36
- jako, że jesteś dziewicą zrobimy tylko połowę badań, a drugą połowę jak zaczniesz współżyć- powiedziała lekarka ale ja całkowicie się wyłączyłam i po chwili wyszłam z gabinetu nie mówiąc nawet dowidzenia. Miałam ochotę płakać. Co jeszcze? Może i nie chce mieć teraz dzieci, ale kiedys? Czemu to wszystko musi być takie ciężkie?
- Lily wszystko ok?- Wpadłam na Dave przed budynkiem
- nie!- warknęłam omijając go i idąc w stronę przeciwną niż zaparkował chłopak.
- co tym razem?!- zapytał uniemożliwiając mi dalszą wędrówkę.
- zawsze musi być coś?!- warknęłam
- w ciąży jesteś?- zapytał bacznie mnie obserwując
- co?
- no wyszłaś od ginekologa wściekła, co mógł ci powiedzieć? Jesteś w ciąży?- zapytał. I o zgrozo on nie żartował. Wybuchnę. Zaraz wybuchnę. Albo się poryczę na środku ulicy jak jakiś dwulatek albo go zabije... ( kuszące)
- jesteś idiotą!!!!!- krzyknęłam i odbiegłam od niego- nie idź za mną, chce być sama - dodałam. I ten jeden jedyny raz na prawdę zrobił to o co prosiłam więc mogłam zwolnić tempo. No i co teraz? Nie mogę wrócić tak szybko do domu, zwiałam z lekcji, matka się wkurzy, kolejny problem. No tak jestem problemen. Jednym, nic nie wartym, gównianym problemem.
I stało się, poczułam w gardle dzisiejsze śniadanie. Nie nie nie tylko nie to. Myśl o czymś innym Lila, myśl o czymś innym debilko!
- wszystko w porządku skarbie? - jakaś babcia zaczepiła mnie na chodniku, więc faktycznie musiałam kiepsko wyglądać.
- Wszystko wporządku- powiedziałam i dosłownie uciekłam.
***
- jadłaś coś w szkole?- spytała mama gdy tylko przekroczyłam próg domu.
- tak. Obiad, wychodzisz?- zapytałam grzecznie, nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
- no właśnie, musze pojechać do babci na kilka dni, odkąd Scott wprowadził się do nas, nie ma kto jej za bardzo pomóc- tłumaczyła się, a ja jak zwykle odleciałam w myślach tak daleko jak tylko się dało.
- nie słuchasz mnie -
- muszę się położyć mamo, miłej podróży- zbyłam ją i poszłam do swojego pokoju. I nagle... Olśniło mnie. Rzuciłam tylko na łóżko torbę z książkami i z powrotem wróciłam do kuchni, mając nadzieje że zastane tam jeszcze mama.
Siedziała przy ladzie kuchennej uporczywie nad czymś myśląc i bazgrząc coś w swoim notatniku. Nawet kiedy nie chce to i tak wygląda pięknie. To nie fair!!! Po kim ulicha ja mam geny!!!
- mamo potrzebuję trochę kasy- powiedziałam a ona lekko przestraszona aż wstała, nie zdawała sobie sprawy, że już dłuższą chwilę jej się przyglądam. Albo... Coś ukrywa?'
- kase? Ale zostawiłam ci w salonie pieniądze na życie, na te kilka dni mojej nieobecności- powiedziała
- chce coś kupić, nie mogę?- spytałam swoim najbardziej przekonywującym głosem
- no jasne że możesz. Co zechcesz, cieszę się, że wrócił ci humor, wiesz gdzie trzymam gotówkę, weź ile tam potrzebujesz, a teraz już na prawdę uciekam, nie chce jechać po nocy- powiedziała. I po chwili już jej nie było.
***
Udałam się do sklepu, kupiłam wszystko to czego potrzebuje i od razu wróciłam do domu aby zająć się realizacją mojego planu. Było ciężko, ale właśnie to było mi w tej chwili najbardziej potrzebne. Ciężka praca. Poodsuwałam wszystkie meble od ścian i zaczęłam zdrapywać starą farbę z jednej ze ścian aby następnie nałożyć na nią ciemno purpurową farbę ( odcień fioletu).
Siedziałem wraz ze Scottem u mnie i zastanawialiśmy się gdzie ze szkoły zwiali Dave i Lila. Poszli razem a to nigdy nie wróży nic dobrego.
Pukanie do drzwi spowodowało, że oderwaliśmy się na moment od swoich myśli i poszliśmy otworzyć.
- a ty co tutaj robisz?- zapytałem widząc Dave'a.
- jest tu Lily?- zapytał
- przecież byliście razem !- podniosłem głos
- pokłóciliście się?- zapytał Scott, a ja już znałem odpowiedź - sprawdźmy w domy- dodał Scott i ruszyliśmy do domu obok mając nadzieję że tam właśnie będzie nasza zguba. Już po wejściu do domu udeżyła w nas głośna muzyka dobiegająca z piętra wyżej. Bezszelestnie udaliśmy się pod drzwi jej pokoju i lekko otworzyliśmy drzwi. Remont? Nic nie wspominała o remoncie...stała do nas tyłem i wielkim wałkiem malowała ścianę. Nie słyszała nas.
- nie masz więcej tych pędzli?- usłyszałam za plecami i podskoczyłam w miejscu upuszczając wałek na podłogę.
- Lila co ty robisz?- zapytał Scott
- nie widać??- zdziwiłam się podnosząc upuszczony przedmiot.
- czemu tak nagle?- zapytał Ian
- nie lubiłam wcześniejszego koloru. Drażnił mnie- przyznałam zostawiając na ścianie kolejną smugę.
- przecież kupowaliśmy go razem - zaczął Dave
- wam się kolor spodobał więc go wzieliśmy, nie znoszę tej zieleni- powiedziałam nawet na nich nie patrząc, a oni... Jakby posmutnieli? Nie chce żeby było im przykro przeze mnie.
- weźmiecie się do roboty? Czy nadal mam robić wszysko sama?- spytałam, a oni dosłownie rzucili się do roboty. Tak mało trzeba aby uszczęśliwić drugą osobę.
Taki krótki, ale dziś jeszcze coś dodam ;) dzięki za wszystkie komentarze !! Są mega!!!! Oby więcej takich ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro