Rozdział 5
Tuż po powrocie do domu wzięłam prysznic i przebrałam się w miękki, welurowy dres. Właśnie podgrzewałam jedzenie w mikrofalówce. gdy rozległo się nieustępliwe pukanie do drzwi. Zastygłam w bezruchu na widok Lindsay stojącej w progu. Jej gest zaparł mi dech w piersiach. Gdy usłyszała, że nie przyjdę na bankiet z powodu przygnębiających wydarzeń, jakie miały miejsce w pracy, wzięła sprawy w swoje ręce i zaskoczyła mnie nieoczekiwaną wizytą. Wystrojona w mieniącą się złotem suknię, przyjechała tutaj wprost od swojej stylistki zamiast do rezydencji, żeby witać gości.
Prawdziwa przyjaciółka.
Nawet nie zdążyłam się z nią przywitać, bo niespodziewanie wepchnęła w moje ręce pakunek i wmaszerowała do salonu. Podjęłam próbę wytłumaczenia jej całej sytuacji, w jakiej obecnie się znalazłam i odpowiedniego zaargumentowania, dlaczego powinnam zostać dziś w swoich czterech ścianach. Z nią jednak nie było dyskusji. Chciała zapoznać mnie ze swoim narzeczonym, wyrwać z marazmu, w którym się znalazłam i pomóc oderwać się, choć na chwilę, od stresującej codzienności. Zamiast słuchać moich jęków na temat pracy, pospiesznie wykonała mi makijaż i kazała nałożyć to, co mieściło się w pięknie zapakowanym pudełku. Myślałam, że zemdleję z wrażenia, gdy otworzyłam wieko i zobaczyłam, co znajduje się w środku.
Materiał ozdobiony drobnymi kryształkami Swarovskiego mienił się niczym gwieździste niebo. Jego intensywna czerń przypominała najciemniejszą noc. Przyglądając się pięknej sukni uszytej na specjalne zamówienie, nie dowierzałam, że mam ją na sobie. Była uwodzicielska, a jednocześnie roztaczała wokół urokliwą aurę tajemniczości. Czułam się w niej niesamowicie dobrze, jakby projektant od początku wiedział, że tworzy ją właśnie dla mnie.
Stałam przed lustrem z szeroko otwartymi oczami, w niedowierzaniu przyglądając się własnemu odbiciu. Suknia idealnie przylegała do ciała i snuła się seksownie wzdłuż moich lekko odsłoniętych nóg. Była zachwycająca, a jej krój idealnie podkreślał kobiece kształty. Przez myśl przeszło mi pytanie, jak dużo musiała kosztować, skoro jest uszyta z taką starannością i z materiałów tak wysokiej jakości. Nigdy, w żadnym innym ubraniu, nie czułam się tak dobrze i swobodnie, jak w tym.
Oderwałam wzrok od swojego odbicia i spojrzałam na przyjaciółkę.
– Lindsay, to zbyt drogi prezent. Nie mogę go przyjąć. Zaraz się przebiorę w coś swojego i skoro tak nalegasz, pójdę na bankiet.
Zanim cokolwiek odpowiedziała, sapnęła z wyczuwalnym niezadowoleniem i przewróciła oczami.
– Flaur, przestań zrzędzić. Kupiłam ją dziś, bo bardzo mi się spodobała, ale ty wyglądasz w niej fenomenalnie. Już widzę, że na mnie nie leżałaby tak dobrze, więc musisz ją przyjąć. I bez gadania – zaznaczyła, unosząc przy tym palec wskazujący. – Poza tym...
Podniosła się z sofy i podeszła do mnie. Położyła dłonie na moich nagich ramionach, a następnie odwróciła ponownie w stronę lustra. Przyciszonym głosem kontynuowała:
– Skoro jesteś singielką, a Patrick nie okazał się księciem z bajki, dzisiejszego wieczoru w szczególności powinnaś wyglądać oszałamiająco. Jest szansa, że poznasz jakiegoś przystojniaczka. Mam nawet kogoś na oku. – Mrugnęła, a jej kąciki ust znacząco się podniosły.
Moje policzki przez zawstydzenie pokryły się żywą czerwienią. Pomimo to, nie mogłam powstrzymać zarażającego chichotu, który natychmiast udzielił się również przyjaciółce. Poddałam się dobremu nastrojowi, nałożyłam na nogi szpilki i u jej boku wyszłam z mieszkania.
Pierwszy raz w życiu jechałam limuzyną. Czułam się niczym kopciuszek, podążający na bajkowy bal. W moich żyłach krążyła ekscytacja, którą dodatkowo podsycała Lindsay opowieściami o swoich znajomych. Próbowała też zareklamować mi czarującego francuza, prowadzącego wspólne interesy z jej narzeczonym. Byłam sceptycznie nastawiona do jej pomysłu swatania mnie z nim. Nie uważałam się za dobrą partię dla ważnego biznesmena, a poza tym nie liczyłam na to, że podczas bankietu moje serce drgnie na widok jakiegokolwiek mężczyzny.
Moja przyjaciółka była na tyle zaaferowana swoim pomysłem i zbliżającym się wielkimi krokami przyjęciem, że nie śmiałam protestować i jedynie nieznacznie przytakiwałam głową, żeby sprawić jej radość. Postanowiłam wejść w jej progi z dumnie podniesioną głową i zaprezentować się jak najlepiej w gronie ludzi z wyższych sfer. Nie mogłam pozwolić na to, żeby się za mnie wstydziła, dlatego z uśmiechem musiałam sprostać każdemu nadchodzącemu wyzwaniu.
Oczy i usta otworzyły mi się na całą szerokość, gdy przejechaliśmy przez wielką bramę, a przed nami ukazała się niesamowita rezydencja. Budynek emanował elegancją. Jego fasada była oświetlona dyskretnymi lampkami, rozmieszczonymi w równych odstępach wzdłuż frontu. Do głównych drzwi prowadziły schodki, u podnóża których stali dwaj ochroniarze ubrani w identyczne garnitury. Dodatkowo uroku temu miejscu dodawał niesamowicie piękny ogród okalający dom. Pomiędzy drzewami i niespotykanymi roślinami snuły się wąskie alejki, zachęcające do obejrzenia całego obszaru otoczonego potężnym murem.
Z chęcią już dziś zwiedziłabym całą posesję, ale widok ilości stojących na wydzielonym parkingu aut, oddalił mnie od tej myśli. Uznałam, że w tygodniu będzie ku temu lepsza sposobność. Obie wygospodarujemy czas, żeby spotkać się na babskie ploteczki, a może wtedy namówię Lindsay, żebyśmy tu ponownie przyjechały i pospacerowały po rajskich zakamarkach.
Limuzyna zatrzymała się tuż na wprost schodów, a jeden z ochroniarzy otworzył drzwi. Podał Lindsey dłoń, a ona z gracją wysiadła na zewnątrz. Poszłam jej śladami, gdy mężczyzna kolejno wyciągnął ku mnie rękę. Gdy tylko stanęłam u jej boku, od razu oplotła dłonie na moim przedramieniu i pociągnęła w stronę drzwi. Chwilę później dumnie kroczyłyśmy przez środek sali, przykuwając uwagę wszystkich gości.
Nie miałam śmiałości rozglądać się po jasnym wnętrzu przepełnionym przepychem i elegancko ubranymi ludźmi. Jeśli spodziewałam się, że bankiet będzie kameralną imprezą, grubo się myliłam. Zaproszeni zostali chyba wszyscy biznesmeni z okolicy, jak również z Los Angeles.
Dziesiątki par oczu nie skupiały się na dobrze im znanej Lindsay, a na mnie – tajemniczej nieznajomej, o której nikt do tej pory nie słyszał. Serce podchodziło do gardła, kiedy wzrokiem wyłapywałam w tłumie kobiety szepczące między sobą i zerkające w moją stronę. Mogłam się założyć, że właśnie teraz wymieniały się uszczypliwymi uwagami.
Zignorowałam wszystkie natarczywe spojrzenia i, w towarzystwie przyjaciółki, podeszłam do stojących z drinkami w rękach mężczyzn. Śpiewnym głosem zwróciła na nas ich uwagę.
– Panowie, przepraszamy za spóźnienie.
Zastygłam w bezruchu, gdy odwrócili się w naszą stronę i rozpoznałam jednego z nich. To był mężczyzna, którego widziałam już wcześniej u siebie w pracy. Lindsay podeszła właśnie do niego i złożyła dyskretny pocałunek na ustach, świadczący tylko o jednym – był jej narzeczonym, o którym tyle opowiadała.
– Na piękne kobiety zawsze należy dłużej czekać – odezwał się tonem, który pobudzał do szybszego rytmu każde damskie serce, moje jednak uderzało zbyt mocno z całkowicie innych pobudek.
Przesunął wzrok z blondynki na mnie. Poczułam się nieswojo pod ciężarem jego spojrzenia. Tak, jakby był lwem przyczajonym w zaroślach, a ja nic nieświadomą gazelą. Drgnęłam, kiedy ujął moją dłoń, schylił się i złożył na jej wierzchu niespieszny pocałunek.
– Fleur Spencer, jak miło cię poznać. Nazywam się Davor Delič. Lin dużo mi o tobie opowiadała.
– Mi również jest miło. – Speszyłam się i szybko zabrałam rękę, gdy tylko zwolnił uścisk swoich silnych palców. – Dziękuję za zaproszenie.
Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Nagle w głowie wykwitło mi zasadnicze pytanie:
Co zrobiłby Jefferson, gdyby wiedział, jak spędzam wieczór?
Ukryłam uśmiech, który chciał się wykraść, na myśl o zdziwionej minie mojego szefa.
Ciekawe, czy w końcu zacząłby traktować mnie poważnie, wiedząc, że znam tak ważną osobistość, od której ponoć zależą losy firmy?
Odsunęłam jednak od siebie tego typu rozważania, bo nie miałam zamiaru ślizgać się na czyiś plecach i w tak niechlubny sposób robić karierę. Zawsze byłam sumiennym pracownikiem, który dawał z siebie wszystko. Ciężką pracą chciałam odnieść sukces i zostać za to doceniona. Znajomości w świecie elit mogły mi jedynie otworzyć furtki na nowe perspektywy i ewentualne zmiany.
– Cała przyjemność po naszej stronie – odparł uprzejmie z nazbyt czarującym uśmieszkiem. – Ponoć pracujesz w Magic Sounds. W piątek byłem tam na spotkaniu z głównym prezesem.
Tak, jak podejrzewałam. Nawet mnie nie zauważył, pomimo że stałam w niewielkiej odległości od niego. Tacy ludzie, jak on, nie zwracają uwagi na zwykłych szaraczków. Co innego jego towarzysz...
Ciekawe, czy też tu jest?
Mimowolnie przejechałam wzrokiem po stojących najbliżej mężczyznach i odczuwając lekką nutę zawodu, wróciłam do swojego rozmówcy.
Może bezpośrednio powinnam zapytać Davora, kim był jego znajomy? Może jest gdzieś tu i raczy nas, ze sobą zapoznać?
Nawet nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zależało mi na ponownym spotkaniu owianego chłodem blondyna. Miałam dziwne wrażenie, że przy pierwszym spojrzeniu w jego oczy nawiązaliśmy ze sobą niewidzialną nić porozumienia. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie doznałam, może dlatego tak bardzo pragnęłam ponownie go spotkać.
– Byłeś w Magic Sounds? Nic mi o tym nie wspominałeś, gdy mówiłam ci, że Fleur tam pracuje – zagadnęła Lindsay i zmarszczyła brwi, udając oburzenie.
Otulił ją ręką w pasie, przyciągnął do swojego boku i pocałował w skroń.
– Skarbie, wiesz, że nie lubię mieszać życia prywatnego z pracą – tłumaczył, a jego głos stał się nagle miękki, wręcz aksamitny. – Byłem tam z Rijekim dosłownie na chwilę. Dopiero w następnym tygodniu jestem umówiony na podpisanie znaczącej umowy.
Moje myśli skupiły się na wypowiedzianym imieniu.
Rijeki...
Uchyliłam usta, żeby dowiedzieć się czegokolwiek więcej, ale nic z nich nie wypłynęło. Nie byłam na tyle bezpośrednia, żeby wypytywać dopiero poznanego człowieka o kompletnie nieznaną mi osobę. Teraz jedynie mogłam liczyć na łut szczęścia, że spotkam go tego wieczoru i będę miała sposobność zamienić z nim choć kilka słów.
Byłam tak skupiona na rozmyślaniach o blondynie, że nie zarejestrowałam nazwisk przedstawionych mi z grona osób. Jeden z nich okazał się być francuzem, o którym opowiadała mi przyjaciółka w drodze do rezydencji. Skwasiłam minę, gdy pociągnęła mnie za nadgarstek i ustawiła naprzeciw niego, jakby prezentowała zdobyty okaz.
Mężczyzna o kasztanowych włosach, zaczesanych na gładko do tyłu, z aprobatą zmierzył mnie zielenią swoich oczu. Jego twarz nieznacznie się napięła, tworząc na ustach olśniewający uśmiech. Lekko uniesiona górna warga ukazała rząd śnieżnobiałych zębów. Ten uśmiech wart był grzechu. Zarumieniłam się, gdy ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek.
– Olivier Lefevre – przedstawił się, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
– Fleur Spencer.
– Enchanté de faire votre connaissance.
Nie zrozumiałam co powiedział. Uznałam więc, że jest to zwrot grzecznościowy przypisany do jego narodowości, który wykorzystał specjalnie, żeby mnie zauroczyć. Odpowiedziałam wyłącznie subtelnym uniesieniem kącików i nikłym skinieniem. Był przystojnym, eleganckim biznesmenem, a wokół siebie roztaczał ciepłą aurę. Było jednak coś, co od niego odpychało. Jakby głos podświadomości podpowiadał mi, że za tą wykreowaną otoczką kryje się mrok.
Lindsay, wykorzystując moment, klasnęła w dłonie i zaintonowała radośnie:
– Skoro już się poznaliście, może dotrzymacie sobie wzajemnie towarzystwa, a my pójdziemy przywitać innych gości.
No pięknie!
Mogłam spodziewać się takiego obrotu sprawy, przecież przyjaciółka nigdy nie odpuszczała postanowień. Dziś uroiła sobie, że zeswata mnie z osobnikiem stojącym na wprost i nie było siły, która odwiodłaby ją od tego pomysłu. Zanim się obejrzałam, ani jej, ani Davora nie było, a Olivier patrzył w moją stronę coraz bardziej wygłodniałym wzrokiem. Poczułam nieopisany dyskomfort, który musiałam chwilowo stłumić i wcielić się w pewną siebie kobietę.
Kelner podszedł do nas z tacą, poczęstował przekąskami i wręczył po lampce szampana. Z miłą chęcią zanurzyłam wargi w krystalicznym napoju, bo bez procentów we krwi nie widziałam szansy na przeżycie bez stresu tego wieczoru. Olivier zachował się tak, jakbyśmy się znali od lat. Zagadywał i zadawał pytania na luźne tematy. Dopytywał mnie o zainteresowania i sposób, w jaki spędzam wolny czas. Zazdrościłam mu swobodnej postawy, która zapewne wynikała z tego, że, niejednokrotnie bywał na przyjęciach w gronie bogaczy. Nie to, co ja. Dopiero po wypiciu drugiego kieliszka zaczęłam się rozluźniać i z chęcią podejmować rozmowę, na jego temat.
Dowiedziałam się, że podobnie, jak Davor, swój majątek odziedziczył po rodzinie. Słusznie zainwestował pieniądze w rozkręcenie firmy transportowej, która, w krótkim czasie rozrosła się na niewyobrażalną skalę. Z pokaźną fortuną i dobrze prosperującym biznesem, miał możliwość przenieść się do Stanów, by stworzyć tu kolejne oddziały.
Imponujące.
Coraz bardziej intrygował mnie swoją błyskotliwością i racjonalnym patrzeniem na świat zawodowy. Nie kierował się emocjami, lecz stabilnie stawiał kroki ku realizacji swoich zamierzeń. Ceniłam to. Nie miałam, co prawda, tak dobrego startu, jak on, ale łączyła nas ambicja i determinacja. Czas upływał nam na miłej konwersacji i coraz bardziej cieszyłam się, że tu przyszłam.
Za niewielką namową wspólnie wkroczyliśmy na parkiet, oddając się płynącej z głośników melodii. Speszyła mnie jednak bliskość, w której się znaleźliśmy, a jego dłoń, spoczywająca na moich plecach dawała nieprzyjemne uczucie palenia. Próbowałam lekko się wycofać, aby zmienić pozycję naszych ciał, lecz nie dał mi takiej możliwości. Docisnął mnie na tyle mocno, że piersi ściśle stykały się z jego torsem. Uwięziona w silnych ramionach byłam jak w pułapce.
Jednak pierwsze przeczucie mnie nie myliło. Z nim było coś nie tak.
Spięta, uciekłam od niego wzrokiem i panicznie zaczęłam wyszukiwać w tłumie swojej przyjaciółki. Tylko ona mogła mnie teraz wyciągnąć z opresji. Nigdzie jej jednak nie znalazłam, przez co zaczęłam panikować.
Nagle moje oczy zatrzymały się na kimś zupełnie innym. Blondyn, który stanowił dla mnie pociągającą zagadkę, stał tuż przy drzwiach. Oparty o ścianę wydawał się być nad wyraz poddenerwowany. Nawet ze środka sali widziałam zaciskającą się wściekle szczękę i przeszywające mnie spojrzenie, którego na moment nie spuszczał. Ciarki przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa, gdy na myśl przyszedł mi bijący od blondyna chłód. On jednak, jako jedyny, podczas pierwszego spotkania zauważył moje łzy. Wydawał się rozumieć troski i całą sytuację. Nie wiedziałam, co wywołało w nim dziś tę frustrację, ale postrzegałam go, jako ostatnią deskę ratunku.
Olivier chyba wyczuł odbiegającą od niego uwagę, bo schylił się do mojego ucha i zaczął szeptać:
– Fleur, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka jesteś piękna.
Dotknięcie warg o małżowinę wywołało nieprzyjemny dreszcz. Gardło zacisnęło się do tego stopnia, że z trudem przełykałam ślinę, a serce waliło ze strachu.
– Chcę cię mieć, tylko i wyłącznie dla siebie. Na tę noc, mam przydzielony tu własny pokój. Przejdźmy tam. Będziemy mogli lepiej się poznać. Porozmawiać o... przyszłości. Zdążymy wrócić przed oficjalną kolacją – kontynuował. Bez zawahania złożył pocałunek na szyi, a mi zaczęło zbierać się na wymioty.
Wyczuwalny przez materiał wzwód jasno świadczył o tym, jakie ma intencje. Nie chciałam mieć nic wspólnego z człowiekiem, który pragnął przelecieć mnie na imprezie koleżanki. Mogłam się założyć, że pod nieobecność gospodarzy, żaden z tych wypicowanych dżentelmenów nie zareagowałby na moją krzywdę. Zapewne liczyły się dla nich pieniądze i wpływy, których Oliver miał pod dostatkiem. W tym starciu byłam na przegranej pozycji. Musiałam, jak najszybciej coś wymyślić.
Nabrałam głęboki wdech, opanowałam się, a następnie przyodziałam na ustach uroczy uśmiech. Dopiero gdy byłam gotowa, skierowałam ku niemu głowę i odparłam:
– Pozwolisz, że najpierw skorzystam z toalety? Mógłbyś w tym czasie przygotować dla nas szampana.
– Oczywiście. – Prześledził wzrokiem moją twarz i dopiero po chwili wypuścił z obezwładniającego uścisku.
W końcu byłam wolna.
Zachowując wszelkie pozory, skinęłam w podziękowaniu za taniec i w wyważonym tempie odwróciłam się w stronę drzwi. Nie zdołałam zrobić kroku, gdy zacisnął palce na moim przedramieniu. Niespiesznie odsunął włosy z mojego ramienia, jakby napawał się każdym najmniejszym dotknięciem, po czym się schylił i dodał:
– Davorowi, jak i większości otaczających nas gości, zależy na dobrych układach ze mną. Dają mi zawsze to, czego pragnę. Mam nadzieję, że rozumiesz, co chcę ci przekazać, kochanie, i nie będziesz kombinować.
Aż nazbyt...
Udałam zmieszanie, choć dobrze wiedziałam, co kryją w sobie te słowa. Puścił swój stalowy uścisk, a ja ruszyłam z miejsca.
Jeśli nie uwolnię się od niego, ten wieczór zakończy się dla mnie katastrofą.
Moją jedyną deską ratunku był teraz mężczyzna zastygnięty przy ścianie w bezruchu. Wyglądał niczym posąg wykuty w marmurze. Dostojnie, a zarazem perfekcyjnie. Znowu patrzył na mnie tak, jak wtedy. Jakby chciał odczytać każdą przebiegającą przez głowę myśl. Zdjęłam sztuczną maskę, bo nie miałam zamiaru ukrywać przed nim wymalowanego strachu.
Im byłam bliżej, tym bardziej jego twarz tężała. Zwęził jasne brwi, a błękit jego tęczówek chłodem otulił moje, poparzone niechcianym dotykiem, ciało. To było przyjemne doznanie. Nie zastanawiałam się nad tym, czy powinnam mu zaufać. Podświadomie wiedziałam, że mogę. Pomimo tego, jak lodowatą tworzył wokół siebie aurę, biło od niego dobro i empatia.
Wymijając go, sięgnęłam za klamkę i ponownie spojrzałam wprost w jego oczy. Zrozpaczonym głosem wyszeptałam:
– Pomóż mi, proszę.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na rozległy korytarz. Teraz mogłam liczyć jedynie na to, że zlituje się nad nic nieznaczącą kobietą i wykona jakikolwiek gest dobrej woli. Tylko od niego zależało, jak zakończy się mój wieczór.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro