Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Hogwart

- Witam moich ukochanych uczniów na dzisiejszej lekcji! - zawołała wesoło Rose, trzymając w ręce zawinięty w rulonik pergamin. 

Granger-Weasley ubrana była w zieloną, długą szatę. Jej krótkie, rude włosy złapane były w klamrę z tyłu głowy. Na głowie miała szpiczastą tiarę, która opadała jej na oczy, przez co cały czas musiała ją podnosić. Jednak nawet przez to jej entuzjazm nie opadł i dalej z uśmiechem wpatrywała się w swoją klasę, która z niej chichotała.

Wcześniej Dominique zaprowadziła Lilkę do jednej z ławek, gdzie jedenastolatka zasiadła razem ze swoim starszym bratem, Jamesem, który również, tak jak reszta, ubrany był w swoją szatę z Hogwartu; w wypadku Jamesa była ona z Gryffindoru. Dla młodej Potter również znaleziono jakąś szatę: był to nieco na nią za długi, stary mundurek Rose z domu Godryka Gryffindora. Chociaż Lily zawsze zdawało się, że jeśli byłaby w Hogwarcie, trafiłaby do Hufflepuffu, nie narzekała; to, w jakich kolorach i z jaką przyszywką był jej mundurek akurat nie bardzo ją obchodziło. 

Rose odchrząknęła, chociaż wcale nie pomogło to w uspokajaniu klasy. W końcu Teddy powiedział ,,Przestańcie, panna Granger-Weasley chce już mówić!" i choć gdy to wypowiadał dusił w sobie śmiech, te słowa pomogły i klasa w końcu ucichła. 

- Dziękuję, panie Lupin - rzekła Rosie z powagą. - Jak pewnie państwo wiecie, ale lepiej przypomnę, bo niektórzy z was chorują na sklerozę, jak przy oddawaniu prac domowych, nazywam się Minerwa McGonagall - James zawołał cicho ,,Uwielbiamy cię, Minnie!", co Minnie zignorowała - i dzisiejsza lekcja, zapewne na wasze szczęście, nie będzie dotyczyła transmutacji. 

- Szczęście, wielkie szczęście! - powiedziała z udawaną ulgą Dominique, a jej siostra, ubrana w swoją szatę Ravenclawu zaczęła się z niej śmiać. 

- W takim razie o czym dziś porozmawiamy, pani profesor? - zapytał całkiem poważnie Louis, jednak z wielkim uśmiechem na ustach. On ubrany był w mundurek z borsukiem na piersi - ten pożyczony był od Teddy'ego. James zaczął udawać, że rozgląda się uważnie po sali, po czym stwierdził cicho podejrzanym głosem:

- Coś za dużo rudzielców na tej lekcji... 

- Powiedział pan Wcale-Nie-Jestem-Rudy - odparła Lily, śmiejąc się z brata.

- Moje włosy nie są rude, tylko kasztanowe, mała dynio - prychnął James Syriusz, niby obrażony. 

- Mała dynio? Co to za przezwisko? - zapytała Lily, zażenowana. James już chciał odpowiedzieć na jej pytanie, jednak Rose zmierzyła go surowym wzrokiem, więc tylko wystawił język swojej siostrze, na co ona odpowiedziała tym samym gestem.

- Dzisiaj, panie Weasley, porozmawiamy o osobach, które nie posiadają magii - rzekła uroczystym głosem Rosie, kątem oka, lekko przestraszona, obserwując reakcje jej małej kuzynki. 

Lily na ostatnie słowa zamarła. Znowu poczuła to dziwne, nieprzyjemne ukłucie w okolicy klatki piersiowej. Zanim znowu zaczęła normalnie oddychać minęło kilkadziesiąt sekund. Wiedziała, że jej kuzyni nie chcą zrobić jej na złość, oparła więc głowę na brodzie i skupiła się na Rosie, na znak, że słucha. Mała nauczycielka z ulgą wypuściła powietrze z płuc i kontynuowała swój wywód:

- Drodzy uczniowie, jakie osoby nieposiadające magii znacie? - spytała profesor McGonagall, patrząc po klasie. Hugo, w starej szacie Ravenclawu Albusa, uniósł dłoń do góry. - Tak, panie Weasley? Zna pan odpowiedź?

- Nie, nie znam - Hugo zachichotał. - Ale czy nie powinna pani najpierw sprawdzić listę obecności?

- Nigdy nie widziałam tak niewychowanego ucznia, który by upominał nauczyciela jak ma uczyć - prychnęła Rose, jednak nie mogła udawać obrażonej; zaraz więc parsknęła cicho śmiechem, co starała się ukryć kaszlem. - Ale jeśli tak pan bardzo tego chcę, to sprawdzę ową listę - dodała, rozprostowując pergamin, który trzymała wcześniej w ręce. 

Tak więc nasza młoda pani profesor sprawdziła obecność klasy, co było niezmiernie zabawne, ponieważ przez cały czas na liście powtarzało się nazwisko Weasley. Rose ledwo powstrzymywała śmiech, kiedy wyczytywała kolejne nazwiska. Musiała zawsze dodawać do nich imiona, inaczej bowiem nie można by było tego zrobić. Kolejne opanowywanie śmiechu zabrało z lekcji kilka minut.

- No dobrze, gotowe - westchnęła już wykończona Rose. - Teraz kontynuujmy naszą lekcję... Zna ktoś odpowiedź na moje poprzednie pytanie?

Tym razem rękę uniosła Vic, uśmiechając się serdecznie do nauczycielki.

- Tak, panno Lupin? - Rose zrobiła się cała czerwona na twarzy, po czym natychmiast zaczęła wyjaśniać swoją pomyłkę. - Przepraszam, PRZEPRASZAM! To była pomyłka, zwykła pomyłka, nie to miałam na myśli...

- Spokojnie, Rosie - zaśmiała się cicho Victoire. - Wiem, że mnie tak nazywacie. Nawet Teddy tak czasem mówi, gdy żartuje - wyjaśniła blondwłosa, uśmiechając się delikatnie. 

- Uznajmy, że tego nie było... - mruknęła zawstydzona Granger-Weasley. - Tak więc jaka jest pani odpowiedź na to pytanie, panno Weasley?

- Jednymi z ludźmi nie posiadającymi magię są mugole - odpowiedziała Victoire na to banalne pytanie zadane przez jej młodszą kuzynkę. 

- Poprawna odpowiedź panno Lu... Weasley, panno Weasley - Rose wyszczerzyła nerwowo zęby w stronę Vic. - Pięć punktów dla Ravenclawu... 

- Ravenclaw górą! - zawołał Albus, dumny ze swojego domu, mimo, że punkty, które Rosie dała jego domowi, nie są prawdziwe. 

- Co ty gadasz, Potter, to Slytherin jest górą! Gdyby Lucy tu była, to by mnie poparła - odparła od razu Dom, wspominając o swojej innej kuzynce, córce wujka Percy'ego, która również, tak jak ona, została przydzielona do domu węża. James prychnął.

- Wy to się nie znacie! Gryffindor jest najlepszym domem na świecie! - rzekł James, dumnie wypinając pierś. 

- Potter, ale ty jesteś głupi - zaśmiał się Teddy. - Jasne jest, że to Hufflepuff jest najdumniejszym, najpiękniejszym i najlepszym domem. Molly by się ze mną zgodziła! - zawołał Edward, wspominając kolejną córkę Percy'ego. 

- Proszę przestać, bo zaraz wszystkim czterem domom odejmę punkty! - Rose wyglądała na oburzoną, ale jasne było, że ona również całym sercem stoi za Gryffindorem. - Wracamy do lekcji. Jakie są jeszcze osoby, które nie posiadają magii? Może pan Potter odpowie? - spytała, zwracając się do Jamesa, który akurat opowiadał coś Lily. Kiedy zrozumiał, co się dzieje, oderwał się od opowiadania i spojrzał na nauczycielkę. 

- Eee... no to są jeszcze - James przełknął ślinę - charłacy...

W całym pomieszczeniu znowu zapadła cisza. Wszyscy ukradkiem gapili się na Lily, która nie wiedziała co miała ze sobą zrobić. Nie miała pojęcia, czy to jakiś żart, czy oni na serio chcą teraz rozmawiać o niej. 

- Tak, panie Potter, charłacy - rzekła cicho Rosie, przerywając ciszę. - To o nich właśnie chciałabym dzisiaj głównie porozmawiać. Powiedzcie mi proszę, czym się różni charłak od czarodzieja, oprócz tego, że nie ma w sobie magii?

- Niczym, pani profesor - odparł od razu Teddy. - To nie od rasy zależy, jakim się jest. Czarodziej może być bardzo złym człowiekiem, a charłak dobrym i tak samo może być na odwrót. To nie ma znaczenia, kto ma magię, a kto nie. 

Lily po tych słowach czuła się niezmiernie wzruszona. Już wiedziała, że jej kuzyni zaplanowali tą rozmowę - jednak wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, była tym jeszcze bardziej przejęta.

- Lepiej nie mogłabym tego ująć, panie Lupin - pochwaliła ją Rose. Atmosfera się lekko poprawiła. - Tak jak powiedział pan Lupin, nie ma znaczenia, czy ktoś jest jest mugolem, charłakiem, mugolakiem czy czarodziejem czystej krwi lub półkrwi. I jeśli ktoś zamierza dyskryminować kogokolwiek ze względu na krew, która w kimś płynie odpowie za to bardzo srogo. 

- Podobno rodzina Weasley da w tyłek tym, którzy ośmielą się to zrobić - rzekła konspiracyjnie Dominique, wymieniając spojrzenia z Teddym i Jamesem.

- Nie podobno, a na pewno - dodał James Syriusz, a prawie wszyscy kiwnęli głowami, na znak że się zgadzają. 

Lily oczy zaszkliły się ze wzruszenia, jednak w ciszy wyczekiwała kolejnych słów jej rodziny. Była niezwykle przejęta obrazkiem, który rozgrywał jej się przed oczami.

- Chciałabym wam opowiedzieć pewną historię, kochani - orzekła Rosie - abyście utwierdzili się w przekonaniu, że magia nie ma znaczenia. 

W sali zapadła cisza, a wszyscy z oczekiwaniem wpatrywali się w młodą panią profesor, która zasiadła za swoim biurkiem, złączyła swoje dłonie i zaczęła mówić:

- Kiedy byłam młoda, bardzo młoda, znałam pewną charłaczkę. Była przepiękną, młodą dziewczynką o energicznym żywiole. Cechowała się dobrocią, skromnością i wielką miłością do wszystkich, tylko nie do siebie. Nienawidziła tego, kim była i jaka krew w jej płynęła, tym bardziej, że każdy z jej rodziny był czarodziejem. Miała jednego brata i jedną siostrę, którzy bardzo często poniżali ją z tego powodu. Nie wspierali tej dziewczynki, mimo, że nic złego nie zrobiła.

- A jak na imię miała ta dziewczynka? - spytał Hugo, przerywając swojej starszej siostrze.

- Jej imię było przepiękne i oznaczało niewinność, czystość i piękność; taka też była właśnie ta dziewczyna. Ale wracając: jej rodzeństwo było jej przeciwieństwem, bardzo złym i wyrodnym. Oboje byli czarodziejami i często przypominali swojej siostrze, że nie jest taka jak oni. Ale ta dziewczynka cieszyła się z tego, że nie jest taka jak oni, bo wiedziała, że pycha nie popłaca i z czasem coraz bardziej przekonywała się, że to, że jest charłaczką, ma swoje korzyści. 

- A co się stało z tym wyrodnym rodzeństwem? - dociekał zaciekawiony Albus. 

- Jej brat oszustwem został wysoko postawionym człowiekiem w Ministerstwie Magii; ale kiedy ludzie dowiadywali się, jakim paskudnym człowiekiem był został owiany złą chwałą i wyrzucony z tego stanowiska. Siostra za to zainteresowała się wielce złą magią i ta niestety w całości ją pochłonęła, dosłownie i niedosłownie. Dziewczynka-charłaczka przez całe życie pełniła dobro i zarażała ludzi przekonaniem, że każdy jest równy. - Kiedy Rosie skończyła opowiadać, w klasie rozległy się ciche oklaski jednak nauczycielka znakiem dłoni je przystopowała. - Czy zrozumieliście przesłanie?

- Tak, tak! - Twierdzące słowa rozległy się po klasie, na co McGonagall uśmiechnęła się. 

- To koniec naszej lekcji, kochani - powiedziała Rose, a wszyscy podeszli do młodej Potter. 

Lily przez tą historię nie ukrywała się już z płaczem ze wzruszenia. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego ,,jesteśmy z tobą" niż ta lekcja w Hogwarcie. Znała swoich kuzynów i wiedziała, że prędzej czy później wymyślą coś dużego - ale nie spodziewała się, że to będzie coś tak kreatywnego. 

- Hej, Lily, nie płacz... - Do Lily dotarł ciepły głos Jamesa, którego siostra od razu objęła. Nastolatek zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.

Lily wstała ze swojej ławki, po czym przytuliła wszystkich swoich kuzynów, łącznie z Edwardem. W środku czuła się niesamowicie szczęśliwa, a radosne emocje buzowały po całym jej ciele. Teraz, po tym wszystkim, co jej kuzyni dla niej przygotowali, wiedziała już, że nie będzie aż tak bardzo przejmować się tym, kim jest jak wcześniej. Skoro miała wsparcie swojej rodziny, nic nie powinno jej już martwić, nawet to, że nie jest taka jak oni. 

~

Nie podoba mi się końcówka tego rozdziału, ale nie wiem, jak ją poprawić, więc już tak to zostawię. Przy okazji mogę powiedzieć, że następny rozdział pojawi się za dość długi okres, może dwóch tygodni nawet, za co bardzo przepraszam. Miłego dnia wam wszystkim życzę! <3






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro