Prolog
Miała wtedy z 17 lat. Jechała do domu, a raczej willi stojącej na obrzeżach miasta. Żyła w bogatej i szczęśliwej rodzinie. Otwierając drzwi wyciągnęła słuchawki z uszu i wesołym krokiem ruszyła do salonu.
-Hejka Mamo- powiedziała całując rodzicielkę w policzek.
-Cześć Skarbie- kobieta nie oderwała wzroku od książki.- Sonia powinna niedługo zrobić obiad, a Ojciec pojechał na spotkanie biznesowe.
-Mhm- mruknęła blondynka i zanim odeszła przyjrzała się matce.
Robiła to codzień. Obserwowała ciemno brązowe włosy matki, poprzetykane kilkoma srebrnymi pasami. Delikatne palce kobiety powoli przerzucały kartki, a oczy o ciemnych, prawie czarnych tęczówkach śliedziły każde słowo nie potrzebując okularów. Twarz Jess, bo tak kobieta miała na imię, była zawsze opanowana i szczęśliwa, mimo iż zdradzała wiek kobiety. Ale mimo 45 lat jej twarz nadal nie była tak pomarszczona jak u niektórych kobiet w jej wieku. Patrice lekko westchnęła. Była wyjątkiem w rodzinie. Również jej ojciec miał ciemne włosy, ona jaki jedyna była blondynką. Kopią prababki. Ruszyła do kuchni przywitać się z gosposią.
-Cześć Soniu- powiedziała radośnie i podeszła zajrzeć do garnków.
-Oh. Panienka Pa...- zaczęła gosposia.
-Nie. Mówiłam, że masz przestać do mnie mówić per. Panienka.
-Przepraszam Pat. Przyzwyczajenie.
Sonia miała 21 lat i była optymistyczną śliczną dziewczyną. Rude włosy zazwyczaj spinała w koka, jednak pojedyncze pasma okalały jasną i pogodną twarz. Szmaragdowe oczy błyszczały nad małym, piegowatym nosem i całość dawała niesamowity efekt.
-Co dziś na obiad?- Zapytała Pat siadając przy wysepce i wyciągając z torby książki od matematyki.
-Zupa pomidorowa i kotlety cielęce ze słodkimi ziemiakami. A na deser gofry z lodami waniliowymi, sosem czekoladowym i truskawkami.
-Z takim jadłospisem możesz iść do Masterchefa, wygrać i się z tąd wyrwać- zaśmiała się blondynka.
-Nie. Tutaj jest mi dobrze.
-Ja na twoim miejscu uciekłabym jak najdalej.
-Dlaczego?
-Jesteś wolna i możesz robić co chcesz. A ja? A ja jestem tutaj, wychowuję się w bogatej rodzinie i jestem ograniczona przez ambicje rodziców. Wolałabym podróżować. To znaczy wiesz... Nie skarżę się. Mam świetne życie, ale wiem, że nie wyjadę jeśli rodzice nie będą mieli takiego panu. Zamiast zwiedzać będę jeździła tam gdzie karzą i tylko w tych celach. To męczące.
-Wiesz co ja bym zrobiła na twoim miejscu? Robiła szybciej lekcje, bo nie zdążysz przed obiadem.
*****
W jej pokoju nigdy nie panowała cisza i Patrice była pewna, że nigdy nie będzie. W tej chwili z głośników wydobywały się dźwięki gitary układające się w pierwsze akordy utworu "Photograph" Eda Sheerana.
Ułożyła się na łóżku nie zdając sobie sprawy, że to zapewne ostatni taki dzień w jej życiu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc witam z prologiem. Mam nadzieję, że się podoba i że ktokolwiek to przeczyta... No ale cóż, nawet jak nie to Spoko. Okładka się robi (teoretycznie, bo Adze się nie chcę). A teraz zostało mi tylko powiedzieć: Do przeczytania ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro