Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 4 ⸻


Siedziałem w sali od geografii z dwoma innymi osobami. Każda z nich była zajęta sobą, tak samo jak ja. Patrick był zmuszony spotkać się o poranku z drużyną koszykarską, której był kapitanem. Ich trenerka zorganizowała spotkanie, aby obwieścić ważne rzeczy. Przynajmniej tak tłumaczył mi Patrick.

Pomimo to i tak nie siedzielibyśmy razem. Podobnie jak w przypadku informatyki, fizyki i języka łacińskiego, geografię również mieliśmy osobno.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, dlatego szkicowałem coś w notatniku. Myślałem, że będę zapisywał w nim więcej, ale notowanie wszystkiego w tablecie było naprawdę wygodne i w zupełności mi wystarczało.

Tak jak wspominałem, uwielbiałem rysować w wolnym czasie. Ucząc się w domu bardzo często robiłem to pomiędzy lekcjami. Pomagało mi to uspokoić myśli, które potrafiły znacząco się rozjeżdżać.

— Bardzo ładne. Co to jest?

Usłyszałem czyjś cichy głos, przez co automatycznie podniosłem wzrok znad zeszytu. Przy ławce, gdzie siedziałem, stał Stanley, na którego twarzy gościł pogodny uśmiech.

Spojrzałem z powrotem na kartkę papieru, którą zacząłem zapełniać nieregularnymi kształtami. Bardzo często rysowałem to, co nie miało sensu. Wtedy bardzo lubiłem abstrakcje, więc pewnie dlatego tak często moje szkice wyglądały jak zlepek różnych rzeczy.

— Sam nie wiem — odparłem. — Na pierwszy rzut oka wygląda jak kwiat w bucie.

Chłopak przyjrzał się temu, co wyszło spod mojej ręki. Najwidoczniej próbował zauważyć w tych bazgrołach to samo co ja, ale niekoniecznie mu to wychodziło.

— Jak dla mnie to słoń w kapeluszu — powiedział po chwili.

— Ile ludzi, tyle interpretacji — rzekłem.

W tamtym momencie chłopak dotknął aparatu słuchu, znajdującego się w prawym uchu. Najwidoczniej nie do końca usłyszał to co powiedziałem. Wydawał się być zmieszany, ale nie dociekał powtórki.

— Siedzisz z kimś, czy mogę się dosiąść?

— Miejsce jest wolne. Proszę, usiąść — zachęciłem go.

Blondyn po chwili zajął miejsce obok. Przygotował się do zajęć, a następnie zaczął majstrować przy swoim wzmacniaczu słuchu. Przyglądałem się jego ruchom ukradkiem, udając że wróciłem do szkicowania.

Mój towarzysz z ławki w pewnym momencie wyjął z uszu oba urządzenia, znacząco się im przyglądając. Miałem szczerą nadzieję, że rzeczywiście było coś ze sprzętem, a nie jego słuchem.

Po chwili włożył wszystko na miejsce, a ja nie mogłem wytrzymać, aby nie zapytać.

— Odpowiedziałbyś mi na ciężkie pytanie?

Wzrok blondyna automatycznie powędrował na mnie. Wyraz jego twarzy był zaskoczony, ale i zarazem zaintrygowany.

— Pewnie — odparł ledwo słyszalnie.

— Jak sobie radzisz z nauką? — spytałem. — Nie masz problemów z przyswajaniem informacji od nauczycieli?

— Czasami bywa ciężko — odpowiedział chłopak, po krótkiej chwili namysłu. — Ale jak na razie daję sobie radę.

— Nie myślałeś o szkole, gdzie wszystko byłoby łatwiejsze? — zadałem kolejne pytanie.

— Nie — wyznał. — Tak jak mówiłem ci dwa dni temu, chcę skończyć normalne liceum, póki jeszcze jestem w stanie cokolwiek usłyszeć.

— Podziwiam cię za wytrwałość.

Chłopak delikatnie zarumienił się na moje słowa. Niestety nie było nam dane dalej rozmawiać, ponieważ do sali wszedł nauczycieli, obwieszczając, że czeka nas w tym roku dużo pracy.

Chemia, język angielski i historia minęły mi strasznie szybko. Gorzej było z informatyką, która sprawiała mi największą trudność, jak wspominałem już jakiś czas temu. Z kolei socjologia, którą miałem po raz pierwszy, przyjemnie mnie zaskoczyła. Podczas nauczania domowego nie czułem takiej satysfakcji ze słuchania nauczyciela, jak wtedy na zdjęciach w szkole.

Na literaturze obserwowałem jak Stanley ponownie walczył ze swoim aparatem słuchu. Nie był w stanie robić notatek, ponieważ cały czas miał z nim problem. Obiecałem mu wszystko przesłać, zaraz po powrocie do domu.

Byłem podekscytowany ostatnią lekcją, którą miałem w planie tamtego dnia. Poza rozmową z rodzicami - głównie z mamą - oraz czasami bratem, nie miałem żadnej teorii z edukacji seksualnej. Byłem zaskoczony, że istniał taki przedmiot. Szedłem do sali z zapartym tchem, co nie umknęło uwadze Patricka.

— Widzę, że jesteś nieźle podjadarany na lekcję o seksie — powiedział rozbawiony, na co zaśmiał się idący obok nas James.

— Dziwisz mi się? — spytałem w sposób naturalny. — To dla mnie coś nowego. Oczywiście, że jestem podekscytowany.

— Wcześniej nie uczyłeś się o używaniu kondomów? — spytał James.

Nie do końca zrozumiałem jego pytanie. Patrick posłał mi wtedy uspokajające spojrzenie. James nie wiedział o mojej przypadłości. Jeszcze nie. Chciałem go poznać trochę lepiej, zanim wszystko mu wyznam, tak samo jak i innym. Przemilczę tutaj kwestię Stanley'a.

— Nie wszędzie o tym uczą — wytrącił się Patrick. — My mieliśmy to szczęście.

— Nie pieprz głupot Pat — odezwał się znów James. — Każdy piętnastolatek szuka informacji o tym w internecie.

I to było przerażające. Coraz to młodsze osoby sięgały po pornografię i inne tego typu rzeczy. Wstyd się przyznać, ale ja też tak zaczynałem.

— Przestańcie — przerwałem im. — To nie istotne. Jestem po prostu ciekaw tej lelcji i to tyle.

Zajęcia z edukacji seksualnej prowadził mężczyzna, a grupa składała się w całości z chłopaków. Pomimo obecności Stanley'a na tej lekcji, siedziałem z Patrickiem. Powiedział, że chce być moim mentorem podczas tych zajęć. Czy mogłem mu się wobec tego sprzeciwić? Absolutnie nie. Jeżeli chciał bawić się w coś takiego, to musiałem mu na to pozwolić.

Może to kwestia pierwszych zajęć, ale niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że to były jak dotąd najgorsze zajęcia, które do tamtej pory się odbyły. Jednak nie skreślałem ich całkowicie. Liczyłem, że w przyszłości staną się dużo ciekawsze.

Patrick odwiózł nas do domu zaraz po skończonych zajęciach. Wchodząc do naszej rezydencji, dało się wyczuć cudowny zapach wanili. Razem z Melanie doskonale wiedzieliśmy co to oznaczało. Mama musiała zrobić nasze ulubione ciasto właśnie z wanilią i truskawkami.

Automatycznie udaliśmy się do kuchni, gdzie przyjemna, słodka woń była bardziej wyrazista. W pomieszczeniu nie było nikogo, za to na kuchennej wyspie znajdowało się najlepsze ciasto, jakie kiedykolwiek jadłem.

Wymieniliśmy z siostrą porozumiewawcze spojrzenie i ruszyliśmy w stronę wypieku naszej mamy. Niestety, ta podróż została nam w połowie przerwana.

— Nie tak prędko, moi mili.

W pomieszczeniu rozległ się głos naszej rodzicielki, a na ramionach pojawiły nam się jej dłonie.

— Najpierw obiad, potem deser.

Było tak za każdym razem. Ciasto stanowiło dla nas nagrodę, a skoro mama je upiekła, to obiad niekoniecznie musiał być w naszym guście.

Tak jak myślałem, nawiedziła nas zupa rybna. Co jakiś czas kobieta okrzyknięta naszą rodzicielką, przyrządzała niekoniecznie dobre posiłki. Nie chodziło o to, że były złe, po prostu nie w naszym typie. Tłumaczyła to tym, że powinniśmy jeść zdrowo co jakiś czas. Wtedy nagrodą za trudy był nasz ulubiony deser. Za każdym razem coś innego. Tym razem padło akurat na ciasto.

Zaraz po obiedzie i dwóch kawałkach waniliowego wypieku, udałem się do pokoju. Całkiem szybko uwinąłem się z pracą domową. Miałem wolne prawie całe popołudnie, jednak gdzieś z tyłu głowy chodziła mi jakaś myśl. Coś, co miałem zrobić, ale niestety o tym zapomniałem.

Przypomniałem sobie dopiero wtedy, gdy chciałem odpalić kolejną lekcję języka migowego. Automatycznie wziąłem do ręki szkolny tablet, i przesłałem do siebie wszystkie notatki, aby móc pobrać je na telefon. Po wykonanej operacji, wysłałem je do Stanley'a.

tralyall: Wybacz, że dopiero teraz. Wypadło mi to z głowy :(

Nie miałem jego numeru telefonu, więc posłużyłem się Instagramem. Była to zarazem moja pierwsza wiadomość do chłopaka. Ucieszyłem się, gdy po chwili otrzymałem wiadomość zwrotną.

stanley_green: Luz. Część rzeczy i tak udało mi się zanotować ;)

Myśli odnośnie problemów zdrowotnych mojego nowego znajomego nawiedzały mnie coraz częściej. Było mi go szkoda. Zmysł słuchu jest jednak jedną z najważniejszych funkcji, jaką powinien posiadać ludzki organizm.

Poza tym, chłopak nosił okulary. Niby mówił, że jego wada jest naprawdę niewielka, ale sam fakt jej istnienia wywoływał we mnie smutek. Wzrok i słuch to dwa najpotrzebniejsze mechanizmy, jakie powinno posiadać ludzkie ciało. Z moim brakiem odczuwania bólu dało się żyć. Co prawda każda czynność groziła ryzykiem urazu, ale poza tym w niczym mi to nie przeszkadzało. No może w próbie nauki tańca, ale o tym kiedy indziej.

Tego wieczoru rodzice się nie kłócili. Po raz pierwszy od kilku tygodni. Byłem przez to usatysfakcjonowany. Mogłem w spokoju przygotować się do snu, i nic nie zepsuło mi humoru, gdy kładłem się na łóżku.

Niestety o poranku obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Mój ukochany ojciec wytrącił mamie z rąk parę szklanek, które chciała schować w szafce. Nie dowiedziałem się z jakiego powodu, ale było to zapalnikiem kolejnej kłótni.

Nie chcieliśmy z Melanie tego słuchać, dlatego wymknęliśmy się z domu wcześniej. Czekaliśmy przy samochodzie Patricka zaledwie dziesięć minut. Chłopak o nic nie pytał. Doskonale wiedział jak wyglądała sytuacja w naszym domu. A poza, nie był tym to nie pierwszy raz, gdy się do niego wymknęliśmy.

Wsiedliśmy do samochodu, a całą drogę do szkoły przejechaliśmy w ciszy.

Gdy miałem nauczanie domowe, rodzice nie mogli kłócić się tak często. To przeze mnie ich relacja się pogorszyła...

— Moja siostrzyczka powiedziała wczoraj kolejne nowe słowo — odezwał się Patrick, gdy wjeżdżaliśmy na szkolnym parking.

Chciał w ten sposób doprowadzić do tego, abyśmy przestali z Melanie myśleć o sytuacji, która od dłuższego czasu miała miejsce w naszym domu.

— Naprawdę? — odezwała się moja zaciekawiona siostra. — Co powiedziała?

Sasek — odparł chłopak.

Spojrzeliśmy z Melanie po sobie. Dopiero po wyjściu z pojazdu, Patrick zaczął wyjaśniać etymologię tego wyrazu.

— Mama stwierdziła, że chciała powiedzieć piesek, ale że niestety strasznie sepleni powstał Sasek — wyjaśnił nasz sąsiad.

— To naprawdę urocze — powiedziała moja siostra.

— Szkoda, że nie miałem okazji obserwować cię jako bobasa, Mel — odezwałem się. — Czasami żałuję, że dzieli nas tylko rok.

— Ja też chciałabym mieć młodsze rodzeństwo — odparła dziewczyna o tym samym nazwisku co ja. — Nie opuściłabym takiego malucha na kork.

— Zapraszam do mnie — wytrącił się Patrick. — To nieustanna karuzela śmiechu i płaczu.

— Takie są dzieci, to nic dziwnego — wyjaśniła Melanie.

Dwie godziny matematyki i jedna z języka hiszpańskiego delikatnie poprawiły mi humor. Pomogły odgonić niespokojne myśli, które nieustannie krążyły wokół kłótni rodziców. Z każdym kolejnym dniem zyskiwały na sile. Wydawało mi się, że tata nigdy by mamy nie skrzywdził, ale po jego niestosownych komentarzach zaczynałem powoli wątpić w jego kompetencje współmałżonka.

I znowu to robiłem. To nie moja wina, że martwiłem się o mamę. Już dawno pogodziłem się z myślą, że nigdy nie będziemy szczęśliwą rodziną. Nie tylko przez wzgląd na moją chorobę, ale postawę ojca, która pozostawiała wiele do myślenia.

Szliśmy wraz z Patrickiem w stronę stołówki. Wchodząc do jej pomieszczenia dało się wyczuć przyjemnie słodki zapach owoców. Byłem ciekawy tego, co serwowała wtedy kuchnia, ale niestety nie dane mi było spróbować żadnych przysmaków. Mama chciała na czymś przyoszczędzić, więc nie miałem wykupionych posiłków, tak samo jak moja siostra i brat kilka lat wcześniej.

Przeszliśmy przez całe pomieszczenie, przepełnione nastolatkami i wyszliśmy bocznym wyjściem na świeże powietrze. Znajdowały się tam stoliki piknikowe, przy których można było spokojnie zjeść, obserwując przy okazji, jak różne drużyny sportowe grają na ulokowanych nieopodal boiskach.

Pierwszego dnia Patrick zapewnił mnie, że właśnie tam lunch smakował najlepiej. Tak jak wtedy, i tego dnia usiedliśmy przy jednym ze stolików, ustawionych w słońcu. Mieliśmy niezwykle ciepły wrzesień, dlatego należało korzystać z każdej minuty promieniującego światła naszej gwiazdy.

Siedzieliśmy sami dosyć krótko, ponieważ po niecałych pięciu minutach dołączył do nas James, wciągając Patricka do rozmowy o nauczycielce francuskiego.

Przyznam się szczerze, że niespecjalnie ich słuchałem. Wolałem skupić się na obserwacji pobliskiej okolicy, i ludzi, którzy co i rusz obok nas przechodzili. Niektórzy wciąż posyłali mi natarczywe spojrzenia, ale było ich znacznie mniej, niż w poprzednich dniach.

W pewnym momencie z budynku stołówki wyszła moja siostra w towarzystwie innej dziewczyny, której włosy były w kolorze blondu. Na ułamek sekundy, spojrzenia moje i Melanie się spotkały, a po chwili obie dziewczyny zaczęły iść w naszą stronę.

— Hejka — przywitały się jednocześnie.

Przysiadły się bez żadnego pytania, ale to nie wzbudziło oburzenia w żadnym z chłopaków, którzy siedzieli ze mną przy stoliku. Widocznie było to normalne.

Patrick i James wciąż byli pogrążeni w rozmowie, dlatego skupiłem całą swoją uwagę na Melanie i jej znajomej.

— Emily, poznaj mojego brata — powiedziała siostra, patrząc na swoją koleżankę. — To jest Travis.

— Cześć — przywitała się.

— Travis, to Emily. Moja przyjaciółka.

— Miło poznać — odezwałem się, posyłając dziewczynie uśmiech.

— Zawsze byłam zafascynowana osobami z heterochromią — powiedziała świeżo poznana przeze mnie blondynka, spoglądając mi prosto w oczy.

— W moim przypadku nie jest to aż tak widoczne — stwierdziłem.

— Ale wciąż ją masz — odpowiedziała mi Emily. — I to jest fascynujące.

— Miałaś się zachowywa, Emily! — oburzyła się Melanie.

— Pozwól mi być sobą!

Dziewczyny zaczęły "kłócić" się między sobą, a ja wróciłem do poprzedniego zajęcia. Tym razem zaobserwowałem Roxanne i jej znajomą, które siedziały przy jednym ze stolików, delikatne od nas oddalonych. W pewnym momencie przysiadł się do nich jakiś chłopak, którego obecność wywołała na twarzach obu dziewcząt nieprzyjemny grymas.

— Z kim siedzi Roxanne? — spytałem, przez co wszystkie spojrzenia powędrowały na mnie, a później w kierunku osoby, o którą spytałem.

— Czyżbyś był o nią zazdrosny?

Spojrzałem na Jamesa, który był właścicielem pytania. W odpowiedzi na nie, ze zrezygnowaniem pokręciłem jedynie głową.

— Ta dziewczyna obok niej to Octavia, jej najlepsza przyjaciółka — zaczęła wyjaśniać Melanie.

— Z kolei chłopak to Steven Clarke, mój zastępca — dokończył Patrick. — W drużynie koszykarskiej oczywiście — dodał, zanim zdążyłem zastanowić się nad sensem zdania. — Kiedyś byli parą.

— Skoro byli, to dlaczego razem siedzą? — spytałem.

— Ciężko stwierdzić — odparł Patrick. — Wiem dlaczego już nią nie są.

— Dlaczego?

Z tym pytaniem wyprzedziła mnie Melanie.

— Ty tego nie wiesz Trav — zwrócił się do mnie. — Ale Steven od urodzenia nie ma węchu. Przez to uwielbia robić innym żarty w postaci podrzucania woreczków z nieprzyjemnymi zapachami — wyjaśnił. — Z tego co wiem, Roxanne miała tego dosyć i zwyczajnie z nim zerwała.

— Ma osiemnaście lat i robi coś takiego? — spytałem z niedowierzaniem. — Chore.

— Witaj w skomplikowanym świecie nastolatków — podsumował Patrick.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro