Rozdział 18
Oczy Ayuzawy zawsze błyszczały, gdy używała daru. Przynajmniej tak zakładał Shinsou, bo dopiero drugi raz widział, że go używa. Odczuwał lekki niepokój, wspominając pamiętną noc w akademiku klasy 1-A. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że to na co patrzy jest piękne. Inori siedziała z Eri na ławce, a nad jej dłonią tańczyły pojedyńcze płatki kwiatów wiśni. Dziewczynka zarumieniona, z fascynacją obserwowała ten cudowny pokaz. Może i było to piękne, ale z pewnością niebezpieczne. Co jeśli tak by się powtórzył? Ale czy taka niewinna sztuczka mogła jej zagrozić? Nikt nic nie mówił o zakazie używania quirk ze względów zdrowotnych.
- Ale to jest piękne. Od zawsze tak umiałaś? - zapytała Eri, nie odrywając oczu od płatków kwiatów.
Inori mogła tylko pokręcić głową, a jej czarne włosy delikatnie zafalowały. Dziewczynka nie dopytywała, a Inori nic nie wyjaśniała. Z każdą wspólną chwilą wydawała się coraz bardziej tajemniczą osobą. Mimo że nazwali się przyjaciółmi, byli sobie prawie obcy. Nie znali swoich wad, swoich ran... Swojej przeszłości.
- Shouta po nas niedługo przyjedzie, dopiero skończył patrol - wyjaśniła Kirie, po czym zamilkła, wpatrując się w dar dziewczyny. - Inori, twój dar jest niesamowity, wciąż się rozwija, prawda? Eri mówiła, że zmusiłaś drzewo wiśni do urośniecia i...
- Naprawdę niesamowity dar. - Cała czwórka spojrzała w kierunku, z którego dobiegł ich, nieznany, męski głos. - Biorąc pod uwagę, że nie należy do niej.
Inori otworzyła lekko usta, opuszczając gwałtownie rękę, a płatki kwiatów wiśni opadły na ziemię. Mężczyzna przed nią wyglądał jak zwykły przechodzień, niczym się nie wyróżniał. Był cherlawej postury z ciemnymi włosami wystającymi spod zielonej czapki z daszkiem. Gdyby się nie odezwał nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Dlaczego więc wypowiadał się na temat mocy Inori? Dziewczyna pierwszy raz widziała go na oczy, a jednak przeszedł ją lęk. Eri mimowolnie wtuliła się w ramię nastolatki.
- Możesz powtórzyć? Chyba cię nie dosłyszałam - warknęła Haruna, stając przed siedzącą dwójką, w razie czego gotowa ich bronić. - Hitoshi... - szepnęła tak, że tylko chłopak ją usłyszał. - Zabierz stąd dziewczyny.
Chłopak popatrzył to na nauczycielkę, to na podejrzanego mężczyznę. Na sam koniec spojrzał na bladą Inori. Bardzo chciał w tym momencie wiedzieć, co siedzi jej w głowie.
- Spokojnie, paniusiu - uspokajał tajemniczy gość. - Nie chcę problemów. Ja tylko mówię, że ten dar nie należy do niej.
- A wiesz to, ponieważ...?
- Ponieważ kiedyś był też mój - parsknął śmiechem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Nikt jednak nie podzielał dobrego humoru przybysza. - Kontrola nad płatkami kwiatów wiśni, niby nic, a jaką daję potęgę. Za pewną cenę, co nie? - Skinął głową ku Ayuzawy, ale ta wstała z ławki, powoli się cofając. - Szkoda tej staruszki, ale pożyła naprawdę długo, jak na takie pruchno - zachichotał, a Inori postąpiła kolejny krok do tyłu. Eri już jej nie trzymała. - Można nazwać was złodziejkami, ale to nie ja będę się o to wściekał. Ale on.
- Mów z sensem, człowieku, inaczej zmuszę cię do mówienia - warknęła Haruna, coraz bardziej tracąc cierpliwość wobec tego mężczyzny.
Skupieni na tym osobniku, nikt nie zauważył narastającej paniki Inori. Nawet Hitoshi przestał na nią zerkać, zbytnio pochłonięty tym, co mówił nieznajomy. Ayuzawa drżała, co wyczuła tylko Eri, ale za późno. Nie myśląc nad swoimi czynami, nastolatka wyciągnęła przed siebie ręce, a spod ziemi zaczęły w niesamowitej prędkości wyrastać twarde korzenie. W powietrzu wirowały różowe płatki kwiatów, podobnie jak czarne włosy dziewczyny.
Hitoshi obejrzał się za nią, zaskoczony jej atakiem. Zaatakowała zwykłego gościa na środku ulicy w biały dzień! Przechodni, którzy do tej pory omijali ich, stali oszołomieni zajściem. Niektórzy sięgnęli po telefony, by na mediach społecznościowych relacjonować sytuację. Mężczyzna uniknął korzeni, które niczym szpony sięgnęły po niego. Zaśmiał się, uskakując w bok.
- Ayuzawa, przestań! - zawołał Hitoshi, ale widząc jej oczy, zamglone i nieobecne, wiedział, że wpadła w jakiś trans. Zresztą nigdy nie miał nad nią kontroli. - Ayuzawa!
- O cholera, ale to jest dobre! - zachwycał się mężczyzna. - Pokaż mi więcej!
Haruna przygryzała wargę, odwracając się w stronę przerażonej dziewczyny. Widziała już kiedyś ten stan. Sama popadła w niego dawno temu. To strach nakazywał Inori atakować, aby się ochronić. Złapała nastolatkę za ramiona, lekko nią potrząsając, ale to na nic. Inori zacisnęła zęby, a jej oczy całkowicie zaszły różowym światłem.
Korzenie rozrastały się, tworząc las drzew, wszędzie w powietrzu szalały płatki kwiatów wiśni. Te, niczym ostrza celowały w mężczyznę. Tylko raz go drasnęły, powodując ranę na policzku. Mimo to śmiał się i doskonale bawił, unikając jej nieudolnych ruchów. Nie miała doświadczenia ani kontroli nad darem. Jej towarzysze również nie mogli nad nią zapanować. Coraz bardziej nakręcała go myśl, że dziewczyna wpadła w szał i może go zabić. Shinsou chwycił za nadgarstki przyjaciółki, ale ta zaczęła się z nim tylko siłować, nie przerywając siły niszczycielskiej.
Jednak, gdy korzenie, płatki - gdy to wszystko się zbliżało ku tajemniczemu mężczyźnie - ustało. Korzenie zaczęły się rozpadać, a płatki kwiatów opadać swobodnie na ziemię. Haruna odetchnęła z ulgą, gdy dar dziewczyny przestał działać, a to za sprawą Aizawy, który w porę po nich przyjechał. Mężczyzna w czapce nie podzielał tej radości. Westchnął z rezygnacją, poprawiając czapkę i uciekł w całym zamieszaniu. Tylko Hitoshi się za nim rozejrzał, bo reszta skupiła się na Inori, która wciąż pozostawała nieobecna.
- Co się stało?! - uniósł się zdenerwowany. - Kim był ten człowiek?
- Też bym chciała to wiedzieć! Eri? Jesteś cała? - Kobieta objęła równie przestraszoną dziewczynkę. - Pojawił się znikąd, gadając coś o tym, że dar nie jest Inori, wspomniał coś o staruszce.
- Inori. Inori! - krzyknął Aizawa, chwytając za ramiona podopieczną. - Hej! - Ponownie użył swojego daru, aby przywołać ją do zdrowych zmysłów. Udało mu się, bo oczy na powrót stały się ludzkie, normalne, bez światła. - Jesteś cała?
Dziewczyna milczała, wpatrując się z niezrozumieniem na swojego wujka.
- Inori, czy jesteś cała? Kiwnij głową lub pokręć - nalegał mężczyzna. - Wiesz, kim był ten gość?
Pokręciła głową.
- Inori...
Nastolatka uniosła ręce, aby w migach odpowiedzieć, ale ostatecznie odpuściła. Spojrzała na Shinsou, niewzruszonego całym zajściem. Stał ze stoickim, wręcz charakterystycznym dla siebie, spokojem i obserwował ją. Lecz były to tylko pozory, bo w środku wariował. Inori w ogóle na niego nie reagowała. Gdy próbował ją powstrzymać, walczyła z nim. Była zupełnie kimś innym! Dziewczyna, którą nazwał przyjaciółką nigdy nie skrzywdziłaby muchy, a jednak nie zawahała się, aby spróbować zabić nieznanego typa!
- Wracajmy do U.A. - polecił Aizawa. Jego telefon zawirował, a widząc, kto dzwoni, czuł, że teraz będzie tylko gorzej. Najwidoczniej państwo Ayuzawa miało jakiś nadajnik, kiedy ich córka występowała w mediach. - Tak?
- Aizawa! Co się tam, do cholery, u was w Japonii dzieje? Inori miała odpoczywać a nie być narażana! W internecie huczy od ataku nastolatki na przechodnia! Policja już z nią rozmawiała?
Aizawa na czas wrzasków matki dziewczyny, odsunął od ucha słuchawkę, dbając o swój narząd słuchu. Ta kobieta mogłaby wrzeszczeć godzinami, pozbawiając słuchu. Policji, co prawda jeszcze nie było, ale nie zdziwił go fakt, że w ciągu paru minut od wydarzenia wszyscy o tym wiedzieli. Grono pedagogiczne z pewnością także. W tym dyrektor Nezu. I jego klasa A. Shouta próbował uspokoić matkę Inori, zapewniając, że wszystko ma pod kontrolą. Z trudem, ale udało mu się zapanować nad sytuacją.
- Proszę opiekuj się nią. Jeżeli uważasz, że nic się nie da zrobić albo sytuacja się powtórzy, błagam... Odeślij ją z powrotem do nas, do Ameryki.
I rozłączyła się. Aizawa przez moment stał z telefonem przy uchu, po czym odwrócił się do siedzącej już z tyłu w samochodzie dziewczynie. Wydawała się sama nie wiedzieć, co się stało. Obok niej siedziała Eri i Shinsou. Odesłanie jej do Ameryki byłoby najgorszą rzeczą, jaką by teraz jej zrobili.
* * *
Obraz w telefonie pokazujący destrukcyjną siłę zwykłych korzeni i unoszących się w powietrzu płatków kwiatów wiśni powtarzał się za każdym razem, gdy się kończył. Osoba trzymająca urządzenie uśmiechała się dumnie, po czym odłożyła telefon na bok.
- Dobra robota... Zgodnie z umową. - Do rąk mężczyzny w czapce z daszkiem wręczono plik pieniędzy. Spory plik pieniędzy. - To trochę namiesza w sieci oraz wśród nauczycieli U.A..
- Ja nie chce się wtrącać, ale czy teraz nie będą bardziej czujni? - sapnął mężczyzna w zielonej czapce.
Drugi mężczyzna zaśmiał się, chrapliwie i szczerze rozbawiony.
- Mam taką nadzieję. Wiesz, co robi chwast, gdy napotyka przeszkodę na swojej drodze? Niszczy ją, pochłania i idzie dalej. To kwestia czasu, aż dziewczyna zwątpi w swoich bohaterów... Zabawne, że mój dar wylądował w łapach takiego dzieciaka. No cóż, po latach, odnalazłem go. Starucha wyprowadziła nas w polę, ale jesteśmy prawie w domu, Maro.
Z cienia wyłoniła się ciemna postać, wciąż pozostająca poza zasięgiem ich wzroku. Po głosie dało się tylko poznać, że to kobieta.
- Doskonale. Wzniećmy chaos, niech Japonia drży w posadach. Wkrótce mój ruch. Ale najpierw sprawdzę, co porabia nasza Liga Złoczyńców. Pewnie wciąż się zbiera po stracie jednego zawodnika bądź zawodniczki. Dobrze ci idzie, Mamoru, jeśli chcesz możesz jeszcze nam pomóc.
Mężczyzna w czapce machnął ręką.
- Podziękuję. Za to - pokazał w powietrzu pieniądze - ułożę sobie od nowa życie.
- Szkoda - westchnęła Mara, po czym podeszła i poderżnęła mężczyźnie gardło. - Kontynuujmy nasze zadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro