Rozdział 25. Iście ślizgońska noc
Kiedy nastał wieczór, Lily spodziewała się przeżyć go jak zwykle, kiedy rozpoczynały się wakacje z jej rodziną - zasiąść w salonie z herbatą w dłoniach, opowiadać swoje historie, które przytrafiły się im w roku szkolnym i miło spędzić czas. Tymczasem Ślizgoni przygotowali dla niej coś kompletnie innego.
Lily wiedziała, że coś się szykuje. Nan wciąż szeptała do Aidana, śmiejąc się i rudowłosa podsłuchała nawet, że wychowanka domu węża mówi coś o pierwszej imprezie i niewinności, co dla Lilki było jasnym przekazem. Następnie James i Albus szeptali coś między sobą o ich mamie i mówili o jakichś dziwnych słowach - zaklęciach, wywnioskowała w końcu Lily, bo nie wiedziała, czym innym mogły być Silencio, Muffliato oraz Quietus, przy czym Albus zdawał się być dziwnie zdenerwowany.
Lily może i czułaby się podekscytowana, gdyby nie to, że w domu dalej była ich mama i ona sama już podejrzewała, jak wyglądają te ślizgońskie imprezy. Ich taty nie było w domu - niedługo po tym jak wrócił do domu z pracy (akurat wtedy był tam tylko trzy godziny) i chciał odpocząć, Albus do niego podszedł i z zaniepokojeniem na twarzy poprosił tatę, aby coś sprawdził, dla pewności - tylko tyle podsłyszała Lily, nie wiedziała jednak, o co chodzi. Pana Pottera nie było więc od tamtej pory w domu i Lily domyślała się, że raczej zostanie w pracy na noc.
Mniej więcej o godzinie dziewiętnastej Nan wzięła niczego nieświadomą Lily pod ramię i wraz z Sierrą zaprowadziły ją do pokoju Jamesa, gdzie chłopcy siedzieli już na podłodze usadowieni na poduszkach, rozmawiając i trzymając szklanki z bursztynowym płynem w dłoniach. Aidan gwizdnął, kiedy Nan, wręcz po królewsku, usadowiła się koło niego na poduszce. Isobel usiadła koło Lilki.
- A więc dopiero teraz zaczyna się prawdziwa zabawa! - zawołał Aidan, od razu podając szklankę Nan, która zaśmiała się perliście na jego słowa.
- Oczywiście, że tak; cóż by to była za zabawa beze mnie? - zapytała, od razu wczuwając się w towarzystwo i przejmując stery: Nan od razu została liderką grupy.
- Izzy, podaj szklankę Lilce - rzekła Nan, starając się jak najszybciej rozkręcić towarzystwo. - Dopiero po kilku kieliszkach poczuje się tak dobrze, jakby była w Hogwarcie. I oczywiście u Ślizgonów, ostatnia impreza u Krukonów to było kompletne dno!
- Hej! - zawołał Albus, urażony obrażaniem jego domu.
Lily przyjęła szklankę, jednak tak bardzo wstydziła się unieść ją do ust przy Jamesie, że w ogóle tego przez pewien czas nie robiła. Dopiero kiedy zauważyła, że James jest już nieco pijany, ośmieliła się zaznać smaku Ognistej Whisky. Skrzywiła się, kiedy napój zapalił jej podniebienie - nie tykała żadnego alkoholu od świąt i wcale nie czuła się z tym źle.
- Dalej nie przywykłaś? - Scorpius zaśmiał się lekko, widząc minę Lily i sam uniósł szklankę do ust, od razu całą wypróżniając. Nie skrzywił się przy tym, a jedynie oblizał później usta, co przyprawiło Lily o takie rumieńce, że musiała na chwilę odwrócić wzrok.
- Czy to w ogóle dziewczyna Ślizgona? - Nan zawtórowała mu śmiechem.
- Dajcie spokój, jeszcze pomyślę, że Slytherin słynie tylko z picia alkoholu, a Hogwart to jedna, wielka speluna. - Lily wywróciła oczami, rozbawiona tymi popisami.
- Ravenclaw w ogóle ogranicza alkohol - rzekł dumnie Albus.- I to, że nasze imprezy są gorsze od imprez Ślizgonów powinno być chlubą, nie wstydem.
- Gdyby nie Ślizgoni, nie miałbyś gdzie się dobrze napić i nie wyściubiałbyś nosa z tych swoich książek. Naprawdę Lily, ja się martwię o twojego brata - chyba nigdy nie wypiłam tyle kieliszków whisky co on przeczytał tych swoich książek.
- Ja bym nie był tego taki pewny, Nan. - Scorpius zaśmiał się, obejmując Lily ramieniem, co James nawet nie skomentował (cudowne właściwości alkoholu, pomyślała rudowłosa), Albus za to skrzywił się, co mogło być jednak skutkiem wypitego chwilę przed tym trunku.
- Gdy ja byłem jeszcze w Hogwarcie, Gryffindor był królem we wszelkich imprezach i przyjęciach. Aż wstyd mi, że po moim odejściu wszystko się zmieniło... - James westchnął dramatycznie, a Aidan i Nan, już z rumieńcami na twarzy od alkoholu, zaczęli się z nim o to wykłócać.
- Tak właściwie to dlaczego nasza mama jeszcze tu nie przyszła? - zapytała Lily, biorąc kolejnego łyka i powoli przyzwyczajając się do rozpalającego, ostrego smaku napoju.
- Jest u pani Davidson na herbatce. Załatwiliśmy, aby tam dziś poszła, bo oczywiście zaklęcie wyciszające Jamesa musiał szlag trafić...
- To nie była moja wina! - oburzył się James.
- To co się stało z tym zaklęciem? - zapytała zaciekawiona Isobel.
- James oczywiście nie mógł się powstrzymać i z Aidanem wypili sobie kilka piw, tak na rozluźnienie do Quidditcha. - Albus wywrócił oczami, a reszta zachichotała. - A chwilę po tym, gdy wróciliśmy, próbował rzucić zaklęcie Muffliato. Oczywiście nic z tego, ledwo się nie zabił robiąc to, bo zaklęcie trafiło w niego i miał jakieś problemy ze słuchem. Co za szczęście, że mieliśmy przy sobie Isobel, jedyną jeszcze rozsądną osobę w tym domu.
Isobel zarumieniła się, ale to może było winą alkoholu - była najbardziej milczącą osobą w ich grupie i wyglądała na taką, co w każdej chwili mogłaby pobiec do łazienki zwymiotować.
- Hej! A co niby ze mną? - zapytał Scorpius, a Albus starał się śmiech zamaskować kaszlem.
- Ujdziesz, Malfoy, tyle że akurat wtedy niewiele mogłeś zdziałać, bo byłeś głową w chmurach i wciąż myślałeś o mojej siostrze.
- Merlinie, zaczyna się... - James wywrócił oczami.
- Dobra, zmieńmy po prostu ten temat - rzekła Nan, a wszyscy się z nią zgodzili, popijając whisky. - Według mnie powinniśmy już zacząć kombinować co do Alice.
- Po pijaku?
- Bo wtedy główka najlepiej pracuje, Potter. - Nan zaśmiała się, a reszta jej zawtórowała.
- Bo czy to nie jest jasne? James do niej pojedzie, cóż, nie znamy jej dokładnego adresu, ale może obejść wszystkie uczelnie i szkoły, a może przypadkiem znajdzie ją od razu, przechadzającą się na ulicy... - powiedział Al.
- Przecież nie pojedzie sam! - Nan od razu sprzeciwiła się pomysłowi Krukona. - Jesteśmy w tym razem, może nie uda się pojechać wszystkim, ale przecież będzie zabawnie - no pomyślcie sobie, my wszyscy, w kompletnie nieznanym mieście, poszukując jego ukochanej! Brzmi jak z mugolskiego filmu!
- Tyle że to nie jest mugolski film, Nan - ostudził jej zapał Aidan. - Ale rzeczywiście, przynajmniej Lily powinna z nim jechać. Przecież przyjaźni się z tym jej bratem.
- Chcesz wysłać najmłodszą Lilkę na podróż do innego miasta? - Nan oburzyła się na niby, bo jako jedyna stamtąd wiedziała, co się stało tego feralnego dnia z Maxem i Lily. Rudowłosa poczuła do niej nagły przypływ wdzięczności. - Daj spokój, ja i tak chcę spędzić jak najwięcej wakacji poza domem, Scorpius na pewno też. Jedźmy wszyscy, no błagam was! To będzie taka zabawa, snuć się razem po nieznanym Gloucester!
- Nie wiem, czy rodzicie mi pozwolą - odezwała się Isobel, przymykając lekko oczy.
- Przekonam ich najlepiej jak będę potrafiła. Aidan?
Chłopak jedynie wzruszył ramionami.
- Nie zależy mi bardzo, ale i tak nie mam co robić na wakacjach.
- No i świetnie! Scorpius, pojedziesz, prawda? - zapytała Nan.
- Jeśli Lily pojedzie, pojadę prosto za nią - odparł Scorpius, a Lily uśmiechnęła się do niego, ale w tym uśmiechu było coś nerwowego: bo Lily wcale nie chciała tam jechać.
Nie chodziło nawet o to, że nie było po co tam jechać, bo dziewczyna wiedziała, że James potrafi sobie sam poradzić. Chodziło tu o Maxa. Lilka znała swoje życie i wiedziała, że jest pełne wywrotów oraz pechowych i niespodziewanych sytuacji. Jeśli znajdą Alice, na pewno prędzej czy później zetkną się też z Maxem, a tego Lily najbardziej nie chciała. Ale nie mogła się już wycofać; nie, kiedy wszyscy się w to aż tak zaangażowali.
- A ja oczywiście również tam jadę. Kto inny będzie pilnował Jamesa? - zapytała Lily, przybierając na twarz nieprawdziwy uśmiech.
- Pff! Ja wcale nie potrzebuję pilnowania. Uwzięli się na mnie! - James westchnął dramatycznie, kiedy inni śmiali się i chichotali.
- Izzy, nie wyglądasz za dobrze. Chcesz się już położyć? - zapytała Nan, patrząc troskliwie na swoją przyjaciółkę i opiekuńczo kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Tak, dziękuję... - wymamrotała Izzy, przecierając oczy. - Przepraszam, chyba za dużo wypiłam.
- Nie szkodzi, i tak siedzieliśmy tu już długo. - Scorpius wstał, natychmiast pomagając Nan przytrzymywać Isobel. - Albus chyba zasnął.
- Wcale nie śpię! Myślę... z zamkniętymi oczami - odparł Al, który opierał się o ścianę siedząc.
- No, do spania! Było milutko, ale chcę przypomnieć, że nie mam eliksiru na kaca - rzekł James, wciąż promieniejąc energią i wstając z podłogi, zbierając poduszki.
- Ojej, ja też go nie mam! - zawołała Nan, wracając z pokoju Lily po odprowadzeniu Isobel wraz ze Scorpiusem. - No nic, nie myślmy o tym, może wcale nie będzie nas boleć głowa...
- O nie, mogliście w ogóle o tym nie przypominać - jęknął Aidan, rzucając się na materac w pokoju Jamesa. - Dobranoc, karaluchy pod poduchy, miłych snów i w ogóle...
- Ta, dobranoc - odparła Nancy, zaczepnie rzucając swoją poduszką w Aidana.
- Wiedźma - skomentował tylko chłopak, dając sobie ową poduszkę pod głowę.
- Palant. Dobranoc, James! - Nan chichocząc odeszła do pokoju Lily, a zaraz po niej wyszedł Albus, przecierając swoje oczy i kierując się do swojego królestwa.
Scorpius i Lily zostali sami na korytarzu.
- Wiesz, myślałem nad tym, żebyśmy sierpień także spędzili razem. Ale tylko we dwójkę. I w innym miejscu - rzekł chłopak, powoli przechadzając się po korytarzu.
- U cioci Andromedy?
- Nie. Tak właściwie to myślałem nad moim domem.
Lily zmarszczyła brwi, zaskoczona tą propozycją.
- Ale co z twoim tatą? Przecież on... no nie można powiedzieć, że mnie uwielbia...
- W tym tkwi problem. Mama była zadowolona tym pomysłem, bardzo by chciała spędzić z tobą trochę czasu, no i nawet już pierwszego września, na stacji, razem z twoją mamą kombinowały, że mogłabyś przyjechać. Mówiła, że przekona tatę, gdy ty się zgodzisz.
- Scorpius, oczywiście, że się zgadzam! Ale twój tata i mój tata... Oni też będą mieli coś do powiedzenia w tej sprawie.
- Obiecuję ci, na pewno uda nam się ich przekonać. Zresztą, jeszcze się spotkamy na wakacjach.
- Tak? Gdzie? Och, czyżbyś znowu coś kombinował?
- A czyżbyś ty zapomniała, że dwudziestego ósmego lipca odbywa się ślub twojej kuzynki i mojego kuzyna? Żywię wielkie nadzieje, że się tam ze mną wybierzesz.
- O mój Boże, no tak! Jak zwykle zapomniałam. I oczywiście, że się tam z tobą wybiorę - myślisz, że ustawiają się do mnie kolejki tych, którzy by mnie tam zaprosili?
- Oj, nie wiem, w końcu przez tak długi okres czasu chodziłaś do jednej szkoły z tym całym Maxem... - powiedział zaczepnie rozbawiony, Scorpius, a Lily poczuła, jakby ktoś wbijał jej szpilkę prosto w serce.
- Przecież wiesz, że się wyprowadził... - odparła Lily, nie wiedząc co innego począć; przez chwilę pomyślała, że Nan wygadała się Scorpiusowi o wyznaniu Maxa, ale chłopak zdawał się być tak samo nieświadomy jak wcześniej.
- Przecież wiem. - Scorpius zaśmiał się cicho, przytulając do siebie Lilkę. - I wiem, że i tak byś nie zwróciła na niego uwagi. No nic, dobranoc, Lily. - Pocałował ją w czubek głowy, po czym uśmiechając się uroczo odszedł do pokoju jego i Albusa. Lily zakręciło się w głowie i chwiejnym krokiem sama odeszła do siebie.
- Och, Lily... - westchnęła Nan, która najwyraźniej musiała usłyszeć ostatnią część rozmowy jej i Scorpiusa. Dziewczyna stała przy drzwiach, wyglądając na zaniepokojoną. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
- Chyba nigdy nie będę w stanie mu tego wyznać - odparła Lily, układając poduszki na swoim łóżku. - Albo los sam potoczy mi kłody pod nogami i Scorpius sam się o tym dowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro