - usłyszał nad sobą szept.
Na pewno nie trafił do nieba. Kto by w niebie przeklinał?
Chwycił nadgarstek osoby, która przeszukiwała jego kieszenie w spodniach. Z trudem otworzył oczy.
- To nic osobistego. Jeszcze ci się poszczęści - powiedział mu chłopak niestarszy od niego. Miał ciemne błyszczące włosy założone za uszy i słodki uśmiech. - Ale nie dziś - dodał i wstał, wpychając do torby „znaleziska".
Hongjoong był zbyt słaby, by go ścigać. Zakaszlał, a jego płuca ogarnął rwący ból. Chłopak dalej stał kilka metrów dalej i ciekawsko się przyglądał.
- Gdzie jestem? To piekło?
Wreszcie wizja przestała mu się rozmazywać i zobaczył czarne sklepienie. Wciąż nie widział gwiazd, tylko łunę żółtych świateł wokół.
- Jeszcze nie - odparł nieznajomy. - Sektor 1.
Po tych słowach odwrócił się i niespiesznie podążył pustą drogą pomiędzy niskimi budynkami zbitymi ze spróchniałych desek i metalowych śmieci.
Hongjoong nikogo więcej nie zobaczył, ale słyszał krzyki, śmiechy i rozmowy z oddali. W końcu zebrał w sobie tyle sił, by przeczołgać się na bok i oprzeć o ścianę. Poczuł jak drzazga wbija mu się w łopatkę. Spuścił wzrok, żeby zorientować się, że nie ma już na sobie skórzanej kurtki ani pasa z nożami. Została mu podarta i poplamiona koszula, która kiedyś chyba była biała. Rozszerzane u dołu spodnie też miały dziury, ale przynajmniej zachował się w ich szlufkach pasek ze srebrnymi łańcuszkami. Albo złodziej nie zorientował się, że to srebro, albo z uprzejmości zostawił swojej ofierze coś, co podtrzyma jej spodnie. Miły gest.
Sięgnął do kieszeni, nie spodziewając się na nic natrafić, lecz wyciągnął z niej mały płaski krążek. Przejechał kciukiem po wypukłej jedynce, która widniała na powierzchni. Ta moneta była dowodem na istnienie innej rzeczywistości niż Cyberpunk. Lecz nie sądził, by się teraz w niej znajdował. Nieważne, jak okropny był inny świat - na pewno miał niebo. Tutaj wisiała nad miastem jedynie wyblakła czerń. To miejsce wyglądało jak cień Cyberpunku. Jak jego ściek.
Zamknął oczy na parę sekund. A może na godzinę. Nie był pewien, ale następne, co zobaczył to opalona twarz o ostrym konturze i cienko wyciętych oczach. Nasunięty na czoło kapelusz rzucał cień na zmarszczone brwi mężczyzny.
- Samobójca? - jego głos zadudnił Hongjoongowi w uszach. - Czy szczur? - Odsunął się odrobinę i zlustrował całą jego poturbowaną postać. - Nigdy jeszcze cię tu nie widziałem.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - wykrztusił. W ogóle już nie czuł języka w ustach.
- Zdecydowałem - oznajmił i podniósł się z kucek. Teraz wyglądał na prawdziwego giganta. Jego koszulka sięgała tylko do połowy brzucha, ale na ramiona miał narzucony długi skórzany płaszcz. Wyciągnął z kieszeni metalową butelkę, odkręcił ją i podał Hongjoongowi, lecz tamtemu za bardzo trzęsła się ręka, by mógł się napić. W końcu mężczyzna mu pomógł i przyłożył gwint do warg. Zabolało, gdy strumień ciepłej wody przeleciał przez wyschnięte gardło, ale po chwili zrobiło mu się znacznie lepiej. Po chwili głośno zakaszlał, pochylając się gwałtownie w przód. Nie miał już siły. Oparł czoło na ramieniu nieznajomego.
- Jestem Mingi - przedstawił się, podnosząc go i przerzucając sobie przez bark.
- Hongjoong - wyszeptał, choć wiedział, że tamten go nie słyszy. Czuł na policzku gładką powierzchnię płaszcza. Droga za maszerującymi wysokimi butami uciekała mu z pola widzenia. Znów zamknął oczy.
Ciężki ból w rdzeniu jego ciała przygwoździ go do twardej powierzchni, na której leżał przykryty cienkim materiałem. Miał nad sobą sufit z desek, po prawej ścianę, a po lewej rozległe pomieszczenie ginęło w cieniu. Daleko na jakimś stoliku zawalonym drobiazgami i papierami paliła się lampka. Rzucała blask na odwróconą do niego tyłem postać o krótkich włosach i szerokich ramionach.
Wtedy coś zadrapało go w płucach i zakaszlał, zwijając się z bólu na pryczy. Głowa na drugim końcu pokoju powoli przekręciła się i zobaczył zacieniony profil otoczony żółtą linią światła z lampki.
- Polepszy ci się - odezwał się. Jego głos przyjemnie wibrował w przestrzeni. - Tu jest inne powietrze.
Znów odwrócił się do biurka i przez chwilę trwał w bezruchu. Hongjoong przyglądał się kształtowi jego szczęki.
- Więc jesteś samobójcą? - przerwał znowu ciszę Mingi. Nie otrzymał odpowiedzi, więc zaszurał krzesłem i przemierzył pokój, a z każdym krokiem deski skrzypiały pod jego masywnym ciałem. Hongjoong był od niego znacznie drobniejszy, lecz mimo to się nie bał. Wyczuwał w tym mężczyźnie coś dobrego.
- Możesz mówić?
Stanął nad nim zasłaniając jedyne źródło światła.
- Nazywam się Hongjoong - wychrypiał niewyraźnie. Nie panował nad swoimi płucami ani strunami głosowymi. Odkaszlnął i znów ból ogarnął jego klatkę piersiową.
- Joong?
Hongjoong uśmiechnął się przez ból. Mogło być i Joong.
- Popełniłeś samobójstwo?
Mingi przysunął sobie pudło i usiadł na nim opierając łokcie na udach.
Hongjoong pokręcił głową nieco zmieszany.
- Ale skoczyłeś? - Uniósł brwi w oczekiwaniu i tym razem zobaczył, jak tamten lekko kiwa głową. - Wiedziałeś o Sektorze 1?
Pokręcił głową. Mingi się uśmiechnął.
- Więc jesteś szaleńcem.
Hongjoong patrzył na niego pełen spokoju. Niech i będzie szaleńcem.
- Nie dam ci jeszcze jedzenia. Spróbujesz i się porzygasz. Dobrze, że jeszcze nie rzygasz po wodzie. Jak ci się polepszy, spotkamy się z Sanem.
Hongjoong uniósł brwi.
- Zna kogoś, kto kogoś zna. Oni wychodzą na górę.
Spojrzał kątem oka za małe okienko, skąd słychać było krzyki i dźwięk tłuczonego szkła.
- Póki co trzymaj się mnie, Joong. - Nie spuszczał uważnego wzroku z okna, mimo że nic nie było przez nie widać poza rozmazanymi światłami. - To Sektor 1. Tu panuje bezprawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro