Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3: Dobra nara

Ile minęło? Nie wiem. Jednak gdy wybudziłem się z mej depresyjnej drzemki, było już ciemno, co wskazuje na wieczór. Bądź popołudnie, w końcu dopiero co się zaczęła wiosna. Donna powinna już skończyć szykować kolację i wołać nas na dół, o ile nie uznała że to wszystko jebie i idzie do klubu przeruchać się z jakimś facetem co non stop pierdoli ile to pieniędzy nie ma. Nie no, moja matka nie jest najbrzydszą kobietą tego świata, trochę się nie dziwię. Zresztą jej mąż nas porzucił, ma więc prawo iść i troszkę odciąć się od faktu, że w domu czeka taki śmieć jak ja. Straszliwie mi zimno, spanie na podłodze było złym pomysłem. Cóż poradzić? Nie pierwszy i nie ostatni raz wykazałem się idiotyzmem. Powoli podniosłem swe ociężałe ciało, następnie po szybkim wrzuceniu wcześniej wyrwanych włosów pod łóżko poszedłem w stronę drzwi otwierając je. Tuż pod nimi stał mój brat – Mikey.
- Czego chcesz – burknąłem. Ton mojego głosu zaprzeczał moim emocjom, tak naprawdę byłem przeszczęśliwy faktem, że wrócił cały i zdrowy oraz że pofatygował się tutaj.
- Słuchaj Gerard, nie wytrzymujemy już. Wiem, że ostatnio jesteś tak cięty na wszystkich ze względu na ten cały wolontariat, ale błagam cię typie, nie sprowadzaj naszej matki do takiego stanu! Nie wiem jak tobie, ale mi by było całkiem źle gdyby się zabiła. No i niestety odnoszę wrażenie, że coraz częściej o tym myśli.
- Zajebiście, miałbym w końcu nie dość, że spokój to i dobry pretekst aby samemu to zrobić
- Gerard!
- Nie mam racji? Zresztą, co ty możesz wiedzieć? Takie popularne dzieciaki z na pęczkiem dziwek wokół nich gówno wiedzą o tym jak ja się mogę czuć! Mi też nie jest łatwo, wiesz? Weźcie mi pozwólcie się w końcu zajebać! Byłoby wszystkim lepiej!
- Gerard... - wyszeptał Mikey – Gerard, proszę cię przestań! – jego oczy zaczęły się znajomo błyszczeć, a nos puchnąć. Kilka drobnych łez spadło po jego twarzy dając mi do zrozumienia, że znowu zjebałem.
- No co? Powiesz mi teraz że to nie prawda? Że ja sobie to wszystko wymyśliłem? Wiesz co? Zejdź mi z oczu dzieciak, nie chce mi się na ciebie patrzeć. Na ciebie i twoje jebane idealne życie. Przestań już udawać że płaczesz, wkurwia mnie to. Cześć – powiedziałem szybko schodząc po schodach. W mgnieniu oka wyrwałem moją kurtkę z wieszaka i wcisnąłem na stopy parę glanów. Kątem oka spojrzałem na mojego brata, który subtelnie szedł w moją stronę. Całe jego ciało krzyczało „Czemu mi to robisz?!" a twarz wpatrywała się we mnie. Aura mu towarzysząca wciskała moje ego w ziemię, pokazując jak faktycznie wszystko spierdoliłem i jak on po prostu chce mi pomóc. Jednak mi nie da się pomóc. Nie ważne kto by próbował, nie uda się takiej spierdolinie jak ja zmienić toku myślenia i wywrócić do góry nogami negatywnych uczuć. Po chwili wyszeptał jedynie „Gerard, tęsknię za prawdziwym tobą". Nie wytrzymałem ciśnienia, wybiegłem za drzwi porządnie je za sobą zatrzaskując. Nie chcę dłużej odczuwać konsekwencji moich zjebanych czynów. Nie chcę więcej ranić kogoś tak mi bliskiego jak Mikey – mojego najsłodszego braciszka, który zawsze był przy mnie. Kurczę, wziąłem niewłaściwą kurtkę. W tej mam jedynie dwa szlugi. No cóż, musi mi starczyć na jakąś... całą noc chyba. Nie wiem, wrócę jak będzie mi się chciało. Szlag! Nie ma zapalniczki! Superancko, teraz należy przejść się po okolicy w poszukiwaniu ewentualnej ofiary. Czy opowiem mu moją historię życia? Może. Zależy, kogo napotkam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro