Rozdział 1
Nie tak miało wyglądać moje życie.
Zdanie, które wielokrotnie przetaczało się przez moje myśli i dziś wypłynęło na wierzch. Nerwowo zerknęłam na wiszący na ścianie zegar i z niezadowoleniem oceniłam powolny ruch wskazówek. Była dopiero szesnasta. Do zakończenia pracy zostały dwie godziny, które miałam spędzić na zaklejaniu kopert.
Po prostu świetnie...
Zdrętwiała, siedziałam za swoim biurkiem, umieszczonym na końcu korytarza. Wykonywałam najmniej ambitne zadanie, jakie można było mi przydzielić. Nawet stażyści dostawali poważniejsze polecenia, niż ja. Podejmując pracę młodszej asystentki, spodziewałam się czegoś więcej. Chciałam dzień w dzień dawać z siebie wszystko, żeby móc piąć się po szczeblach kariery, znaczyć coś więcej w firmie fonograficznej, która była moim marzeniem.
Muzyka od zawsze grała w moim sercu. Postanowiłam więc pójść na studia związane z tą branżą, by móc w przyszłości promować wschodzące gwiazdy, a także brać czynny udział w tworzeniu ich płyt. Po ukończeniu nauki przyjęłam angaż, myśląc, że jest furtką do spełnienia moich aspiracji.
Tak bardzo się myliłam.
Przykre realia, z którymi zderzyłam się tuż po dwóch latach pracy w tym miejscu, uświadomiły mi, że jeśli chcesz zostać kimś ważnym, musisz mieć znajomości albo pieniądze. Nie miałam ani jednego, ani drugiego, więc jedyne, na co mogłam liczyć to decyzja mojej przełożonej o przejściu na wcześniejszą emeryturę, żeby zająć jej miejsce.
Pani Jansen, jednak nie dopuszczała do siebie myśli o odejściu z Magic Sounds. Jako najstarszy i najbardziej doświadczony tu pracownik, uważała, że życie kręci się tylko i wyłącznie wokół pracy. Świeciła przykładem rzetelności, a mnie karciła nawet za strój, gdy przyszłam ubrana w trampki i jeansy. Wymaganiom tej kobiety nie było końca. Nauczyłam się jednak nie dyskutować i dostosowywać do panujących tu zasad.
Wielokrotnie zastanawiałam się, czy nie jest do mnie uprzedzona, ale widząc jej stosunek do innych ludzi, oddaliłam od siebie te rozważania. Taki miała charakter, z którym nie dało się walczyć, a jej zdolności interpersonalne pozostawiały wiele do życzenia.
Po głębszym namyśle wcale jej się nie dziwiłam. Była osamotnioną, starą panną, na którą w domu czekała jedynie kolekcja ukochanych storczyków. Miała fioła na punkcie tych kwiatów, dlatego zarówno na jej, jak i na moim biurku stały subtelne okazy z tej hodowli. Podejrzewam, że prezes, z którym prywatnie znała się od czasów college'u, również posiadał jeden na swoim dębowym blacie.
– Fleur, słuchasz mnie? – upominający ton głosu wyrwał mnie z natłoku myśli.
Przeniosłam wzrok z białych płatków kwiatu, w które nieświadomie się wpatrywałam, na stojącą nade mną kobietę.
– Przepraszam, pani Jansen. Zamyśliłam się.
– Właśnie widzę. Przestań bujać w obłokach i zejdź na ziemię. Jesteś w pracy – skarciła mnie spojrzeniem, przebijającym się przez grube szkła okularów. – Zostaw te koperty i idź odebrać zamówienie z restauracji. Szef spodziewa się ważnych gości, więc się pospiesz.
Skinęłam lekko głową i bez zbędnych dyskusji podniosłam się z fotela. Dłońmi wygładziłam białą bluzkę i ołówkową spódnicę sięgającą do kolan. Moja przełożona nie omieszkała po raz kolejny ocenić mojego wyglądu, lecz nie mając punktu zaczepienia do zbędnych uwag, cofnęła się do swojego stanowiska. Westchnęłam z ulgą, doceniając okazję oddalenia się od niej na najbliższy kwadrans. Asystentka szefa swoją uszczypliwością potrafiła doprowadzić mnie do łez, a co najgorsze, nie miałam nawet możliwości odpowiedzieć jej w wystarczająco dosadny sposób, żeby ją utemperować.
Często wieczorami, po całym dniu spędzonym z nią, najzwyczajniej w świecie pękałam. Otwierałam wówczas butelkę wina, włączałam film na laptopie i zarzekałam się, że jutro złożę wypowiedzenie, które leżało od dłuższego czasu w szufladzie. Miałam już dwadzieścia dziewięć lat, a do tej pory nic nie osiągnęłam. Cały czas tkwiłam na tym samym stanowisku. Mieszkałam w wynajętej kawalerce. Moje relacje z rodzicami ograniczały się do spotkań w święta. Nie miałam żadnej przyjaciółki, bo wszystkie tuż po szkole wyjechały, jak najdalej od rodzinnego miasta. Nie miałam nawet chłopaka, przez co perspektywa założenia własnej rodziny oddalała się z każdym mijającym rokiem.
Byłam przesadnie skryta w sobie, choć nie miałam ku temu powodów. Należałam do grona atrakcyjnych osób i niejednokrotnie wyłapywałam w tłumie pożądliwe spojrzenia skierowane w moją stronę, lecz nie lubiłam zwracać uwagi obcych ludzi na atuty swojej urody. W weekendy, dla zabicia czasu, i swojej samotności, umawiałam się w restauracji na romantyczne kolacje. Problem jednak tkwił w tym, że nikt do tej pory nie poruszył mojego serca w takim stopniu, żebym chciała związać się na zawsze. Brakowało ognia, pasji i prawdziwych emocji, a seks z przystojniaczkami z portali randkowych, był mechaniczny i wyprany z wszelakich uczuć. Obawiałam się, że mój brak otwartości na głębsze relacje doprowadzi mnie do jednego – wcielenia się na stare lata w panią Jansen! Ta myśl wielokrotnie mnie prześladowała, motywując bym po raz kolejny, spróbowała kogoś poznać.
Jeszcze dwa dni i nadejdzie upragniona sobota. Może tym razem szczęście uśmiechnie się i do mnie, a Patrick, z którym piszę już od dwóch tygodni, nie okaże się kolejną porażką. Marzyłam, żeby w końcu ktoś wkroczył w moje życie i nadał mu sens. Dodał odwagi do zmian, których tak łapczywie pragnęłam.
Czy brunet z sieci będzie właśnie tym mężczyzną, który zrobi zamęt w mojej codzienności i zmieni szarość barw na nowe, intensywne kolory? Mam nadzieję.
Nacisnęłam przycisk, a drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem. Moja przełożona, w pełni skupiając się na pisanym przez siebie tekście, nawet nie zauważyła, kiedy wsiadłam do klaustrofobicznego pomieszczenia i opuściłam piętro. Zjeżdżając na parter, oparłam plecy o szklaną ścianę i przymknęłam oczy. Im byłam dalej od tej toksycznej kobiety, górujące nade mną napięcie zaczynało maleć. Mogłam nareszcie wyzbyć się z twarzy sztucznego uśmiechu i przyjąć swobodną pozycję ciała. Tak bardzo chciałam być już w domu. Zdjąć z obolałych stóp niewygodne szpilki i przebrać się w dres, w którym czułam się najswobodniej.
Jeszcze tylko dwie godziny.
Pocieszałam się, choć tak naprawdę nie poczułam się dzięki temu lepiej. Każda minuta spędzona przy oddalonym od drzwi prezesa biurku, doprowadzała mnie do frustracji. Czułam się jak mysz schowana w kącie. Ludzie odwiedzający gabinet szefa nawet mnie nie zauważali. Może nie chcieli, uważając mnie za kogoś tak mało istotnego i niegodnego ich uwagi? Schowana w cieniu, z daleka przyglądałam się znanym osobistościom i gwiazdom, których jako pierwsza witała pani Jansen. Ja, nie miałam najmniejszej okazji, choć raz zamienić z przychodzącymi tu personami, nawet jednego zdania.
Może kiedyś to się zmieni...
Rozgoryczona, wysiadłam na parterze. Omiotłam wzrokiem krzątających się tu ludzi. Każdy zajęty był swoimi obowiązkami. Nawet mnie nie zauważali, gdy przepychałam się przez tłum. Brnęłam ku wyjściu na zewnątrz. Jedynie starszy ochroniarz, stojący przy drzwiach, który codziennie witał mnie i żegnał, odezwał się uprzejmie:
– Już do domu?
– Chciałabym. – Odwdzięczyłam się ciepłym uśmiechem. – Idę do restauracji po zamówienie.
– Jakby sami nie mogli go dostarczyć – prychnął z ironią, na co jedynie mogłam wzruszyć ramionami.
Niejednokrotnie widział, jak byłam wysyłana przez panią Jansen po rzeczy, które najzwyczajniej mógł dowieść dostawca. Najwidoczniej wolała, żeby nikt zbędny nie kręcił się po najwyższym piętrze budynku i zakłócał panujący tam spokój.
Nie mając innego wyjścia, przeciągle westchnęłam i opuściłam tłamszące mnie mury wieżowca. Podejrzewałam, że lubiany przeze mnie pan Brouns, właśnie w tym momencie pokręcił głową i w duchu mi współczuł. Żałowałam, że nie mogłam mu się zwierzyć. Opowiedzieć o wielu nieprzyjemnych sytuacjach, które spotkały mnie za przysłowiowymi „zamkniętymi drzwiami". Ale czy coś by to zmieniło? Nie. Nie miał on żadnego wpływu na moją rygorystyczną przełożoną, ani na życie, które od dłuższego czasu stało w martwym punkcie.
Szłam do najbliższej restauracji, która szczyciła się kulinarnymi arcydziełami. Przyglądałam się eleganckim kobietom, wychodzącym z butiku, dżentelmenowi z teczką w ręku i telefonem przy uchu, a także innym mijającym mnie ludziom sukcesu. Nie byli znacznie starsi ode mnie, a domyślałam się, że już tyle osiągnęli. Stać ich było na drogie ubrania, dodatki do nich, luksusowe samochody i mogłabym się założyć, że również apartamenty w centrum miasta.
Jak tego dokonali? Jaką drogę obrali, że w tak szybkim czasie spełniali się nie tylko towarzysko, ale i zawodowo? Może to ze mną jest coś nie tak?
Wchodząc do restauracji, poczułam dziwny ucisk w mostku. To było kolejne miejsce pełne przepychu i luksusu, do którego tak bardzo nie pasowałam. Goście ubrani w eleganckie stroje, delektowali się wykwintnymi potrawami, o nieznanych mi nawet nazwach. Uśmiechnięci i pełni wyrafinowania, wymieniali się podczas posiłku uprzejmościami.
Zagryzłam policzek od środka i odszukałam wzrokiem najbliższą kelnerkę. Podeszłam do brunetki ze spiętymi włosami w ciasny kucyk. Nie zdążyłam nawet rozchylić ust, gdy jako pierwsza zapytała:
– W czym mogę pani pomóc? – pozornie ciepłym spojrzeniem oceniła mój strój.
– Przyszłam po zamówienie dla Magic Sounds.
– Proszę poczekać przy barze. Zapytam się o nie i za chwilę panią poinformuję. – Odprowadziła mnie do lśniącego kontuaru i pozostawiła w rękach lalusiowatego barmana.
– Co podać? – zapytał, wycierając nerwowo ladę.
Miałam wrażenie, że jeśli wykona kolejne zamaszyste ruchy ściereczką po blacie, zaraz zrobi w nim dziurę.
– Tak piękna kobieta zapewne ma ochotę na lekko alkoholową burzę smaków – ciągnął dalej, po czym puścił dyskretnie oczko.
Jego styl podrywacza i nadmiar brylantyny na włosach nie wywarły na mnie dobrego wrażenia. Przykleiłam do ust sztuczny uśmiech, po czym zmusiłam się do odpowiedzi.
– Innym razem. Czekam na zamówienie. – spięta, przysiadłam przy barze i uciekłam od niego wzrokiem.
Miałam nadzieję, że szybko odpuści, ale najwidoczniej nie dostrzegał mowy mojego ciała, które wręcz krzyczało, żeby się ode mnie odczepił. Oparł łokcie na kontuarze i lekko nachylił się w moją stronę.
– Innym razem? Może jutro? Mam wolne i chętnie zaproszę cię na drinka.
Oszołomiona bezpośredniością nieznanego mi mężczyzny, wyprostowałam się na hokerze. Nie raz byłam zapraszana na randki, ale chyba nigdy w tak krótkim czasie. Nie dowierzając jego propozycji, zamrugałam kilkukrotnie powiekami. Zdecydowanie cierpiał na przerost ego, ponieważ zignorował moją zaskoczoną minę i naciskał dalej.
– To jak? O której będziesz wolna?
W głowie roiło mi się milion wymówek, którymi w delikatny sposób chciałam go spławić, lecz nie udało mi się wykorzystać żadnej z nich.
– Fleur? – melodyjny ton, osoby przechodzącej obok, przerwał nieudolny podryw barmana, tym samym wybawiając mnie z opresji.
Odwróciłam się raptownie w stronę rozmówcy o tak dobrze znanym mi głosie, którego myślałam, że już nigdy nie usłyszę. Serce wywinęło mi radosnego fikołka, a w oczach pokazały się łzy wzruszenia, kiedy moje przypuszczenia okazały się prawdą.
– Lindsay?
Przyjaciółka ze szkolnych lat, rzuciła mi się na szyję. W życiu nie spodziewałabym się, że jeszcze kiedyś ponownie się zobaczymy. Przy ostatnim naszym spotkaniu, z pięćdziesięcioma dolarami w kieszeni, odjechała stopem w stronę Miasta Aniołów i zarzekała się, że nigdy tu nie wróci. Obiecała zadzwonić, jak tylko dojedzie. Nie zrobiła tego, a słuch o niej zaginął. Z początku się martwiłam. Podejrzewałam, że mogło coś jej się stać, ale później dotarła do mnie przykra rzeczywistość, z którą musiałam się zmierzyć. Lindsay, porzucając stare życie, porzuciła i mnie. Nie chciała mieć nic wspólnego z przeszłością. Nie miałam do niej o to pretensji, w końcu każdy z nas jest panem swojego losu, ale w głębi duszy tkwił cierń straty, którego nigdy nie udało mi się wyzbyć.
Gdy wypuściła mnie ze swoich szczupłych ramion i zrobiła krok w tył, w końcu mogłam dokładnie jej się przyjrzeć. Była obłędnie piękna. Jej jasne włosy z platynowymi pasemkami, swobodnie opadały na plecy, miętowy kombinezon Elisabetta Franchi idealnie dopasowany był do jej zgrabnej sylwetki, a złote dodatki jawnie dawały znać, że należy do grona zamożnych ludzi. Ucieszył mnie fakt, że dziewczyna, która pochodziła z domu przepełnionego agresją i alkoholem, dopięła swego, a teraz błyszczy niczym najpiękniejsza z gwiazd na nieboskłonie.
Delikatnie wytarłam z kącików oczu nagromadzoną wilgoć, starając się nie rozmazać tuszu do rzęs. Z szerokim uśmiechem na ustach zapytałam:
– Co się z tobą działo przez tyle lat? Co tu robisz?
Zachichotała, zaciskając palce na mojej dłoni.
– Dopiero dzisiaj tu przyjechałam. Miałam zamiar w najbliższych dniach przeprowadzić śledztwo i cię odnaleźć. Uwierz, bardzo za tobą tęskniłam i z góry przepraszam, że się nie odzywałam. W drodze do Los Angeles zgubiłam telefon, a nigdzie nie miałam zapisanych numerów do bliskich. Czekałam na odpowiedni moment, żeby mieć możliwość się z tobą spotkać.
– I się udało. Na długo przyjechałaś?
– Obecnie na miesiąc, może dwa. Później będę wpadać tu częściej ze względu na narzeczonego. Davor prowadzi wiele interesów, a jego firma jest w trakcie podpisywania kilku kontraktów w najbliższej okolicy. Planuje też stworzyć w Bereits nowy oddział. Kupiliśmy tu dwie posiadłości, żeby nie musieć mieszkać w hotelu – wyjaśniła, po czym natychmiast odbiła piłeczkę. – A co słychać u ciebie? Dopięłaś swego i w końcu pracujesz w branży muzycznej? Do tej pory pamiętam, jak katowałaś mnie słuchaniem płyt nieznanych zespołów, które z biegiem czasu odnosiły sukcesy.
Zagryzłam dolną wargę, odczuwając niewyobrażalne skrępowanie. Też chciałam mieć możliwość pochwalić się czymkolwiek, niestety jej nie miałam. Postanowiłam być z nią w pełni szczera, bo nie miałam zamiaru przedstawiać jej złudnych wyobrażeń swojej szarej rzeczywistości.
– Nie do końca. Co prawda, dostałam się do Magic Sounds, ale od ponad dwóch lat tkwię na stanowisku młodszej asystentki. Marzenia o byciu łowcą talentów albo agentką znanych gwiazd, spełzły na niczym. Jedyne czego mogłabym się spodziewać w najbliższej przyszłości to awans na stanowisko asystentki prezesa, o ile poprzednia zdecydowałaby się na emeryturę.
Moje ramiona raptownie podniosły się i opadły przez głębokie westchnienie pełne rezygnacji. Blondynka pocieszająco potarła opuszkami wierzch mojej dłoni i spojrzała na mnie z troską.
– Nie zastanawiałaś się nad zmianą miejsca zatrudnienia?
– Niejednokrotnie – wyznałam. – Ale Magic Sounds jest największą i najbardziej cenioną firmą w tej okolicy. Obawiam się, że zmiana mogłaby jedynie pogorszyć moją obecną sytuację.
– A ja uważam, że zmiany są dobre. Powinnaś poznać mojego narzeczonego i z nim porozmawiać. Niedługo będzie potrzebować nowych pracowników, więc jest duża szansa na to, że złoży ci propozycję nie do odrzucenia. – Mrugnęła do mnie okiem i ponownie olśniła uśmiechem. – Masz chwilę, żeby dosiąść się do mojego stolika i na niego poczekać? – Podniosła rękę i spojrzała na wiszący na nadgarstku złoty zegarek. – Powinien być za pół godziny. Właśnie kończy spotkanie biznesowe.
– Z miłą chęcią, ale muszę wracać do pracy. Przyszłam tu po zamówienie.
Wzrokiem nakierowałam ją na kelnerkę, która szła w naszą stronę z reklamówką sygnowaną logo restauracji.
Obie zamilkłyśmy, gdy kobieta podeszła do nas i wręczyła mi do rąk pakunek, z pytaniem:
– W czymś jeszcze mogę pomóc?
– Nie, dziękuję.
Ze sztucznym uśmiechem na ustach odwróciła się i zniknęła za drzwiami zaplecza.
– Niestety muszę już iść. – Skwasiłam minę.
Wiedziałam, co czeka mnie na miejscu. Pani Jansen zapewne zrobi mi wyrzuty, że za długo mnie nie było i zamiast sprężyć się w wykonywaniu obowiązków, włóczyłam się po okolicznych sklepach.
Wiecznie ta sama śpiewka, a żadne z moich wytłumaczeń nie jest brane pod uwagę.
Lindsay zauważając mój zbolały wyraz twarzy, ponownie zacisnęła palce na mojej dłoni.
– Fleur, mówiłam poważnie, powinnaś spotkać się z Davor'em i rozważyć pomysł zmiany pracy.
Była kochana. Przeszło mi nawet przez myśl, że nie bez powodu los ponownie postawił ją na mojej drodze. To ona, swoim dynamicznym usposobieniem, była w stanie zmotywować mnie do działania, żebym nareszcie wyszła z martwego punktu, w którym już nazbyt długo tkwiłam.
– Jutro wieczorem organizujemy bankiet w posiadłości poza miastem, na który masz się stawić – zaznaczyła stanowczo i wyciągnęła z torebki telefon. – Zapisz mi swój numer. Później do ciebie zadzwonię i opowiem ci o szczegółach.
Wpisałam na ekranie iPhone'a ciąg cyfr, a następnie wzięłam z jej rąk wizytówkę, ciesząc się, że odzyskam kontakt, z tak ważną osobą z mojej przeszłości.
Nie byłam pewna, czy powinnam iść na imprezę ludzi z klasą i kasą, szczególnie że brakowało mi obu tych rzeczy. Na pewno będę czuła się skrępowana i zagubiona w takim towarzystwie. Z drugiej strony nie miałam nic do stracenia. Poznanie przyszłego męża Lindsay i otaczającego go grona bogaczy mogło pomóc mi wyjść z cienia. Dostrzegłam dla siebie światełko na końcu tunelu, które mogło mnie doprowadzić do spełnienia marzeń.
Wdzięczna przyjaciółce za próbę odnowienia naszej więzi i chęć pomocy w zmianie pracy, pożegnałam się z nią serdecznym uściskiem, po czym ruszyłam w stronę wyjścia z restauracji. Cieszyłam się, że znowu mam ją blisko siebie, a czas i długa rozłąka nic nie zmieniły w naszej relacji. Przy niej znowu czułam się jak pełna energii nastolatka, która pragnęła zdobyć cały świat. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, gdy wracając do pracy, wspominałam spędzony z nią czas w szkole, piątkowe pajama party, albo sobotnie dyskoteki, w których dawałyśmy upust szaleństwu.
To były piękne czasy...
Mój humor diametralnie się zmienił, gdy po otwarciu drzwi windy na najwyższym piętrze ujrzałam czerwoną ze złości twarz pani Jansen. Po zrobieniu zaledwie jednego kroku zamarłam. Bez słowa, wyrwała mi z rąk torbę z jedzeniem i wściekła, jak osa, przeszła przez korytarz. Zniknęła w gabinecie prezesa, a ja nadal stałam odrętwiała, nie wiedząc jak poradzić sobie z kolejnym jej wybuchem. Ruszyłam w stronę swojego biurka, gdy moja przełożona, ponownie pojawiła się na korytarzu. Podeszła do mnie i szarpnięciem za rękę, zatrzymała w połowie drogi. Nie mając zamiaru pohamować ataku furii, boleśnie zacisnęła palce na moim przedramieniu.
– Fleur, czy rozumiesz, co oznacza słowo praca? Nie masz prawa włóczyć się po mieście w trakcie wykonywania swoich obowiązków – syczała przez zaciśnięte zęby.
– Ale ja...
– Cicho! Teraz ja mówię! – przerwała mi, nie dając możliwości wytłumaczenia. – Jesteś nieodpowiedzialną gówniarą, która nie nadaje się na stanowisko asystentki. Wyszłaś pół godziny temu, a powinnaś wrócić maksymalnie po kwadransie. W tym czasie przyszli do prezesa goście, od których zależy przyszłość Magic Sounds. Nie zostali należycie przyjęci przez to, że ty nie raczyłaś sumiennie wykonać jednego, prostego zadania.
Chyba jej słowa nigdy nie były tak kąśliwe, jak dziś. W oczach miałam łzy, a z ust nie wyszło nawet słowo na własną obronę, bo gardło zacisnęło mi się pod wpływem nadmiaru emocji.
– Jesteś beznadziejna – dodała, rozluźniając bolesny uścisk.
Drzwi od gabinetu otworzyły się, a w towarzystwie pana Jeffersona na hol wyszło dwóch młodych mężczyzn w garniturach. Zastygłam w bezruchu, z kolei moja przełożona cofnęła się ode mnie o krok i przykleiła do ust uśmiech, pod którym kryło się pełno fałszu.
Nienawidzę tej baby!
Ośmieliłam się podnieść wzrok i dokładnie przyjrzeć gościom, przy których prezes skakał niczym nakręcana zabaweczka. Musieli być naprawdę cenionymi osobistościami, bo po raz pierwszy zauważyłam u szefa takie napięcie spowodowane spotkaniem.
Brunet, wyglądający jak model z okładki Vogue'a, odpowiadał mu półsłówkami, zachowując należyty dystans. Podążający za nim blondyn, o skamieniałym wyrazie twarzy, zachowywał się, jakby nic go nie obchodziło. Nie wiedziałam nawet dlaczego, ale to właśnie on przykuł moją uwagę.
Przydługa grzywka opadała mu na czoło, lekko napięta szczęka pokryta była jasnym dwudniowym zarostem, a usta układały się w prostą linię. Był niczym rzeźba wykuta w marmurze przez najzdolniejszego rzeźbiarza. Wstrzymałam oddech, gdy pełne lodu oczy, przypominające Ocean Arktyczny, spoczęły na moich. Ciarki przebiegły wzdłuż kręgosłupa, jakby moje ciało samoistnie odczuło bijący od niego chłód. Przyglądał mi się przenikliwie, tak jakby chciał w ciągu sekundy rozszyfrować każdą przemykającą przez moją głowę myśl.
Nie byłam w stanie utrzymać łzy, która po ataku pani Jansen do tej pory błądziła pod moją powieką, a uwolniła się w najmniej odpowiednim momencie. Ściekła po moim policzku, skupiając na sobie uwagę blondyna.
Mężczyzna zwęził jasne brwi, przeszył mnie intensywnym błękitem swoich tęczówek, a następnie ukradkiem zerknął na moją przełożoną. Jego szczęka mocniej się zacisnęła, a grdyka raptownie podskoczyła, przez gwałtowne przełknięcie śliny. Gdy ponownie nasze spojrzenia się skrzyżowały, na jego twarzy ukazał się cień zmieszanych ze sobą uczuć. Gniew? Współczucie? Nie umiałam dokładnie zrozumieć jego grymasu, jednakże w tym momencie wydawało mi się, jakby mnie rozumiał i jednym swoim spojrzeniem wyczytał wszystko z moich oczu.
Bez pożegnania się z panem Jeffersonem, wraz z brunetem wsiadł do windy. Jej zamykające się drzwi zabrały mi obraz tajemniczego blondyna, który w ciągu sekundy obnażył z tajemnic moją duszę. Nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak teraz. Serce waliło w szalonym rytmie, w płucach zabrakło powietrza, a całą skórę pokryły ciarki, tak jakby temperatura otoczenia spadła o przynajmniej kilka stopni w dół.
Zerknęłam na pochmurną twarz szefa. Od razu zrozumiałam, że ten dzień nie zakończy się dla mnie dobrze, a perfidny uśmieszek głównej asystentki tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
– Spencer, do gabinetu! – huknął na mnie.
Skinęłam głową, modląc się o to, żeby w końcu móc wrócić do domu i z kieliszkiem wina w ręku, zapomnieć o wszystkich doznanych przykrościach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro