Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 1 ⸻


Budzik dał o sobie znać, doprowadzając mnie do przymusowego otworzenia oczu. Po raz pierwszy w życiu poczułem, że naprawdę żyję. Właśnie dzwonił budzik, który sygnalizował, że już niedługo miałem pójść do szkoły.

Moje podekscytowanie nie miało granic. Cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało od babci lizaka. Byłem przepełniony pozytywną energią, która w nocy nie pozwalała mi spać, przez co nie do końca się wyspałem. Jednak zmęczenie po źle przespanej nocy nie mogło mnie powstrzymać przed opuszczeniem domu na więcej niż półtorej godziny.

Wykonałem moją poranną rutynę w zaskakująco szybkim tempie. Oczywiście uważałem na każdy najmniejszy ruch, ale robiłem wszystko zdecydowanie szybciej. Nie mogłem się doczekać, aż w końcu pójdę do szkoły i poczuję się jak prawdziwy nastolatek.

Zdaję sobie sprawę, że byłem przeciwieństwem przeciętnej osoby w moim wieku, ale powinniście mnie zrozumieć. Całe życie byłem zamknięty w domu. Potrzebowałem przełamania. Dostałem możliwość wyjścia z budynku, który rozpoznałbym po dotyku na ślepo i to nie w celu wizyty w szpitalu. Było to coś wielkiego w moim życiu. Ekscytacja była więc wskazana.

Przez te ostatnie osiemnaście lat mojego życia nie wychodziłem zbyt często, więc mieliśmy z mamą poważną zagwostkę odnośnie ubrań. Wydaliśmy wystarczająco dużo pieniędzy na przygotowanie mojej szkolnej wyprawki, a ja nie chciałem obciążać jej dodatkowymi kosztami. Z pomocą przyszedł mój starszy brat, który powiedział, i tu cytuję:

"Mój kochany, młodszy brat otwiera się na świat. Nie miałbym serca, gdybym mu w tym nie pomógł. Mam wiele ubrań, w których już nie chodzę. Większość jest w dobrym stanie. Powinien je przygarnąć."

Serce zabiło mi mocniej, gdy to usłyszałem. I choć te kilka zdań nie było skierowanych do mnie, doskonale wyłapałem je z rozmowy telefonicznej mamy i Nicka.

To dzięki bratu miałem się w co ubrać. Jak dziwnie by to nie brzmiało. Dzieliły nas zaledwie cztery lata. Nosiliśmy podobny rozmiar, więc z niczym nie było problemu.

Pierwszego dnia postanowiłem założyć czarną koszulę z małym kołnierzem, którą Nick zakładał zawsze na wizytę dziadków. Do tego jego czarne rurki, i - tutaj zaskoczenie - moje białe Conversy. Miałem trzy pary takich butów. Do chodzenia po domu nie były mi potrzebne, więc ich stan był praktycznie idealny.

Założyłem torbę na ramię, wychodząc z pokoju. Z powodu mojej przypadłości, dostałem możliwość używania książek w sposób elektroniczny. To nie oznaczało, że nie miałem ich w fizycznej formie. Dostałem specjalny tablet, gdzie znajdowały się wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.

Gdy Patrick to usłyszał, był w szoku. W zasadzie nie dziwiłem mu się. To było całkiem wygodne rozwiązanie. Organizm się wtedy nie nadwyrężał żadnym ciężarem. Ciekawiło mnie, dlaczego nie wprowadzili czegoś takiego dla wszystkich. Było to moim zdaniem coś, co spodobałoby się każdemu.

Nie mogłem sobie pozwolić na zbyt duży nacisk na plecy, dlatego rodzice kupili mi torbę, a i tak zalecili mi noszenie jej naprzemiennie na obu ramionach. Miałem w niej wspomniany wcześniej tablet, notatnik z ołówkiem i długopisem, drugie śniadanie i oczywiście podręczną apteczkę. To wszystko. Niczego więcej nie potrzebowałem.

Schodząc po schodach, usłyszałem rozmowę rodziców, która dobiegała z kuchni. Ton głosu mężczyzny, który powinien być dla mnie wzorem, jak zwykle był oschły i sztuczny. Tacie wciąż nie podobało się to, że miałem iść do szkoły. Może przesadzam, jeśli to powiem, ale mam wrażenie, że był on przeciwny dosłownie wszystkiemu, co dotyczyło mojej osoby. Mogę się mylić, ale nic na to nie wskazywało.

— (...) potknie i tragedia gwarantowana — powiedział oschle tata.

— On tego potrzebuje, John — odezwała się mama. — Był zamknięty przez osiemnaście lat. Nie możemy trzymać go tu wiecznie.

Uśmiechnąłem się na słowa kobiety, która do. niedawna nosiła mnie jeszcze w brzuchu. Kocham ją całym sercem. Nie wyobrażam sobie lepszej kobiety jako mamy, jak właśnie jej.

— Nie podoba mi się to — burknął ojciec. — Jeśli coś mu się stanie, będziemy mieli kolejne wydatki.

Czyli o to chodziło? Byłem niekończącą się maszyną do wydawania pieniędzy? Tym byłem w jego oczach? Bolało za każdym razem, ale pogodziłem się z myślą, że byłem tym dzieckiem Johna Lyalla, które kochał najmniej. Jeżeli oczywiście uznawał coś takiego, jak miłość do własnych dzieci.

— Dzień dobry — przywitałem się, wchodząc do kuchni.

Przerwałem tym samym konwersację rodziców. Mama spojrzała na mnie z dumą, a tata odwrócił wzrok. To był jego naturalny odruch, reakcja na moje pojawienie się w jego towarzystwie. Chwycił za kubek z kawą, przystawiając go sobie do ust, a następnie wypijając jego zawartość.

— Mój drugi syn idzie pierwszy raz do szkoły — odezwała się mama, zmniejszając odległość między nami.

Chwyciła mnie za kołnierz koszuli, delikatnie go gładząc. Następnie pogłaskała mnie po prawym policzku. Nasze oczy się spotkały. Moje były pełne ekscytacji, a jej szkliły się od łez. Pomimo raczej wzruszającej chwili, nie czułem potrzeby płaczu. Byłem podekscytowany i bardzo silny.

— Dziękuję za szansę — powiedziałem. — To wiele dla mnie znaczy.

— Wiem, kochanie — odparła kobieta, stojąca przede mną. — To będzie trudny dzień. Dziś musisz na siebie uważać podwójnie. Pierwszy dzień zawsze jest najtrudniejszy. W twoim przypadku może być wręcz niemożliwy.

— Spokojnie mamo.

Chwyciłem dłońmi za jej dłonie, łącząc je między naszymi klatkami piersiowymi. Mama była ode mnie dużo niższa, więc z boku musiało to wyglądać bardzo zabawnie.

— Nie będę w tym sam — powiedziałem. — Będą przy mnie Melanie i Patrick. Zaopiekują się mną.

— Dokładnie!

Do pomieszczenia weszła nagle moja młodsza siostra, chwytając standardowo za jabłko, które leżało w wiklinowym koszyku, stającym przy wejściu do pomieszczenia. Każdego ranka jadła jabłka, taki już miała zwyczaj, dlatego mama zawsze zostawiała jej jedno najświeższe w koszu na owoce.

Usiedliśmy przy stole. Śniadanie było przepyszne. Uwielbiam naleśniki z owocami i bitą śmietaną. Mama doskonale wiedziała jak upiększyć ten dzień. Byłem doskonale przygotowany na całkowitą przemianę mojego dotychczasowego życia. Wszystko miało się już niedługo odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni.

Czy byłem na to gotowy?
Być może.

Czy tego chciałem?
Jasne, że tak!

Na nic nie czekałem dłużej, jak właśnie na pójście do szkoły. Z historii mojego rodzeństwa i Patricka, szkoła wydawała się być cudownym miejscem, gdzie można było odnaleźć siebie. A ja bardzo chciałem odkryć to, kim powinien być.

Dzwonek do drzwi frontowych zadzwonił nagle trzy razy. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy kto stał po ich drugiej stronie. To był znak rozpoznawczy Patricka. Od naszego pierwszego spotkania zawsze dzwonił trzykrotnie.

Mama wstała od stołu i ruszyła do drzwi, aby go wpuścić. Po chwili mój przybrany brat znalazł się w kuchni. Jedyną osobą niezadowoloną z jego przyjścia wydawał się mężczyzna, po którym odziedziczyłem nazwisko. Ale to było akurat normalne. To właśnie Patrick zniszczył jego łańcuch kontroli, który zawiązał na mojej szyi zaraz po zdiagnozowaniu choroby.

— Dziś wielki dzień! — krzyknął chłopak, podchodząc do miejsca, w którym siedziałem.

Położył ręce na moich ramionach, delikatnie je rozmasowywując. Poczułem się wtedy niezwykle rozluźniony. Ten chłopak wiedział co to dobry masaż.

— Twoje życie wchodzi dziś na zupełnie inny tor — odezwał się ponownie. — Ten dzień warto będzie zapamiętać.

— Z pewnością — odparłem.

— Zbierajcie się. — Chłopak po raz kolejny zabrał głos. — Muszę zająć sobie dobre miejsce na szkolnym parkingu.

Moje prawo jazdy było kolejnym tematem do przedyskutowania. Skoro mogłem jeździć samochodem z innymi, to dlaczego nie miałbym sam usiąść za kierownicą? Jeżdżąc ostrożnie nie zrobiłbym sobie krzywdy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Chyba dobrze rozumiem pojęcie prowadzenia pojazdu, prawda?

— Jedźcie ostrożnie — powiedziała mama, gdy ruszyliśmy w trójkę w stronę wyjścia z budynku. — Od dzisiaj będziesz woził z sobą niezwykle delikatny ładunek. Nie zapominaj o tym Patricku, proszę.

— Bez obaw pani Lyall! — odparł energicznie mój przyjaciel. — Mama zawsze powtarza, że jestem odpowiedzialnym kierowcą.

— I takim bądź już zawsze. Trzymajcie się. Powodzenia Travis. Gdyby coś się działo, od razu do mnie dzwońcie — błagała mama.

— Ma się rozumieć.

— Do zobaczenia po szkole! — krzyknąłem, zamykając za sobą drzwi.

Samochód Patricka stał na podjeździe, przy sąsiednim domu. Jego czarny lakier wydawał się wręcz błyszczeć. Byłem niezwykle podekscytowany. Jeszcze nigdy nie jechałem samochodem z osobą, która nie była którymś z moich rodziców lub moim bratem.

Wsiadając na miejsce obok kierowcy, poczułem się nieziemsko. Mój przyjaciel wyglądał za kierownicą niezwykle profesjonalnie. Odpalił silnik i po krótkiej chwili znaleźliśmy się w ruchu drogowym.

Obserwowałem budynki, które mijaliśmy. W uszach grała mi muzyka, która leciała z samochodowego radia. Wdychałem przyjemny zapach lawendy z odświeżacza powietrza. Było wręcz idealnie. Nie potrafiłem wyobrazić sobie ładniejszego obrazka, jak ten, który właśnie mnie otaczał. Jechałem do szkoły. To był mój pierwszy raz...

Co do samych nowości, to byłem uprzedzony. Patrick opowiadał mi chyba miliony raz jak wyglądał typowy dzień w liceum. Gdy dowiedział się, że dołączę do niego w ostatnim roku, wyjaśnił wszystko jeszcze raz i to znacznie precyzyjniej. Troszczył się o mnie. Chciał, aby ten dzień był idealny i niezapomniany.

Jak można było go nie kochać?

W wakacje stanąłem przed bardzo trudnym wyborem. Musiałem zdecydować się na przedmioty rozszerzone, którym miałem ponoć poświęcać najwięcej czasu. Nigdy nie myślałem o tym, co chcę robić w życiu. Czytając uważnie, powinniście o tym doskonale wiedzieć.

Wiele zawodów wykluczała moja choroba.

Wielu rzeczy nie mogłem robić, ponieważ były dla mnie niebezpieczne z powodu choroby.

Wszelkie zainteresowania wiązały się z rzeczami, które zagrażały mojemu życiu. Oczywiście z powodu choroby.

Nie poddawałem się. Byłem silny. Zdecydowałem się ostatecznie na geografię, chemię i matematykę. Ta pierwsza dołączyła do grona moich ulubionych przedmiotów, gdy odkryłem stronę internetową, na której mogłem zwiedzać różne miejsca świata, nie ruszając się z pokoju. Było to coś, czego bardzo potrzebowałem. Od razu chciałem wiedzieć wszystko o danej lokalizacji. Z kolei dwa pozostałe przedmioty wydały mi się wtedy najbardziej rozsądne.

Miałem nadzieję, że ze wszystkim sobie poradzę. Nie posiadałem na siebie planu, ale życie postanowiło napisać moją historię tak a nie inaczej. Musiałem się do tego przystosować.

— Jestem w szoku, że udało nam się zająć tak kozackie miejsce — odezwał się Patrick, wyrywając mnie z głębokiego zamyślenia.

Dopiero wtedy zauważyłem, że znajdowaliśmy się na szkolnym parkingu. Wokół nie było zbyt wielu samochodów, ale różni ludzie chodzili tu i tam. Wtedy po raz pierwszy poczułem stres.

Chcąc nie chcąc byłem w szkole zupełnie nową osobą. Ludzie łatwo by się o mnie dowiedzieli. Na start nie chciałem im niczego o sobie zdradzać. Tylko zaufani mogli wiedzieć co było ze mną nie tak. To ryzykowna strategia, ale wtedy uznałem to za dobry pomysł.

Wysiedliśmy razem z samochodu. Założyłem torbę z powrotem na ramię, wdychając zapach nowości. Co prawda otaczająca nas woń była czystym powietrzem, ale mniejsza.

— No, bracie — odezwała się Melanie, chwytając za moje prawe ramię. — Nadeszła chwila próby.

— Próby? — spytałem, spoglądając na nią z zaskoczeniem.

— Za chwilę ludzie dowiedzą się o nowej osobie, tobie. Miejmy nadzieję, że zareagują kulturalnie.

— Mel, to jest Trubellan — wtrącił się Patrick. — Tutejsi ludzie uwielbiają wiedzieć wszystko o wszystkich.

— Czekaj, co? — Zaskoczyłem się.

— Proszę mi tu brata nie straszyć! — oburzyła się dziewczyna obok mnie.

Patrick podniósł ręce w geście obronnym.

— Dobra, chodźcie — odezwał się. — Czas na show.

Ruszyliśmy w stronę pobliskiej bramy, która prowadziła na szkolny plac. Tam było już więcej osób. Gdy tylko pojawiłem się na horyzoncie, spojrzenia wszystkich powędrowały na mnie. Strasznie się wtedy zestresowałem. Nie sądziłem, że będę aż taką sensacją. Natarczywe spojrzenia niektórych osób zdawały się wypalać we mnie dziury. Bardzo mi się to nie podobało, ale byłem świadomy tego, co się działo. Chciałem poczuć się jak człowiek, część społeczeństwa. I właśnie takim kimś się stawałem.

Poczułem ulgę dopiero, gdy weszliśmy do budynku szkoły. Tam było zdecydowanie mniej osób.

— Przetrwałeś najtrudniejsze — odezwała się Melanie. — Natarczywe spojrzenia innych. Ta próba potrafi złamać wielu.

— Spędziłem osiemnaście lat w zamknięciu — powiedziałem. — Było to dla mnie podwójnie trudne.

— A poradziłeś sobie lepiej, niż większość nastolatków w takiej sytuacji — wtrącił się Patrick. — Jesteśmy dumni.

Poczułem jak oboje mnie przytulają. To było cudowne doznanie. Kocham to, co dla mnie zrobili. Zawsze mogę na nich liczyć.

— Czyżby to świeża krew? — spytał donośnym głosem chłopak, który zbliżył się do nas z wnętrza korytarza.

— Jakbyś zgadł, James — odezwał się Patrick, podchodząc bliżej nowo przybyłego. — To Travis, mój najlepszy przyjaciel. — Wskazał na mnie. — A to James, mój dobry kumpel ze szkolnej ławki — powiedział w moją stronę.

— Miło poznać.

Chłopak wyciągnął przed siebie dłoń, którą delikatnie uścisnąłem. Przynajmniej mam nadzieję, że zrobiłem to delikatnie

— Również — odparłem.

W tamtym momencie zadzwonił dzwonek na zajęcia. Mój pierwszy dzwonek. Melanie zostawiła mnie pod opieką Patricka i chłopaka, którego dopiero co poznałem. Plany lekcyjne dostaliśmy wcześniej poprzez pocztę elektroniczną, dlatego doskonale wiedziałem co będzie moją pierwszą lekcją. Czułem ogromną ekscytację z myślą, że już za chwilę usiądę w sali od matemtyki.

Patrick prowadził mnie w jej stronę. Czułem się bezpiecznie za jego plecami. Do tego byłem podekscytowany tym, że w końcu poznałem kogoś nowego. Po ośmiu latach!

Wchodząc do sali od matematyki poczułem się nieziemsko. Moje pierwsze, normalne zajęcia w liceum! Nie mogłem się doczekać, aż poznam nauczyciela.

Patrick wybłagał Jamesa, aby ten usiadł w tym roku z kimś innym. W końcu musiał być blisko mnie. Przynajmniej na początku mojej szkolnej kariery.

Po niespełna pięciu minutach od zajęcia przez nas miejsc, do pomieszczenia weszła kobieta, która z pewnością uczyła matematyki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro