6
Cześć dzieciaki, co tam u was? Ja aktualnie siedzę na moich najdłuższych i ostatnich w życiu wakacjach. Chociaż znając życie, będę musiała znaleźć robotę (czyli coś, czego najbardziej się bałam), więc z wakacji raczej nici, no ale cóż.
D O R O S Ł O Ś Ć
Wracając:
Strasznie dużo ostatnimi czasy doodloje jakieś głupie, małe szkice. Po tym, jak nawet mi to wyjdzie, stwierdzę, że lepiej mu będzie z kolorem. No to czyszczę szkic, koloruje.
"Ej, a może cienie??"
I tak moi drodzy z głupiego szkicowego doodla, wychodzi full pokolorowany szkic.
Uwielbiam rysować Woolly Howle. Znaczy, kieruję się bardziej refką z Rise of Berk (bo ta SoD'owska to kolejny smok robiony na szkielecie Szczerba). Bardzo się tu pobawiłam wyglądem. Czytałam, że smoki te nieco imitują lwy, przez grzywy z łusek. To stwierdziłam: "Zróbmy z niego lwa". I oto on! Jest potwornie przyjemny w rysowaniu (tylko te lotki ogonowe, grrrh. Nigdy nie umiem).
No i ponownie narysowałam inaczej asasyński płaszcz Felka? Bardziej zakryty, jak u Ezio z Relevetions? Ye, coś takiego.
Like, uwielbiam relację tej dwójki?
Smok, który uwielbia frustrować swojego jeźdźca za każdym możliwym razem. Psocić na każdym kroku, słuchać tylko wtedy, gdy sam tego chce?
Z drugiej strony, jeździec, który w sumie swojego gada nienawidzi, ale na żadnego innego by nie zamienił? Bo za mocno się z nim związał i wytrzyma wszystko.
Oboje mogliby rzucić się za sobą w ogień. Oboje mają swoje małe przyzwyczajenia i ogólnego zachowania.
Gdy Felix gładzi, bądź miętosi Iiesara po tych łuskach imitujących grzywę, uspokaja go to, pozwala pozbierać myśli. Tak samo mruczenie tego smoka. Dodatkowo, gdy Felek jest na skraju swojej wytrzymałości emocjonalnej, Iiesar po prostu przybije go do ziemi, położy na nim swój łeb i nie pozwoli wstać, dopóki ten się nie ogarnie.
Tak samo Iiesar, który ma niezbyt dobre skojarzenia z burzami (boi się ich, ponieważ raz Wandersmok go zaatakował i nieźle poturbował). Za każdym razem, gdy słychać w oddali grzmoty i widać przebłyski, ten smok próbuje schować pysk pod ramieniem, w boku chłopaka. Po prostu lgnie do niego bardziej niż zazwyczaj.
Just, they are so sweet. Uwielbiam pisać ich interakcje, najlepsza dwójka.
Kolejny doodel (z dzis- z wczoraj), próbuje w redesing moich starych postaci ostatnio. Na pewno są o wiele lepsze niż kiedyś... (pierwszą ręfkę Philipa można znaleźć chyba w pierwszym rozdziale? Yup, "Progressy z dupy...").
Pobawiłam się tu cieniowaniem i proszę jak wyszło! Jestem bardzo zadowolona z tego szkicu.
Kolejny pokemonowy trener na mojej liście (tym razem z Kalos). Oto Philip Michael Jackson, największy tchórz i scaredy cat w Lumiose. Na codzień zajmuję się pracą w kawiarni jako barman. Po robocie spędza czas na treningu ze swoimi pokemonami. Bardzo chciałby wreszcie coś wygrać, ale ma niezbyt dobre wspomnienia z dzieciństwa oraz swojej podróży. Za każdym razem, gdy staje do walki ma ochotę uciec i schować się jak najdalej, czuje się bardzo niekomfortowo. Jakie to szczęście, że jego pokemony takie nie są. Jego pierwszym pokemonem i partnerem został Froakie, który uratował go kiedyś przed kilkoma opryszkami z wyższej klasy.
Cóż, Philip wyruszył z nim w podróż, nazbierał kilku przyjaciół, jak i wrogów. Przeżył kilka naprawdę szalonych przygód, zarówno tych przyjemnych... jak i tych złych.
No cóż, nie chcę za dużo mówić, bo szykuję z nim małego fika, ehe... ale cichosza. Może kiedyś się dowiecie.
Ding, ding, kolejny redesing. Tym razem again, pokemonowy trener, Leonard Miente!
Uwielbiam to, jak wyszła mi tu poza. Typowo widzę w nim ten jego agresywny charakterek. Widać po oczach: "Chcesz w ryja?". Najlepsze jest to, że ten karzełek jest niski, like, potwornie. Ma te swoje 1,71 metra, ale w stosunku do jego chłopaka (ocka przyjaciółki), który dobił do 2 metrów?? No powiedzmy szczerze, gremlin. Tutaj akurat tego starsza wersja (w sensie, jest starszy - 25 lat chyba dokładnie). To, jest młodsza (ale art sprzed trzech lat).
(Oh, boi, czy widać ten progres w ogóle??)
Yea, niezbyt potrafiłam w rączki. Uważałam wtedy, że prawdziwy artysta nie korzysta z refek, więc wywalone na nie *cri*. Dlatego wychodziły abominacje.
Lecimy dalej! Co ja jeszcze narysowałam w tym tygodniu...
Ah tak, NO WŁAŚNIE.
(Szczerze, nie podoba mi się w sumie to, jak wyszła mu twarzyczka... ale włoski i rączki są cudne według mnie)
To jest twarz, którą znamy i kochamy (yep, to moja ikonka, blessed image. Bardzo rzadki fenomen u tego gatunku, zwany szczerym uśmiechem. Zarezerwowany dla nielicznych)
No, i na dziś sądzę, że koniec? To jak na razie, aa. Do zobaczonka!
I dam wam małą zapowiedz tego, nad czym pracujee.
Yus, wracam do rysowania koni, bb.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro